Rysownicy-męczennicy
Wpisał: Gabriel Maciejewski   
08.01.2015.

Rysownicy-męczennicy

 

Gabriel Maciejewski  http://www.coryllus.pl  2015-1-8

Ostatnie wypadki paryskie pokazały nam jak głęboki jest rynek prasy, a w szczególności rysunku prasowego we Francji. To jest aż niemożliwe do wyobrażenia dla polskiego twórcy, który tuła się od redakcji do redakcji, od wydawnictwa do wydawnictwa, by sprzedać okazyjnie jeden czy drugi obrazek, którego i tak nikt nie doceni. A tam proszę – jeden dzień w podrzędnej redakcji szmatławego pisma i dwanaście trupów w tym czterech rysowników. Czterech rysowników!!!!

Słyszysz Tomek?! Czy ktoś Ci kiedyś proponował, że będziesz siedział w lokalu i na bieżąco rysował co tam redaktorom przyjdzie do głowy? Chyba nie. Ja widziałem taką sytuację, dawno temu w „Życiu Warszawy”, Raczkowski z Gryniem i jeszcze jednym siedzieli za przepierzeniem i smarowali różne historyjki na bieżąco, wprost na łamy. Niezły był to widok. W dodatku były to w większość rzeczy artystycznie znakomite i zasługujące na osobne wystawy. Jak to zwykle w życiu jednak bywa, z tych trzech zapamiętanych przeze mnie rysowników, karierę zrobił najsłabszy czyli Raczkowski. Stało się tak, bo on był najbardziej anegdotyczny, a dwaj pozostali byli po prostu artystami z prawdziwego zdarzenia, nie tylko opowiadaczami słabych dowcipów.

Zresztą kawały Raczkowskiego to jest po prostu mistrzostwo świata w porównaniu z tym co prezentowali wczorajsi nieboszczycy, przykro mi, ale nie mogę się powstrzymać, przed krytyczną oceną ich prac. Przejrzałem okładki tego pisma i nie mogę dojść po tym doświadczeniu do siebie. To jest coś tak strasznego i beznadziejnego, że szkoda w ogóle gadać. Człowiek jest po tym doświadczeniu tak przygnębiony, jak po powrocie z, nomen omen, pogrzebu. To jest coś, co nie mogłoby się nigdy ukazać w żadnej polskiej gazecie, nawet – obecnie – w gazecie wydawanej przez Jerzego Urbana.

No, a tam ukazywało się regularnie. Jak to możliwe? O tym właśnie chciałem dziś porozmawiać.

Zacznę od deklaracji jednego z zamordowanych, takiego faceta w okularach, który dostawał już wcześniej pogróżki i ostrzeżenia, ale publicznie mówił, że woli umrzeć wyprostowany niż żyć na kolanach. Dobry Boże!!!! Rysowanie tych syfów, było dla tego człowieka życiem? W dodatku w pozycji wyprostowanej?!!! Wykonywanie poleceń wydawcy, poleceń zaplanowanych jako najbardziej chamskie prowokacje, obliczone na najniższe i najbardziej prymitywne gusty urosło w głowie tego biedaka do rang niesłychanych zupełnie. Jak to możliwe?

Sprawa jest prosta. Takie pisma to narzędzia którymi urabia się coś co socjologowie nazywają społeczeństwem. To są młotki do kotletów, niby drewniane, ale z jednej i drugiej strony zaopatrzone w karbowaną blachę. Tłucze się tym po łbach, aż drzazgi lecą. Ktoś za to oczywiście płaci, a tym tłuczonym i tłukącym wyjaśnia się, że walczą o wolność słowa, demokrację i swobodę wypowiedzi. To nieprawda.

Chodzi wyłącznie o podsycanie konfliktu, o to by tlił się cały czas i nie wygasał. Nie ma żadnego powodu, by rysować gołego Mahometa na czterech i nie ma żadnego powodu by rysować Trójcę Świętą w takich pozach jak to widzieliśmy wczoraj w salonie. Nie jest to też żaden objaw wolności słowa, przeciwnie to jest objaw całkowitego zniewolenia i życia pod przymusem. Życia spędzanego idiotycznie, które kończy się śmiercią, być może w ocenie niektórych niezawinioną, ale w mojej ocenie śmiercią wprost wybłaganą.

Sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia wczoraj jest sytuacją laboratoryjną i posłuży ona do skonstruowania kolejnego eksperymentu. Jaki on będzie miał charakter, tego dowiemy się wkrótce. Jedno jest pewne, on także będzie obfity w gwałtowne zgony. Pełno tam będzie śmierci.

Kolega zwrócił mi uwagę, że ten napadnięty periodyk przypomina trochę naszą, nie istniejącą już „Karuzelę”. Takie śmieszne pisemko, na marnym papierze, któremu szefował kiedyś Jerzy Urban. Kiedy to sobie uświadomimy, jeszcze raz przyjdzie nam zastanowić się nad funkcją tak zwanych pism satyrycznych i nad treściami, które są tam publikowane. Ja – jako dziecko – kupiłem sobie tę całą „Karuzelę”, bo wierzyłem wtedy w deklaracje wydawcy. Nie rozumiałem, że one zawsze są biegunowo różne od intencji. Podkreślam – zawsze. Pisma satyryczne nie są tym czym się wydają i zabici wczoraj rysownicy dowiedzieli się tego tuż przed śmiercią.

Prócz funkcji pism satyrycznych zmierzyć się musimy w tym przypadku jeszcze z dwoma ważnymi problemami. Pierwszym z nich jest kwestia wolnego wyboru. Czy rynek francuski, rynek rysowników, jest rzeczywiście tak głęboki jak zasugerowałem na początku? Być może tak, ale warunek zaistnienia na nim jest jeden – profanacja. Bez tego nie ma mowy o publikacji i pieniądzach. Bez tego można umrzeć z głodu. Czy na takim rynku artysta ma jakikolwiek wybór? Jeśli rozumie wolność tak jak zabity wczoraj okularnik, rzecz jasna taki wybór ma. Jeśli nie chce rysować wypiętych tyłków w sytuacjach homoseksualnych to żadnego wyboru nie ma i miał nie będzie, niech zdycha. Jednym słowem – albo uczestniczysz w ustawce politycznej o charakterze globalnym, albo możesz malować pokoje. To jest konstatacja straszliwa, bo ona nam mówi, że tak naprawdę istnieje tylko jeden pracodawca i nie jest nim wcale Pan Bóg, nie jest nim też bogini wolności, czy co tam się obecnie czci w tym Paryżu.

Kolejny problem to podmiotowość państw narodowych. Wczoraj okazało się, że Francja jest jednak podmiotem w polityce międzynarodowej, że na razie jej nie pokawałkują, że Hollande dobrze zrobił nie oddając ruskim tych Mistrali. Prezydent Obama się wypowiedział po zamachu i wszystko jest tak jak powinno być. W nagrodę za swoją postawę Francuzi zostali wyróżnieni, dokonano zamachu w samym środku stolicy, zabito dwunastu obywateli republiki, którzy bronili wolności słowa i oddali za nią życie. Vive la France!!!!

Nie wiem czy rozumiecie jakie to ma dla nas konsekwencje? Otóż póki u nas nie będzie dwunastu trupów nie mamy pewności, że jesteśmy traktowani poważnie. W każdej chwili mogą nas po cichu oddać Putinowi. No, ale szanse na to maleją z każdym dniem, a casting na obrońców wolności słowa już się rozpoczął. Na pierwszym miejscu jest Raczkowski oczywiście, zaraz za nim Szczygieł i Hołownia, potem żywiołki drobniejszego płazu….a wszyscy sądzą, że dożyją w spokoju starości, bo wylosowali los na loterii…Co za ludzie. I pewnie jeszcze wszyscy myślą, że żyją wyprostowani, a nie na kolanach….

Słyszysz Tomek? Musisz się trzymać od tego z daleka, bo żartów nie ma. I nie możesz przyjmować idiotycznych, wyglądających na lukratywne propozycji, bo wciągną Cię do kolejki, a tu jest jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Parę prawdziwych rzeczy…

Gabriel Maciejewski – blog literacki

Zapraszam na stronę http://www.coryllus.pl

====================

rac mówi:

8 stycznia 2015 o 10:04

Zabici to dzieci rewolucji lat 60. wywodzący się ze środowiska magazynu „HaraKiri”, przy którego publikacjach najbardziej brutalne żarty Urbana są jak opowiastki umoralniające dla przedszkolaków. Podobno elita francuskiej grafiki prasowej (takich kilku Kapustów razem). Najgorsze, że oczywiście młotkowana, można rzec przez wieki, francuska opinia publiczna nie pomyśli nic innego jak to, że zabił ich religijny fundamentalizm a lekiem nań jest jeszcze więcej „wolności słowa”. Nie będzie przeszkadzać to, rzecz jasna, tej samej lewackiej elicie w podnoszeniu schizofrenicznej tezy, że to nie byli żadni islamiści tylko biedna bezrobotna francuska młodzież pozbawiona perspektyw przez kapitalistyczno-opresyjno-rasistowskie społeczeństwo, które zepchnęło te wartościowe jednostki do gett. Nikt nie zapyta kto dał tym młodzieniaszkom dokładne plany budynku, kto włożył do ręki kałacha, kto przeszkolił w jego morderczym użyciu nie tylko przeciw bezbronnym okularnikom, ale i skutecznej francuskiej policji (już słyszałem zdanie, poważnego zda się dziennikarza, że przecież tego wszystkiego można się nauczyć oglądając amerykańskie filmy!).