Fraszki pedagogiczne
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
23.10.2009.
Fraszki pedagogiczne

Stanisław Michalkiewicz

Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2009-10-23  |  www.michalkiewicz.pl
Jeszcze raz się okazało, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jak pamiętamy, kiedy tylko red. Lesław Maleszka z „Gazety Wyborczej” bezmyślnie przyznał się do tajnej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, pozostali konfidenci, zwłaszcza ci, którzy w międzyczasie dochrapali się statusu autorytetów moralnych, nie tylko zgodnie szli w zaparte, ale w dodatku – według identycznego schematu; najpierw – że w ogóle nie palili. Potem - że jeśli nawet coś tam kiedyś i zapalili, to się nie zaciągali. Później – że jeśli nawet się zaciągali, to na pewno nikomu to nie zaszkodziło. A kiedy się okazywało, że jednak temu i owemu mogło to jednak zaszkodzić – że po co rozdrapywać stare rany, że zgoda buduje, niezgoda rujnuje, a nawet - że co by powiedział Pan Jezus, gdyby tak, dajmy na to, znowu zmartwychwstał – i tak dalej. Widać było gołym okiem, że jest to postępowanie w myśl instrukcji na wypadek dekonspiracji, co tylko dodatkowo potwierdza podejrzenia, iż formalna nieobecność zarówno SB, jak i razwiedki wojskowej, jest tylko wyższą formą obecności i że konfidenci nadal podlegają surowej dyscyplinie.

Właśnie z okazji kolejnego Dnia Papieskiego, który u nas, jak wiadomo, przypada corocznie 16 października, Główny Teolog Rzeszy, tzn. pardon – jakiej tam „Rzeszy” – nie żadnej Rzeszy, tylko oczywiście III Rzeczypospolitej, czyli red. Jan Turnau z „Gazety Wyborczej” napisał nawet specjalną fraszkę, dotykającą największej bolączki Salonu:

Mówi Papież Polak z nieba

 aureoli mi nie trzeba

Co tam beatyfikacja

najważniejsza jest lustracja

aniołowie, dzielne duchy

ich specjalność, to podsłuchy

polityków podsłuchują

mnie dokładnie informują

jak to w katolickiej złości

marnujecie dar wolności”.

No proszę: „polityków podsłuchują”! I to w dodatku zatwierdzonych przecież przez razwiedkę gwoli pilnowania interesu! A to dopiero katolickie świnie! Czegoś takiego na dłuższą metę, ma się rozumieć, tolerować nie można i skoro już prezydent Kaczyński podpisał traktat lizboński, to tylko patrzeć, jak Nasza Pani Aniela zainstaluje tu Żydoland, a wtedy starsi i mądrzejsi pokażą tubylczym Irokezom, jak należy korzystać z wolności.

Naturalnie przy pomocy jakiegoś pedagogicznego wierszyka o Papieżu Polaku, który ad usum czytelników żydowskiej gazety dla Polaków, która zapewne pozostanie na rynku jako jedyna (bo po co inne mają ludziom mącić w głowach?), mógłby wyglądać na przykład tak:

Papież z nieba upomina:

macie słuchać się rabina!

A gdy trzeba katolika

to słuchajcie się Michnika!

Salonu mi nie lustrować!

Autorytety szanować!

Szczególnie Panią Anielę

z namiestnikiem jej na czele.

Tak korzystając z wolności

przenieście się do wieczności.

Podczas Roku Judaizmu, jaki Żywa Cerkiew, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom Komisji Europejskiej, do tego czasu przeforsuje , będzie można wszystkich tubylców wyuczyć go na pamięć, poczynając od przedszkoli, gdzie stosowne lekcje mogą się odbywać na przemian z czytankami o pingwinach-sodomitach. Czyż nie inaczej poczynał sobie Jerzy Borejsza, tzn. Beniamin Goldberg, we lwowskim „Czerwonym Sztandarze” drukując podczas dobrego fartu w 1940 roku, dla mniej wartościowych tubylców wierszyki w rodzaju:

Mamy śliczne przyodziewy

wyszywamy burki.

Wszyscyśmy syny Stalina

i Stalina córki.

Wystarczy zatem, jak redaktorzy „GW” popytają swoich stalinowskich dziadków, jak się robi takie rzeczy i program pedagogiczny gotowy.

Ale to dopiero na kolejnym etapie, bo na obecnym pojawiła się gwałtowna potrzeba szybkiego opracowania korupcyjnej teorii do korupcyjnej praktyki. Ponieważ na tym odcinku praktyka wyprzedziła teorię, sięgnięto do dorobku myśli anty-lustracyjnej, gdzie niczym perła w koronie jaśnieje odkrycie Jego Ekscelencji, że bez dokumentów i to oryginałów, nikomu niczego uczynić nie można. Toteż pani minister Julia Pitera, która - jak się okazało - wcale nie była od zwalczania korupcji, tylko od Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, sięgnęła do tej skarbnicy. Ponieważ, jak wiadomo, taki Program nie został jeszcze opracowany, przeto Zbycho, Grzecho i Miro, do których zresztą premier Tusk ma pełne zaufanie i właśnie dlatego wyrzucił ich ze swojej pirogi, po pierwsze – wcale nie dopuścili się żadnych „nieprawidłowości”, po drugie – jeśli nawet się dopuścili, to nie zrobili tego w złej wierze, bo jużci – nullum crimen sine lege, co się wykłada, że nie ma przestępstwa, znaczy się – „nieprawidłowości” bez ustawy, a Programu pani minister Pitery, jako się rzekło – jeszcze nie ma, zatem – po trzecie – w ich przypadku, a także w przypadku prywatyzatorów stoczni, o żadnych „nieprawidłowościach” mowy być nie może, bo bez Programu Zapobiegania nie wiemy przecież, co jest nieprawidłowością, a co nią nie jest.

To znaczy – zręby rewolucyjnej teorii do rewolucyjnej praktyki już się właśnie tworzą i pani minister Pitera wyjaśniła, co następuje: „Korupcja jest wtedy, kiedy ktoś przyjął korzyść. Tu było tylko jakieś namawianie. Nie wiadomo, czy coś z tego wyszło”. A jak nie wiadomo, czy coś z tego wyszło, to wiadomo, że nic nie było, no nie? I z tego klucza śpiewa cały Salon, któremu ton podał niezawodny pan prof. Ireneusz Krzemiński, który w myśli postępowej nikomu wyprzedzić się nie da. Ciekawe, że w tej sprawie w całym Salonie występuje identyczna jednomyślność, jak w sprawie lustracji, co podejrzliwcom, których na tym świecie pełnym złości przecież nie brakuje, nasunąć może skojarzenia, że tutaj też może być jakaś instrukcja razwiedki, co do dawania odporu nie wprost. I dzięki pani minister Julii Piterze mniej więcej wiemy, w jakim kierunku odpór będzie dawany – że mianowicie nic z tego nie wyszło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, więc o co się właściwie rozchodzi? Zresztą na wszelki wypadek lepiej tego odporu zbytnio nie nagłaśniać, bo wiadomo: qui s’excuse, s’accuse, czyli - jak mówią Francuzi wymowni - kto się tłumaczy, ten się oskarża.

Wychodząc naprzeciw temu społecznemu zamówieniu „Gazeta Wyborcza” wyszła właśnie do publiczności z gwałtowną potrzebą melioracji Kościoła katolickiego – żeby wprowadził u siebie rodzaj parytetu dla kobiet. Można się było tego spodziewać już wtedy, kiedy KAI opublikowała wynurzenia pani Fuszary, jak to JE abp Kazimierz Nycz życzliwie odnosi się do kwestii kobiecych również w kwestii parytetu. Inna sprawa, że żeby coś z tego w ogóle wyszło, to ktoś powinien przyjąć tu jakąś korzyść. Tam mówi stworzona właśnie dopiero co rewolucyjna teoria, więc nie wypada zaprzeczać. Nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, więc przy pomocy „korzyści” można by, dla potrzeb następnego etapu przyspieszyć tworzenie „Żywej Cerkwi”. Zatem –„ jak forsa – to mi wsuń ją! - byle tylko nie pozostawić żadnych śladów, a zwłaszcza – oryginalnych dokumentów, to nikt nikomu niczego nie będzie mógł zarzucić, a zwłaszcza tego, że robi niewłaściwy użytek z wolności. 

Stanisław Michalkiewicz    www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.