MITOLOGIA AZTEKÓW- satanizm | |
Wpisał: Th. M. Sennott | |
25.10.2009. | |
MITOLOGIA AZTEKÓW- satanizm [dwa urywki z książki Th. M. Sennott „Nieuczynione ludzkimi rękami”, Wyd. Diecezjalne Sandomierz 2006 md] [str. 21: ] ...Znane są ogólne zarysy wierzeń Azteków. Religia ich była pierwotnie mitologią astrologiczną, z bogami słońca, księżyca i gwiazd. Na szczycie wielkiej piramidy w mieście Meksyk znajdowały się dwie świątynie, zawierające wyobrażenia dwóch głównych bóstw: Huitzlopochtli, boga słońca, światła i życia oraz Tezcatlipoca, boga księżyca, ciemności, śmierci i piekieł. Aztekowie wierzyli, że każdego dnia księżyc pokonuje słońce, że słońce każdego dnia umiera, czego znakiem jest czerwień zachodzącego słońca, od rozlanej krwi boga Huitzlipochtli. Ale słońce mogło na powrót ożyć, odrodzić się dzięki wypiciu ludzkiej krwi. Huitzlopochtli zwykle przedstawiany był ze zwisającym językiem, spragniony ludzkiej krwi. W tym diabolicznym odwróceniu rzeczy to nie Bóg zbawia człowieka, lecz człowiek ożywia bożka. Brat Herbert Leies SM pisze: "Aztekowie wierzyli, że ich bogowie koniecznie potrzebują do swojej egzystencji ludzkiej krwi. Bez tego bóg-słońce nie wyruszy w swą codzienną drogę przez niebo, a wtedy bóg zboża nie spowoduje, aby dojrzały kłosy na polach. Aztekowie zawarli więc układ z bogami -ludzie dostarczą krwi, a bogowie obdarzą ich błogosławieństwami, niezbędnymi do życia. Niewywiązanie się którejkolwiek ze stron z przyjętych warunków umowy niosło ze sobą śmierć dla drugiej strony. Ofiary z ludzi stały się obsesją dla Azteków. Krwią, tym tajemniczym życiodajnym płynem, czerwonym, gorącym, tryskającym z wyrwanych ofiarom serc smarowano usta posągów, przedstawiające bogów, a następnie składano z tych serc całopalną ofiarę dla zgłodniałych bóstw. Od czasu do czasu organizowano szaleńcze masowe rytualne zabójstwa, jak podczas oddania do użytku wielkiej piramidy w roku 1487, za panowania cesarza Ahuitzotla. Kroniki podają, że podczas uroczystości złożono wówczas w krwawej ofierze od dwudziestu do osiemdziesięciu tysięcy osób. Dominikanin Duran tak opisuje ceremonie ku czci boga wojny: "Wypuszczonych z klatek jeńców prowadzono w długich szeregach w kierunku czterech bram wielkiej świątyni. Czekali już tam królowie z Mexico, Texcoco i Tacuba oraz stary kapłan Hacacllel, ubrani w swoje najwspanialsze szaty, przyozdobieni klejnotami i noszący insygnia sprawowanych urzędów. Przez cztery dni, od świtu aż do zmroku, trwało to zbiorowe ludobójstwo przeprowadzane przez królów i kapłana. Tysiące czaszek dodano do olbrzymiego ich zbiorowiska, mieszczącego się obok poświęconego dziedzińca. W dniach cyklicznych uroczystości ku czci bóstw ceremonia ofiarna odbywała się na szczycie schodów, wiodących do świątyni, gdzie stał, widoczny z daleka ołtarz ofiarny. Kapłan prowadzący ceremonię, uzbrojony w nóż, wycinał serce rozciągniętej na ofiarnym stole ofierze i jeszcze bijące składał bóstwom w. darze. Następnie odcinał głowę, którą dodawano do zbiorowiska czaszek, a bezgłowe ciało zrzucał po stopniach piramidy w dół. Dostawał je następnie albo wojownik, który pojmał tego człowieka, albo dzielili się nim i spożywali wszyscy uczestniczący w obrzędzie, wierząc, że jedząc poświęcone bogom ciało przejmą siły i moce duchowe tego, kogo złożono w rytualnej ofierze. Aztekowie nie postrzegali tego jako jakiejś kanibalistycznej orgii, a jedynie jako rodzaj komunii". W czasie, gdy odbywało się, opisane powyżej, oddanie do użytku w roku 1487 wielkiej świątyni, zaledwie dziesięć kilometrów od olbrzymiej piramidy, poświęconej bogom Huitzlopochtli i Tezcatlipoca, mieszkał trzynastoletni chłopiec. Nazywał się Cuauhtlatohuac "Ten, Który Mówi Językiem Orłów”: W 1523 roku, mając 48 lat, Cuauhtlatohuac został ochrzczony w kościele, wzniesionym na ruinach wielkiej piramidy. "Ten, Który Mówi Językiem Orłów" przyjął na chrzcie imię Juan Diego. Na wzgórzu Tepeyac, prawie na obrzeżach azteckiej stolicy, czczono inne ważne bóstwo, boginię-matkę Ziemię, zwaną Tonantzin, co można przetłumaczyć jako "matka bogów" lub "nasza matka': Nazywano ją też Cihuacoatl, "małżonką węża': To znów bóstwo żądało dla siebie krwi kobiet. Konkwistadorzy zniszczyli wprawdzie większość posągów azteckich bóstw, na co dziś oburzają się bardzo znamienici świeccy humaniści, jednakże statuę Cihuacoatl - Coatlicue, kolosalnych wręcz rozmiarów, odkrytą w mieście Meksyk w 1790 roku, można oglądać w Muzeum Antropologicznym. Brat Bruno Bonnet- Eymard tak ją opisuje: "Na widok tego potwora człowiek odruchowo zamiera w przerażeniu... Posąg wyobraża kobietę, która zamiast stóp ma łapy tygrysie i orle szpony. Pozbawiona jest głowy, tak jak wszystkie niewiasty, składane w ofierze podczas rytuałów, mających zapewnić ziemi płodność. Z uciętej szyi płyną dwa strumienie krwi, schodzące się pośrodku w kształcie dwóch wężowych głów, tworzących jakby koszmarną maskę... Od pasa w dół bogini ubrana jest w spódnicę ze splecionych gęsto węży, a na piersiach nosi puklerz z rąk i głów oraz wisiorek z czaszki... Żadna rzeźba świata nie daje się porównać z tą statuą Coatlicue pod względem czystego przerażenia, jakie wzbudza w oglądającym". [widziałem zdjęcie posągu, rzeczywiście potwór. MD] Religia Azteków jest najokrutniejszą, najbrutalniejszą spośród wszystkich, jakie znamy, skoro jednak jest to tak widoczne dzieło szatana nie dziwi wcale, że obecnie prowadzona jest intensywna kampania na rzecz rehabilitacji azteckich wierzeń. Nie walczy o to bynajmniej jakaś tylko mała grupa radykalnych Amerykanów pochodzenia indiańskiego, ale przede wszystkim Akademia oraz establishment świeckiego humanizmu, przy wsparciu, rzecz jasna, ze strony antykatolickiego, masońskiego rządu Meksyku. --------------- [ ze str. 27: ] ...Także i Aztekowie zachowali mgliste wspomnienie objawienia, którego dostąpili Adam i Ewa. Czcili bowiem pierwotnie Ometecuhtli, jedynego Najwyższego Boga, stworzyciela świata, jednakże z czasem jego postać została zepchnięta w cień przez bóstwa słońca, księżyca i innych sił przyrody. "Niewielu ludzi wie o tym, iż Bóg prawdziwy już wcześniej objawił swoje istnienie poprzez wiadomość, z jaką wysłał w 1464 roku swojego anioła do Nezahualcoyotla, króla Texcoco. Król Nezahualcoyotl porzucił przeto pogańskie zwyczaje i wybudował świątynie, w których czcił prawdziwego Boga, składając mu w darze swoje modlitwy oraz ofiary z kwiatów i kadzideł. Na krótko przed śmiercią Nezahualcoyotl wygłosił wielkie przemówienie, które zakończył słowami: «Jakże głęboko żałuję, iż nie umiem pojąć woli wielkiego Boga, lecz wierzę, iż nadejdzie czas, kiedy będzie On znany i czczony przez wszystkich mieszkańców tej krainy». Syn Nezahualcoyotla, Nezhualpili, który objął po nim tron, pod każdym względem przypominał swojego ojca. Jego nabożeństwo do prawdziwego Boga zostało wynagrodzone i zasłynął szeroko jako najmądrzejszy człowiek swoich czasów. Niedługo przed śmiercią, w roku 1515, Nezhualpili przeraził bardzo cesarza Montezumę. Wyjawił mu bowiem treść swego snu sprzed kilku dni, z którego wynikało, że Montezuma wkrótce utraci swoją władzę na rzecz najeźdźców zza morza, którzy przyniosą także prawdziwą religię. To zdarzenie, spotęgowane jeszcze przez proroctwa, objawione w 1509 roku księżniczce Papantzin, siostrze Montezumy, doprowadziły do tego, że Montezuma poddał w 1521 roku Cortezowi całe olbrzymie azteckie państwo, co do dziś dnia powoduje niemałą konsternację wśród świeckich historyków" Jedną z najniezwyklejszych azteckich opowieści jest historia o bogu Quetzalcoatlu, Upierzonym Wężu, czczonym jako wieczorna gwiazda, Wenus, a który, jak wierzyli Aztekowie, ukazał się kiedyś pod postacią komety, wyglądającej jak lecący wąż. Warren Carroll, historyk [ Warren H. Caroll, Our Lady oj Guadalupe and the Conquest oj Darkness (Matka Boska z Guadalupy i podbój królestwa ciemności), Front Royal 1983, s. 19,20] tak o tym pisze: "Quetzalcoatl był jednym ze starych bogów, a Topiltzin jego najwyższym kapłanem i dlatego przyjął imię Quetzalcoatla. Ale głównym bóstwem Tolteków był Tezcatlipoca, Dymiące Zwierciadło, pan ciemności, który żądał ofiar z ludzi. Topiltzin nauczał, iż prawdziwy Bóg nie chce takich ofiar, że jest On panem światła, a nie ciemności i chce, aby ludzie żyli, służąc mu w czystości serca, a nie by byli zabijani w jego imię. Czy [..] Topiltzin wiedział, czy tylko miał nadzieję? Bóg jeden to wie. Tezcatlipoca i jego sprzymierzeńcy wygnali Topiltzina, najpierw z Tuli, stolicy Tolteków, a następnie z Choluli. Około roku 987 Topiltzin dotarł przez morze na półwysep Jukatan i tam spędził resztę życia mieszkając pośród Majów. Przepowiednia głosiła, że Topiltzin powróci kiedyś, przez morze, od strony wschodu, aby upomnieć się o swoje dziedzictwo i aby raz jeszcze stanąć na czele swojego ludu i jego potomków... Ta przepowiednia sprawdziła się... imię Quetzalcoatla odczytać trzeba (należy) jako miano nadane Chrystusowi przez nieszczęsny, zagubiony w ciemnościach lud" W 52-letnim cyklu azteckiego kalendarza rok pierwszy trzciny poświęcony był Quetzalcoatlowi, którego specjalne święto przypadało na dziewiąty dzień wiatru. 22 kwietnia 1519 roku wypadł w pierwszym roku trzciny i dziewiątym dniu wiatru i w ten właśnie dzień Cortez po raz pierwszy stanął na meksykańskiej ziemi. Działo się to w Wielki Piątek i dlatego Cortez miejsce, w którym przybił do brzegu nazwał Vera Cruz. Montezumę, jego dwór i kapłanów - wszystkich będących wyznawcami wroga Quetzalcoatla, Tezcatlipoki, bóstwa ciemności - ogarnął paraliżujący strach. Takie było Opatrznościowe "przygotowanie do Ewangelii”, które uczyniło możliwym podbój Meksyku przez zaledwie garstkę hiszpańskich katolików. [czemu nas o tym nie uczono w szkołach? Czemu milczą meRdia? - oczywiście pytanie retoryczne md]
|
|
Zmieniony ( 26.10.2009. ) |