Stokrotka czyta "Nasz Dziennik" | |
Wpisał: kokos26 | |
10.02.2015. | |
Stokrotka czyta „Nasz Dziennik”
kokos26 - 9 Lutego, 2015 http://niepoprawni.pl/blog/kokos26/stokrotka-czyta-nasz-dziennik Jak wiemy komunistyczna cenzura rezydująca w PRL przy ul. Mysiej bardzo czuwała nad tym, aby pewne treści nie pojawiały się w gazetach, książkach, programach kabaretów, a nawet w tekstach piosenek. Ale to tylko jedna strona medalu. Z drugiej strony rzuceni na odcinek propagandy funkcjonariusze dbali z kolei o to, żeby nie brakowało w słowie pisanym i mówionym bałwochwalczych pokłonów składanych władzy i wysławiania pod niebiosa jej wiekopomnych sukcesów. Krótko mówiąc jedni strzygli i cięli tuż przy skórze wszystko to, co było zdrowe i próbowało odrosnąć a drudzy tapirowali i kręcili loki na przerzedzonej czerwonej łysinie, czyli mówiąc dosadniej pudrowali komunistycznego trupa by wyglądał mniej więcej tak jak dzisiaj koafiura towarzyszki redaktor Paradowskiej z „Polityki”. Te komusze atawizmy w dobrym zdrowiu przetrwały tak zwany czas transformacji i przełomu, czego najlepszym przykładem może być redaktorka Monika „Stokrotka” Olejnik. Ona do tej pory piętnowała prawicowe media za coś, o czym napisały lub co powiedziały. Jednak ostatnio postanowiła zganić katolicki „Nasz Dziennik” za coś, o czym jej zadaniem nie tyle nie napisał, ile według niej napisał zbyt mało i nie tak jakby tego życzyła sobie dziennikarska salonowa gwiazda III RP. Po obchodach 70-tej rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz tak narzekała w „Gazecie Wyborczej”: Nie wiedziałam, że pochwalę tabloidy. Dzień po obchodach 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz to "Super Express" napisał: "Mieliśmy wyjść przez komin. Nigdy nie zapomnimy o zbrodniach Auschwitz". A "Fakt": "Wzruszające wspomnienia więźniów w Auschwitz". Na pierwszej stronie "Naszego Dziennika", katolickiego pisma ojca Rydzyka, czytam zaś: "Eksperyment na dziewczynkach" - myślałam, że to o Auschwitz, ale nie, to było o pigułce "dzień po". Zero o obchodach, zero o tym, co mówili ocaleni. Rocznica została odnotowana tylko w kontekście nieobecności córki rotmistrza Pileckiego. Otóż szanowna „Stokrotko” warto byłoby wiedzieć, że postać rotmistrza Pileckiego stała się znana i bliska Polakom między innymi dzięki takim jak „Nasz Dziennik”, polskim patriotycznym i katolickim mediom, bo z jakiejś dziwnej przyczyny te, w których się pani od lat produkuje z tej otchłani niepamięci wydobyć rotmistrza nie chciały. Lista niezwykle ważnych tematów i wydarzeń, o których pisze „Nasz Dziennik”, a o których wy się nawet nie zająkniecie jest bardzo długa i wstydliwa, dlatego czasami warto ugryźć się w język zanim wyjdzie się na kompletną hipokrytkę. Dodajmy hipokrytkę wyposażoną w niebywały wprost tupet, który nakazuje jej pouczanie innych oraz dyktowanie, o czym i jak mają pisać. Przypomnę, że przez całe długie lata próbowaliście tak wytresować Polaków, żeby Żegota kojarzyła się im tylko z właścicielem „najlepszego polskiego życiorysu”, Władysławem Bartoszewskim, niewiele znaczącym młodym asystentem założycielki tej organizacji niosącej pomoc Żydom w okupowanej Polsce, Zofii Kossak-Szczuckiej. Tę znakomitą polską pisarkę i patriotkę, która narażała własne życie ratując Żydów opluto właśnie w „Gazecie Wyborczej publikując artykuł zatytułowany „Katoliczka, patriotka, antysemitka”. Warto przypomnieć, co ta „antysemitka” pisała podczas likwidacji warszawskiego getta: Świat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje – i milczy. Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia (….) Protestu tego domaga się od nas Bóg, Bóg, który nie pozwolił zabijać. Domaga się sumienie chrześcijańskie. Każda istota, zwąca się człowiekiem, ma prawo do miłości bliźniego. Krew bezbronnych woła o pomstę do nieba. Kto z nami tego protestu nie popiera – nie jest katolikiem. To wy milczeliście o prawdziwej bohaterce, członkini Żegoty, wspaniałej Polce Irenie Sendlerowej, która uratowało około 2500 żydowskich dzieci. Mimo prób przypominania o tej wspaniałej postaci czynionych przez polskich patriotów wy woleliście nosić na rękach swojego idola Bartoszewskiego, który o żyjącej jeszcze wtedy w Warszawie Irenie Sendlerowej wiedział, ale milczał powodowany najpewniej swoją znaną na całym świecie skromnością. Pewnie do dziś by się to nie zmieniło gdyby nie amerykański nauczyciel Norman Conrad i jego uczniowie. To oni dotarli do życiorysu bohaterskiej Polki i w małym jak na USA mieście, Kansas City stworzyli w 1999 roku widowisko teatralne pod tytułem „Life in a Jar” (Życie w słoiku). To lokalne przedsięwzięcie o polskiej bohaterce przerodziło się z czasem w duży projekt, który zdobył wielki rozgłos w USA, a przedstawienie było wystawiane kilkaset razy. Przez całą pierwszą dekadę istnienia III RP skromna bohaterka żyła w zapomnieniu. Gdzie była wtedy „Stokrotka” i jej podobni? Czy pisali lub mówili o rotmistrzu Witoldzie Pileckim i Irenie Sendler zbyt mało, albo nie tak jakbyśmy tego oczekiwali? Nie, oni nie mówili i nie pisali o tych wyjątkowych postaciach wcale spijając jednocześnie każde słowo ze słodkich zaślinionych warg Bartoszewskiego. Dlatego próby pouczania katolickiego medium przez ludzi typu Monika Olejnik mówią nam wiele o ich postawach, wyborach, zakłamaniu, perfidii i gumiastych kręgosłupach moralnych. „Stokrotko” - Krytyka „Naszego Dziennika” na łamach „Gazety Wyborczej” na dodatek w wykonaniu Moniki Olejnik z daleka zajeżdża znaną nam dobrze salonową spalenizną, co nie dziwi. Bo jak mówią, gdzie kłamstwo kipi tam prawda się przypala. Artykuł opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta |
|
Zmieniony ( 10.02.2015. ) |