Mopsik i słoń
Wpisał: Izabela Brodacka   
13.02.2015.

Mopsik i słoń

 

Izabela Brodacka

Przed wyborami prezydenckimi nastroje się radykalizują. Okazało się nagle, że Putin traktowany przez lata jako przyjaciel ludzkości, człowiek światły i życzliwy światu, jest niebezpiecznym przestępcą przeciwko któremu powinniśmy wystawić wojska, a przynajmniej wspierać jego izolację ekonomiczną.

Co najbardziej mnie zdumiewa, że takie poglądy wygłasza rządowy establishment, czyli ludzie, którym w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało niejednoznaczne ( a może jednoznaczne) zachowanie Putina w obliczu katastrofy smoleńskiej, a nawet żółwiki przybijane z Tuskiem na słynnym zdjęciu. Konflikt na Ukrainie przyszedł naszym rządzącym w sukurs. Mogli zaprezentować odważne stanowisko. Zgodnie z zasadą wyrażoną w bajce Kryłowa „Ай, Моська! знать, она сильна, Что лает на Слона!”. Dla nie znających tego pięknego języka (albo sądzących że wypada tak udawać ) przetłumaczę: „ Ach mopsik, musi być silny jeżeli szczeka na słonia”.

Nie mogę się oprzeć żeby trochę nie powspominać. Języka rosyjskiego uczyła mnie w liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej pani Halfterowa. Nie byłam jej ulubioną uczennicą i raczej uczyłam się rosyjskiego bez zapału. Ja też jej nie lubiłam. Bardzo lubiłam za to jej męża, rewelacyjnego nauczyciela fizyki, członka komitetu olimpiady fizycznej, o którym krążyły plotki, że był w sowietach zwykłym matrosem. Gdy jakaś blondynka nie popisała się odpowiedzią pan Halfter miał zwyczaj przymykać oczy i mówić: „ tylko do wyższej szkoły gotowania na gazie się nadaje” . Do uczennic zwracał się bezosobowo jak na przedwojennej pensji. Szkoda, że go nie posłuchałam.

Co ciekawe nigdzie nie mogłam znaleźć życiorysu tej pary. Na allegro można wprawdzie kupić podręczniki do rosyjskiego autorstwa pani Halfterowej a poza tym przeczytać zestaw publikacji Piotra Halftera pod adresem. http://www.worldcat.org/identities/viaf-101953462/ ale to o nich wszystko. Być może plotki o ich ciekawej przeszłości nie były bezpodstawne.

Otóż pani Halfterowa stawiała mi czwórkę z rosyjskiego tylko dlatego żeby nie psuć mi świadectwa. W ostatniej czyli czwartej klasie zawarła ze mną jak to powiedziała „dżentelmeńską umowę”. Stawia mi czwórkę a ja obiecuję, że przez pół roku będę codziennie przepisywać jedno rosyjskie zdanie do zeszytu i uczyć się go na pamięć. Dodam, że rosyjski ze względu na kresowe pochodzenie miałam moim zdaniem oswojony, ale pani Halfterowa pogardliwie twierdziła, że to nie żaden rosyjski lecz язык невежественных беларусских крестьян- język ciemnych białoruskich chłopów. Jak widać jej mocarstwowa pogarda do białoruskich chłopów była silniejsza niż moje – jak twierdziła - pańskie wywyższanie się. Dodam, że nigdy i nad nikim się nie wywyższałam. Nie miałam po prostu podstaw.

Choć żadna z nas nie mogła być z definicji ( jako kobieta ) dżentelmenem uznałam że pacta sunt servanda i umowy dotrzymałam. Po pół roku o tym wszystkim oczywiście zapomniałam.

Po wielu latach znalazłam się przypadkiem w większej grupie znajomych na rosyjskim żaglowcu Крузенштерн. Było to podczas Operacji Żagiel w 1974 roku. Okazało się, że ku memu zdumieniu zupełnie swobodnie porozumiewam się z rosyjską załogą w ich języku. Odtąd wielokrotnie reklamowałam polecony przez panią Halfter sposób nauki języka. Mój bratanek podobno nauczył się tak angielskiego. Tak biegle, że potem sam zajmował się uczeniem innych. Oczywiście to jedno zdanie dziennie należy przepisywać ze sprawdzonego podręcznika no i trzeba jakoś oswoić wymowę. Wymowa jest jednak sprawą drugorzędną. Zapamiętane gotowe struktury pozwalają swobodnie mówić.

Znajomi często denerwują się gdy mówię coś po rosyjsku. Nie dlatego, że mam zły akcent. Dlatego, że po rosyjsku „mówić nie wypada”. Tak jakby twórca Oniegina odpowiadał za Putina.