Hierarchowie - progresiści i lewacka ekstrema
Wpisał: Tomasz M. Korczyński   
24.03.2015.

Hierarchowie - progresiści i lewacka ekstrema

 

Tomasz M. Korczyński 2015-3-23  PCh

 

Atakując święte zasady Kościoła, jego kwestie fundamentalne, modernistyczni kardynałowie i biskupi stają w jednym szeregu z otwartymi wrogami katolicyzmu.

 

Nie od dziś wiadomo, że największym zagrożeniem dla prawdziwej wolności, normalnie rozumianej tolerancji oraz zdrowo pojmowanego dobra człowieka są wszelkie hybrydy lewicowej doktrynerii. Niemcy jako główny zakładnik terroru poprawności politycznej, a przede wszystkim własnej historii, nie potrafią przyznać wprost, że lewica niesie zło. Zmora fałszywie utożsamionego z prawą stroną narodowego socjalizmu szachuje zdrowy rozsądek naszych zachodnich sąsiadów, przy czym wybryki anarchistów w faktycznej stolicy Unii Europejskiej to zaledwie czubek góry lodowej problemów, jakie zafundowała normalności lewica europejska.

 

Panosząca się po Starym Kontynencie dyktatura usiłuje, zresztą dość skutecznie, wmówić opinii publicznej prymitywnie dualistyczny obraz świata. W tej dychotomii, prawica to samo zło, podszyte faszyzmem i nietolerancją, zaś lewica uosabia czyste dobro, dążąc do powszechnej zgody, równości i tolerancji. Gdybyż chodziło wyłącznie o sferę odnoszącą się do poglądowych przepychanek na Facebooku, nie byłoby to może aż tak szkodliwe.

Niestety, ten demon dewastuje najistotniejsze obszary współżycia międzyludzkiego, wdzierając się za sprawą konkretnych decyzji politycznych przede wszystkim na obszar normalnej rodziny, swobody sumienia, praworządności, obyczajowości, zagrażając cnotom i depcząc autonomię osoby ludzkiej.

I znowu, gdybyż te niszczycielskie działania sterowane były wyłącznie przez wrogów zewnętrznych Kościoła katolickiego, walka ta przebiegałaby na poziomie konwencjonalnym, a strategia stronników zła byłaby łatwa do rozpoznania, szybko diagnozowana i zwalczana. Niestety, to, przed czym przestrzegał Ojciec Święty Benedykt XVI, stało się faktem. Wilki wdzierają się do owczarni, sieją zamęt wewnątrz niej, urządzają sobie krwawe uczty i bachanalia w środku świątyni. Porywają wiernych, majstrują przy nienaruszalnej doktrynie, bluźnią i profanują świętości. Tuż przed ołtarzem. Niekiedy nawet dosłownie, jeśli uwzględnimy wzrastającą tendencję do profanacji kościołów, ekshibicjonistycznych pląsów lewaków i feministek podczas Mszy Świętej, aktów przemocy wymierzonych w ludzi Kościoła. Takie zjawiska obserwuje się w całej Unii Europejskiej. Dziś chciałbym skupić się na Republice Federalnej Niemiec, ale wskazując na współwinnych plagi antykatolickich działań, którzy reprezentują najwyższe stanowiska w tamtejszym Kościele. To oni bowiem są prawdziwym zgorszeniem i hańbą Kościoła, stając, ramię w ramię z wrogami, naprzeciw atakowanych i dyskryminowanych katolików.

Tolerancyjny jak lewicowiec

Przypomnijmy kilka faktów z życia „tolerancyjnej” lewicy, niech posłużą one jako ilustracja powyższej tezy.

W lutym br. grupa młodzieży katolickiej związana z ruchem pro-life Młodzież za Życiem (Jugend für das Leben) zorganizowała na monachijskim Placu Odeona marsz milczenia zakończony Mszą św. w kościele uniwersyteckim. Inicjatywa była legalna i zarejestrowana, ale i tak katolicy zostali zaatakowani przez lewaków, którzy zablokowali ich przemarsz. Wśród uczestników pokojowej demonstracji były małe, a nawet bardzo małe dzieci. Feministki, lewacy, pederaści chcieli pobić obrońców życia, ale stłoczonych w jednym miejscu manifestantów ochraniała policja. Siedemdziesięciu policjantów zostało zaatakowanych. Napastnicy wykrzykiwali: „Gdyby Maryja dokonała aborcji, byłoby to wam zaoszczędzone”; „Mamy wasze zdjęcia, znajdziemy was”; „Będziemy się masturbować patrząc na zdjęcia waszych dzieci”. Przejaw tolerancji w wersji lewackiej w całej swojej krasie. Najbardziej ucierpiały dzieci, które doświadczyły przemocy i zgorszenia ze strony homoseksualnych i feministycznych seks-edukatorów.

W ubiegłym roku nie było lepiej. Na początku października ekstremiści lewaccy zaatakowali stołeczną parafię pw. Najświętszego Serca Jezusowego. Była to zemsta za popieranie przez liderów wspólnoty berlińskiej Marszu dla Życia, jaki odbył się 20 września. Budynek został zdewastowany i można to nazwać ostrzeżeniem: „Dziś budynek, jutro wy”. Po napaści wiele organizacji chrześcijańskich wyraziło swoje zaniepokojenie niebezpiecznym rozwojem wydarzeń, ponieważ atakowane są nie tylko budynki, ale i ludzie. Przypomnę, że wśród uczestników Marszu dla Życia pojawili się lewaccy prowokatorzy, półnadzy wyuzdańcy, którzy skandowali obrzydliwe i bluźniercze hasła. Chrześcijanie szli w milczeniu, nie dali się sprowokować. Po skandalu, które media postanowiły ukryć, środowiska chrześcijańskie zaapelowały do niemieckich polityków o reakcję na przemoc motywowaną antyreligijnymi uprzedzeniami. Politycy boją się jednak mniejszości ekstremistów, dlatego nie reagują.

Pod koniec września ubiegłego roku właściciel apteki Undine w Berlinie, Andreas Kersten poznał na własnej skórze, gdzie się kończą granice tolerancji lewacko-feministycznej. Jego sklep w dzielnicy Neukölln został zaatakowany przez „tolerancyjną” młodzież lewicową, ponieważ jako głęboko wierzący katolik, Kersten nie sprzedaje u siebie tabletek wczesnoporonnych (w Polsce zwanych „tabletkami PO”). Lewacy, pederaści i feministki postanowili użyć wypracowanych metod bolszewickich, jakimi są przemoc, terror i zastraszanie.

Apteka została obrzucona workami wypełnionymi czerwoną farbą i zanieczyszczona lewackimi plakatami autorstwa studenckiego ruchu, który organizował w pobliżu jedną ze swoich demonstracji. Ta czerwona farba, oznaczenia, ataki, przemoc i zastraszanie przypominają postępowanie niemieckich nazistów (także w Berlinie), którzy oznaczali w latach 30. domy i sklepy żydowskie. Przewodnicząca stowarzyszenia Kerstin Wolter zastosowała „trik putinowski”. Stwierdziła, że plakaty leżały w biurze i każdy mógł je sobie wziąć i nakleić, gdzie chciał. Brzmi to prawie jak: „Takie plakaty można nabyć w każdym lewackim sklepiku”. Widać, przy okazji nabywania tego typu plakatów mózg nabywa dziwnych skłonności do ulegania agresji, co przekłada się potem na „tolerancyjne inaczej” zachowania. Czytanie w nadmiarze Lenina, Gramsciego czy Mao najwyraźniej ułatwia popadnięcie w ideologiczny obłęd.

Tyle przykładów. Przemoc i terror, a nie tolerancja i walka z uciskiem oto prawdziwa twarz środowisk lewackich, feministycznych i homoaktywistów. Za maską odmienianej przez wszystkie przypadki tolerancji kryje się gwałtowna i nieopanowana nienawiść do Boga i Kościoła katolickiego.

Czas przepędzić buntowników

Nie wiem, czy kardynałowie Reinhard Marx i Walter Kasper zaczytują się w „dziełach” wyżej wymienionych autorów, ale niewątpliwie bohaterowie skandalu, jaki miał miejsce na październikowym synodzie przyczyniają się do wzrostu agresji lewackiej wymierzonej w obrońców rodziny. Wiem też, że Kościół jako wspólnota ma prawo reakcji. Ma prawo wypędzić wilki z owczarni.

W tym przypadku wilki zajmują wysoką pozycję. Pełniąc określone funkcje w Kościele, w jakiś sposób, nieformalnie sankcjonują powyższe zachowania. Swoimi woltami i wybrykami zachęcają do atakowania świętości. W sytuacji, gdy sami atakują święte zasady Kościoła, jego kwestie fundamentalne, próbując przeprowadzić demontaż doktryny Jezusa Chrystusa, stają w jednym szeregu z lewackimi napastnikami. Mało tego, posługują się takimi samymi sloganami - jak tolerancja, równość, miłosierdzie, zgoda - którymi opakowują dla niepoznaki zło i nauczanie Antychrysta.

Grupka zwolenników heretyckiej progresji w Kościele katolickim może też szantażować wspólnotę, ze Stolicą Apostolską na czele, groźbą schizmy. Dlatego do sfery odpowiedzialności Kościoła należy radykalne i stanowcze wystąpienie przeciwko buntownikom, ponieważ zachęceni ich przykładem, korzystając z chaosu w niemieckim Episkopacie, otwarci wrogowie katolicyzmu przekraczają tymczasem kolejne granice i są na najlepszej drodze do podjęcia na nowo terrorystycznego dziedzictwa RAF. A schizma, jeśli ma nastąpić i tak się dokona – z kardynałami Marxem i Kasperem, czy bez nich. W tej chwili najważniejsze zadanie to odcięcie od zdrowej tkanki wspólnoty tej chorej, użądlonej śmiercionośnym jadem herezji modernizmu. Wróg w postaci lewicy jest rozpoznany i nie przyciągnie do siebie wiernych, natomiast porywanie owiec przez wilki (w owczej skórze) to wciąż najgroźniejsze niebezpieczeństwo dla Kościoła.

Dlatego tak ważna jest postawa hierarchów Kościoła z Afryki, a także, w ostatnim czasie wypowiedź kard. Paula Josefa Cordesa, który publicznie odciął się od poglądów swojego rodaka, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Niemiec, kard. Reinharda Marxa.

Kard. Cordes, krytykując tezę Marxa, że Kościół w RFN nie jest filią Watykanu, zaznaczył, iż katolicy znad Renu nie mają podstaw do tego, by wynosić się ponad innych, bo religijność Niemców jest w opłakanym stanie i w żadnym wypadku nie mogą oni być żadnym wzorem do naśladowania. Rozwody, konkubinaty, i analfabetyzm religijny są plagą tego kraju.

Tomasz M. Korczyński