Nasze stosunki dobrosąsiedzkie
Wpisał: Lech Jęczmyk   
24.03.2015.

Nasze stosunki dobrosąsiedzkie

 

Lech Jęczmyk [posłane do Kuriera WNET, z nadzieją (?) ]

 

   Wielu polityków i dziennikarzy grozi nam nadciągającą wojną, postanowiłem więc dokonać przeglądu naszych granic z punktu widzenia emerytowanego nauczyciela. No i porucznika rezerwy, co i tak jest, jak się wydaje wyższym stopniem niż większość naszych „ekspertów”. Zacznę od północnego wschodu.

  Mamy dwieście kilometrów granicy z Rosją a właściwie enklawą królewiecką, którą Niemcy planują odkupić. Rosja zabrała Polsce wszystko, co chciała, żeby potem w amoku szczodrości obdzielić naszymi ziemiami Żmudzinów, Białorusinów i Ukraińców. Zabór ten zatwierdzili w Teheranie i Jałcie (na Krymie!) nasi sojusznicy Amerykanie. Teraz już Rosja nie zgłasza żadnych pretensji terytorialnych do Polski.

   Dalej mamy Żmudzinów czyli Litwinów, którzy dyskryminują Polaków, jakich im Sowieci podarowali, prowadzą kłamliwą, antypolską politykę historyczną. W budynku polskiej ambasady w Wilnie wybijają szyby a na ścianach piszą „Suwałki są nasze”. Sami nie są groźni, ale w razie jakiejś zawieruchy przyłączą się do naszych wrogów.

   Białoruś jest jedynym niepodległym krajem w okolicy i po mistrzowsku umocniła swoja niepodległość zaprzyjaźniając się z Chinami. Białoruś według statystyk ONZ w ubiegłym roku wyprzedziła Polskę pod względem ogólnego rozwoju. Nie ma do nas żadnych pretensji, powinniśmy się intensywnie zaprzyjaźniać.

   Ukraina jako republika sowiecka otrzymała rozległe terytoria Polski, Węgier i Rumunii wraz z mieszkańcami. Na Ukrainie Zachodniej czyli na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, w tym we Lwowie, dominują sentymenty nawiązujące do mordującej Polaków OUN-UPA i formacji wojskowych współpracujących z hitlerowcami. W ciągu ostatnich lat zrodziło się na Ukrainie nowe zjawisko – nienawiść do Rosji i Rosjan, które usunęło w cień tradycyjną nienawiść do Polski, która może wrócić po stabilizacji sytuacji na wschodzie (np. uznaniu autonomii terenów z przewagą ludności rosyjskiej). Ukraińcy – na razie nie oficjalnie – domagają się od Polski trzynastu powiatów z „książęcym grodem Przemyślem”. Mamy dość kłopotów z Rosją i Niemcami – powstanie silnej Ukrainy, w dodatku sprzymierzonej z UE, czyli z Niemcami, byłaby dla nas wielkim nieszczęściem.

   Słowacy to nasi przyjaciele, mają do nas pretensje tylko o to, że my lubimy Węgrów. Niejaki Czarnogórski, polityk hołubiony w Polsce, usiłował namawiać mieszkańców Spiszu i Oraw do oderwania się od Polski, na szczęście bezskutecznie.

   Nasza sympatia do Czechów nie jest niestety odwzajemniona – oni nas raczej nie lubią. Obecnie biorą udział w odradzaniu się na razie w obrębie Unii Europejskiej, Austro-Węgier. Polska tam właśnie powinna być, niestety, nie stać jej na żaden samodzielny ruch, na stworzenie żadnej doktryny polityki zagranicznej. Czechy nie szafują krwią swoich obywateli i jedynie w wypadku ogólnego rozszarpywania Polski mogłyby zażądać Worka Kłodzkiego.

   I wreszcie Niemcy, które nigdy nie zrezygnowały ze swoich ziem wschodnich, utraconych w wyniku przegranej wojny. Polska otrzymała je od zwycięskich aliantów dzięki zabiegom Stalina, który znał prawa geopolityki i wiedział, że jeżeli Polska ma kresy wschodnie, to musi trzymać z Zachodem, a jeżeli kresy zachodnie to powinna trzymać ze Wschodem. Uważał, że dar Ziem Zachodnich na zawsze zwiąże Polskę ze Związkiem Sowieckim. Polska zrobiła figla duchowi Stalina a przy okazji sobie, bo mając wciąż kwestionowane Ziemie Zachodnie, pokłóciła się ze Wschodem. Bez dywizji sowieckiej w Legnicy Polska jest skazana na utratę Wrocławia, Szczecina i Opola.

Mamy niemieckie banki, które decydują, kto dostanie kredyt, mamy instytuty i fundacje, mamy mniejszość niemiecką, choć liczniejsi Polacy w Niemczech nie mają praw należnych mniejszości. Przeniesienie stolicy do Berlina powinno być dla Polski dzwonkiem ostrzegawczym, a teraz jeszcze prezydent i pani kanclerz są Prusakami. U nas tymczasem dobija się jedyny Instytut Zachodni, podczas gdy w Niemczech działają w najlepsze instytuty badania Wschodu. Jednym z niepokojących sygnałów powinien być kierunek i zakres  budowanych dróg, w tym rezygnacja z Via Carpatia, wskazująca właściwy, południowy kierunek naszej polityki. Przykłady umacniania się Niemiec na terenie Polski można mnożyć, a fakt zmasowanego straszenia bardzo hipotetyczną agresją rosyjską można uznać za działanie odwracające uwagę od miękkiej agresji z Zachodu.

 

* * *

Polska po dwudziestu pięciu latach nie dopracowała się własnej polityki zagranicznej, bo trudno za taką uznać czepianie się poły a to Niemiec, a to Stanów Zjednoczonych, których doktryna wojenna nie przewiduje  angażowania się w sprawy odległych sojuszników. Oznacza to, że jesteśmy aliantami, kiedy to jest potrzebne Stanom, a kiedy to byłoby potrzebne nam, to mamy sobie radzić sami.

   To wstyd, że plan dla Polski proponują Chiny. Nawiasem mówiąc, zgodny z tradycją Międzymorza i interesem Polski. Ale to już inna historia.