Dziennikarz śledczy który pogrzebie III RP ?  Wyjdzie pan sam, czy ma panu pomóc straż?
Wpisał: Wojciech Sumliński   
27.03.2015.

Dziennikarz śledczy który pogrzebie III RP ?

 

– Wyjdzie pan sam, czy ma panu pomóc straż?

 

http://omon.pl/wiadomosci/212-dziennikarz-sledczy-ktory-pogrzebie-iii-rp

 

 

Mowa tu oczywiście o Wojciechu Sumlińskim, któremu udało się zaciągnąć do sądu aktualnie urzędującego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego.

Czy dokumenty w jakich posiadaniu jest jeden z najlepszych dziennikarzy śledczych w kraju i ogromna wiedza gromadzona przez długie lata pozwolą wzniecić falę, która w niedługim czasie wymyje post-PRL-owski układ?

„Z Bogiem nadzieja nie umiera nigdy”

Jak wszyscy dobrze wiemy, w czasach dzisiejszych żeby dotrzeć do szerszego grona odbiorców informacja powinna być możliwie najkrótsza i przedstawiona w możliwie najatrakcyjniejszym stylu. A waga i istota poniższych informacji jest naprawdę warta rozpropagowania.

Dlatego jeżeli zależy ci na zrozumieniu, kto naprawdę zarządza naszym rozpadającym się państwem, a kim są marionetki w rękach „morderców”? Co znaczą „ciężarówki ze żwirem” w nomenklaturze ludzi stojących na samym szczycie polskiej piramidy? Na czym polega finansowy przekręt przy budowaniu autostrad, kto dostawał przetargi i jaki w tym udział miały „nieistniejące” Wojskowe Służby Informacyjne? O wielkiej walce ze samym sobą i odnalezieniu wiary przepełnionej nadzieją w celowość swojej misji.

Odpowiedzi na powyższe pytania znajdziemy w przełomowym wywiadzie, który ujawnia kulisy walki buldogów pod dywanem.

 

„Jeżeli masz marzenie, spełnij je”

Zapraszamy do poświęcenia 35 minut ze swojego życia, szczególnie ludziom glosującym w poprzednich wyborach prezydenckich na Bronisława Komorowskiego. Na rozmowę z Wojciechem Sumlińskim, która została przeprowadzony przez Witolda Rostowskiego w Nowym Jorku. Jest to niezwykła opowieść o panowaniu nad strachem i balansowaniu na granicy życia i śmierci. Nie jest możliwym żeby informację w wywiadzie, jak i sam wywiad został pokazany przez jakąkolwiek stację telewizyjną głównego nurtu. Dlatego zachęcamy do rozpowszechniania wywiadu pocztą pantoflową, a może z czasem uda się go zobaczyć szerszej publiczności, oczywiście jeżeli wcześniej nie zaczną znikać pewne witryny pod pretekstem bezpieczeństwa (czyt. cenzura).

 

Bardzo mocny wywiad z Wojciechem Sumlińskim:

Fragment książki Wojciecha Sumlińskiego „Z mocy nadziei”:

Wszystko zaczęło się od przeszłości Bronisława Komorowskiego, w której jest wiele białych plam – od 1989 roku, a może jeszcze wcześniej? W tamtym czasie obecny prezydent RP miał spotkanie w rosyjskich nieruchomościach przy Alei Szucha w Warszawie, po którym – według jednego ze świadków – miał powiedzieć, że teraz kariera stoi przed nim otworem. Co miał na myśli? Tego nie wiadomo. Wiadomo za to, że Bronisław Komorowski od lat w sposób dość szczególny był związany z ludźmi pokroju generała Tadeusza Rusaka, którego już w 1990 roku rekomendował do pełnienia funkcji szefa delegatury UOP w Krakowie. W efekcie takiej rekomendacji Rusak został przez Andrzeja Milczanowskiego mianowany na to stanowisko, a następnie, gdy Bronisław Komorowski kierował Sejmową Komisją Obrony Narodowej i MON, został szefem Wojskowych Służb Informacyjnych.

W całej sprawie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Komorowski, to zasłużony działacz antykomunistycznej opozycji, zaś Rusak, jako dowódca kompanii czołgów w grudniu 1981 roku zgłosił się na ochotnika do pacyfikowania kopalni „Wujek”. Czołgi miały zostać użyte, gdyby ze spacyfikowaniem kopalni nie poradził sobie pluton specjalny ZOMO, ale że sobie „świetnie” poradził mordując 9 górników, raniąc 21 innych i pacyfikując całą resztę, propozycja Rusaka o rozjechaniu ich czołgami nie musiała już być realizowana.

Współpraca obu panów była kontynuowana, gdy Bronisław Komorowski został przewodniczącym Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, następnie Ministrem Obrony Narodowej, a w tym samym czasie Tadeusz Rusak został szefem Wojskowych Służb Informacyjnych. Współpraca ta znalazła także odzwierciedlenie w odniesieniu do działalności Fundacji „Pro Civili”, której skład osobowy, działania, a także prowadzone względem niej osłonowe procedury operacyjne, wskazują na dwa przynajmniej fakty: że było to przedsięwzięcie zorganizowane i prowadzone od samego początku przez Wojskowe Służby Informacyjne, pod specyficznym nadzorem Ministerstwa Obrony Narodowej.

I fakt drugi: ci, którzy mięli „paskudnyzwyczaj interesowania prawdziwą działalnością tej Fundacji – źle kończyli. Ostatecznie działalność „Pro Civili” zawieszono, ale setki milionów przepadły bezpowrotnie. Działalność Fundacji, w związku z która śmierć poniosło co najmniej kilka osób i bezpowrotnie zniknęły miliardy złotych, nie została wyjaśniona nigdy.

Próbowałem zająć się tym tematem i w styczniu 2007 roku, jako dziennikarz Telewizji Polskiej pracujący dla programu śledczego „30 minut” pojechałem z ekipą TVP do Sejmu, by zadać kilka niewygodnych pytań ówczesnemu marszałkowi, Bronisławowi Komorowskiemu. By nam nie przeszkadzano, marszałek zaproponował, że rozmowa odbędzie się w jego gabinecie. Oczywiście umawiając się na spotkanie słowem nie wspomniałem, że będę chciał rozmawiać o Pro Civili. Ale nie skłamałem: rozmowa miała dotyczyć Wojskowych Służb Informacyjnych, a wspomniana Fundacja została założona przez żołnierzy tej służby, więc awizowany temat rozmowy obejmował także i Pro Civili. Przynajmniej w moim przekonaniu.

Okazało się jednak, że Bronisław Komorowski miał na ten temat inne zdanie. Po pierwszych ogólnych pytaniach o przyczyny i skutki likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, na które Bronisław Komorowski odpowiadał chętnie, szeroko uzasadniając, przeszedłem do konkretów.

– Panie marszałku, czy słyszał pan o Fundacji Pro Civili?

Wlepił we mnie wzrok, a jego usta ściągnęły się powoli.

– Umawialiśmy się na rozmowę o Wojskowych Służbach informacyjnych.

– A Fundacja Pro Civili została założona przez żołnierzy WSI. Dlatego powtórzę pytanie: czy zna pan Fundację Pro Civili i czy coś pana z nią łączyło ?

Przeszyły mnie szare oczy. Marszałek milczał.

Panie marszałku, następne pytanie: czy docierały do pana, jako Ministra Obrony Narodowej, informacje o specyficznej kooperacji Wojskowej Akademii Technicznej z Fundacją Pro Civili?

– Mam nadzieję, że pan wie, co robi?

– Wiem doskonale. Czy odpowie pan na moje pytanie?

– Ma pan minutę na opuszczenie mojego gabinetu, a potem wezwę straż.

 

Mocne słowa, żadnego owijania w bawełnę. Marszałek wymienił porozumiewawcze spojrzenie ze swoim współpracownikiem, który opuścił gabinet, nie potrafiłem jednak odczytać sensu tego spojrzenia.

– Dlaczego nie chce pan ze mną rozmawiać. Przyszedłem do pana w imieniu opinii publicznej, która ma prawo wiedzieć…

– Pół minuty…

Gospodarz podwinął rękaw marynarki i ostentacyjnie spoglądał na zegarek.

– Wyjdzie pan sam, czy ma panu pomóc straż?

 

Gdy wracaliśmy do telewizji myślałem o tym, że mam o jednego wroga więcej. Nie niepokoiło mnie to jednak. Uważałem, że po prostu staram się rzetelnie wykonywać swoją pracę, która często bywała mało przyjemna, zarówno dla mnie, jak i dla moich rozmówców. Myślałem o tym, że udało mi się zaskoczyć mojego rozmówcę, ale – musiałem to przyznać – on także zaskoczył mnie. Nie spodziewał się takich pytań, a i ja nie spodziewałem się aż takiej reakcji.

„Wrócę do tej rozmowy i następnym razem nie dam się tak spławić”- obiecałem sobie.

Czy mogłem przypuszczać, że następnego razu już nie będzie już nigdy, że marszałek zostanie prezydentem Polski, ja zaś – oskarżonym o przestępstwa?