TU CHODZI O ZEMSTĘ. SKOK.
Wpisał: GRZEGORZ BIERECKI   
02.04.2015.

TU CHODZI O ZEMSTĘ. SKOK.

 

Źródło: W SIECI (16-22 marca 2015)

Nie ma żadnej afery! Wszystkie działania związane z Fundacją na rzecz Polskich Związków Kredytowych, o których rozpisuje się prasa, były prowadzone zgodnie z prawem. Wiem o tym ja, wie szef KNF, autor owej dziwnej notatki, którą następnie wysłał do służb i pani premier.

Rozmowa - Z senatorem GRZEGORZEM BIERECKIM, twórcą i założycielem Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych w Polsce, przewodniczącym Rady Dyrektorów Światowej Rady Związków Kredytowych, rozmawia Andrzej Rafał Potocki

Kiedy w zeszłym miesiącu umawialiśmy się na tę rozmowę, nie wiedziałem, że będę miał okazję robić ją z jedną z największych medialnych gwiazd w tym kraju. Mówi się o panu niemal w każdym programie informacyjnym i publicystycznym.

Rzeczywiście, po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie przebywałem w czasie, gdy pojawiły się pierwsze publikacje, zauważyłem, że moja rozpoznawalność w kraju znacznie wzrosła [śmiech].

Pan się śmieje, ale sytuacja chyba śmieszna nie jest. Pańskie nazwisko pada w kontekście „afery SKOK".

Nie ma żadnej afery! Wszystkie działania związane z Fundacją na rzecz Polskich Związków Kredytowych, o których rozpisuje się prasa, były prowadzone zgodnie z prawem. Wiem o tym ja, wiedzą wszyscy, którzy byli zaangażowani w budowę polskich SKOK-ów. Co więcej, jestem przekonany, że wie o tym szef KNF Andrzej Jakubiak, autor owej dziwnej notatki, którą wysłał do służb i pani premier, a która szybko dotarła do „właściwych" gazet. Przecież gdyby Jakubiak podejrzewał przestępstwo, to złożyłby odpowiednie zawiadomienie do prokuratury, a nie pisał jakieś listy, prawda?

O co więc według pana chodzi? W jednym zdaniu, o ile to możliwe.

W jednym zdaniu? Chodzi o zemstę.

Za co?

Za to, że jako jeden z nielicznych mówiłem prawdę o polskim systemie bankowym, jego patologiach, gigantycznych nadużyciach. Nie bałem się występować w obronie Polaków, którzy są przez banki i lichwiarzy bezwzględnie łupieni. Mówiłem wprost o niewyobrażalnych wręcz pieniądzach wyciąganych z naszych kieszeni i transferowanych za granicę. To realny problem, realne afery i realne interesy, które najwidoczniej naruszyłem. Nadszedł więc kontratak. Kontratak, którego się zresztą od dawna spodziewałem.

Panie senatorze, po kolei. Zacznijmy od sprawy ostatnio najgłośniejszej, a więc sytuacji frankowiczów. W debacie na ten temat pojawia się mnóstwo opinii, pomysłów i projektów. Pan bez niuansowania twierdzi, że za katastrofę odpowiadają banki.

Bo tak jest. Banki stworzyły toksyczne pro-dukty, które z pomocą swoich potężnych machin marketingowo-prawnych, a także przy udziale rzekomo niezależnych ekspertów, masowo sprzedawały Polakom. Między innymi dzięki tzw. kredytom frankowym (mówię „tak zwanym", bo żadnych franków w tym przecież nie było) banki te osiągnęły ogromne zyski. Teraz, kiedy ponad pół miliona naszych obywateli zastanawia się, jak spłacić zawyżone raty, bankowcy troszczą się tylko o to, by owe ogromne zyski nie spadły. Najbardziej szokujący w tym wszystkim jest fakt, że instytucje państwa polskiego powołane do tego, by chronić obywateli państwa, zupełnie się nie angażują w poszukiwanie właściwych rozwiązań. Komisja Nadzoru Finansowego, minister finansów, premier — gdzie oni są? Co robią? Po której są stronie — lobby bankowego czy Polaków? Ja te pytania zadaję otwarcie. I oczekuję wreszcie odpowiedzi.

Jest pan karany za odwagę? To dość karkołomna teza. Krytyków postępowania banków w tej sprawie jest jednak wielu.

Wcale tak nie twierdzę. Przecież nie chodzi tu tylko o wypowiedzi. W sprawie frankowiczów przedstawiłem precyzyjny, pięciopunktowy plan korzystnego dla kredytobiorców rozwiązania sprawy. Wszystko zostałoby przeprowadzone zgodnie z prawem i standardami stosowanymi na świecie. Zyskaliby Polacy, banki musiałyby oddać to, co zagrabiły. Podam inny przykład — tzw. polisolokaty. Tu mechanizm był ten sam, co w przypadku franków. Produkt pułapka, w który łapano Polaków tylko po to, by potem bezwzględnie ich „ogolić". Pisałem w tej sprawie do premiera Tuska, wspierałem walkę przeciwko nieuczciwym instytucjom. To były realne działania, a nie publicystyka. Również na skutek tych działań sprawie wreszcie wnikliwie przyjrzał się UOKiK, po czym nałożył kary w wysokości 50 mln zł. To dla banków oczywiście błahostka, ale pierwszy wyłom w murze został poczyniony. A ja będę robił wszystko, by nadal wspierać Polaków nabitych w polisolokaty.

Jest też nieco zapomniana dziś kwestia WIBOR. Zdaniem Jędrzeja Bielewicza dzięki pańskim działaniom w tej sprawie w kieszeniach Polaków pozostały ponad 2 mld zł.

Pytałem premiera Tuska, czy Komisja Nadzoru Finansowego prowadziła przed 2013 r. postępowania dotyczące prawidłowości ustalania stawek WIBOR. Pytałem, czy wykryto jakieś nieprawidłowości, domagałem się po prostu jakiejkolwiek kontroli nad tym, co wyrabiano z WIBOR. Problem udało się nagłośnić. KNF i Ministerstwo Finansów powołały radę ds. stawek referencyjnych WIBOR. Stawki te w efekcie spadły, a Polacy zaoszczędzili ok. 2 mld zł. Inaczej mówiąc — banki tych pieniędzy nie zarobiły. Myślę, że w ten sposób wielkiej sympatii bankierów nie zyskałem, ale mi na tej sympatii nie zależy. Zależy mi natomiast, by Polacy nie byli okradani. Myślę, że uregulowanie sprawy WIBOR można traktować jako zwycięską bitwę w tej wielkiej wojnie.

Oprócz banków mamy jeszcze firmy pożyczkowe. Prof. Grażyna Ancyparowicz twierdzi, że to one mogą być największym beneficjentem dzisiejszych kłopotów SKOK-ów. Zgadza się pan z tak postawioną tezą?

Naturalnie. Jeśli nie będzie SKOK-ów, to ludzie odrzucani przez banki jeszcze bar-dziej masowo niż dzisiaj ruszą do szemranych firm udzielających pożyczek na wielki procent, a następnie brutalnie egzekwujących spłatę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie przecież, że to dobra sytuacja. Chciałbym przypomnieć, że pierwszy medialny lincz na mnie odbył się w czasie, gdy pomagałem śp. Przemysławowi Gosiewskiemu w przygotowaniu ustawy antylichwiarskiej. Potężny atak nastąpił także za przygotowany przeze mnie projekt ustawy o upadłości konsumenckiej. Te przepisy dawały szansę skutecznego rozwiązania zbytniego zadłużenia Polaków, wyjścia z kredytowej pętli, która stała się koszmarem dla tak wielu naszych rodaków. Moje działania były swego rodzaju policzkiem wymierzonym zagranicznym bankom i lichwiarzom. Wymierzaliśmy ten policzek w obronie Polaków. Jestem pewien, że bez tych działań dzisiejsza sytuacja klientów rozmaitych instytucji finansowych byłaby gorsza.

Idąc do polityki, mówił pan: „Zamierzam być niebezpieczny". Czy dziś nie ma pan wrażenia, że to jednak polityka stała się niebezpieczna dla pana, dla całego sektora SKOK-ów? Trudno przecież pominąć kontekst polityczny ostatnich wydarzeń.

Znajdujemy się w apogeum kampanii wyborczej, jest więc jasne, że nagonka na mnie ma na celu odwrócenie uwagi od afer władzy. Szum informacyjny jest temu układowi na rękę. Nie chciałbym się jednak zagłębiać w tę materię. Między innymi po to, by nie prowokować zbędnych dyskusji, zawiesiłem członkostwo w klubie PiS. Z całą pewnością będę nadal wspierał obóz patriotyczny, bo tylko on jest gwarantem dobrych zmian w Polsce. To wynika z moich przekonań, wychowania, rodzinnych tradycji. Bieżący stan gry politycznej ma tu drugorzędne znaczenie.

W oświadczeniu zapowiedział pan do-chodzenie swych praw na drodze sądowej. Mówił pan o pozwach przeciwko kłamcom. Czy będzie też inny rodzaj reakcji?

Przede wszystkim chciałbym, aby sprawą listu napisanego przez Andrzeja Jakubiaka zajęła się prokuratura. Będę oczywiście do dyspozycji śledczych, gdyby zaszła taka potrzeba. Oczekuję też odpowiedzi od premier Ewy Kopacz, której zadałem pytanie o legalność i zasadność działań — moim zdaniem mogło dojść nawet do naruszenia konstytucji, a komisja, tworząc takie opracowanie, znacznie przekroczyła swoje uprawnienia. Zgodnie z zapowiedzią skieruję pozwy przeciwko osobom, które insynuują mi działania niezgodne z prawem czy etyką zawodową. Nie wykluczam, że takie pozwy będą składane również w Stanach Zjednoczonych. Proszę pamiętać, że jestem dyrektorem korporacji działających w stanie Wisconsin, a kłamliwe publikacje naruszają moje dobre imię na terytorium USA. Racja jest po mojej stronie. Wiem, że prawda zwycięży.