katar i Katar
Wpisał: Iza Falzmann   
15.11.2009.

katar i Katar

IF

         Na Ukrainie szaleje ponoć grypa. Z Wrocławia w ramach bratniej pomocy jadą na Ukrainę transporty maseczek z gazy. Przypomniało mi to zajęcia na studiu wojskowym, podczas których uczono nas, że w razie ataku jądrowego należy: „położyć się za jakąś naturalną osłoną i przykryć białym prześcieradłem”. Studenci dopisywali do tej instrukcji- „i czołgać się powoli w kierunku najbliższego cmentarza”. Nie wiadomo było, dlaczego prześcieradło ma być białe a nie na przykład seledynowe i skąd je wziąć. Maseczki przeciw grypie mają dokładnie taki sam sens jak te prześcieradła czy ochraniacze na kapcie w szpitalach. Maseczka pomoże tyle przy zetknięciu z prawdziwą chorobą, co białe prześcieradło osobie, która znalazła się w punkcie zero. Co gorsza wiadomo, że ludzie będą używać wielokrotnie tej samej maseczki, podobnie jak używają dla oszczędności tych samych ochraniaczy, na których rozmnażają się groźne kultury bakteryjne wynoszone ze szpitali. Ochraniacze na kapcie przynoszą więcej szkody niż pożytku, ale należą do współczesnych, egzekwowanych instytucjonalnie zabobonów. Racjonalne jądro tych zabobonów to interes producentów i sprzedawców. Znajomi Ukraińcy już zwęszyli biznes i zajmują się wykupywaniem gazy w polskich aptekach i przerabianiem jej na maseczki. W Polsce za chwilę zajmie się tym jakiś Grzesiu czy Rysiu a Sejm dla naszego własnego dobra uchwali obowiązek noszenia maseczki pod groźbą grzywny albo więzienia. Ukraińcy twierdzą zresztą, że w ich miejscowości nie ma żadnej grypy i widzą w tym szerzeniu paniki tylko przedwyborcze manewry. Ja podejrzewam jakiś wielki eksperyment socjotechniczny.

          Wiemy dobrze, że współczesnym społeczeństwem z naszego kręgu kulturowego nie zarządza się obecnie za pomocą miecza. Jeżeli przyrównać społeczeństwo do zbioru chaotycznie poruszających się cząstek cała sztuka sprowadza się do umiejętnego przyłożenia napięcia polaryzującego, zmuszającego cząstki do zachowywania się w określony sposób (podobnie jak napięcie anodowe porządkuje ruch elektronów w fotokomórce). Aby to się udało potrzebna jest komunikacja. (Gdyby więźniowie w Oświęcimiu mogli się porozumieć zadusiliby esesmanów i ich psy gołymi rękami.)

         Współcześnie polaryzację nakłada się najczęściej przez wzbudzanie w ludziach przekonania, że uczestniczą w czymś ważnym, w czym uczestniczą wszyscy (tout le monde). Służą temu media i tak zwane środowiska opiniotwórcze, czyli – opłacani lub nie- agenci wpływu. Znajomy student, playboy i bywalec, przyznał mi się, że znana agencja reklamowa płaci mu spore honorarium za podsuwanie dziewczynom określonych perfum i polecanie znajomym klubów. Nazywa się to marketingiem szeptanym.

         Rodzajem marketingu szeptanego było zrobienie z ojca Rydzyka i braci Kaczyńskich „złych panów”. Mój syn, gdy miał trzy lata, chciał z góry wiedzieć, kto w oglądanej bajce jest „złym panem”, bo perspektywa samodzielnego oceniania przerastała go. Większość osób plujących na Radio Maryja nigdy tego radia nie słuchało, ale jak mój trzyletni syn, boją się samodzielnej oceny. Wypowiadając się negatywnie na temat ojca Rydzyka mają poczucie, że postępują jak należy (że są comme il faut), że znajdują się w głównym nurcie wydarzeń (że unosi ich mainstream).

         Całe zamieszanie wokół świńskiej grypy, traktuję jako wielkie manewry, sprawdzanie czy da się ludzi nakłonić do chodzenia w maskach, faszerowanie się lekami o działaniu placebo i innych zabobonnych zabiegów. W tle są oczywiście wielkie pieniądze koncernów farmaceutycznych. W naszych czasach nie tylko pieniądze stały się wirtualne. Coraz więcej towarów to towary czysto wirtualne jak pozwolenia na emisję CO2, lub rzeczy w najlepszym wypadku bez wartości, a w gorszym szkodliwe ale zachwalane jako panaceum na różne bolączki. Należą do nich zarówno diety odchudzające jak i jogurty rzekomo wspomagające system odpornościowy oraz cudowne lampy do naświetlań i kursy jogi czy asertywności.

         Nie przebadane szczepionki, nie wiadomo gdzie produkowane to również w najlepszym przypadku placebo. W najgorszym - narażanie obywateli na poważne skutki uboczne, o których nikt nie chce ich poinformować. Dlatego najbardziej niepokojący jest pomysł przymusowych szczepień przeciwko grypie.

         Wiadomo, że jeżeli naukowcy i lekarze dojdą do jakiegoś przekonania, społeczeństwo dla jego własnego dobra jest poddawane różnym, często zabobonnym wręcz praktykom związanym z tym przekonaniem. Na przykład radzieccy lekarze uważali, że tak zwana siara szkodzi dziecku. Dlatego noworodki były przystawiane do piersi dopiero trzy, cztery dni po porodzie. Większość matek traciła oczywiście pokarm i niemowlęta przechodziły na karmienie sztuczne, którego negatywne skutki dopiero teraz zaczyna się oceniać i opisywać. Nie wiele lepiej było w Polsce. Matki były nakłaniane, do karmienia niemowlęcia z zegarkiem w ręku, co trzy godziny. Do menu dziecka wprowadzano od trzeciego miesiąca życia zupy z mięsem lub żółtkiem. Matka, która niefortunnie przyznała się, że karmi dziecko, gdy płaczem sygnalizuje ono, że jest głodne, albo, co gorsza, że nie wlewa mu na siłę do buzi znienawidzonych zupek, była traktowana jak ciemna wiejska baba i straszona sądem rodzinnym. Dopiero, gdy amerykańscy uczeni odkryli ( siekierę pod ławą), że należy karmić dziecko na żądanie i że najkorzystniej jest karmić niemowlę przez rok wyłącznie piersią, zrezygnowano z nakłaniania matek do faszerowania niemowląt uczulającymi rosołkami i żółtkami w zupie. Ciekawe czy którykolwiek z lekarzy zmuszających matki do tych absurdalnych praktyk czuje się odpowiedzialny za wywołane przez nie ciężkie choroby alergiczne na przykład astmę.

         To samo dotyczy szczepionek. W sprawie karmienia można było ostatecznie dla dobra dziecka i świętego spokoju kłamać. W sprawie szczepionek nie było wyboru. Odmowa lub unikanie szczepień było i jest pierwszym argumentem na rzecz odebrania obywatelowi praw rodzicielskich i zabrania jego dziecka do placówki opiekuńczej.

         Szczepienia przez dłuższy czas przedstawiane były jako dobrodziejstwo ludzkości takie jak elektryfikacja, czy nawozy sztuczne i pestycydy. Pestycydy pierwsze znalazły się na czarnej liście. W następnej kolejności zaczęto dostrzegać negatywne dla zdrowia skutki stosowania nawozów sztucznych. (Nie bez przyczyny rozsądni rolnicy hodowali osobno warzywa i owoce dla siebie i osobno na sprzedaż.)

         Przymusowe szczepienia też budzą obecnie w świecie naukowym wiele wątpliwości. Istnieją podejrzenia, że są odpowiedzialne za wzrost zachorowań na białaczki i autyzm. Poważni naukowcy twierdzą, że brutalne wkraczanie w tak skomplikowane mechanizmy jak system odpornościowy organizmu przypomina naprawianie zegarka metodą rzucania go o ziemię, co jak wiadomo często pomaga, ale z nieznanym na dłuższą metę skutkiem.

         Po raz pierwszy w historii rządów Tuska coś rozsądnego usłyszałam z ust jego ministra. Pani Kopacz powiedziała, że firmy nie chcą dostarczać szczepionki do aptek i negocjują jej kupno z rządami, bo nie chcą płacić ewentualnych odszkodowań za poszczepienne powikłania. Powiedziała również, że robienie paniki jest nieracjonalne, bo grypa A/H1N1v przebiega łagodniej niż inne odmiany grypy i ma mniejsza śmiertelność oraz, że nie przeprowadzono wystarczających badań nad ubocznymi skutkami szczepionek.

         Nie jest dla mnie jasne skąd niespotykany przypływ zdrowego rozsądku w rządzie. Możliwe, że po prostu nie ma pieniędzy na szczepienia. A może pan Rysiu i pan Grzesiu nie dogadali się jeszcze w kwestii prowizji. Komunikaty dotyczące negocjacji rządowych z koncernami farmaceutycznymi są równie enigmatyczne jak ongiś komunikaty na temat negocjacji w sprawie sprzedaży stoczni. Rokuje to źle, bo znowu przecież chodzi o katar.

Zmieniony ( 16.11.2009. )