HISTORIA, KTÓRA TRWA. Komorowski i Fundacja "Pro Civili"
Wpisał: Wojciech Sumliński   
28.04.2015.

HISTORIA, KTÓRA TRWA. Komorowski i Fundacja "Pro Civili"

 

Wojciech Sumliński "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego" , str. 159 inn.

 

W ciągu kilku dni napłynęły do mnie in­formacje z trzech niezależnych źródeł. Wszystkie po­twierdzały, że Fundacja "Pro Civili" jest wyjątkową organizacją przestępczą. Wszystkie zalecały wyjąt­kową ostrożność przy zajmowaniu się tym tematem.

I wszystkie zwracały uwagę na tajemniczą rolę związa­ną z działalnością Fundacji byłego ministra obrony na­rodowej, Bronisława Komorowskiego. Niezależne źródła przedstawiały zupełnie inny obraz byłego szefa MON, niż ten, który był znany opinii publicznej. Czytając opra­cowania mogłem prześledzić drogę kariery byłego mi­nistra, pełną zadziwiających wydarzeń, od wykładowcy w Seminarium w Niepokalanowie, gdzie według rela­cji jego ówczesnych słuchaczy stał się zarzewiem buntu kleryków, co ostatecznie doprowadziło do zawieszenia całego roku, po kontakty z szemranym biznesmenem Januszem Paluchem i generałami WSI.

Było coś nie­pojętego w tym, że ten zasłużony działacz opozycji demokratycznej tak łatwo wchodził w relacje z wyso­kimi rangą oficerami Wojskowych Służb Wewnętrz­nych, późniejszych Wojskowych Służb Informacyjnych. Na przykład taki generał Tadeusz Rusak: w PRL ak­tywny w inicjatywach ukierunkowanych na zwalczanie opozycji demokratycznej, w III RP za kadencji przewod­niczącego Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, a zaraz potem ministra Obrony Narodowej, Bronisława Komo­rowskiego zrobił błyskawiczną karierę i został szefem WSI. Jak to możliwe, że działacz opozycji solidarnościo­wej zawiązał relacje z takim oficerem wojskowych służb tajnych'?

 

Albo Bolesław Izydorczyk. Gdy Bronisław Komorow­ski został ministrem Obrony Narodowej, doprowadził do tego, że ten były szef WSI otrzymał certyfikat bezpie­czeństwa NATO. Wydarzenie jawiło się jako absolut­nie skandaliczne i szokujące, bo przecież Izydorczyk był kursantem szkoleń wywiadowczych GRU w Moskwie i z tamtych czasów datowały się jego bardzo bliskie związ­ki z rosyjskimi szpiegami - na tyle bliskie, że w opar­ciu o wiele poszlak podejrzewano nawet, iż mógł zostać zwerbowany przez rosyjski wywiad. Ustalono na przy­kład, że latem 1992 roku generał Izydorczyk spotkał się w Zakopanem z rezydentem służb rosyjskich w okolicz­nościach, które jednoznacznie wskazywały na spotkanie wywiadowcze. Było to oczywiste do tego stopnia, że na­wet generał Tadeusz Rusak, nie chcąc się "podkładać", odmówił wydania Izydorczykowi certyfikatu.

Na skutek jednak nacisków ze strony ministra Bronisława Komo­rowskiego - o których mówił w kilku gremiach – uległ i ostatecznie zgodę podpisał. Tak więc dzięki szefowi MON generał Izydorczyk uzyskał certyfikat bezpie­czeństwa NATO do dokumentów oznaczonych klauzulą "ściśle tajne" i mógł wyjechać do Brukseli, gdzie objął funkcję Dyrektora Partnership Coordination Cen (PCC) w Mons. Przebywał tam do 2003 roku, mając dostęp do informacji stanowiących najwyższe tajemnice NATO.

Jak wytłumaczyć fakt, że Bronisław Komorowski aż do tego stopnia, nawet wbrew decyzji szefów WSI, zaan­gażował się w walkę na rzecz udostępnienia generało­wi Izydorczykowi certyfikatu bezpieczeństwa NATO? Czy mógł nie wiedzieć o faktach, które znane były co najmniej kilkunastu jego podwładnym'? Meldunki tych ostatnich, które miałem teraz przed oczami, wskazywały jednoznacznie, że to niemożliwe. Bronisław Komorowski, jako minister Obrony Narodowej, był dokładnie poinfor­mowany o wszystkich podejrzeniach względem Izydor­czyka, a mimo to do końca nalegał na wydanie mu certy­fikatu bezpieczeństwa NATO i ostatecznie dopiął swego. Wieloźródłowe informacje wzajemnie się potwierdzały i uzupełniały. Im więcej czytałem o Komorowskim, tym bardziej byłem poruszony stopniem jego kontaktów i re­lacji z oficerami Wojskowej Służby Wewnętrznej, którą w 1991 roku przemianowano na Wojskowe Służby In­formacyjne.

Wszystko to było tak porażające, że nie sądziłem, iż cokolwiek może mnie jeszcze zaskoczyć.

A jednak nie doceniłem "zdolności zapoznawczych" Bronisława Komorowskiego, bo kolejna notatka wbiła mnie wprost w fotel. Zawierała informację, iż w listopadzie 1989 roku Bronisław Komorowski miał wizytować należące do Ro­sjan nieruchomości w Alejach Szucha. Po spotkaniu do oczekującej na zewnątrz osoby miał wedle jej relacji po­wiedzieć: "teraz moja kariera pójdzie jak z płatka." Jak wytłumaczyć takie słowa w takim kontekście'? Czy moż­na je wyjaśnić przechwalaniem się, czy jakąś zadziwia­jącą odmianą mitomanii'? A jednak wiele wskazywało, że za tymi słowami kryła się prowadzona przez potężne moce logiczna gra, która w krótkim czasie wywindowała dawnego opozycjonistę "na salony" i do błyskawicznej kariery politycznej - właśnie "jak z płatka".

 

Uważnie raz, drugi i trzeci przeczytałem kupkę otrzymanych dokumentów i po kilku godzinach anali­zy spróbowałem dokonać syntezy: z takich czy innych powodów Bronisław Komorowski uwikłał się w relacje z oficerami WSI - to nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Relacje te pogłębiły się na początku lat dziewięćdziesią­tych - to także było pewne.

Na ile zapoczątkowały je kon­takty Anny Komorowskiej, a na ile doszło do nich wskutek innych sytuacji - tego w tamtym momencie nie potrafi­łem ocenić. Informacji o zadziwiających więziach Bro­nisława Komorowskiego - którym zainteresowałem się w sposób całkowicie przypadkowy, w kontekście śledztwa w sprawie "Pro Civili" i wskutek wskazania przez dwa niezależne źródła jego roli dla funkcjonowania tej Funda­cji - było coraz więcej i wiele one mi wyjaśniały, zaś jego osoba intrygowała mnie coraz bardziej. Każda jednak z pozyskanych informacji zawierała luki, które nie domy­kały układanki. Zastanawiając się, gdzie może tkwić klucz do tej układanki, przypomniałem sobie spotkanie z pew­nym informatorem, z którym odbyłem zadziwiające roz­mowy, gdy zbierałem materiały do filmu o siatce pedofilów w Polsce...

Dokumentowanie informacji szło jak po grudzie, bo siatka była głęboko zakonspirowana. ....