"Pro Civili", Pruszków, Jeremiasz Barański, BOR, minister Obrony Narodowej Bronisław K. | |
Wpisał: Wojciech Sumliński | |
30.04.2015. | |
"Pro Civili", „Pruszków”, Jeremiasz Barański, BOR, minister Obrony Narodowej Bronisław K.
[Radzę te teksty - i sąsiednie z tej ksiązki - zgrać na komputer spawdzony, że jest „bez wirusów”, nie podłączony do Internetu – lub na pedrive’a. A książkę – szybko kupić. MD]
Wojciech Sumliński "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego" , Str. 41 – 83, wyjątki
[Z dokumentacji prowadzących śledztwo oficerów Centralnego Biura Śledczego. ]
Już pierwsze strony dokumentacji wskazywały, że będzie to niezwykle interesująca lektura. Oczywiście, jeśli ktoś interesował się śmiercią i upodleniem. Nigdy jeszcze nie byłem w Afryce i nigdy jeszcze wielki pyton tygrysi nie spadł na mnie z gałęzi wysokiego drzewa, aby opleść mnie miażdżącym uściskiem, ale nie muszę już tam jechać, by opisać takie przeżycie, gdyż już wiem, co się wtedy czuje. "Pro Civili" Całkowite zaskoczenie i przekonanie, że to się nie może dziać naprawdę przemieszane z absolutną pewnością, że to jednak dzieje się naprawdę, stawały się moim udziałem w miarę jak zagłębiałem się w lekturę akt. Z dokumentów wynikało, że głównymi założycielami "Pro Civili" byli Anton Wolfgang Kasco, poszukiwany listem gończym za malwersacje finansowe w spółce Advantage, i Patryk Manfred Holletschek, twórca pierwszej w Polsce piramidy finansowej "Global System", aresztowany przez policję w 1998 roku. Holletschek zaangażowany był w interesy z Olegiem Białym, oficjalnie biznesmenem, który został pełnomocnikiem spółki "Billa Poland". Faktycznie jednak był bezwzględnym gangsterem, stojącym na czele grupy wywodzącej się z byłych żołnierzy Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej stacjonujących w Legnicy oraz z członków ukraińskich grup przestępczych, dokonujących na Ukrainie zamachów bombowych i zabójstw na zlecenie. Najbliższymi współpracownikami Białego byli płatni mordercy Aleksander Szogalew, Wowa Ozwaniec, Jurij Iwaniewicz, Marko Wołodomir, Artur Eugeniewicz oraz Michał Panasiuk peudonim "Bingo". Grupa była ściśle powiązana z rosyjskim sektorem bankowym oraz z osobami pełniącymi wysokie funkcje w rosyjskim aparacie władzy. Na terenie Warszawy gangsterzy Olega Białego prowadzili ścisłą współpracę z szefami "Pruszkowa", głównie z Leszkiem Danielakiem pseudonim "Wańka" i Jackiem Haronem, a także z handlarzem bronią Leszkiem Grotem. Z rozpracowania Centralnego Biura Śledczego wynikało, że Oleg Biały znał się z "Wańką" jeszcze z okresu stacjonowania Rosjan w Legnicy. Jako miejsce spotkań w Warszawie wybrali kawiarnię w Sejmie. Współpraca była różnorodna: od przemytu samochodów drogą lądową i lotniczą, poprzez handel narkotykami, na handlu spirytusem i perfumami skończywszy... Fundacja "Pro Civili" została powołana do życia w połowie lat dziewięćdziesiątych, z kapitałem założycielskim wynoszącym trzysta tysięcy złotych, i formalnie miała zajmować się wspieraniem oficerów wojska polskiego oraz innych osób - także ich rodzin - które poniosły szkodę broniąc bezpieczeństwa i porządku prawnego RP. Rok po stworzeniu Fundacji rozszerzono jej działalność o pośrednictwo ubezpieczeniowe, handel sprzętem naukowo-technicznym, działalność w branżach budowlanej, przemysłu drzewnego, papierniczego, skórzanego, działalność usługową w branżach budowlanej, drzewnej, informatycznej, przemysłu spożywczego, organizowania targów, wystaw, przetargów, aukcji oraz import i eksport. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych "Pro Civili" działała już w całym kraju i otworzyła dwa ośrodki zamiejscowe: przy firmie Quorum - Agencja Marketingowa w Krakowie oraz w kooperacji ze spółką z 0.0. "Metro" w Nowej Soli. Osobami zajmującymi w tym czasie kierownicze stanowiska w Fundacji byli między innymi generał Stanisław Świtalski, pułkownik z III Zarządu WSI Marek Wolny, porucznik Marek Olifierczuk, poseł Samoobrony Janusz Maksymiuk oraz kapitan WSI Piotr Polaszczyk - przewodniczący rady Fundacji. Ten ostatni w latach 2000 2001 przedstawiał się jako pełnomocnik Ministra Obrony Narodowej. Zdaniem prowadzących śledztwo oficerów Centralnego Biura Śledczego skład osobowy Fundacji, podejmowane działania, a także prowadzone względem niej operacyjne procedury osłonowe wskazywały, iż było to przedsięwzięcie zorganizowane przez Wojskowe Służby Informacyjne, pod ścisłym nadzorem Ministerstwa Obrony Narodowej. Fundacja rozpoczęła działalność od reprezentowania w Polsce austriackich firm ubezpieczeniowych, a pierwszych nadużyć dokonano w ramach kooperacji z Fundacją "Dziecko Warszawy". Następnie w celu zorganizowania procederu wyłudzeń podatku VAT utworzono kilkadziesiąt firm powiązanych osobowo i kapitałowo z "Pro Civili", między innymi "Pro Civili Leasing", [---] Z utworzonymi przez siebie podmiotami Fundacja zawarła setki fikcyjnych umów na sprzedaż i leasing nieistniejących produktów, maszyn rolniczych, samochodów czy systemów komputerowych o wartości od setek tysięcy do kilkunastu milionów złotych każdy. Jednym z licznych przykładów udokumentowanej przez funkcjonariuszy CBŚ przestępczej działalności Fundacji stanowiły jej rozliczenia ze spółką "Ortis". Fundacja "kupowała" od spółki sprzęt rolniczy, by już następnego dnia ten sam sprzęt spółce "odsprzedać", a ta z kolei "sprzedawała" go kolejnym spółkom-krzakom. Z ustaleń CBŚ wynika, że wszystkie maszyny i urządzenia rolnicze, które były przedmiotem fikcyjnych wielomilionowych transakcji pomiędzy "Ortis" a "Pro Civili", były zainstalowane pod adresem spółki "Ortis". Nikt ich nigdy nie demontował i nigdzie nie przewoził, a sprzedaż odbywała się jedynie na fakturach. Podobny przestępczy proceder "Pro Civili" prowadziła na rynku nieruchomości. Spółka "Olbart" kupiła zespół pałacowy Bojadła za siedemdziesiąt tysięcy złotych, ale sprzedała go Fundacji "Pro Civili" już za półtora miliona złotych, z czego ponad ćwierć miliona miał wynieść sam podatek VAT. Przebicie było dwudziestokrotne. Umowa kupna, wbrew przepisom Kodeksu Cywilnego, nie została sporządzona w formie notarialnej. Pięć dni później na całość transakcji została wystawiona faktura korygująca. Świadczyło to o tym, że była to czynność pozorna, która pozwoliła Fundacji uniknąć zapłacenia należnego podatku w wysokości ćwierć miliona złotych. Fundacja podpisała też kontrakt z Hyundai Corporation Poland na dostarczenie tysiąca pojazdów Sonata oraz oddzielne kontrakty na modele w trzech różnych wersjach wyposażenia. We wstępie kontraktu podstawowego zawarto zapis, iż zakup dokonany będzie w celach związanych z krajową działalnością, polegającą na wydzierżawieniu tysiąca pojazdów Hyundai Sonata firmie prowadzącej działalność taksówkową lub wynajmującej samochody. Całkowity koszt kontraktu wynosił bez mała osiemdziesiąt jeden milionów złotych. W dniach zakupu samochodów spółka Hyundai Corporation Poland wystawiła faktury korygujące VAT z adnotacją "udzielony rabat." We wszystkich transakcjach przeprowadzonych pomiędzy tymi spółkami zastosowano rabat w wysokości trzydziestu siedmiu procent. Fundacja odliczyła VAT od faktur wyższych, bez rabatu. Z ustalonych przez policję danych wynikało, że Fundacja odebrała tylko około stu z zamówionych aut, ponieważ operacja została przerwana wskutek wszczęcia kontroli skarbowej w Fundacji "Pro Civili". Ustalenia policjantów CBŚ wskazywały iż, podobnie jak w innych sytuacjach, Fundacja nie miała nigdy zamiaru zrealizować podpisanych umów, a jedynie obracać wynikającymi z nich wierzytelnościami w celu wyłudzenia kredytów bankowych.
Innym niezwykle interesującym przykładem zawierania przez "Pro Civili" fikcyjnych umów w celu wyłudzenia podatku VAT i zalegalizowania pieniędzy pochodzących z mafijnej działalności stały się transakcje, których przedmiotem były systemy komputerowe "UNIMED". Był to system przeznaczony do zarządzania dużymi jednostkami w służbie zdrowia. "Pro Civili" podpisała z Fundacją Rozwoju Integracji Dzieci trzy umowy leasingu programu "UNIMED" o łącznej wartości ośmiu milionów złotych. Za każdym razem cena jednostkowa programu była inna, co tłumaczono rzekomo inną wersją nieistniejącego produktu. Część wierzytelności z tych umów "Pro Civili" sprzedała spółce Pati Sp. z oo. a następnie rzekomo kupiła od "Pati Soft" ponad 300 stanowisk programu "UNIMED" za kwotę wielokrotnie wyższa, łącznie ponad dwanaście milionów złotych. Innym systemem komputerowym, którym handlowała Fundacja "Pro Civili" był "AXIS". Z dokumentów wynikało, że system ten był przedmiotem zakupu w Centrum Usług Produkcyjnych Wojskowej Akademii Technicznej (CUP WAT) i miał służyć do zabezpieczenia dokumentów przed możliwością ich podrabiania oraz umożliwiać szybką i bezbłędną weryfikację wiarygodności dokumentów. Łącznie między wszystkimi podmiotami biorącymi udział w tym przestępczym procederze odbyły się setki transakcji dotyczące fikcyjnej sprzedaży programu "UNIMED" i "AXIS" o całkowitej wartości idącej w setki milionów złotych. Najciekawsze w całej sprawie było jednak to, co ustalono ponad wszelką wątpliwość: przedmioty tych wszystkich umów, czyli systemy "UMIMED" i "AXIS", w ogóle nie istniały, a faktury sprzedaży wystawione przez "Kiumar" i "Glicor" na "Pro Civili" stanowiły udokumentowanie czynności, które nigdy nie zostały dokonane. Celem wystawienia wszystkich tych faktur było obejście przepisów podatkowych i uzyskanie dokumentów pozwalających na wyłudzenie nienależnych zwrotów podatku w wysokości kilkudziesięciu milionów złotych, a w późniejszym okresie także pranie brudnych pieniędzy dla "grupy pruszkowskiej". Takich i podobnych transakcji "Pro Civili" przeprowadziła setki, każdorazowo zawyżając kwoty podatku naliczonego i zarazem obniżając podatek należny o dziesiątki milionów złotych. Nadto pod zastaw fikcyjnych umów leasingowych na system "UNIMED" "Pro Civili" uzyskała szereg wielomilionowych kredytów.
Kolejne karty pierwszej z teczek wyjaśniały, co nadkomisarz miał na myśli mówiąc, że ta sprawa to "najwyższy poziom szamba". Pokazywały też zarazem, jak tytaniczną pracę wykonali oficerowie Centralnego Biura Śledczego wykazując istniejące na wielu poziomach - ale zawsze doskonale kamuflowane - powiązania pomiędzy "Pro Civili" i najbardziej wpływowymi gangsterami o międzynarodowej renomie, takimi jak Jeremiasz Barański pseudonim "Baranina", człowiek, którego nie trzeba mi było specjalnie przedstawiać. Oficjalnie Jeremiasz Barański, podobnie jak Oleg Biały, był wziętym biznesmenem, który prowadził interesy z wielkim rozmachem. W Belgii kierował rozlewnią alkoholu i firmą przewozową "Cargo Express Trading" , w Rosji miał koncesję na sprzedaż wódki "Stolicznaja" , z kolei w Austrii udziały w wiedeńskich lokalach gastronomicznych i dyskotekach. W rzeczywistości był to pozór dla właściwej działalności "Baraniny", jak wymuszenia haraczy, przemyt papierosów i alkoholu, handel narkotykami, kobietami, no i przede wszystkim kooperacja na wielką skalę z "Pruszkowem" i osobami skupionymi wokół tej największej organizacji przestępczej w Polsce: Nikodemem Skotarczakiem pseudonim "Nikoś", Tadeuszem Maziukiem pseudonim "Sasza" czy Wojciechem Papiną, prawą ręką Andrzeja Zielińskiego pseudonim "Słowik". Uzyskany na drodze przestępstw majątek "Baranina" prał przez sieć spółek i fundacji. Jedną z nich była fundacja "Dar Życia" ulokowana na warszawskiej Woli, rzekomo zajmująca się pomocą dla chorych dzieci. Fundacja "Dar Życia" została założona przez Pawła Millera pseudonim "Małolat" lub "Wariat", następcę Andrzeja Kolikowskiego "Pershinga" w mafii pruszkowskiej, a wcześniej jednego ze skarbników "Pruszkowa" .
"Małolat" dał się poznać policji, gdy w jego mieszkaniu funkcjonariusze CBŚ znaleźli między innymi w pełni sprawną wyrzutnię granatów przeciwpancernych typu "Bazooka", którą można niszczyć czołgi, i granaty zaczepne RG-42. Był też łącznikiem pomiędzy mieszkającym w Wiedniu "Baraniną" i "Pruszkowem".
Innym "powiernikiem" Jeremiasza Barańskiego, nazywanym przez niego "Dziadkiem", był Tadeusz de Virion, jeden z najbardziej znanych polskich adwokatów. To nie on jednak, a tym bardziej nie "Wariat" zadbali o bezkarność Barańskiego. Tu gwarantem była tajna współpraca "Baraniny" z niemieckim Federalnym Urzędem Kryminalnym (BKA). W schyłkowym okresie życia do współpracy zwerbowała go także policja austriacka, Wydział do spraw Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej (EDOK). Dzięki takim kontaktom "Baranina" nie tylko nie musiał obawiać się ekstradycji do Polski, ale był również poza zasięgiem Interpolu. Innego rodzaju gwarantem nietykalności Barańskiego i zabezpieczeniem jego licznych interesów w Polsce była bliska znajomość ze Zdzisławem Herszmanem, formalnie konsultantem szwedzkiej firmy budowlanej ABV, w rzeczywistości zaś szarą eminencją półświatka funkcjonującego na styku dygnitarzy PRL, służb specjalnych i przestępczości zorganizowanej. Barański i Herszman poznali się przed laty w Casino Poland w Hotelu Marriott w Warszawie. Wspólne zainteresowanie hazardem stało się zaczynem znajomości, która w krótkim czasie przerodziła się w zażyłość. W efekcie Herszman zapoznał i zaręczył za Barańskiego nie tylko przed zarządem "Pruszkowa", ale też przed partyjnymi dygnitarzami wywodzącymi się z PRL. Dla Barańskiego były to kontakty bezcenne, bo Herszman utrzymywał stosunki z najważniejszymi przedstawicielami komunistycznych rządów. W przeszłości znał dobrze nawet Leonida Breżniewa, a w schyłkowym okresie PRL generałów Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Jerzego Urbana. Był również pełnomocnikiem Jolanty Kwaśniewskiej w firmie Royal Wilanów i jednym ze współorganizatorów świątecznego spotkania Kwaśniewskich w hotelu Marriott z grupą przestępczych biznesmenów. Zdzisław Herszman miał bardzo dobre kontakty z pracownikami Biura Ochrony Rządu, którzy zapewniali mu ochronę. Otrzymywał do dyspozycji wojskowy samolot i na zawołanie miał możliwość korzystania z rządowych samochodów. [----] W nie mniejszym stopniu dla osłony tych przedsięwzięć Wojskowe Służby Informacyjne wykorzystały wszystkie możliwe źródła osobowe, począwszy od "grupy pruszkowskiej" i współpracujących z nią międzynarodowych gangsterów, jak Jeremiasz Barański, Oleg Biały czy Igor Kopylow, po najwyższych rangą przedstawicieli służb tajnych i świata polityki, jak Bronisław Komorowski.. . =================== I nagle pozbyłem się wszelkich śladów zmęczenia. Nareszcie zrozumiałem. Pamiętałem zasadę, według której myślenie osobom do tego niewprawionym szkodzi, ale jak mi dać parę razy po głowie, potrafię dostrzec to, co widać gołym okiem. Znałem już odpowiedzi na swoje wcześniejsze pytania - dostarczyły mi ich ostatnie karty pierwszej teczki. Zawierały one informację, iż minister Obrony Narodowej, Bronisław Komorowski, w sposób szczególny traktował wszystkie kwestie wiążące się z Wojskową Akademią Techniczną i interesami tej uczelni. W materiałach zgromadzonych w teczce dokumentującej działania tak zwanej Komisji Oczkowskiego, powołanej na rozkaz szefa WSI płk Marka Dukaczewskiego, znajdowało się oświadczenie pułkownika Grzegorza Orzechowskiego z 12 grudnia 2001 roku, w którym informował on, że w grudniu 2000 roku podpułkownik [---- zob. w oryginale ...]
...Po posiedzeniu dr Krzysztof Borowiak został wezwany przez ministra Obrony Narodowej, Bronisława Komorowskiego, w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. W trakcie spotkania minister odtworzył Borowiakowi dostarczony przez Szefa WSI zapis wiadomości, jaką ten zostawił na skrzynce głosowej posła Głowackiego. Na tej podstawie Dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wyższego MON został oskarżony o działanie sprzeczne z interesami Ministerstwa Obrony Narodowej i ingerowanie w sprawy, które nie powinny go dotyczyć. Bronisław Komorowski przedstawił mu ultimatum - albo poprze projekt zmian dotyczących przekształceń na Wojskowej Akademii Technicznej, albo zostanie zwolniony. Prowadzący śledztwo oficerowie CBŚ nie wskazali wprost, czyje interesy reprezentował Bronisław Komorowski szantażując Borowiaka. W dokumentach zawarli jednak interesującą notatkę:
"Fakt, że minister Bronisław Komorowski nie skonsultował swoich propozycji z departamentem, który winien być ich autorem, wskazuje, że wykorzystując posiadaną pozycję próbował wdrożyć rozwiązania korzystne tylko dla określonej grupy interesów, związanej z Fundacją "Pro Civili". Nie można wykluczyć, że zastosowany szantaż miał związek z malwersacjami grupy przestępczej skupionej wokół Fundacji "Pro Civili", która wyłudziła z WAT kwotę blisko 400 milionów złotych. Współodpowiedzialnym za taki stan rzeczy był Bronisław Komorowski. Użycie WSI do uzyskania nagrania telefonicznej rozmowy z przewodniczącym Komisji Sejmowej, a następnie używanie tego nagrania jako narzędzia presji na podwładnych pokazuje zarówno rolę WSI, która była używana do rozgrywek politycznych, jak i wagę interesów prowadzonych na WAT dla ówczesnych decydentów politycznych. "
Nareszcie spadły mi łuski z oczu, bo wreszcie mogłem połączyć w całość fragmenty wielokrotnie toczonych w Agencji Mienia Wojskowego w mojej obecności rozmów. Choć prowadzonych półgębkiem i w sposób rwany, ale jednak mimo wszystko niekiedy prowadzonych przy mnie. W dyskusjach prowadzonych przez prezesa AMW, pułkownika Irka Sakowskiego, pułkowników Józefa Łangowskiego i Olka Lichodzkiego, a czasami także mecenasa Andrzeja Puławskiego postać Bronisława Komorowskiego pojawiała się dość systematycznie - częściej niż często. Wiele pytali nasuwało mi się w związku z tymi rozmowami, które niekiedy miały zastanawiający przebieg, ale - Bogiem a prawdą - dywagacje oficerów o przełożonym-ministrze nie były argumentem na cokolwiek. Podobnie myślałem o Lichodzkim - także jego wypowiedzi, w których powoływał się na bliskie relacje łączce go z ministrem, nie uważałem za argument na cokolwiek. Tak to przynajmniej wówczas w swojej naiwności sobie tłumaczyłem, nie potrafiąc, ba, nawet nie próbując połączyć urywanych fragmentów rozmów w całość... [---] Myślałem też o Bronisławie Komorowskim i o moich "dobrych znajomych" - pułkownikach z Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie, z jednakowym podziwem dla każdego z nich. Zasługiwali na podziw, bo byli kilkakroć sprytniejsi ode mnie i takich jak ja. Wywiedli w pole opinię publiczną i wszystkich dookoła. |
|
Zmieniony ( 30.04.2015. ) |