Projekt włoskiego przybłędy a Konstytucja 3 maja. Czy obalać mit?
Wpisał: Adam Doboszyński   
03.05.2015.
Spis treści
Projekt włoskiego przybłędy a Konstytucja 3 maja. Czy obalać mit?
Strona 2

„Projekt włoskiego przybłędy” a Konstytucja 3 maja. Czy obalać mit?

 

Adam Doboszyński, „Prosto z Mostu” nr 31(252)/1939, z dn. 30.7.1939 r.

Rok temu, w więzieniu lwowskim, wpadła mi w ręce książka wypożyczona jednemu z moich współwięźniów z biblioteki więziennej, napisana przez Józefa Bielińskiego w r. 1905 pod tytułem: „Żywot ks. Adama Czartoryskiego”.

Przypadkowo wziąłem tę książkę do ręki i zwróciłem uwagę na pewien niezmiernie charakterystyczny ustęp. Autor książki wspomina o memoriale, który ma się znajdować w archiwum Czartoryskich w Krakowie, memoriale podyktowanym w Paryżu w r. 1788 młodemu ks. Czartoryskiemu przez ks. Piattolego, włoskiego przybłędę, wówczas wychowawcę młodego Lubomirskiego, a następnie sekretarza Króla Stanisława Augusta i jedną z najwybitniejszych osobistości Polski w okresie Sejmu 4-letniego. Ks. Piattoli podyktował młodemu Czartoryskiemu schemat poczynań konspiracyjnych, które miały na celu przeprowadzenie w Polsce reform. Na czele tej konspiracji miał stać Quatuorvirat – czterech mężów, związanych przysięgą i tajemnicą. Mieli to być ludzie bardzo wpływowi, dobrzy patrioci, bogaci, światli. Do pomocy tym Quatuorvirom miano wybrać 8 członków, również wpływowych i możnych.

Ta dwunastka stanowiłaby Kongres patriotyczny, który miał przeprowadzić zmianę ustroju w Polsce. Pierwszym zadaniem tego Kongresu byłoby skonfederowanie wszystkich województw, zawładnięcie wojskiem przy eliminowaniu zupełnym ówczesnego rządu, następnie przeprowadzenie wyborów do sejmu skonfederowanego. Sejm ten powinien był postanowić stworzenie stutysięcznej armii, wyznaczyć dwóch regimentarzów, jednego dla Korony, drugiego dla Litwy i wreszcie ustanowić Komitet Nadzwyczajny, który by kierował sprawami publicznymi na prawach dyktatorskich. Zamierzano poza tym utworzyć komisję, która zażąda od obywateli państwa przedstawienia sobie planów, projektów, myśli dotyczących przyszłej reformy.

Z tych referatów miał się wyłonić projekt przyszłej konstytucji, która miała być uchwalona przez Sejm. Poza tym mieli Quatuorviri w tajemnicy przed królem i rządem rozesłać swoich zaufanych mężów do wszystkich państw Europy w charakterze nieoficjalnych ambasadorów Polski. Na tych ambasadorów kwalifikowaliby się ludzie wyższych sfer, światli, towarzyscy i odpowiednio pod względem dyplomatycznym przygotowani. Wreszcie Komitet ten miał zawrzeć odpowiednie traktaty i ustalić politykę zagraniczną.

Masońskie kariery

Przeczytawszy o tym projekcie Piattolego puściłem wodze wyobraźni i starałem się odtworzyć dzieje tego tak brzemiennego w następstwa czterolecia, 1788 do 1792. Wyobrażałem sobie postać Piattolego, który stał się z czasem sekretarzem królewskim, a wówczas był wychowawcą młodego Lubomirskiego. Że Piattoli w ogóle dostał się do Polski i na to stanowisko dowodzi tylko, iż musiał należeć do masonerii.

Znamy z dzieła K. M. Morawskiego analogiczną karierę Lucchesiniego, również włoskiego przybłędy, który się dostał do masonerii, został powołany do Berlina, wkradł się w łaski Fryderyka i został posłem pruskim w Warszawie. Kariera Piattolego szła podobnie: dostał się do Warszawy, dostał się na dwór polski i jako preceptor jednego z młodych Lubomirskich wyjechał do Paryża. W Paryżu nastąpiło zapewne wtajemniczenie go do wyższych stopni masońskich. I wówczas Piattoli w tej stolicy ówczesnego świata, w której przygotowywała się rewolucja, podyktował młodemu Czartoryskiemu plan opanowania Polski, przeprowadzenia analogicznej imprezy, jaką masoneria zamierzała wykonać we Francji.

Bo uprzytomnijmy sobie, kiedy to było.

Jest to rok 1788. O dwa lata wcześniej we Frankfurcie odbył się zjazd zakonu masońskiego Illuminatów, na którym to zjeździe, jak to dzisiejsi historycy stwierdzają, zapadła uchwała zniesienia we Francji monarchii i jakoby zapadł również wyrok śmierci na Ludwika XVI.

Nie będzie zapewne dalekie od prawdy przypuszczenie, iż równocześnie z postanowieniem wywołania we Francji rewolucji musiano postanowić wywołanie analogicznej rewolucji i w Polsce. Świadczy o tym zupełna synchronizacja rewolucji francuskiej i bezkrwawej rewolucji, jaką był Sejm Czteroletni. W roku 1788 – a więc w dwa lata po frankfurckiej decyzji wywołania rewolucji – czynione są we Francji przygotowania do zwołania Stanów Generalnych, a w rok później zostały zwołane te Stany, poprzedzone zarządzeniem przedłożenia przez wszystkie gminy tzw. „cahiers de doleances”, zażaleń i wniosków poprawy. Rzecz ciekawa, iż Piattoli w swoim memoriale proponuje również zażądanie od obywateli Rzpltej przedstawienia Komisji projektów dotyczących przyszłej reformy.

Widzimy daleko idącą analogię. Jest rzeczą zupełnie jasną nie tylko dziś, ale musiało być jasne i wówczas, iż żądanie od każdej gminy w kraju przedstawienia projektów naprawy konstytucji jest rzeczą całkowicie utopijną i może mieć jedynie na celu wywołania nastrojów rewolucyjnych.

Quatuorvirat

Zastanawiałem się, kto mógł należeć do tego Quatuorviratu, kierującego losami Polski i skojarzyłem sobie w głowie projekt Piattolego z jednym ze sprawozdań, które w czasie Sejmu Czteroletniego wysłał do króla pruskiego jego wysłannik w Warszawie Lucchesini. Otóż Lucchesini pisze, że ówczesna Polska, jej polityka, a w szczególności działalność Sejmu Czteroletniego zależy od ściśle zakonspirowanej czwórki ludzi, do których należą Potoccy Ignacy i Stanisław, marszałek Stanisław Małachowski, i reprezentant Małopolski, będącej pod zaborem austriackim, Ignacy Morski. Tych czterech ludzi było tak zakonspirowanych, iż o tej czwórce kierującej nie wiedział król polski…, ale wie o nich ambasador króla pruskiego Lucchesini. Lucchesini zawiadamia swego monarchę, jakie będą posunięcia tych zakonspirowanych Quatuorvirów, daje im rady i wskazówki i nawet w liście skierowanym do króla pruskiego zapowiada, jakie będą przyszłe posunięcia tych zakonspirowanych władców Polski.

Szczegół ten zaczerpnąłem z książki Jędrzeja Giertycha, który wziął go z Kalinki piszącego przed pięćdziesięciu laty. Giertych wyciąga wniosek, iż ludzie ci obdarzali Lucchesiniego swoim zaufaniem dlatego, iż był to ambasador sprzymierzeńca Polski. Mam wrażenie, iż podstawy zaufania rządzących Polską Quatuorvirów do Lucchesiniego nie tworzył fakt, iż Lucchesini był ambasadorem Prus, tylko, że Lucchesini był wysokiego wtajemniczenia masonem.

Tak czy owak możemy stwierdzić fakt już dzisiaj niewątpliwy, ustalony historycznie, iż Polską z czasów Sejmu Czteroletniego kierowało, może mówię za silnie, w każdym razie w tej Polsce decydującą rolę odgrywało dwóch przybłędów, nie mających z Polską nic wspólnego: jednym z tych ludzi był Lucchesini, drugim był Piattoli.

Doszło do tego, iż projekt Konstytucji 3-go Maja spisano po francusku, gdyż Piattoli językiem polskim nie władał i potem dopiero przetłumaczono ten projekt na język polski.

Czy obalać mit?

Tyle jako wstęp do tych rzeczy, które chciałbym Państwu dziś wieczorem powiedzieć.

Przyznaję się, iż przemyśliwując te dziwne okoliczności Sejmu Czteroletniego i Konstytucji 3-go Maja popadłem w poważną rozterkę. Zastanawiałem się nad tym, czy w ogóle posuwać się po tej drodze, czy interesować się kulisami tych zdarzeń, czy też raczej stanąć na stanowisku, na jakim Polska stoi od lat stu, na stanowisku nie tykania mitu 3-go Maja.

Przecież na tym micie chowało się w Polsce szereg pokoleń, ten mit za czasów rozbiorów zagrzewał ludzi do wysiłków, ten mit rozgrzewał zesłańców wędrujących na Sybir – i wielu, wielu jest ludzi w Polsce, dla których ten mit stanowi rzecz bardzo szacowną i drogą. Mówię tutaj oczywiście o ludziach dobrej woli. Poza tym jest wielu ludzi, dla których ten mit stanowi broń, którą z pełną świadomością i cynizmem operują. Że ten mit działa, to widzimy co roku w dniu 3-go maja.

Zastanawiając się nad rolą Lucchesiniego i Piattolego, zastanawiałem się nad tym, czy należy ten mit obalać, czy należy iść dalej po drodze, którą szło w Polsce wielu badaczy: i Kalinka przed 50 laty, i K. M. Morawski, po części prof. Skałkowski i wielu innych. Zastanawiałem się, czy my mamy dziś po odzyskaniu niepodległości burzyć ten mit, czy powinniśmy go zachować. Warunkiem zachowania tego mitu jest zaprzestanie wszelkich dalszych badań na ten temat i zaprzestanie popularyzowania rewelacyjnych wyników tych badań.

I tu uprzytomniłem sobie dwa rodzaje zarzutów, które wysuwają przeciwnicy burzenia mitu 3-go Maja. Jeden zarzut klasyczny, znany wszystkim, o którym wie każda służąca i każdy dorożkarz, tj. zarzut szargania świętości: święto 3-go Maja, to święto narodowe. Nie wolno tego tykać.

Zarzut ten łączy się w bardzo ciekawy sposób z tak żywą w ostatnich czasach dyskusją na temat bronzowienia i odbronzawiania wielkich ludzi i wielkich zdarzeń. Bywają mity pewnych faktów historycznych i bywają mity ludzi, i tak jak bronzowić i odbronzawiać można ludzi, tak również można ubronzawiać i odbronzawiać pewne fakty historyczne. Weźmy na przykład mit Unii lubelskiej, mit również działający potężnie na umysły i wyobraźnię. Nie trudno byłoby przypuszczam ten mit w takiej czy innej formie odbronzować i wiem, iż w tym kierunku przedsiębrane są próby.

Można by zbadać, jak to było w Lublinie, można by spróbować ten fakt historyczny umniejszyć, odbrązować, ośmieszyć. Czytałem niedawno książkę, która wprowadza za kulisy wyprawy wiedeńskiej. Ale jeżeli chodzi o kwestię ubronzowania pewnych faktów historycznych, to zdaje mi się, że sprawa 3-go Maja stanowi tutaj wypadek zupełnie klasyczny. Naród stoi dziś wobec dylematu, czy dalej bronzować akt 3-go Maja, czy puścić snop światła i starać się wykryć prawdę, prawdę historyczną, tyczącą się Sejmu Czteroletniego, w szczególności aktu 3-go Maja.

Jest jeszcze druga strona tego medalu. Chodzi o rzecz bardzo dziś modną w psychologii i to zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej: o kwestię kompleksu niższości. Pytanie wygląda tak: czy należy w narodzie, który cierpi chronicznie od lat 200 na kompleks niższości, ten kompleks niższości pogłębiać przez dewaluowanie pewnych zdarzeń, które przywykliśmy uważać za zdarzenia wielkiej miary w życiu narodu? Czy nie jest niezręczna taktycznie chęć, by ten wspaniały zryw patriotyczny, tę wspaniałą reformę, którą zwykliśmy wielbić, nagle detronizować? Czy nie dojdzie wówczas naród do tego wniosku, iż skoro nawet tak wzniosły fakt okazuje się w rezultacie faktem ujemnym, i skoro największe nasze zrywy, że tak powiem, państwowotwórcze zostały w ciągu ostatnich dwustu lat inicjowane i wyreżyserowane przez ręce obce, ręce przynajmniej obojętne, jeżeli nie wrogie – czy uświadomienie sobie przez naród takiego faktu nie pogłębi w nim tej rozterki duchowej, w której naród polski od dwustu lat się znajduje? Czy w chwili, kiedy prężymy się do skoku, w chwili skupienia wszystkich sił psychicznych, moralnych i intelektualnych, tego rodzaju podważanie pewnych wszczepianych w umysły Polaków pojęć nie jest rzeczą po prostu karygodną?

Wiem, iż wychodząc z tej sali będziecie się Państwo w rozmowach swoich nad tym zastanawiali, czy jest rzeczą dobrą czy złą, że ten temat dziś poruszam? Jestem przekonany, że zdania na ten temat będą rozbieżne. Jednak chcę stwierdzić, że zdaję sobie sprawę z tego, iż te próby odbronzawiania aktu 3-go Maja mogą tylko wówczas być usprawiedliwione, jeśli potrafi się wykazać, że ten mit w życiu narodu stał się szkodliwy. I to jest celem dzisiejszego odczytu.

Szkodliwy mit

Jestem najgłębiej przekonany, iż mit 3-go Maja, mit tego masowego zrywu, którym naród polski zadokumentował jakoby przed światem swoją wolę do samoistnego bytu i swą umiejętność stworzenia nowych form życia państwowego, stał się dziś szkodliwy. Uważam, iż w miejsce tego mitu powinna przyjść prawda. Dlaczego?