Prezydent postsowieckich służb ?
Wpisał: Roman Motoła   
22.05.2015.

Prezydent postsowieckich służb ?

 

Roman Motoła 2015-5-21 pch24

 

Dochodziła dwudziesta, gdy sięgnąłem po drugą teczkę wypełnioną aktami śledztwa prowadzonego przez oficerów „polskiego FBI” – Centralnego Biura Śledczego. Jej lektura potwierdzała, że choć każdy polityk ma swojego trupa w szafie, to Bronisław Komorowski miał całe cmentarzyskopisze w najnowszej książce Wojciech Sumliński.

Czy "Niebezpieczne związki…" przyczynią się do pogrzebania gorączkowych starań o reelekcję obecnego prezydenta?

 

W tutejszej odwróconej rzeczywistości zwyczajnym elementem krajobrazu stały się zapychające czołówki mediów wymyślone bądź trzeciorzędne informacje, zaś uwaga najpopularniejszych dziennikarzy skupia się na zakrywaniu tego, co realne i najistotniejsze. Literatura drugiego obiegu (jak Niebezpieczne związki…, czy też Resortowe dzieci. Służby) szturmuje listy bestsellerów czołowych księgarni, ale zupełnie nie interesuje gospodarzy telewizyjnych talk-shows, emitowanych w porze największej oglądalności - poza Janem Pospieszalskim, oczywiście.

 Mechanizm ten jest jednym z warunków utrzymywania panującego w Polsce systemu władzy, opartego na zmowie milczenia i lojalności szerokiego grona jego beneficjentów. Te właśnie środowiska z pewnością ma na myśli aktualny wciąż lokator tzw. dużego pałacu, nazywając się „prezydentem naszej wolności” – i w tym miejscu nie sposób nie przyznać mu racji. Bronisław Komorowski na fotelu pierwszej osoby w państwie gwarantuje bezkarność mafijnego układu polityczno -biznesowo-siłowego, opartego o szkolonych w Moskwie oficerów peerelowskich wojskowych służb specjalnych - tego typu szokujące wnioski nasuwają się po lekturze najnowszej książki Wojciecha Sumlińskiego.

 Dziennikarz śledczy od lat zajmujący się mrocznymi tajemnicami wysokich oficerów dawnych WSI, opierając się na materiałach uzyskanych od informatorów z kręgu tajnych służb, opisuje między innymi sprawy idących w setki milionów złotych wyłudzeń na szkodę skarbu państwa, dekonspiracji tajemnic najwyższej wagi, czy też niedopuszczalnych kontaktów z agentami obcego, raczej nieprzyjaznego mocarstwa.

Niektóre z tych spraw kwalifikują się z pewnością do rangi przestępstwa zdrady stanu, za wieloma kryją się decyzje bądź zaniechania obecnej głowy państwa.

 Oczywiście, najlepiej dla nas, dobrze życzących Polsce byłoby, gdyby rozchwytywana dziś książka zaliczała się do sfery political fiction. Gdyby, na przykład były szef resortu obrony, późniejszy marszałek, a obecny ubiegający się o reelekcję prezydent nie przyczynił się do – napiszmy życzliwie – lekkomyślnej sprzedaży zagranicznej firmie newralgicznego dla państwa systemu łączności pomiędzy ważnymi organami państwa, w tym MON; do ujawnienia supertajnej bazy dowodzenia, budowanej w ramach zobowiązań wobec NATO na wypadek wojny. Gdyby nie forsował (skutecznie) sprawy przyznania certyfikatu dostępu do tajemnic Paktu Atlantyckiego szkolonemu w Moskwie generałowi spotykającemu się z rosyjskimi szpiegami. Wreszcie, gdyby sam nie kontaktował się świadomie z człowiekiem podejrzewanym o przynależność do tajnych służb Rosji.

 Informacje zawarte w książce zweryfikowałem po wielokroć. Nie ma tutaj zdania, którego nie byłbym w stanie udowodnić przed każdym uczciwym sądem. Jeżeli były jakieś wydarzenia, o których wiem, że na pewno miały miejsce - na przykład sam byłem ich świadkiem albo w inny sposób nabrałem pewności, że były faktem - ale nie mam pewności, że potrafiłbym dowieść ich prawdziwości na rozprawie, nie pisałem tego – powiedział w rozmowie z PCh24.pl Wojciech Sumliński.

Paniczna reakcja prezydenckiego otoczenia na jego książkę, wspominaną kilkakrotnie w trakcie przedwyborczych telewizyjnych rozmów, każe podejrzewać, że autor Niebezpiecznych związków… rzetelnie sprawdził swoje informacje.

 Pewnie również dlatego w ciągu pierwszego miesiąca rozeszło się na pniu sto tysięcy egzemplarzy a czeska drukarnia pospiesznie szykowała kolejne dodruki. Spotkania z autorem gromadzą setki słuchaczy, zaś niektórzy dziennikarze, nawet zaliczający się do tzw. mainstreamu, nie boją się już zadawać pytań o przeszłość i osobliwe koneksje prezydenta.

 Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego to z pewnością niepożądana lektura dla tych, którzy nie chcąc wiedzieć, czy mają gorączkę, wolą stłuc termometr. Jednak nawet rządzony przez sprzedajne elity polityczne naród może zachować podmiotowość i przetrwać, o ile jest w stanie unieść prawdę o swojej rzeczywistej kondycji. To warunek dalszego istnienia i wstęp do przyszłej odbudowy zdrowych struktur suwerennego państwa.

 Roman Motoła

 Wojciech Sumliński, Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego, wydawnictwo Wojciech Sumliński Reporter, Warszawa 2015.