Aldo Moro - rytualne zabójstwo. Polityczne?
Wpisał: Guido Grandt   
18.06.2015.

Aldo Moro - rytualne zabójstwo. Polityczne?

 

Z książki „Czarna Księga masonerii” Guido Grandt, wyd. Wektory

 

[Autor ma się za dziennikarza lewicowego.

Formalnie - hołduje więc archaicznemu podziałowi na lewicę i prawicę. Ponieważ jest jednak człowiekiem wścibskim i bystrym, pokazuje prawdziwe podziały:

- współpracę polityków, lóż masońskich, gangów, oddziałów szpiegowskich wszystkich liczących się wtedy państw i „bloków”.

Z drugiej strony – jawi się dość bezbronna prawda i uczciwość.

 

Podobnie wyglądają przecież pozorne i realne podziały wśród sił związanych ze spektakularnymi zbrodniami i towarzyszącymi im spektaklami audio-wizualnymi: na przykład WTC (9/11), czy Zbrodnia około-Smoleńska.

 

W czasie mordu na Aldo Moro należałem do tych, nie tyle naiwnych, co skutecznie pozbawionych wiedzy za „żelazną kurtyną”, którzy wierzyli że na „zachodzie” państwo ma – i często wykonuje-  funkcje służebne wobec narodu.

 

Czas, byśmy sobie uświadomili, że są tylko dwa sztandary: pana Tego Świata (Lucypera) i Jezusa Chrystusa. Tak, nawet w postaci wizualizacji, pokazuje nam św. Iñigo (Ignacy z Loyoli) w Ćwiczeniach Duchowych. Wizualizacje od św. Ignacego wzięli różni Silva, też inni od „mind control”..

Pamiętajmy o tym ZAWSZE. MD]

 

==========================

Od str. 138.

"Moja krew spłynie na Was, na partię i na kraj". Tak napisał do swojej partii w 1978 roku z "więzienia” Czerwonych Brygad jeden z najbardziej znanych włoskich polityków, przewodniczący chrześcijańskich demokratów, Aldo Moro. Miał rację, ponieważ jego przypadek miał ujawnić współpracę między włoskimi i zagranicznymi tajnymi służbami, grupami terrorystycznymi i masońską lożą P2, pozwalając wejrzeć głęboko w najskrytsze zakamarki tajnej polityki.

Za głoszenie polityki "narodowej solidarności" i "historycznego kompro­misu" Aldo Moro, który reprezentował lewe skrzydło swojej partii i, jako taki, był bezpośrednim partyjnym oponentem premiera Giulio Andreottiego, już wcześniej stał się obiektem napastliwej krytyki. Zresztą nie tylko w kraju, we Włoszech, ale również za granicą, głównie w USA. Moro chciał doprowadzić do tego, aby na płaszczyźnie rządowej współpracowali ze sobą wszyscy włoscy politycy. Oznaczało to zatem także koalicję chadeków z DC (Democrazia Cristiana, która w wyborach parlamentarnych w 1976 roku uzyskała 38,7 procent głosów wyborczych) z ko­munistami z PCI (Partito Comunista Italiano, która zdobyła 34,4 procent głosów) pod wodzą Enrico Berlinguera, która miała doprowadzić do przeprowadzenia gruntownych reform społecznych, gospodarczych i politycznych.

Moro pragnął rządu niezależnego od Watykanu i USA, poza tym był uważany za nieprzekupnego i czystego. Przypieczętowanie historycznego sojuszu w parlamencie zaplanowano na 16 marca 1978 roku. "Berlinguer i Moro, pragnąc «demokratycznej regeneracji» państwa, reprezentowali rozumienie polityki sprzeczne z wizją chadeckiego reżi­mu” wyjaśnia publicystka Regine Igel. Ciemne machinacje, korupcja, rozdawanie intratnych posad, nadmierne znaczenie tajnej polityki, równoległe struktury i sieć władzy P2 - wszystkie te cechy władzy chadeków, która już od dawna nie miała nic wspólnego z wzniosłym celem umacniania antykomunizmu, niewątpliwe musiałyby się boleśnie zderzyć z koalicyjnym rządem Berlinguera i Moro". Nie ma wątpliwości, że chadecy z jednej strony, a masoni z drugiej nie byli zachwyceni perspektywą "historycznego sojuszu':

Dlatego wrogowie już od dawna pracowali w największej tajemnicy nad tym, aby przymierze nigdy nie doszło do skutku, ponieważ, jak sądziło wielu przeciwników politycznych i przedstawicieli armii, służb specjalnych i policji, doprowadziłoby ono nie tylko do groźnej destabilizacji równowagi sił w basenie Morza Śródziemnego, ale zagrażałoby równowadze ustalonej podczas zorganizo­wanej jeszcze w czasie II wojny światowej konferencji jałtańskiej Wielkiej Trójki. Komuniści w rządzie oznaczali realne niebezpieczeństwo wystąpienia Włoch z NATO, ponieważ ku niezadowoleniu innych, zwłaszcza Amerykanów, Moro zdążył zademonstrować swoją linię dotyczącą polityki zagranicznej.

 

W czasie wojny Jom Kippur w 1973 roku jako premier odmówił Amerykanom dostępu do baz wojskowych NATO na terytorium Włoch, przez co wstrzymał pomoc dla Izraela, a ponadto sprawił, że Włochy jako pierwszy kraj uznały Organizację Wyzwolenia Palestyny (OWP) Arafata.

Ale to jeszcze nie wszystko: w tajemnicy sprzedawał broń Palestyńczykom. Była to jednoznacznie proarabska i pro-palestyńska linia, która w żaden sposób nie mogła przypaść do gustu ani amerykańskim, ani izrael­skim politykom. Niedopuszczenie do "historycznego sojuszu" oznaczałoby zatem, że w basenie Morza Śródziemnego Amerykanie mogliby mieć większe wsparcie Izraela, a wśród włoskich chadeków znów lansować swą proizraelską politykę.

W Waszyngtonie przeciwnikami polityki Aldo Moro byli wpływowi politycy, na przykład sekretarz stanu i najpotężniejszy człowiek amerykańskiej polityki bezpieczeństwa, Henry Kissinger. Według Igel, Kissinger i Nixon byli masonami. Podobnie jak George Bush, wymieniany nawet jako wiceprzewodniczący między­narodowej organizacji wolnomularzy.

"Nie widzę powodu, dla którego mamy bezczynnie patrzeć, gdy jakiś kraj szykuje się do przekształcenia w państwo komunistyczne” stwierdził Kissinger. "I na dodatek wyłącznie z powodu nieodpowiedzialności swojego narodu". Aldo Moro był dlań kimś w rodzaju konia trojańskiego, wraz z którym do NATO mieliby się wślizgnąć komuniści.

Po wizycie w Waszyngtonie Moro powiedział nawet żonie, że z ust pewnego polityka usłyszał jawną groźbę. "Powinien Pan porzucić swój plan", miał powiedzieć jego rozmówca. "Albo się Pan powstrzyma, albo będzie musiał drogo za to zapłacić". Po tym nieskrywanym ostrzeżeniu ze strony Amerykanów Moro faktycznie został "powstrzymany" i "wykluczony" w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Zanim więc 16 marca 1978 roku Aldo Moro dotarł do gmachu parlamen­tu, aby ostatecznie przypieczętować "historyczne przymierze" z komunistami, zdarzyło się coś, co przejdzie nie tylko do historii Włoch, ale i całej Europy, jako najpoważniejszy zamach polityczny w okresie powojennym: Moro wpadł w za­sadzkę. Jego samochód zatrzymano na Via Fani, zastrzelono pięciu ochroniarzy, w tym kierowcę. Jego samego zaciągnięto do stojącego obok samochodu i wywie­ziono w nieznanym kierunku.

Porwanie przebiegło identycznie jak w przypadku przewodniczącego Niemieckiego Związku Pracodawców Hansa-Martina Schley­era, uprowadzonego przez lewicową Frakcję Armii Czerwonej (RAF) w Kolonii 5 września 1977 roku. Jak stwierdziła komisja śledcza, jeden z porywaczy na Via Fani miał nawet mówić po niemiecku. Może był to ten sam, który czterdziestoma czterema strzałami zabił ochroniarzy Schleyera.

Według pierwszych oficjalnych informacji Moro został wciągnięty w za­sadzkę i porwany przez lewicowych terrorystów z Czerwonych Brygad, którzy rzekomo nie mieli nic wspólnego z RAF. Nie było to jednak prawdą. W 1978 roku RAF planowała na przykład porwanie lub zamordowanie w Brukseli ame­rykańskiego generała Haiga - do 1979 roku naczelnego dowódcę wojsk NATO w Europie i sekretarza stanu za prezydentury Reagana.

Jak zeznała niemiecka terrorystka Silke Maier- Witt, RAF miała nadzieję na pomoc Czerwonych Brygad. Aby zdobyć ludzi i pieniądze, Frakcja Armii Czerwonej postanowiła zintensyfiko­wać pertraktacje z Czerwonymi Brygadami. Można też było udowodnić, że Willy Peter Stoll, jeden z porywaczy Schleyera, nawiązał kontakt z Mario Morinettim, jednym z porywaczy Aldo Moro. Sędzia śledczy Ferdinando Imposimato przyjął później, że to właśnie Stoll był Niemcem uczestniczącym w zamachu na Via Fani. Na marginesie warto wspomnieć, że Stoll i jego kompani z RAF - Elisabeth von Dick i Rolf Heissler, którzy także uczestniczyli w porwaniu Aldo Moro, a potem oboje, wyposażeni we włoskie paszporty, identycznie sfałszowane przez członków Czerwonych Brygad - zostali na zawsze uciszeni strzałami w głowę przez niemieckich policjantów. Przeżył jedynie Heissler, lecz odniósł ciężkie obrażenia. W lecie 1979 roku Brigitte Mohnhaupt, Sieglinde Hofman i Werner Lotze z RAF mieli się spotkać w Paryżu z wysłannikami Czerwonych Brygad. Ale dopiero w 1988 roku doszło do wspólnego oświadczenia dotyczącego "skoordynowanego ataku, który wstrząśnie imperialistyczną władzą".

We Włoszech pojawiły się wątpliwości, czy Czerwone Brygady w ogóle były w stanie przeprowadzić niemal profesjonalną militarną akcję, jaką było porwanie Aldo Moro. Mimo licznych zastrzeżeń, postanowiono jednak trzymać się oficjalnej wersji. Aż do teraz.

Przynajmniej jedna osoba była święcie przekonana, że w grze maczały palce włoskie i zagraniczne służby specjalne: w owym czasie najlepiej poinformowany rzymski dziennikarz i członek loży P2 Mino Peccorelli, nazywany "terrorystą informacyjnym", ponieważ podbijał stawki, wykorzystując tajne informacje. W biuletynie swojej agencji informacyjnej Osservatore Politico (OP) napisał: "Porwanie Moro to jedna z największych operacji politycznych, przeprowadzo­nych w ostatnich dziesięcioleciach na terenie Europy Zachodniej. Jej celem jest wstrzymanie komunistów z dala od władzy. Na Via Fani odbyła się demonstracja zimnej wojny. Czerwone Brygady są jedynie małym trybikiem. Rakietą są inni”.

 I w innym miejscu: "Mózg, który zorganizował uwięzienie Aldo Moro, nie ma nic wspólnego z tradycyjnie pojmowanymi Czerwonymi Brygadami... Porywacze Moro nic mają nic wspólnego z ogólnie znanymi Czerwonymi Brygadami... Istnieje dość dowodów na to, że Czerwone Brygady działały na zlecenie osób trzecich ­Włochów lub obcokrajowców".

Co wiedział ten świetnie poinformowany mason? Więcej niż wszyscy inni?

"Mecenasem" OP był bowiem sam wielki mistrz loży P2 Licio Gelli, który później stał się zagorzałym oponentem Pecorellego. Pecorelli pokłócił się z nim, a może było odwrotnie, nikt tego nie wie. Dziennikarz kazał sobie mianowicie płacić za niepublikowanie niewygodnych i sensacyjnych informacji. Chciał też opowiedzieć o Gellim i Andreottim, za co zapłacił życiem (ale o tym później).

Agent CIA Martin Woodrow Brown również wskazywał na powiązania między Czerwonymi Brygadami, prawicowym terroryzmem i mafią. Twierdził nowel, że ma dowody na to, iż zamach na Aldo Moro był spiskiem CIA, które było też odpowiedzialne za zamordowanie prezydenta J. F. Kennedyego. Zanim jednak zdążył cokolwiek ujawnić, zmarł na zawał serca.

Również kolejny agent CIA, Richard Brenneke alias Oswald le Winter, Ibrahim Razin lub George Cave - prawdopodobnie numer dwa amerykańskich służb specjalnych w Europie - wyjaśnił znacznie później, że zarówno Czerwonymi Brygadami. Jak i Frakcją Armii Czerwonej sterowali agenci służb specjalnych. Aldo Moro wiedział o tym. Przed porwaniem przeprowadził rozmowę ze swoim zastępcą w partii. Giovannim Galloni, podczas której powiedział. że wiedział, iż amerykańscy i izraelscy agenci służb specjalnych infiltrowali Czerwone Brygady, o czym nie poinformowali Włochów.

Moro został zabrany do podziemnego garażu wielorodzinnego domu, do pokoju z łóżkiem, który przebudowano w "więzienie ludowe”. Na ścianie wisiała flaga Czerwonych Brygad. To tutaj Aldo Moro był przesłuchiwany, tutaj miał się odbyć proces polityczny przeciwko niemu i tutaj zaczął pisać swój pamiętnik, opisujący włoskie skandale - rodzaj politycznego testamentu.

Rzym przypominał mrowisko: sto siedemdziesiąt tysięcy carabinieri i po­licjantów przeczesywało miasto w poszukiwaniu porwanego Moro, postawiono sześć tysięcy zapór drogowych, przeprowadzono siedem tysięcy rewizji w domach, skontrolowano sto sześćdziesiąt siedem tysięcy osób i niemal sto tysięcy samochodów.

Czy był to tylko show na użytek opinii publicznej? O tym, że coś w tym wszystkim się nie zgadza. przekonał się tropiciel terrorystów Nicolo Boz­zo. który nie mógł się oprzeć wrażeniu. że pracownicy Ministerstwa Spraw We­wnętrznych nie są zainteresowani zbytnim zaangażowaniem i zintensyfikowaniem prac policji. Sędzia śledczy Ferdinando Imposimato też mówił o informacjach, które otrzymał. a przez które jedynie powstawały trudności. Hamowano starania służb specjalnych, które chciały podjąć konkretne kroki przeciwko Czerwonym Brygadom. "Najwyraźniej pewne kręgi miały swój interes w tym, aby Czerwone Brygady zyskiwały wpływ i przeprowadzały zamachy". Imposimato miał rację. Mimo kosztownych akcji, mimo użytecznych informacji nie udało się uwolnić Moro z jego więzienia.

Dopiero później do wiadomości opinii publicznej dotarło coś, o czym wie­dzieli nieliczni. Dokładnie rzecz ujmując, był to skandal: niemal wszyscy człon­kowie sztabu kryzysowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych byli członkami P2: Franco Ferracuti. kryminolog i psychiatra, Ferdinando Guccione, prefekt i szef centralnej jednostki operacyjnej. Antonio Geraci, admirał floty Giulio Grassini, dyrektor służb specjalnych w MSW; generał Santovito, dyrektor wywiadu woj­skowego, Donato Lo Prete, szef policji finansowej, i Walter Pelosi, późniejszy szef wszystkich służb specjalnych. Choć sztab kryzysowy zawiódł na całej linii, nikt nie ustąpił z piastowanego urzędu, nikogo nie zdymisjonowano - przeciwnie, wszystkich nagrodzono awansami!

Warto wiedzieć, że w rzymskiej grupie CIA, działającej przy ambasadzie amerykańskiej, też znaleźli się członkowie P2. Wszyscy byli duchowymi braćmi "Propaganda Due”, loży masońskiej, która ogarnięta antykomunistycznym obłę­dem [?? MD] nie cofnęła się nawet przed zamachami terrorystycznymi, przed tak zwaną "strategią napięcia”, jak nazywano wówczas "czarny terror”. Nie było ważne, że w czasie zamachów bombowych, w czasie rzezi zginą setki niewinnych ludzi lub zostaną kalekami na całe życie. fizycznymi i psychicznymi. Aldo Moro, który był poinformowany o kulisach "strategii napięcia”, chciał zawiązać z komunistami i innymi ugrupowaniami demokratyczny sojusz, aby sprzeciwić się "ciemnym silom”  Czy także dlatego musiał zginąć?

W związku z bezowocnym poszukiwaniem Aldo Moro pojawia się jeszcze jedno pytanie: czy porywacze mieli bezpośredni kontakt z członkami loży, dzięki czemu przez 55 dni mogli nieskrępowanie poruszać się po Rzymie? Dowodem prawdziwości tego przypuszczenia może być kawałek papieru z numerem telefonu komisarza loży P2 Antonia Esposito, który w dniu porwania Moro był oficerem dyżurnym i osobą odpowiedzialną za przeprowadzenie akcji. Kartkę znaleziono później, podczas rewizji w domu członka Czerwonych Brygad Valerio Mouruc­ciego, który był bezpośrednio zaangażowany w porwanie i zamordowanie Aldo Moro!

 Mimo to nikt nie poszedł tropem tego tajemniczego powiązania. Właściwie, dlaczego? W osobistej książce telefonicznej lewackiego terrorysty znaleziono coś znacznie  bardziej sensacyjnego: numer telefonu generała służb specjalnych Giovanniego Romeo, szefa wydziału bezpieczeństwa wewnętrznego i osoby odpowiedzialnej za Gladio. Mało tego: u terrorystów znaleziono też numer ojca Modlona. przełożonego służb specjalnych Watykanu! O co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło?

Z czasem wyszły na jaw również inne nieprawidłowości prowadzonego śledztwa. Choćby to, że krótko po zamachu w okolicy przerwano na godzinę połą­czenia telefoniczne, przez co siły porządkowe nie mogły się ze sobą komunikować i koordynować działań. Blokady drogowe zostały więc postawione dopiero godzinę po uprowadzeniu Aldo Moro, porywacze mieli zatem dość czasu, żeby bez trudu uciec z miejsca zdarzenia. Szefem odpowiedzialnej spółki telefonicznej SIP był Michele Principe. Nie muszę chyba dodawać, że należał on do loży P2!

Później śledczy dotarli w pewnej drukarni do prasy drukarskiej, na której wydrukowano Informacje Czerwonych Brygad. Maszynę załatwił terrorysta Mario Morettu, a należała ona do Wydziału Jednostek Specjalnych włoskiego wywiadu SIMSI. Osoby odpowiedzialne albo milczały jak zaklęte, albo za wszelką cenę starały się wyciszyć ów skandal. Prokurator prowadzący śledztwo w sprawie porwania Aldo Moro, Infelisi, dziewięć dni po zamachu wyjechał jak gdyby nigdy nic do Kalabrii na urlop, A przełożony służb specjalnych Antonio Cornacchia, który w czasie porwania Moro miał służbę w Rzymie, musiał później przyznać, że w tym czasie udało mu się wkręcić do rzymskiego oddziału Czerwonych Brygad agenta. Również Cornacchia był członkiem masońskiej loży P2.

Choć Czerwone Brygady oficjalnie wzięły na siebie odpowiedzialność za zamach i porwanie Aldo Moro, dopiero kilka tygodni później wysunęły żądania wypuszczenia więźniów w zamian za uwolnienie Moro. Jednak premier Andreotti podtrzymał twarde stanowisko, że z terrorystami się nie negocjuje, lekką ręką narażając życie swego partyjnego kolegi. Czyżby zamierzenie?

W czasie przetrzymywania Aldo Moro w "więzieniu Ludowym" Czerwone Brygady nie przerwały akcji terrorystycznych wymierzonych w inne osobistości życia publicznego. Zostały one zastrzelone, a dwóch strażników więziennych

zamordowano w inny sposób.

Aldo Moro pisał z więzienia listy, których opublikowanie mogło zniszczyć wielu polityków. Chodziło o niezwykle niebezpieczne dla ich przyszłości i kariery informacje dotyczące wewnętrznych powiązań rządu z Gladio, w owym czasie ściśle tajnej milicji, "antypartyzanckiej organizacji" NATO. Moro wspominał również o Niemczech. które w tej dziedzinie ściśle współpracowały z Włochami i USA. "Jestem przekonany, że wszystkim, co dotyczy spraw militarnych w Europie, kie­rują Amerykanie. Pewne sprawy dotyczą także aktywności Niemców, zwłaszcza niemieckich służb wywiadowczych". Autor tej opinii, jeden z wiodących włoskich polityków, który znał chyba większość tajemnic państwowych, chciał zapewne po­wiedzieć, że w sprawę Gladio zamieszane były również niemieckie służby specjalne: Federalna Służba Wywiadowcza (BND), Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, czyli niemiecki kontrwywiad, a być może także kontrwywiad wojskowy (MAD). Czy mieli także coś wspólnego z lożą P2? Do tego pytania jeszcze wrócę.

W 2003 roku sędzia śledczy Rosario Priore wyjaśnił: ,,O ataku na Moro wie­działo wcześniej wiele służb specjalnych: Francuzi. Niemcy, zarówno z Zachodu, jak i ze Wschodu. A także Czechosłowacy, Sowieci oraz, rzecz jasna, Amerykanie i Izraelczycy. Można to powiedzieć z dużą pewnością, ponieważ istnieją stosowne dowody. O ataku wiedziało pół świata, zanim został jeszcze przeprowadzony, ale nikt nie kiwnął palcem, aby mu zapobiec... Czerwone Brygady zostały wykorzy­stane przez wspomniane państwa do realizacji ich własnej polityki".

Moro sporządził znacznie więcej iście wybuchowych notatek: o odkryciu, że zagraniczne służby specjalne mieszały się w wewnętrzne sprawy Włoch, o ku­lisach strategii zamachów terrorystycznych; oskarżył też część chadeków. Była też mowa o nielegalnym finansowaniu jego partii przez CIA. Przede wszystkim jednak grzmiał na Giulio Andreottiego, o którym kiedyś powiedział: "Brakuje Panu współdziałania dobroci, mądrości, elastyczności i przejrzystości, co ma znaczenie dla nielicznych chrześcijańskich demokratów". Ze swojego "więzienia" tymi słowy zwrócił się do szarej eminencji swojej partii: ,,O godnym szacunku Andreottim można powiedzieć, że najdłużej ze wszystkich kierował służbami specjalnymi i ma najlepsze stosunki z CIK. I dalej: "Teraz reprezentuje twardą linię wobec Czerwonych Brygad. chcąc poświęcić tego, który stał się twórcą obecnego rządu". Moro odniósł się też krytycznie do powiązań Andreottiego z bankierem mafii i człowiekiem loży P2, Michele Sindony.

Na marginesie trzeba dodać, że zamordowano wszystkie osoby, które najlepiej poznały treść tych listów. Ofiarami byli oddany państwu oficer śledczy i ekspert do spraw działań antyterrorystycznych, Carlo Alberto delIa Chiesa, który już w 1976 roku doszedł do wniosku, że carabinieri, służby specjalne, terroryści i masoni współpracują ze sobą, co doprowadziło do rozwiązania jego jednostki dochodzeniowej, oraz dziennikarz Mino Pecorelli, rzecznik prasowy loży P2, który oznajmił nawet, że opublikuje nazwiska politycznych zleceniodawców zamachu na Aldo Moro. Mało tego: chciał ujawnić rozmaite historie związane z Giulio Andreottim! Pewien informator mafii twierdzi, że bezpośrednim zleceniodawcą zabójstw obu świadków był sam urzędujący chadecki premier, który bał się, że kompromitujące fakty wypłyną na światło dzienne. Inni uważali, żc Pecorelli i della Chiesa który chciał wstąpić do loży P2, "aby raz zobaczyć, jak tam jest w środku”, ale został odrzucony przez Gellego - znali wybuchową treść notatek Aldo Moro, przez co stali się dla Andreottiego niewygodni i niebezpieczni, gdyż poznali największe sekrety.

A premier dążył w tym czasie do jednego celu: pragnął zostać prezydentem republiki. W końcu znaleziono winnego śmierci Pecorellego, aresztowano go i skazano. Zbrodnię przypisano terroryście Giusvie Fioravantiemu, ale inni neofaszyści twierdzili, że zleceniodawcą był Gelli. Jak mówili, Fioravanti był też egzekutorem P2. W 1993 roku wszczęto śledztwo także przeciwko Andreottiemu.

Aldo Moro trafił w samo sedno, świadomie bądź nieświadomie: rzeczywi­ście trzeba go było poświęcić. Włoski rząd Andreottiego nie zgodził się na żadne pertraktacje. Nie chciano ratować Moro, a P2 odegrała główną rolę w realizacji tego scenariusza.

Gerhard Wisniewski, Wolfgang Landgraeber i Ekkehard Sieker, autorzy książki Das RAF-Phantom (Widmo RAF), napisali: "Komisja śledcza powołana w sprawie wyjaśnienia okoliczności zamachu znalazła niepokojące poszlaki dotyczące uwikłania tajnej loży [P2] w odwlekanie policyjnych poszukiwań porywaczy". I tak na przykład członkowie P2 w policji i służbach specjalnych zamiast ścigać, kryli osoby związane ze sprawą, zacierali ślady lub nie zabezpieczali istniejących. Szefowie służb specjalnych, co do jednego członkowie P2, odmawiali Jakichkolwiek rozmów z porywaczami i nie robili kompletnie nic, aby ustalić miejsce przetrzymywania Aldo Moro. Zdaniem Andreasa von Bülow, w plan za­mordowania Moro, który okazał się "zbyt miękki" w postępowaniu z komunistami, został wtajemniczony nawet prezydent Antonio Segni.

Tymczasem Czerwone Brygady zakończyły proces przeciwko "przedstawicie­lowi imperializmu”. W komunikacie oświadczyli, że Aldo Moro jest winien i tym samym został skazany na karę śmierci. Ale egzekucja miała się jeszcze odwlec. Chcieli przetrzymywać polityka sześć miesięcy, trzymając państwo w szachu. Jednak dla niektórych przedstawicieli ciemnych sił było to stanowczo za długo.

Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, dzięki pomocy nieznanego informatora, odkryto miejsce przetrzymywania Aldo Moro. Pojawił się kolejny komunikat, jak się później okazało, sfałszowany. Napisano w nim, że Moro został stracony, a jego zwłoki leżą na dnie Lago delia Duchessa w górach Abruzji. Ale była to jedynie gra, w czym szybko zorientowały się również Czerwone Brygady.

Tylko kto za tym stał? Rząd? Służby specjalne? Loża P2? Powoli dotarł do wszystkich sens sfabrykowanego komunikatu, bajki o zwłokach na dnie jeziora. Chodziło o na­kłonienie porywaczy, aby pozbyli się wreszcie Moro. Chadecki polityk, który stał się uciążliwy dla członków Czerwonych Brygad, rządu i służb specjalnych, musiał zostać jak najszybciej wyeliminowany. "To była ukryta wiadomość od najwyższych oficjalnych czynników do Czerwonych Brygad. Zawierała podwójne przesłanie. Z jednej strony: «pospieszcie się!», z drugiej zaś «w przeciwnym razie w każdej chwili możemy was pojmać»” wyjaśniają dziennikarze Michael Busse i Maria- Rosa Bobbis. Później okazało się, że wprowadzającą w błąd wiadomość spreparowały służby specjalne. Odpowiedzialność ponosił Claudio Vitalonce, doradca partyjnego kolegi Aldo Moro, Giulio Adrcolliego.

Krótko po tym Czerwone Brygady opublikowały kolejne pismo, w którym wskazały służby specjalne jako autorów fałszywego komunikatu, a Giulio Andreottiego jako zleceniodawcę. "Z dzisiejszego punktu widzenia można dokonać takiego podsumowania: Moro nie miał najmniejszych szans na uratowanie. Nikt tego nie chciał - ani Zachód, ani Wschód".

I wreszcie stało się: pięćdziesiąt pięć dni po uprowadzeniu Aldo Moro został zamordowany. Zastrzelony. Zabito go jedenastoma strzałami. Jego ciało znaleziono w Rzymie w bagażniku czerwonego Renault R4 w bocznej ulicy Via Caetani.

Końcowe śledztwo policji i wymiaru sprawiedliwości trudno nazwać pracą profesjonalistów. I tak na przykład jednemu z porywaczy, Mario Morettiemu, udawało się przez trzy lata uniknąć aresztowania. Sędzia śledczy skarżył się. żc jego personel składał się z jednej sekretarki. Nie oddano mu do dyspozycji nawet jednej oddzielnej linii telefonicznej! Co za farsa! "Jeśli nie uda się nam trafić na ślad prawdy o sprawie Moro, jesteśmy straceni". To słowa pisarza i członka parla­mentu Leonarda Sciascii, które nie powinny przebrzmieć. "Nie ma porównywalnej sprawy politycznej. w której ustalenia organów ścigania - w przeciwieństwie do późniejszych parlamentarnych - byłyby tak powierzchowne. Najwyraźniej prokuratura była pewna, że chodzi o szczególnie drażliwą sprawę, porównywalną jedynie z zabójstwem Kennedy'ego".

.Zamordowanie Aldo Moro zaowocowało pięcioma procesami. W 1996 roku lewicowy terrorysta Germano Maccari przyznał się, że razem z Mario Morettim zastrzelił polityka chrześcijańskiej demokracji Aldo Moro. W "więzieniu" Moro przebywali także Valerio Morucci i Prospero Gallinari.

 

Do dramatycznego zwrotu w śledztwie dotyczącym zabójstwa Aldo Moro doszło wówczas, gdy kolejny mason, członek P2, Silvio Berlusconi, awansował na najpotężniejszego człowieka Włoch: komisja parlamentarna, powołana do zbadania zamachu na Aldo Moro i innych aktów terroru, przerwała pracę w chwili objęcia przez niego rządu w 2001 roku W 2003 roku wdowa po Aldo Moro, Eleonora, podczas kręcenia filmu o zamachu na jej męża powiedziała: "Gdyby Pan wiedział, jak brudna jest prawda kryjąca się za tą historią, może byłoby lepiej pozostawić to wszystko Panu Bogu".