Postępaki wiedzą lepiej
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
08.12.2009.

Postępaki wiedzą lepiej

Stanisław Michalkiewicz 

 Nasza Polska”  8 grudnia 2009 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1048

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze wyższe uczelnie nie były parkami jurajskimi, w jakie w ciągu ostatniego półwiecza przekształciły się za sprawą postępaków, na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie wykładał filozofię ksiądz profesor Stefan Pawlicki. Ze wspomnień ludzi, którzy go znali, wyłania się postać renesansowa. Wyrafinowany smakosz, do wielu spraw potrafił odnosić się z ironicznym dystansem. Kiedyś studenci zapytali go, dlaczego właściwie w epoce Renesansu nastąpiła taka eksplozja ludzkiego ducha twórczego. Ksiądz Pawlicki odparł, że składa się na to szereg zagadkowych przyczyn, ale na jedną warto zwrócić uwagę szczególną. W tej epoce bowiem było bardzo wielu mecenasów, którzy za udane dzieła bardzo dobrze płacili. To zaś niezwykle pobudzało w artystach twórczego ducha. Echo tamtej opinii słyszymy i teraz, kiedy tak zwani „twórcy” jęczą, że „kultura zginie”, jeśli od rządu nie dostaną grantów na swoje knoty, których nie kupiłby żaden normalny człowiek. Innym znowu razem uczestniczył w posiedzeniu senatu akademickiego w sprawie, która najwyraźniej go nudziła. Pod jakimś pretekstem wyszedł więc wcześniej, a wychodząc zauważył, że bez względu na to, jakie stanowisko prześwietny senat zajmie, to „uzasadnienie znajdą już panowie koledzy z Wydziału Prawnego”.

Dzisiaj, zarówno pod wpływem totalizmów dwudziestowiecznych, jak i forsowanego obecnie przez postępaków nowego totalniactwa w postaci politycznej poprawności, nauka szalenie się sprostytuowała i na palcach można policzyć naukowców, którzy się przed tym jawnogrzesznictwem uchowali. Z reguły zresztą wegetują oni gdzieś na marginesie, bo główny nurt zdominowały naukowe ladacznice płci obojga (podkr. md, bo to święte słowa) , pobierające za swoje usługi sute alimenty od rządów, albo tajnych służb. Niedawna reakcja środowisk naukowych, z nieboszczykiem „drogim Bronisławem” na czele na lustrację pokazuje, że wysoce prawdopodobne mogą być nawet najgorsze podejrzenia, a mianowicie, że kierunek rozwoju tak zwanych nauk humanistycznych wytycza albo razwiedka, albo grandziarze z lichwiarskiej międzynarodówki. Trudno zresztą inaczej w sytuacji, gdy dorobek wielu luminarzy trzeba by z punktu widzenia naukowego zakwalifikować jako ujemny. Iluż to uczonych za komuny doktoryzowało się i habilitowało na przykład z „centralizmu demokratycznego”, a więc z czegoś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie?

Teraz, ma się rozumieć, oni, albo im podobni, krzewią zupełnie inne zabobony, deprawując młodych ludzi, którzy naiwnie myślą, że to wszystko naprawdę. Na przykład utytułowany propagandysta postępactwa, „badacz antysemityzmu”, prof. Ireneusz Krzemiński na łamach „Gazety Wyborczej” rozmawia z Katarzyną Wiśniewską, funkcjonariuszką postawioną na religijnym odcinku frontu ideologicznego. Rozmowa ta przedstawiona jest jako „analiza naukowa” Radia Maryja, ale tak naprawdę jest ordynarnym donosem, na marginesie którego prof. Krzemiński, wspominając toczoną na antenie dyskusję nad konstytucją, stawiany wówczas postulat uznania prawa naturalnego za punkt wyjścia dla systemu prawnego, uważa za „kompletny anachronizm umysłowy”. Widocznie sądzi, że im nowszy, im modniejszy pomysł, tym prawdziwszy.

Nic więc dziwnego, że w atmosferze takiego sprostytuowania nauki doszło 7 grudnia do szczytu w Kopenhadze, na którym utytułowani propagandziści będą skakali z gałęzi na gałąź przed politykami i grandziarzami, którzy zwęszyli forsę na handlu powietrzem. Okruszkami z pańskiego stołu tych grandziarzy żywią się i inni, drobniejszego płazu, np. pani Julia Michalak, koordynatorka Kampanii Klimat i Energia w ruchu Greenpeace, która w Kopenhadze będzie reprezentowała polskie organizacje pozarządowe. Pani Michalak na łamach „Rzeczpospolitej” retorycznie pyta „komu służy” opublikowanie właśnie teraz informacji, jak to przez całe lata naukowcy z brytyjskiego uniwersytetu fałszowali dane na temat zmian klimatycznych, żeby udowodnić nie tylko globalne ocieplenie, ale również – że jest ono efektem ludzkiej działalności. Nie pyta, jaka jest wobec tego prawda, tylko „komu to służy” – tak samo, jak kiedyś pytała „Trybuna Ludu” gdy wyszedł na jaw kolejny absurd ustroju socjalistycznego. Ale bo też pani Julia wie lepiej: „Nikt nie będzie dyskutował” – powiada – czy zmiany klimatu są następstwem działalności człowieka, bo w 2007 roku autorzy raportu IPCC stwierdzili to „z 90-procentowym prawdopodobieństwem”.

Na pewno ustalili to przez głosowanie, bo jakże by inaczej - ale nie o to chodzi. To 90-procentowe prawdopodobieństwo dowodzi, że ci autorzy są nie w ciemię bici. Najwyraźniej zostawili sobie furtkę na wypadek, gdyby jacyś grandziarze zapłacili im więcej za opinię, iż ze zmianami klimatu człowiek nie ma nic wspólnego, bo są one efektem inwazji kosmitów. Nie jest to przypuszczenie bezpodstawne, bo właśnie inni naukowcy rozpoczęli „bić na alarm” przed globalnym oziębieniem. Ciekawe jaki szwindel można zrobić na oziębieniu, bo na ociepleniu – to już wiemy. A naukowe uzasadnienie czy to dla ocieplenia, czy dla oziębienia znajdą – jak przytomnie zauważył ks. prof. Stefan Pawlicki - „panowie koledzy z Wydziału Prawnego”. Jak przewidział poeta – „ci nigdy nie oszaleją. Świat się będzie już walił, wąż ognia równik oplecie i kontynenty zapali, a oni, ironiści, mędrkowie wykrętów chytrych, wyciągną z teczki paragraf i rozprostują na wytrych. I jak klown na arenie otworzą drzwi tekturowe, przejdą na drugą stronę i dumnie podniosą głowę. Voila!”

Stanisław Michalkiewicz