Kiedy my  wyborcy odzyskamy własność naszej pracy
Wpisał: Michał Marusik   
10.07.2015.

Kiedy my – wyborcy odzyskamy własność naszej pracy

 

Ciągle wybory przegrywamy – KAŻDE

 

KTO POWINIEN WYGRAĆ WYBORY

 

         Michał Marusik

 

Kilka dziesięcioleci przeżytych w PRLu przekonały nas dostatecznie dobrze, że formuła ustrojowa „własności wspólnej”, czyli własności niczyjej nie jest dobrym sposobem na urządzenie kraju. Produkcja dóbr wedle rozkazów władz i rozdzielnictwo wedle tychże rozkazów nie satysfakcjonowało ani tych, którzy poddani byli władzy, ani nawet tych, którzy tę władzę dzierżyli. Po prostu taki system okazał się kompletnie nieefektywny.

Kwestionujemy go również z tego powodu, że był nieludzki, ale porzucony został właśnie z powodu swojej nieefektywności. Nie dlatego więc został porzucony, że niewolnicy nie chcieli być niewolnikami. Ze zdaniem niewolników nikt się specjalnie nie liczył. Nie dysponowali oni nawet takimi możliwościami jakimi przed wiekami dysponował Spartakus.

Chcieliśmy więc, czy też nie chcieliśmy – musieliśmy być niewolnikami. Nasza wola w procesie „pierestrojki” nie miała żadnego znaczenia. Nasi właściciele po prostu postanowili przemodelować system w taki sposób by z nas wielokrotnie więcej wycisnąć korzyści. Oczywiście – dla siebie! My mieliśmy tylko znacznie efektywniej pracować. Mieliśmy robić to, co przynosi więcej pożytków. Ale – broń Boże – pożytków nie dla nas. Wszelkie pożytki z naszej pracy mieli zatrzymać sobie nasi właściciele.

         Przestali nam mówić: „każemy wam pracować, ale za to dajemy wam… jedzenie, ubranie, mieszkanie, rozrywki…”

         Zaczęli nam mówić: „walczcie między sobą… o to jedzenie, o to ubranie, mieszkanie, rozrywki, etc…” I cóż mogliśmy począć? Musieliśmy zacząć walczyć. Nazwali to rynkiem; a czasem nawet wolnym rynkiem… Nazwali to kapitalizmem

W rzeczywistości zaś pozostawili nam garść ochłapów ze wszystkich dóbr, jakie rzeczywiście wytwarzaliśmy i kazali nam o tę garść ochłapów między sobą walczyć. Jeżeli nawet nazywali to wolnością, to musimy mieć świadomość, że była to wolność w granicach klatki. Jeżeli nazywali to demokracją, to musimy mieć świadomość, że była to tylko możliwość wyłonienia w plebiscycie popularności jakiegoś komendanta obozu – oczywiście spośród jedynie słusznych kandydatów na nadzorców.

Likwidacji tego obozu pracy już wybrać nie mogliśmy. Nawet konstytucję jednego razu pozwolili nam „wybrać”. Ale konstytucji amerykańskiej, czy szwajcarskiej już nam wybrać nie pozwolili. Pozostawiając nam 18% wartości dóbr, które rzeczywiście wytworzyliśmy, pozwolili każdemu z nas w istocie swobodnie zadecydować czy dziś zjem kaszankę, a jutro twarożek, czy też odwrotnie. I tyle mamy, my Polacy, w naszej - rzekomo - Polsce, do powiedzenia.

18% wolności, 18% demokracji, 18% kapitalizmu… 82 % mają „ONI”.

         Uruchomienie w takich warunkach rynku kapitałowego dało skutek taki, jaki dać miało. Wszelkie firmy, które przynosiły dochód zostały kupione – jak najbardziej legalnie, rzecz jasna – przez tych, którzy mieli je za co kupić, a więc przez rodzime gangi władzy oraz – przede wszystkim – przez obcych.

Program Powszechnej Prywatyzacji zakończył się wiec tym, czym miał się zakończyć: zostaliśmy tanią siłą roboczą pracującą - za marne grosze - na obcych. Powtórka z powojennego komunizmu stała się faktem. Wówczas również przeprowadzono „nacjonalizację”, w wyniku której – mógłby ktoś pomyśleć – własność przeszła w posiadanie narodu. Tymczasem był to akt powszechnego wywłaszczenia wszystkich ze wszystkiego. Wywłaszczono nas ze wszystkiego, czego jeszcze okupacja hitlerowska nie zdołała zabrać czy zniszczyć.

         Pragnienie wolności podpowiada nam jedno wyjście: uciekać stąd jak najszybciej i jak najdalej. I wielu tak robi. Wybierają życie pod rządami państw innych niż Polska. Kondycja polskiego Narodu to dziś kondycja Polaków w USA, Anglii, Norwegii, Australii, Niemczech… W Polsce zostają najsłabsi: najmniej energiczni, najmniej pracowici, najbardziej pasywni i bezwolni…

 I ci ludzie stają przed urnami wyborczymi z pragnieniem poprawy swojego losu. Cóż mają wybrać? Innego komendanta obozu? Innego nadzorcę niewolników?... Po co? Czy to coś zmieni?

         W polityce nie wystarczy dobrze chcieć. Trzeba jeszcze pomyśleć.

Moja propozycja – a myślę, że też całego Kongresu Nowej Prawicy – jest prosta: odwróćmy proporcje. Zamiast oddawać władzy 82% wartości wytworzonych dóbr zachowując dla siebie 18%, wybierzmy rzeczywistość odwrotną. Zostawmy władzy te 18% wytwarzanych przez nas dóbr, a te 82% zachowajmy dla siebie. Nadal – per saldo – będziemy mieli przecież tyle samo, ale różnica będzie taka, że każdy z nas będzie mógł kupić cztery razy więcej dóbr niż dotychczas. I po co jechać do Londynu na zmywak? Niech londyńczycy przyjeżdżają na zmywaki do Polski. Nie będziemy im wzbraniać.

         Cóż mogę więc poradzić wyborcom? Pamiętajcie, że nędza, jaką musicie dziś znosić jest wynikiem waszych wczorajszych błędów, jakie popełniliście przy urnach wyborczych. 

         Demokracja jest głupia. To fakt. Ale nasz problem polega na tym, że my ciągle wybory przegrywamy - KAŻDE. Wybory będziemy mogli uznać za wygrane dopiero wtedy, kiedy zwycięzcami będziemy MY – WYBORCY. Kiedy my – wyborcy odzyskamy własność naszej pracy.

         Z całego serca życzę Państwu tego zwycięstwa. Jak najszybciej.

 

         Michał Marusik