B. Duch świata - Zapominanie. Iota Unum
Wpisał: Romano Amerio   
21.12.2009.

[umieszczę parę fragmentów z ważnej ksiażki Iota Unum, by czytelnik nabrał ochoty do kupienia i studiowania całości. Książka zapewnia pogłębione zrozumienie losów Kościoła w ostatnim pół wieku. Niezbędna dla myślącego katolika, a szczególnie dla "postępowo" ogłupianych kleryków w seminariach duchownych. Dla każdego księdza, oczywiście i szczególnie dla Biskupa. MD]

B. Duch świata - Zapominanie. Iota Unum, str.857

            Bodaj najbardziej frapującym aspektem współczesności jest nad-aktywność, czy wręcz swego rodzaju "gorączka" umysłowa: nieustanne oscylowanie opinii, szybkie zmiany w każdej dziedzi­nie, ciągłe dyskutowanie i kwestionowanie wszystkiego przez wszystkich, inflacja kongresów, sympozjów, wizyt studialnych, grup refleksji. Tak wygląda praktyczna strona pyrronizmu i mobili­zmu, które głęboko zapadły w mentalność ludzi. Ale jest to ,,feno­men" bez "noumenu", zgodnie z prawem, które wcześniej sygnalizowałem: im bardziej różne rzeczy przestają istnieć w świe­cie realnym, w tym większym stopniu są one obecne w sferze wer­balnej. Mówienie - będące w zasadzie "fenomenem", przejawem bytu - staje się rzeczą osobną, namiastką bytu. Np. kiedy podupada życie zakonne, mnożą się dzieła poświęcone odnowie monastycz­nej, odkrywaniu wartości monastycznych itd., a wszystko tu jest problemem i okazją do tego, by dać upust słowotokowi. Z kolei odkąd zaczęła zamierać adoracja Eucharystii, Najświętszy Sakra­ment znalazł się "na porządku dziennym" dyskusji i sympozjów. Tyle książek i opracowań na ten temat nie pojawiało się nigdy w czasach, gdy Eucharystia była otaczana autentyczną czcią. Obecnie jest ona rozpatrywana pod każdym możliwym kątem, w powiąza­niu z turystyką, sportem, teatrem... Wychodzi się bowiem z założe­nia, że wszystko zawiera się we wszystkim. Ta inflacja słów nie jest przejawem witalności, lecz wycieńczenia: kiedy bowiem jakaś rzecz jest żywa, nie potrzebuje być roztrząsana jako problem, aby "ożyć" przynajmniej w dyskursie.

Owo przeniesienie ze sfery realnej do sfery werbalnej stanie się być może bardziej zrozumiałe, gdy zastanowimy się głębiej nad tajemniczą cechą ludzkiego umysłu, która polega na tym, że jest on w stanie rozpoznawać lub zapoznawać coś, co jawi się jego "oczom" - a więc brać pod uwagę jakąś rzecz i wierzyć w nią, lub przeciwnie, nie przyjmować jej wcale do wiadomości, jak gdyby nie istniała. O tej szczególnej właściwości umysłu mówi w wielu miejscach Biblia - m.in. święty Łukasz w swojej Ewangelii: ,,(...) aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli" (VIII, 10) "Ut videntes non videant et audientes non intelligant."

            W tej zdolności do jasnego widzenia jakiegoś wycinka rze­czywistości, a jednocześnie do zapominania o innej jej części, w zasadzie także znanej, można widzieć czynnik decydujący w dużej mierze o tym, jak kręcą się tryby historii. Ujawnia się tutaj coś z ducha świata. Przy czym nie mam na myśli celowego zapominania, które nie dotyczy mechanizmów pamięci, lecz jest wybiórczym przywoływaniem tych czy innych rzeczy. Mam raczej na myśli takie zapominanie, które nie usuwa z naszej świadomości owych zapoznawanych faktów, lecz sprawia, że nie zwracamy na nie uwagi, nie wierzymy w nie, lub - by posłużyć się formułą Leibniza - "postrzegamy je, ale ich nie dostrzegamy".

            Ogólne "nastawienie" ducha świata jest zdeterminowane tego typu zapomnieniami. Na równi z porywami namiętności i z roz­myślnymi aktami woli stanowią one motor historii. Ludzki umysł nie jest zdolny pomieścić zbyt wielu wartości naraz; to dzięki za­pominaniu ze starego odradza się stale nowy świat. Historia, która w zasadzie żywi się wspomnieniami, bez ustanku - niczym Dana­ida wodę - wlewa kolejne wydarzenia do wazy, która jednak nigdy się nie napełnia: zdarzenia wciąż jakby wyciekają z nieszczelnego naczynia pamięci. Każdorazowy stan świata można określić jako pewną kombinację pamięci i niepamięci. "Okres stu lat – napisał Virgilio Malvezzi - wyznacza szerokość koryta rzeki zapomnie­nia. Ludzie, którzy przekonali się na własnej skórze, że bunty są daremne, związane z niebezpieczeństwami, i że powodują one ogromne szkody, już umarli. Nie widzi się spalonych wsi i lasów, wyjałowionej ziemi, zburzonych i wyludnionych miast. Nie wierzy się w groźbę spustoszenia, a nawet jeśli się w nią wierzy, nie przy­wiązuje się do niej wagi, gdyż wie się, że szkody są naprawialne, albowiem widzi się, że zostały naprawione." Dzięki swojej pamięci każde pokolenie mogłoby odtworzyć, niejako "zrekapitulować" świat; ale z powodu zapomnienia urządza świat od nowa. Dlatego kolejne wieki zaznają wciąż tych samych niedoli, które zaleczyło, jak napisał Francesco Chiesa w Martire, "pobożne zapomnienie dziatek". Po wojnach perskich Grecy pozostawili wypalone przez pożary świątynie, aby upamiętnić okrucieństwa, jakich doznał ich kraj z rąk barbarzyńców. Po zakończeniu II wojny światowej Ame­rykanie proponowali, by nie odbudowywać zbombardowanych miast Trzeciej Rzeszy, ażeby w narodzie niemieckim nie zaginęła pamięć o winie i o nieszczęściu, jakie ściąga na siebie winowajca. Jednak walka z niepamięcią jest z góry skazana na przegraną, po­nieważ zapomnienie jest prawem historii. To ono poniekąd tworzy historię, która polega na przemienności życia i śmierci, znikania i pojawiania się. Zresztą zapomnienie jest w jakimś sensie korzystne z punktu widzenia życia następnych pokoleń - dlatego zostało zin­stytucjonalizowane przez prawo w formie przedawnieni, prekluzji czy zasiedzenia. Można przy tej okazji wspomnieć o przebaczeniu, które jest inaczej "puszczeniem w niepamięć", i dokonuje się na zasadzie aktu woli. Nie może ono skasować faktu, który miał miej­sce, lecz wymazuje go z pamięci tego który przebacza.

Zapomnienie jest czymś, co ma niebagatelny udział w dziejach narodów. a nawet w historii Kościoła. "Potępienie pamięci" (da­mnatio memoria:) jest stosowane przez wszystkie reżymy powsta­jące na gruzach poprzednich reżymów. My jednak powinniśmy powiedzieć nieco więcej o zapomnieniu jako o zjawisku, które jest szczególnie charakterystyczne dla współczesnego Kościoła. Jak wynika z niniejszej książki, której celem było prześledzenie zmian, jakie dokonały się w XX-wiecznym katolicyzmie, za każdą zmianą stoi jakieś zapomnienie („niebaczenie", jak powiedziałby św. Au­gustyn). Nowości wprowadzone przez Sobór Watykański II można opisać jako uwydatnianie pewnych elementów doktryny katolic­kiej, z równoczesnym spychaniem w cień innych jej elementów. Dogmat o predestynacji popadł w zapomnienie, ponieważ został "przykryty" dogmatem o powszechnym powołaniu do zbawienia. Prawda o piekle została przysłonięta prawdą o Bożym miłosier­dziu. Dogmat o prawdziwej obecności Chrystusa w Eucharystii o mały włos nie zostałby zapomniany wskutek akcentowania ducho­wej obecności Chrystusa pośród zgromadzenia wiernych. Nakaz absolutnego posłuszeństwa Bożemu prawu "skrył się" za zasadą osobowego doskonalenia (które jest wszak możliwe głównie dzięki posłuszeństwu). Prawda o eschatologicznym celu rodzaju ludzkie­go jest zapominana z powodu nadania najwyższego priorytetu do­czesnym powinnościom człowieka. Dogmat o nieomylności Papieża jest niweczony przez zasadę kolegialności. Prawdę o nie­zmienności prawa moralnego rozmywa się przez akcentowanie uwarunkowań historycznych, które wpływają na sposób stosowania zasad moralnych. Dogmat o kapłaństwie sakramentalnym jest przykrywany prawdą o powszechnym kapłaństwie wiernych, zaś prawda o tym, że Kościół stoi na straży Bożych dogmatów, ustępu­je przed zasadą poszukiwania prawdy na drodze dialogu.

Vaticanum II jawi się więc jako czynnik sprawczy komplek­sowych przeobrażeń w Kościele, przejawiających się zarówno na płaszczyźnie doktrynalnej, jak i na płaszczyźnie praktycznej. Ale fakt pojawienia się tylu nowości jest mniej znaczący niż opisane wyżej zjawisko zapominania. Prawdziwa odnowa Kościoła będzie więc wymagała przywrócenia pamięci - oczywiście mając zawsze na uwadze różnicę między tą zasadniczą pamięcią, która jest nie­rozerwalnie związana z istotą Kościoła, a pamiętaniem o histo­rycznych etapach, na których wierny swemu posłannictwu Kościół starał się w ten czy inny sposób wcielać w życie ponad­czasowe zasady.

Zmieniony ( 24.12.2009. )