Nagroda Nobla, dziki polski chłop, alfons z Argentyny i Varsovia Society. ["Towarzystwo Zwi Migdal"] | |
Wpisał: Pink Panther | |
18.07.2015. | |
Nagroda Nobla, dziki polski chłop, alfons z Argentyny i Varsovia Society. [„Towarzystwo Zwi Migdal”] pink panther bobry7 17.7 Nagroda Nobla w dziedzinie literatury to było coś wielce prestiżowego i Polakom zdarzyło się na początku XX w. aż 2 razy. Czasem jednak trzeba spojrzeć „na drugą stronę prestiżu” aby ocenić właściwie jego wartość. O ile prześladowani chrześcijanie w starożytnym Rzymie zostali przedstawieni „jak się patrzy” i do dzisiaj nawet ateiści zachwycają się ich heroizmem, obrazowo przedstawionym przez Henryka Sienkiewicza, to „polscy chłopi” a szczególnie „stary Boryna” zdecydowanie – nie mieli szczęścia do „wizerunku”. Nie ma co się oszukiwać. Władek Reymont, niesłychanie utalentowany niskiej rangi urzędnik Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, nie dość, że „zaległ na wieki” z poważnym jak na tamte czasy długiem w wysokości 3 rubli za przewiezienie furmanką bagażu z samych Skierniewic do Warszawy przez poważnego gospodarza Jana Borynę z parafii Maków, ojca trzech dorodnych synów i męża jednej, pięknej i gospodarnej Żony Jagny, to jeszcze go (wraz z rodziną) obsmarował ohydnie. Zresztą obsmarował całą wieś Lipce i parę okolicznych jako siedlisko: nędzy, brudu, nieokiełznanego seksu , prób samobójczych, młodych kobiet zdradzających starych mężów i obojętnych proboszczów. A pisał o katolickich chłopach, z których życzliwej gościny (bezpłatnej) korzystał wielokrotnie ten mały literat z ambicjami aktorskimi i zdecydowanie nieuporządkowanym życiem osobistym. Bo to nie żonaty syn gospodarza Boryny oddawał się zakazanym uciechom z młodą małżonką swego ojca, ale sam Władek Reymont miał w owym czasie wiele przyjemności z obcowania z młodą, piękną i namiętną małżonką samego zawiadowcy stacji Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej , niemłodego zresztą. No więc moim zdaniem – on by tej nagrody literackiej od protestanckiego i bardzo „otwartego” wówczas na „nieokiełznany seks u katolików” Komitetu Noblowskiego – nie otrzymał. Nie otrzymałby i już. Henryk Sienkiewicz co prawda nie opisał „nieokiełznanego seksu chrześcijan w starożytnym Rzymie” ale z nawiązką „wynagrodził Komitet Noblowski” – „nieokiełznanym seksem starożytnych Rzymian”. Jest ‘popyt” to jest i „podaż”. A „lekko eugeniczny” Komitet Noblowski tamtych czasów wysyłał jasne sygnały: zapotrzebowanie na niekontrolowany seks „sfer zdegenerowanych”. Generalnie Polacy a zwłaszcza Polki ze „sfer niższych” w ostatnich dekadach XIX w . i na początku wieku XX cieszyli się wątpliwą sławą bardzo „otwartych erotycznie”. Zwłaszcza na kontynencie południowo-amerykańskim a już szczególnie w Argentynie .A epicentrum tej szczególnej opinii – było w Buenos Aires, gdzie , nie bójmy się tej informacji, słowo „la polaca” nie oznaczało „Polki” tylko, sorry, q...rwę. A dlaczegóż to, ktoś spyta. Przecież według badań socjologicznych polskiego konsula w Buenos Aires polscy emigranci stanowili na przełomie wieków 10% społeczeństwa argentyńskiego ale w statystykach kryminalnych stali znacznie „słabiej”- na poziomie zaledwie – 3%. Tę sprawę jeszcze przed wojną bardzo dramatycznie naświetlił reżyser Mieczysław Krawicz w roku 1929 r. w niesamowicie popularnym filmie pt. Szlakiem hańby, który opisywał zjawisko handlu żywym towarem do burdeli Ameryki Płd. Scenariusz napisał sam Anatol Stern na podstawie jak się dziś mówi „pomysłu” dr prawa Antoniego Marczyńskiego, niezwykle wziętego pisarza „popularnego” tamtych lat. Temat był „tak nośny”, że w roku 1930 pisarz Marczyński wydał powieść „W szponach handlarzy kobiet” a w 1938 r. reżyser Michał Waszyński nakręcił remake pt. „Kobiety nad przepaścią” Po wojnie nikt do tego tematu nie wracał. Tymczasem oba te filmy, mające być ostrzeżeniem dla miejscowych młodych piękności, podobnie jak książka, nie pokazywały właściwego oblicza zjawiska i najliczniejszych jego ofiar. A tymczasem ostatnio temat znów stał się popularny – za sprawą argentyńskich feministek i amerykańskiego naukowca . One akurat nie zajmują się specjalnie powodami, dla których prostytutki w Argentynie są nazywane „la polaca” , podobnie jak amerykański historyk. Oni badają wstydliwy dla żydowskiej społeczności Buenos Aires ogólnie znany fakt, iż praktycznie cały, niezwykle kwitnący do II WW „przemysł burdelowy” oraz cały system dostarczania do niego świadomych a w większości nieświadomych – dziewcząt z Europy Środkowej – pozostawał niemal w 100% w rękach Żydów. No ale mimo, że „interes był w rękach Żydów” a Polski „nie było” – do dzisiaj „q..wy” w Buenos Aires nazywane są „polaca” a nie „rusa” czy „alemana”. Bardzo ciekawe. Warto może przypomnieć sobie o tym smutnym zjawisku tak dla zachowania jakiejś „symetrii” w postrzeganiu własnej historii Polaków, którzy dzisiaj muszą się zmagać z poczuciem winy za „pogrom w Kiszyniowie”, „pogromy w Białymstoku” oraz najważniejszym – „pogromem w Kielcach” oraz z rewelacjami pana Jana T. Grossa na temat „złotych żniw polskich chłopów w Treblince” i „łapaniu okazji na zabicie kilku Żydów” tuż po wojnie. On to powiedział i świat to usłyszał – dzięki francuskiemu serialowi na temat Holocaustu „wypuszczonemu” w styczniu 2015 r. Oto w ostatnich dekadach XIX w. kiedy do Ameryki Południowej ruszyła fala gigantycznej emigracji, w krajach takich jak Argentyna czy Brazylia w niektórych regionach stosunek liczby kobiet do mężczyzn był jak 1 do 10. Byli to „prawdziwi profesjonaliści”, którzy nabierali „doświadczenia w branży” na terenie Rosji i Królestwa Polskiego poczynając od lat 70-tych XIX w. Jak dotychczas najpełniejsze opracowania powstało dzięki prof. Edwardowi J. Bristow z Uniwersytetu Yale w książce z 1983 r. pt. „Prostitution and Prejudice. The Jewish Fight Against White Slavery 1870- 1939” (Prostytucja i uprzedzenie. Żydowska walka z białym niewolnictwem 1870- 1939”). Profesor Bristow spędził podobno sporo czasu nad archiwami policyjnymi i starymi gazetami „z epoki” i opisał zjawisko zorganizowanego nierządu na obszarach tzw. strefy osiedlenia Żydów w Imperium Rosyjskim . Książka jest pełna statystyk i opisów przerażających historii z akt sądowych. Wśród nich przedstawione są takie fakty jak: - z informacji podanych przez dr. Maretskiego, dr. Giedroycia, Romana Buczyńskiego, Sholome Levina, wynika, iż w 1889 r. Żydówki prowadziły 16, spośród 19 legalnych domów publicznych istniejących w Warszawie, - w Proskurowie, wszystkie trzy licencjonowane domy publiczne były w posiadaniu Żydówek, podobnie jak większość "przybytków rozkoszy" w Żytomierzu. Także w Mińsku wszystkie - spośród 14 zalegalizowanych domów publicznych - były ich własnością, - wedle danych rządowych - 30 z 36 legalnych domów publicznych guberni chersońskiej było prowadzonych przez Żydówki. Władze imperium miały na to zjawisko patrzeć okiem raczej przychylnym, bowiem „rozwiązywało” ono „pewne problemy” w miastach garnizonowych. Te miasta były pełne prostytutek żydowskich a najwyższy ich odsetek w całym Imperium miał być wyliczony dla miejscowości Sokółka na Podlasiu. A „w roku 1892, we Lwowie, miał miejsce głośny proces 27 handlarzy kobietami (wszyscy byli Żydami galicyjskimi), oskarżonych o sprzedaż 29 kobiet do domów publicznych w Turcji, Egipcie i Indiach. Spośród owych 29 kobiet, 9 (30%) NIE było pochodzenia żydowskiego…”. Czyli – 70% było Żydówkami . Nawiasem, proces był bardzo głośny i opisywany przez prasę w całej Europie. Podobnie było w u kajzera Wilhelma: „…lista handlarzy sporządzona przez policję w Hamburgu w roku 1912 obejmuje 402 osoby z czego 271 (67%) była pochodzenia żydowskiego. Zdecydowana większość z owych 214 osobników z pierwszej listy pochodziła z Królestwa Kongresowego, Galicji, Bukowiny i zachodnich guberni rosyjskich..”. No więc kiedy pojawił się „popyt” w Ameryce Południowej, „zdolność do oferowania podaży” była już na bardzo „wysokim poziomie organizacyjnym”. Poza powszechnie znanymi punktami przerzutowymi jak porty w Odessie czy Hamburgu były zupełnie dziś zapomniane miasta przygraniczne jak dzisiejsze Mysłowice, które zasłynęły dzięki mowie posła do Reichstagu Wojciecha Korfantego z 1913 r. i odważnym działaniom nieskorumpowanego Komisarza Policji – Polaka Halemby. Nic lepiej nie opisuje tego zjawiska w Argentynie niż powstanie i działalność specyficznego przedsiębiorstwa założonego około roku 1860 pod nazwą „Warszawskie Żydowskie Towarzystwo Pomocy Wzajemnej” ,które zasłynęło na cały świat dzięki „procesowi stulecia” w Buenos Aires , zakończonego we wrześniu 1930 r. skazaniem 108 gangsterów oskarżonych o handel żywym towarem i wiele innych przestępstw z tym związanych. Wcześniej bo w 1927 r. „Towarzystwo” zostało zmuszone do zmiany nazwy na „Towarzystwo Wzajemnej Pomocy Zwi Migdal”. Największy rozkwit „biznesu” „Towarzystwo Warszawskie” odnotowało po I wojnie światowej , kiedy to 430 „panów z Towarzystwa” czyli żydowskich alfonsów (zwanych tam „rufios”) kontrolowało 2000 burdeli z 30.000 prostytutek w samej Argentynie, nie licząc Nowego Jorku czy Brazylii. Obroty sięgały 50 mln USD – rocznie, co daje na 60 lat działalności , przy skromnym szacunku 20 mln USD – rocznie „ogólny przychód” na poziomie 1,2 mld USD wg ówczesnej wartości dolara. Niektóre relacje mówią o zamykaniu i więzieniu już na niemieckim statku z Hamburga oraz o gwałtach i przemocy. Niezależnie od tego, wszystkie „kandydatki na żony lub służące” trafiały jako „świeże mięso”( było to hasło przybycia „nowego ładunku do portu”) „na prezentację” do dwóch lokali w Buenos Aires: Hotel Palestina lub Cafe Parisienne, gdzie nago musiały przemaszerować przed „wysoką komisją” złożoną z panów alfonsów z „Towarzystwa” i tam były „klasyfikowane” oraz rozdzielane do odpowiedniej „rangi” burdeli. Najbrzydsze lądowały pod nazwą „worek kartofli” na prowincję, gdzie czekało je prawdziwe piekło na ziemi, chociaż to w Buenos Aires też było piekłem. Znakomita większość burdeli w Buenos Aires znajdowała się w dzielnicy żydowskiej na ulicy Junin. Największe miały po 60-80 prostytutek. Bez możliwości ucieczki, bowiem zarówno policja jak politycy miasta i Argentyny – byli dokładnie i doskonale skorumpowani a niektórzy byli szczęśliwymi klientami tych przybytków. Jakkolwiek w burdelach tych znajdowały się również: Włoszki, Francuzki czy kobiety innych narodowości, to największy odsetek stanowiły Żydówki z Rosji i Galicji. I to te kobiety były „rozpoznawane” jako „Polki” , co w zasadzie do dzisiaj jest przedmiotem wielkiego dyskomfortu Polonii argentyńskiej , złożonej głównie z rolników oraz np. inżynierów i robotników przemysłu naftowego. I dopiero po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 r. Argentyńczyk- konsul RP wymusił w latach 20-tych m.in. wyrzucenie z nazwy największej organizacji handlarzy żywym towarem – słowa „Warszawskie”. Słowo „polaca” w rozumieniu – „kurwa” – pozostało do dziś a Polonia Argentyńska zdołała wymusić używanie słowa „Polonesa” w odniesieniu do kobiety polskiej. Najobrzydliwszą stroną tego procederu były porwania młodych kobiet. Nasiliło się to po I wojnie wraz z emancypacją kobiet i niejednokrotnie wymuszonymi podróżami w poszukiwaniu pracy. Nagle na dworcach kolejowych pojawiły się „miłe panie w średnim wieku, nauczycielki zresztą, posiadające agencje pośrednictwa pracy nauczycielek i sekretarek”, które okazywały się naganiaczkami do burdelu. Działalność Towarzystwa Zwi Migdal „Wzajemnej Pomocy” została nieco ukrócona przez jednego nieprzekupnego prokuratora Julio Alsogaray i jednego nieprzekupnego sędziego Dr Rodrigueza Ocampo w Buenos Aires, którzy znaleźli JEDNEGO świadka, który chciał zeznawać, a była to Rachel Liebermann z Łodzi, wdowa z dwoma maleńkimi synami, pozostawiona w Argentynie bez środków do życia po śmierci męża. Dobrzy panowie z „Warszawskiego Żydowskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy” trafili na twardego przeciwnika, bo Rachel żyła już jakiś czas w Argentynie no i miała dwoje dzieci. Zdecydowała się zeznawać, ale mimo wyroków, organizatorzy „apelowali” i po skróconych wyrokach – zrobili „pokazówkę” celem „zdyscyplinowania środowiska” i dzielnej kobiecie – podstawili „zakochanego konkurenta”, który był alfonsem – akurat jej nieznanym. Po „ślubie” facet wsadził ją „karnie do burdelu”. Przetrwała jakoś i to ale zmarła bardzo młodo – w wieku lat 35 w biedzie i opuszczeniu i nie wiadomo, co się stało z małymi synkami tej dzielnej kobiety. Kiedy się czyta o tych wszystkich sprawach, pozornie zamierzchłych, notorycznie natykamy się na próby usprawiedliwienia handlu żywym towarem ze zdecydowaną „nadreprezentacją” Żydów z Galicji i Imperium Rosyjskiego – „antysemityzmem” i „pogromami”. Jest o o tyle ciekawe, że np. słynny proces 27 handlarzy żywym towarem miał miejsce w 1892 r. – a pogrom w Kiszyniowie – miał miejsce w 1903 r., gdzie zresztą było jedno z „najgorętszych” miejsc „naboru”. Gazety, które opisywały procesy handlarzy żywym towarem są zwłaszcza w prasie polskojęzycznej nazywane „skrajnie antysemickimi”, jakby ten fakt (o ile miał miejsce) mógł pomniejszyć grozę tej zbrodni na bezbronnych kobietach i dziewczynkach – dokonywanej przez kryminalistów bez sumienia a przy cichej pomocy „panów z władzy”- policyjnej, administracyjnej czy celnej – rosyjskiej, niemieckiej czy austriackiej i odpowiednio „po drugiej stronie Oceanu”: amerykańskiej, brazylijskiej czy argentyńskiej.
Dowodem na to jest przemówienie Wojciecha Korfantego w niemieckim Reichstagu z 14 lutego 1913 r. w sprawie „krycia” handlarza żywym towarem Samuela Lubelskiego obywatela rosyjskiego przez lokalne władze niemieckie na terenie Mysłowic, gdzie był „punkt przerzutowy towaru” do Wiednia i Hamburga. Oto fragmenty: „…Muszę omówić proces, który toczy się obecnie przed sądem ziemiańskim w Bytomiu przeciwko niejakiemu Lubelskiemu, oskarżonemu o handel żywym towarem. Lubelski jest rosyjskim obywatelem. Rząd rosyjski za jego sprośne rzemiosło skazał go na zesłanie do Archangielska. Zbrodniarz ten zdołał zbiec i osiadł w miejscowości Jęzor naprzeciwko Mysłowic. Władze austryackie wydaliły go jednak. Przeniósł się do Mysłowic i dostał stanowisko w biurze zastępcy hamburskiej linii okrętowej. Prezes regencyjny opolski Schwerin pozwolił mu na przebywanie w Mysłowicach." W artykule na stronie www.myslowice.naszemiasto.pl dalej jest mowa o tym, że :”… Korfanty krytykuje ministra, który zwolnił ze służby uczciwego policjanta Halembę za to, że skarżył się na związki policji z Lubelskim. Mówi dalej: "Dziewczyny prowadzono zaułkami do prywatnego mieszkania Lubelskiego, potem wysyłano do zakładu rozpusty w Buenos Aires. Policya popiera haniebny handel żywym towarem! W wydziale ministra policyi żelazną miotłą należałoby zrobić porządek!". ..”.
Wygląda na to, że można szacować tych „zawodowców” na jakieś 1000-2000 sztuk w samym Buenos Aires a „łącznie” może nawet 5-10 tysięcy, jak się „doliczy” Nowy Jork, Daleki Wschód, Istambuł, Grecję etc. Mogliby utworzyć związek zawodowy. Najciekawsze jest to, że w Polsce literatura na ten temat jest znikoma lub żadna a jeśli coś się pojawia , to „zdolny wykształcony dziennikarz” „omyłkowo” te nieszczęsne prostytutki z Buenos Aires nazywa „Polkami” jednocześnie pisząc o próbach odnowienia „żydowskiego cmentarza prostytutek w Buenos Aires”. Albo że „40% prostytutek Buenos Aires pochodziło z Polski”. W roku 1905 na przykład. Nie poczuję się lepiej oglądając komedię „Pół żartem , pół serio”, w której główna bohaterka to Polka, „Susan Kofoltshyk” „z niższych sfer kolejowych” , która ma słabość do saksofonistów, alkoholu i nieokiełznanego seksu. Niemal prostytutka. Niemal. Lub oglądając oscarowy „Sophie’s Choice”, w którym Polka „uratowana z Holocaustu” „robi loda” „Żydowi lekko choremu psychicznie”. Pozostaje jeszcze pytanie: co się stało w czasie wojny z tym „Towarzystwem Zwi Migdal” inaczej „Varsovia Society”, które w ciągu 60 lat wysłało i wykorzystało ok. 30-50 TYSIĘCY białych niewolnic , głównie Żydówek. Zapewne „dziewczęta” były raczej zadowolone, bo „konkurencja nie dojeżdżała” i spokojnie się starzały. Nawet uzbierały na skromny żydowski cmentarz chyba w 1941 r. Ale co z tymi alfonsami? To było całe 60-70 lat i zaangażowane w to były całe rodziny PRZEZ POKOLENIA! Co się stało z rodzinami takich zasłużonych założycieli Towarzystwa Warszawskiego jak: Simon Rubinstein, I jeszcze jedno pytanie: czy my mamy „przepraszać za nich” , czy „ktoś przeprosi nas za nich”. Bo żyli wśród nas i siali zniszczenie wśród nas. Oraz „wyrobili nam opinię” w tym Buenos Aires „na wieki”. PS. Handel żywym towarem z Europy Środkowej w tym z Polski - przez Odessę do Istambułu i Hajfy (statkiem) oraz do burdeli Berlina i wszystkich „kurortów” Hiszpanii, Portugalii i Grecji – ma się dzisiaj świetnie. Szacuje się ilość ofiar tego procederu na 10-30 milionów dziewcząt, chłopców i małych dzieci. Do prostytucji dochodzi handel „na organy”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Cwi_Migdal http://jwa.org/encyclopedia/article/argentina-jewish-white-slavery |