| |
Wpisał: Jacek Bezeg | |
27.07.2015. | |
Za: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/140939,to-puste-deklaracje.html
To puste deklaracjeZ dr. hab. nauk wojskowych, profesorem Akademii Obrony Narodowej Romualdem Szeremietiewem, byłym wiceministrem obrony narodowej,rozmawia Rafał Stefaniuk
Prezydent podpisał ustawę o zwiększeniu wydatków na obronność do 2 proc. PKB. Wydawaliśmy na ten cel 32 mld zł, a na mocy ustawy przybędzie dodatkowy 1 mld. Zmiana kosmetyczna czy realne wsparcie armii? – Znacząco to nie wzmocni naszej armii. Ale jak wiadomo, każde pieniądze, które można dołożyć do budżetu obronnego, to rzecz bardzo sensowna. Jest jednak warunek. Te pieniądze muszą być sensownie wydane. Otóż ja na razie nie widzę takiego postępowania w polityce zakupów. W mojej opinii, przyjęty model sił zbrojnych nie odpowiada naszym potrzebom obronnym. W związku z tym każdy wydatek przeznaczony na źle skonstruowaną armię nie przynosi pozytywnego efektu. Drugą kwestią jest skuteczność w wydawaniu pieniędzy. Przypominam, że w ciągu ostatnich kilku lat, tak się składa, że było to w okresie rządów Platformy, ocenia się, że 10 mld zł resort obrony nie wydał w ogóle, zwracając je ministrowi finansów. Z informacji, które do mnie teraz docierają, wiem, że dodatkowe 500 mln zł nie zostanie wydane w tym roku. Cóż z tego, że deklaruje się gotowość wydawania większej ilości pieniędzy na naszą obronność, skoro się ich nie wydaje? To puste deklaracje. A co jest tego powodem? – Powody są różne. Jeden z nich jest aki: żeby procedury zakupu uzbrojenia były skuteczne, to muszą być przeprowadzone w okresie roku budżetowego. Jeżeli określone instytucje MON nie są w stanie przeprowadzić takiego postępowania w tym czasie, to nic dziwnego, że pieniądze zostają. Kuleje więc efektywność systemu. Trzeba wcześniej przygotować plan zakupu, pewne dokumenty muszą być zatwierdzone przez ministra, ale stosunkowo wcześniej. Problem stanowi również to, gdzie mamy kupować sprzęt. Prezydent stwierdził, że zwiększenie nakładów na armię to odpowiedź na większe pieniądze, które na potrzeby swojej armii przeznacza Rosja. Jak to się ma do tego, co Pan mówi? – Pamiętajmy o tym, że to 2 proc. PKB, którym się szczycimy, jest to minimum, które powinny wydawać kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego. To zostało ustalone dużo wcześniej i to w czasie, kiedy Rosja nie stanowiła tak dużego zagrożenia. Nikomu się wtedy nie śniło, że Rosja może prowadzić wojnę na Ukrainie. Jak wiemy, wiele krajów do dziś nie osiąga takiego procenta. Teraz przyjrzyjmy się temu, co wydaje Rosja. Moskwa oficjalnie przyznaje się, że 4,3 proc. PKB wydaje na swoje siły zbrojne. Z kolei eksperci twierdzą, że nieoficjalnie Kreml przeznacza 5 proc. PKB na wojsko. Biorąc pod uwagę to, że PKB Rosji jest kilkakrotnie większe od naszego, trzeba zadać pytanie, jaką odpowiedzią jest 2 proc. Polski do 5 proc. Rosji. Robienie takich porównań jest niepoważne. W sytuacji, w której nie prowadzimy otwartych działań zbrojnych, jak sprawdzić, czy nasza armia posiada wystarczający potencjał? – Przygotowania do obrony muszą być odbierane za bardzo wiarygodne przez tego, który chciałby na nas napaść. Patrząc na to, co się dzieje w Polsce i za naszymi wschodnimi granicami, należy zadać sobie pytanie, czy znaleźliśmy sposób, aby potencjalny agresor był przekonany, że nie warto nas zaczepiać. Myślę, że pełnej odpowiedzi na to pytanie nie mamy. Pewnym czynnikiem odstraszającym jest to, że jesteśmy członkiem NATO i to Sojusz nam pomoże. Ale słyszymy oświadczenie Johna Hefferna z Departamentu Stanu USA, który twierdzi, że stałych instalacji baz NATO w Polsce nie będzie, bo Niemcy nie chcą drażnić Rosji. Podobno kiedyś doszło do porozumienia między NATO a Rosją, że takich instalacji nie będzie na terenie nowych członków Sojuszu. Co to dla nas oznacza? – Że jesteśmy co prawda państwem członkowskim, ale drugiej kategorii. Nie jesteśmy także przewidziani do skutecznej obrony. My, domagając się takich instalacji, nie robimy tego dlatego, że lubimy, jak obce wojska stacjonują na naszym terytorium, ale dlatego, że chcemy być pełnoprawnym członkiem Sojuszu. Chcemy być tak samo chronieni jak Niemcy, Włochy, Hiszpania czy Francja. Jesteśmy więc w sytuacji, że Niemcy nie chcą baz NATO w Polsce, aby nie drażnić Rosji, a nie rezygnują z tych baz na swoim terytorium. Skoro Rosja jest barankiem, to niech Niemcy zrezygnują z baz u siebie, ale jak wiemy, oni się do tego nie palą. Dla nas jest to sytuacja wybitnie niebezpieczna. Nie mamy własnej armii z prawdziwego zdarzenia, dodatkowo w Sojuszu jesteśmy państwem drugiej kategorii. Kwestia naszego bezpieczeństwa staje więc pod znakiem zapytania. Tylko skąd ten zaniżony status, skoro chociażby bierzemy udział w operacjach NATO i to w sposób bardzo aktywny? – A bierze się to stąd, że Rosja, która jest zewnętrznym krajem, ma do powiedzenia więcej niż członek NATO. Głos Kremla jest ważniejszy i lepiej słyszalny niż głos Warszawy, Wilna czy Tallina. Ale w ten sposób nigdy Sojusz nie będzie funkcjonował skutecznie. – Dokładnie tak. Dopóki się tego nie zmieni, to nie możemy mówić o jakimkolwiek sprawnym działaniu NATO. Dziękuję za rozmowę. Rafał Stefaniuk
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/140939,to-puste-deklaracje.html |