Z żartami nie ma żartów
Wpisał: I F   
24.12.2009.

Z żartami nie ma żartów

IF

            Maciej Rybiński skarżył się w jednym z felietonów, że boi się żartować, bo potem musi długo się tłumaczyć czytelnikom, którzy przyjmują jego żarty za prawdę i polemizują z nimi ze śmiertelną powagą.

            W latach trzydziestych, po audycji radiowej informującej o najeździe kosmitów tysiące Amerykanów rzuciło się do panicznej ucieczki. Łatwiej im było uwierzyć w inwazję ET niż zrozumieć żart autorów audycji.

            Kilka lat temu, 1 kwietnia, pokazano w TV klimatyzowane gondole z bufetem, w których GOPR rzekomo zwozi ofiary wypadków narciarskich, płacące prywatnie za taką usługę. Ogromna liczba telewidzów komentowała z oburzeniem sprzeczną ich zdaniem z konstytucją dyskryminację ubogich narciarzy. Nawet data emisji nie skłoniła ich do refleksji.

            Podobne nieporozumienie dotknęło i mnie. Zebrałam różne zasłyszane teorie na temat grypy w żartobliwy konspekt powieści o redukowaniu populacji ludzkiej za pomocą pseudo- szczepionki. Z góry napisałam, że jest to SF. Chodziło mi o zwrócenie uwagi na znany fakt, że w braku informacji mózg ludzki zaczyna produkować fantasmagorie, których nie potrafi odróżnić od rzeczywistości. Między innymi, dlatego starzy samotni ludzie popadają w paranoje. Podobny efekt opisywali grotołazi, którym zdarzyło się spędzić kilka dni samotnie w jaskini, w oczekiwaniu na ratunek.

            Jeżeli społeczeństwo jest regularnie okłamywane, albo pozbawione rzetelnej informacji, świadomość zbiorowa zaczyna funkcjonować jak ten osamotniony mózg - produkuje „opowieści dziwnej treści”. W latach mego dzieciństwa opowiadano sobie o czarnej wołdze, której załoga porywa dzieci i pozbawia je krwi. Podobna sytuacja dotyczy obecnie grypy i szczepionek przeciwko grypie. Społeczeństwu podaje się tyle nielogicznych, wewnętrznie sprzecznych, lub ewidentnie kłamliwych informacji, że mimo woli wytwarza różne spiskowe teorie. W najśmielszych marzeniach nie mogłam jednak przewidzieć, że znajdzie się ktoś, kto potraktuje poważnie mój żart.

`Pan podpisujący się bodajże „niewierzący ateusz” nie zgadza się przede wszystkim z twierdzeniem, że wojny były kiedykolwiek regulatorem liczebności populacji ludzkich. Jest to czysto akademicka dyskusja. Istnieje wiele teorii i kilka matematycznych modeli (między innymi model Volterry) opisujących mechanizmy homeostazy różnych populacji i trzeba się z nimi po prostu zapoznać.

            Przy okazji „niewierzący ateusz” poruszył jednak bardzo ciekawą moim zdaniem kwestię. Jego zdaniem to nieprawda, że w czasie wojny giną ludzie najwartościowsi dla społeczeństwa. Najwartościowsi – twierdzi - są ci, którzy przetrwali, bo okazali się na tyle sprytni żeby nie dać się zabić.

            Przeświadczenie, że w konkurencji społecznej wygrywają najlepsi to fałszywe echo źle rozumianego, tak zwanego darwinizmu społecznego. Źle rozumianego, gdyż Darwin bynajmniej nie twierdził, że w walce o byt wygrywają i przeżywają osobnik najlepsze, lecz najlepiej przystosowane do środowiska. W pewnym środowisku mogą to być na przykład owsiki, w innym bakterie gnilne. Posługując się tą analogią: do warunków wojennych najlepiej przystosowany był szmalcownik wydający Żydów w ręce Gestapo, a powojennych- na przykład pisarz donoszący na kolegów. Oni przeżyli i zapewnili dobre warunki swojej progeniturze. Ten, co zginął ratując Żydów, albo w Powstaniu Warszawskim, nie dał szans swoim genom i w sensie darwinowskim był gorzej przystosowany do walki o byt.

            Zapaść kultury polskiej tłumaczy się od dawna faktem utraty elit planowo mordowanych, dyskryminowanych i pauperyzowanych przez dwa systemy totalitarne. Elit zdolnych nie tylko do poświęcenia się dla zbiorowości, lecz przede wszystkim do zorganizowania społeczeństwa wokół wartości innych niż fizyczne przetrwanie i jednostkowy sukces.

            Elity komunistycznej władzy wytworzone przez system negatywnej selekcji, premiującej zdradę, oportunizm i prymitywne cwaniactwo oraz postkomunistyczne elity finansowe naukowe i artystyczne bronią teraz nie tylko swego stanu posiadania i statusu społecznego, lecz również swego mitu założycielskiego. Do paradygmatów tego mitu należy teza, że przedstawiciele elit  wytępionych -obrońcy Westerplatte, ofiary Katynia, czy Powstania Warszawskiego to głupcy, którzy jak w „Lotnej” Wajdy szarżowali z lancą na czołgi. Dlatego też zgodnie z dziejową sprawiedliwością zostali wybici i w ten sposób zrobili miejsce tym najlepszym, dla których nic nie znaczy patriotyzm, ojczyzna i inne, jak pisze „niewierzący”, bzdury i którzy w kolejnym już pokoleniu potrafią czerpać korzyści ze zbudowanego przez siebie imperium zła.