| |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
07.08.2015. | |
I pieniądz zarobić - i wianuszka nie stracić
Stanisław Michalkiewicz Felieton • specjalnie dla www.michalkiewicz.pl • 6 sierpnia 2015 Jakież to przykre – uzyskać potwierdzenie z najbardziej autorytatywnego źródła – bo od samej sejmowej marszalicy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – że naszym nieszczęśliwym krajem rządzi przysłowiowa „kurwa i złodziej”! Kurewstwo bowiem niekoniecznie musi być zawodem. Może być stanem ducha, dobrze określanym przez ludowe porzekadło: „i pieniądze zarobić - i wianuszka nie stracić”. Oczywiście ani w przypadku kurew zawodowych, ani w przypadku polityków o żadnym „wianuszku” nie może być mowy; pieniądze w obydwu przypadkach otrzymuje się jako nagrodę za jawnogrzesznictwo. W przypadku kurew zawodowych – za frymarczenie ciałem, w przypadku polityków – za frymarczenie duszą. Podobnie ze złodziejami. Ktokolwiek miał z nimi do czynienia, mógł się przekonać, że wszelkie romantyczne sagi o „złodziejskim honorze” i temu podobnych historiach, można spokojnie włożyć między bajki. Ja przekonałem się o tym już na tzw. „dołku”, czyli w areszcie milicyjnym przy ul. Malczewskiego w Warszawie, gdzie znalazłem się jako kandydat do internowania w stanie wojennym. Siedział z nami w celi złodziej, mimo ukończonych zaledwie 21 lat – już recydywista. Bardziej obrzydliwej gnidy nie widziałem w życiu, chociaż później, w Białołęce, siedziałem z kryminalistami na których ciążyły zarzuty znacznie poważniejsze. Złodziej charakteryzuje się tym, że nie ma żadnych zasad i gotów jest w każdej chwili zdradzić najlepszego przyjaciela w zamian za nawet przelotną korzyść. Dlatego policja i bezpieka werbuje konfidentów przede wszystkim właśnie wśród złodziei, wynagradzając ich gwarancjami bezkarności – realizowanych później przez konfidentów ulokowanych w niezależnej prokuraturze i niezawisłych sądach. Zaryzykowałbym nawet pogląd, że złodzieje nie mają duszy, podobnie zresztą, jak politycy, którzy zresztą – jak np. pan minister Jerzy Jaskiernia – sami to potwierdzali. Skoro tak, to czyż wypada zaprzeczać? Potwierdzenie, że naszym nieszczęśliwym krajem rządzi „kurwa i złodziej” przyszło za sprawą deklaracji Episkopatu, a właściwie nie tyle Episkopatu, co niektórych biskupów, że politycy głosujący za ustawą o zapładnianiu w szklance, nie powinni przystępować do Komunii. Wprawdzie pan prezydent Bronisław Komorowski, który tę ustawę podpisał, właśnie do Komunii nabożnie przystąpił, ale – po pierwsze – mógł to uczynić w ramach zademonstrowania wyższości porządku demokratycznego nad porządkiem nadprzyrodzonym – co z pewnością spodobałoby się soldatesce, która wystrugała zeń prezydenta – albo – po drugie – po odbyciu spowiedzi, w ramach której od jakiegoś księdza-patrioty otrzymał rozgrzeszenie, kiedy zadeklarował mocne postanowienie poprawy – że takiej ustawy już nigdy jako prezydent nie podpisze. Ale pan prezydent Komorowski – to jedna sprawa, a komentarz pani marszalicy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, to sprawa druga. Otóż oświadczyła ona, że stanowisko biskupów jest „przykre i niesprawiedliwe”, bo JE abp Dzięga powiedział, że głosowanie ma rangę „publicznego oświadczenia woli”, a więc jest rodzajem „grzechu popełnionego publicznie”. „Grzech popełniony publicznie” to nic innego, jak jawnogrzesznictwo, vulgo – kurewstwo. Do tej pory kurewstwo, zwłaszcza kurewstwo polityczne, z punktu widzenie religijnego znacznie przecież gorsze, niż kurewstwo zwyczajne, było traktowane – niestety również przez biskupów – pobłażliwie. Być może zaważyła na tym okoliczność, że wielu spośród nich, podpisując – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - deklarację o współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, również dopuściła się kurewstwa, więc przeżywała „wspólnotę losów” z kurewskimi politykami, ale na szczęście ustawa o zapładnianiu w szklance stała się rodzajem „szczęśliwej winy”, która w tej wspólnocie łajdactwa może zapoczątkować jakiś przełom, że przynajmniej w kwestii kurewstwa politycznego, światło zostanie ściśle oddzielone od ciemności. To, że niepokoi to zarówno panią marszalicę Małgorzatę Kidawę-Błońską, najwyraźniej przyzwyczajoną do tego, że można „i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić”, to dowód, że sprawy poszły we właściwym kierunku. Nie ma to absolutnie nic wspólnego z forsowaniem w naszym nieszczęśliwym kraju jakiegoś „państwa wyznaniowego”. Kurwy obydwu obrządków nie muszą przecież akomodować się do żadnych chrześcijańskich zasad – ale nie powinny też oczekiwać, że chrześcijanie zaczną akomodować się do etyki kurewskiej. Więc chociaż potwierdzenie przez oficjalnie drugą osobę w państwie, że naszym nieszczęśliwym krajem rządzi kurwa i złodziej jest wiadomością przykrą, ale – zgodnie z zasadą, iż nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – również i ta konstatacja może mieć swoje dobre strony. |
|
Zmieniony ( 07.08.2015. ) |