| |
Wpisał: Tomasz M. Korczyński | |
10.08.2015. | |
Islam – miecz „globalistów” przeciwko chrześcijaństwu
Tomasz M. Korczyński 2015-8-10 pch24 W obecnej globalnej wojnie przeciwko Kościołowi twórcy „nowego człowieka” chcą za wszelką cenę, przy pomocy nowej religijnej zasłony dymnej, odsunąć w cień chrześcijaństwo. W swoich rewolucyjnych działaniach mogą liczyć na silnego sojusznika - islamistów.
„Gazecie Wyborczej“ nie podoba się wiele rzeczy w naszym kraju. Chciałaby go odmienić na swoją modłę. Nie jest jej „wszystko jedno”, dlatego walczy o inną Polskę. Bolą ją sztandar, hymn, martyrologia narodowa, katolicyzm, Kościół, rodzina, naród. Tezy głoszone na jej łamach wykraczają często poza zdroworozsądkowe normy. To tutaj przeczytamy, że Jan III Sobieski miał być niepohamowanym rzeźnikiem a zabory po epoce zacofanej I Rzeczpospolitej okazały się dla Polski wielkim dobrodziejstwem kulturowo-cywilizacyjnym. „Wyborcza” torpeduje wspomniane wyżej wartości z iście szatańską wściekłością. Jednocześnie wszystkie wyżej wspomniane słowa-instytucje mrożą krew w jej żyłach. Redaktorzy z Czerskiej boją się tego, że Polska się ocknęła, że młodzi Polacy interesują się historią, chcą wiedzieć więcej o swoich narodowych korzeniach, że katolicy stają się coraz bardziej samoświadomi swej wiary, że rośnie nowa, konserwatywna inteligencja, co jest wprost proporcjonalne do coraz gwałtowniejszych apopleksji szału u lewaków. Polak-katolik-islamożerca Ostatnio na „wyborczy” warsztat wrzucono naszą wrodzoną rzekomo islamofobię. Korowód ekspertów ruszył w chocholi taniec. Zajmijmy się zatem owym fikcyjnym zjawiskiem, wysmażonym na poczekaniu w siedzibie redakcji Adama Michnika. Mechanizm działa tak: Najpierw zrelacjonowano sondaże quasi-socjologiczne, potem opatrzono je serią odpowiednich ideologicznie komentarzy i artykułów, następnie stworzono wizerunek Polaka-islamożercy, który przy okazji jest „bardziej konserwatywny niż muzułmanie z Wielkiej Brytanii” (czyli oznacza to, że np. sądy honorowe są wśród nas częściej stosowane niż wśród londyńskich muzułmanów). Krzykliwe nagłówki kolejnych insynuacji, półprawd i manipulacji mają dowodzić, iż islamofobia jest wynikiem ignorancji, zacofania, zaprzaństwa, wstecznictwa kulturowego, polskiej homogeniczności, których to strasznych zjawisk źródłem są nacjonalizm/faszyzm (czytaj: patriotyzm), fanatyzm (czytaj: katolicyzm) oraz histeria (czytaj: historia). Wszystkie obiekcje i fobie „Wyborczej” wskazują - i z tego należy się niezmiernie cieszyć - że jesteśmy racjonalni, że charakteryzuje nas, Polaków pragmatyzm w codziennej walce o przetrwanie, niekiedy dosłownie (przy katastroficznych rządach koalicji PO-PSL niska jakość życia to właściwie standard). Natomiast obawy względem przybyszów z muzułmańskich państw to wynik „realpolitik”, a także doświadczeń, jakie nabywamy w kontaktach z muzułmanami oraz rdzennymi gospodarzami podczas naszych wizyt na Zachodzie. Ponadto jesteśmy odważni, ponieważ obawy i wyrażane wprost wątpliwości, do których się przyznajemy, w odróżnieniu od zniewolonych kajdanami ideologii poprawności politycznej Brytyjczyków, Francuzów, Szwedów, Holendrów, Niemców czy Belgów, należy docenić. Szczerość popłaca. Dzięki niej tworzy się tzw. masa krytyczna, którą widać i słychać, a to budzi niepokój u zideologizowanej lewackiej mniejszości. Wiemy, co się kroi Jednocześnie swoistym paradoksem jest fakt, że to samo pro-islamskie medium, co rusz podrzuca artykuły o muzułmańskiej agresji, co także usprawnia nabywanie przez opinię publiczną w Polsce wiedzy na temat islamu, który mają charakteryzować agresja, przemoc i zbrodnie w imię Allacha. A zatem w tej paranoicznej narracji to nie my, Polacy mamy coś na sumieniu, ale raczej medialny mainstream, który bombarduje nas „odpowiednimi” doniesieniami ze świata islamu. Po upowszechnianiu w przestrzeni medialnej wiedzy o działaniach muzułmanów mainstream wznosi potem lament nad polską islamofobią, a jeśli tylko Polacy zaczynają popierać takie inicjatywy jak sprowadzanie syryjskich chrześcijan (co oczywiście już na wstępie falsyfikuje tezę o polskiej nietolerancji), to wówczas zaczyna się znów oskarżanie. Tym razem o wybiórczość moralną, hipokryzję, fanatyzm, itp., gdyż, zdaniem „Wyborczej”, przyjmować trzeba wszystkich, jak popadnie. Nie, nie trzeba. I Polacy nie dają się nabrać na krokodyle łzy redaktorów z Czerskiej. Wiedzą, uczeni doświadczeniem nabranym w kontakcie z Zachodem oraz informacjami czerpanymi z mediów, w jaki sposób przyjmowani muzułmańscy azylanci odwdzięczają się swoim gospodarzom. Nawet nie jadąc do Londynu czy Paryża szary Kowalski zdaje sobie sprawę, co się dzieje w tzw. eurotunelu, jak fatalna sytuacja panuje w odniesieniu do niekontrolowanego żywiołu imigrantów z Afryki i Azji. Napływowy element terrorystyczny jest także coraz trudniejszy do uchwycenia przez służby bezpieczeństwa (co otwarcie przyznają najważniejsze głowy państw Zachodu), i, niestety, tragiczne „incydenty” będą się nasilać. Obcinanie głów w państwach Unii Europejskiej, mordowanie w biały dzień dziennikarzy, żołnierzy, cywilów, krążące jak sępy milicje szariackie, wybuchy i strzelaniny w „przyjaźnie” i „nieprzyjaźnie” nastawionych wobec imigrantów państwach będą coraz powszechniejsze i nie należą wyłącznie do problemów Iraku, Syrii czy Libii. Nie jest także fikcją fakt, że, najkrócej rzecz ujmując, radykałowie muzułmańscy tworzą getta-kalifaty tuż pod ślepymi oczami Komisji Europejskiej, czerpiąc przy tym dobra materialne w postaci wsparcia socjalnego od naiwnych darczyńców z państw członkowskich. To Polacy widzą naocznie. Wiedza ta pochodzi ponadto nie tylko z gazet i telewizji, ale z rozmów z Anglikami, Francuzami czy Duńczykami. Szantaż emocjonalny nie wzrusza Polaków. Widzimy, że to tania, ideologiczna manipulacja. Nie przekonają nas internetowe ulotki nowej lewicy, która dystrybuowała swego czasu propagandę, że skoro pomagano niegdyś Polakom w Iranie, gdy tego potrzebowaliśmy, to teraz czas się odpłacić innym potrzebującym (czytaj: muzułmanom). Takie przedstawianie sprawy jest wielkim i wyrwanym z kontekstu nadużyciem, które warto aby zostało ekspercko przybliżone przez historyków i politologów. „Wyborcza” nie powie też, że Polacy są hojni i otwarci w swej dobroczynności. Jesteśmy, ale chcemy pomagać mądrze. Dlatego postawy naszych rodaków mogą tylko cieszyć. Powtórzę, jesteśmy mądrzy. Uczymy się na błędach ideologii poprawności politycznej Zachodu. Na błędach innych. Niestety, nie można wykluczyć zamachów, jakie mogą mieć miejsce także w naszym kraju. Do tego wystarczy mniej niż 2 tysiące (i mniej niż 1 procent populacji) muzułmanów. Zatrzymanie na Okęciu Marokańczyka, który urządził sobie wyprawę na krwawy dżihad, deportacje Czeczenów związanych z Państwem Muzułmańskim, przechwałki imama zapowiadającego, że w Polsce na pewno zostanie wprowadzony szariat, zapowiedź salafitów z RFN, że chcą prowadzić koranizację w kraju nad Wisłą, itp. są znakami, że także i my nie jesteśmy daleko od tej religijnej wojny. Czy tylko ideologiczna histeria? Gdyby tylko o wojnę na słowa, czy też fałszywe szlochy tu chodziło… Jednak rewolucjoniści lewaccy, którzy na co dzień generują i dystrybuują zwodniczą ideologię zła, mają ważniejszy cel, który został już dość dobrze rozpoznany na Zachodzie przez konserwatywne i katolickie środowiska. Drugie dno siania paranoi rzekomej polskiej islamofobii jest takie, że „Wyborcza” zawzięcie pracuje nad wywieraniem presji na polityków- rezydentów z koalicji PO-PSL, aby ci podjęli wysiłek w celu odmienienia „strasznego” losu imigrantów w Polsce. Miałyby to być zmiany w prawie. Lobbowanie na rzecz „uciemiężonych” muzułmanów (tych „Żydów XXI wieku”, jak się dowiadujemy z „Wyborczej”) ma jedną podstawową przyczynę. Islamizm jest promowany przez nową lewicę w całej Europie tylko po to, aby prowadzić wojnę przeciwko Kościołowi. W tej wojnie globalnej twórcy nowego człowieka chcą za wszelką cenę odsunąć w cień chrześcijaństwo, przy pomocy nowej religijnej zasłony dymnej, a podczas prowadzenia rewolucyjnych działań mają dodatkowo silnego sojusznika - islamistów. Nie dajmy się zatem zwieść sztucznej histerii lewicy. Prawo można w krótkim czasie zmienić, ale umysłów nie da się przerobić tak szybko. Niemniej słowa-klucze stosowane w nowomowie lewicy przynoszą niekiedy oczekiwany skutek. Rzekome fobie (islamofobia, homofobia) wmawiane na co dzień tysiącom czytelników „Wyborczej” mogą zaistnieć naprawdę, chociaż, póki co, są tylko wyssanymi z palca wizjami inżynierów społecznych na usługach Rewolucji. Tomasz M. Korczyński |
|
Zmieniony ( 10.08.2015. ) |