Gruzińska Droga Wojenna | |
Wpisał: Bogusław Jeznach | |
14.08.2015. | |
[W kawałkach, które znam lub mogłem sprawdzić – ta analiza jest poprawna. MD]
Bogusław Jeznach (www.NEon.pl )
Gruzińska Droga Wojenna to stara nazwa najważniejszej drogi przecinającej Kaukaz i łączącej Rosję z Gruzją, a przy okazji Osetię Południową z Osetią Północną. W sensie przenośnym można tak nazwać także ciąg wydarzeń, które doprowadziły do wojny gruzińsko-rosyjskiej w sierpniu 2008 roku. Wojnę tę sprowokowała wtedy Gruzja na zamówienie USraela. Miała ona m.in. przetestować determinację i siłę Rosji na wypadek konfliktu z pobliskim Iranem, który wtedy wisiał na włosku. Wydarzenia wokół tej wojny miały wiele aspektów i poziomów. Na poziomie bezpośrednio dotyczącym teatru wojny, widzieliśmy bardzo czytelną grę wywiadów i agentur. Po stronie rosyjskiej najdobitniej pokazały to takie postacie jak Siergiej Bagapsz, ówczesny prezydent Abchazji, lub Władimir Kokojty, prezydent Osetii Płd., którzy od lat, świadomie i z determinacją dążyli do secesji swego dzierżawia i ukrycia się pod rosyjski protektorat na Zakaukaziu. Natomiast po stronie USraela (to określenie stanie się o wiele jaśniejsze dalej w tekście) niemal jawną agenturę reprezentował przede wszystkim prezydent Gruzji, Michaił Saakaszwili. Jego życiorys, a także sposób jego zwerbowania i zainstalowania na urzędzie powinny znaleźć się we wszystkich podręcznikach socjotechniki, na którą Gruzini, naród skądinąd miły i Polsce przyjazny, wydają się być szczególnie podatni. Micha, jak go zwą bliscy, urodził się w gruzińskiej, inteligenckiej rodzinie w Tbilisi w 1967 roku. Jego ojciec, Nikoloz, z wykształcenia lekarz, był typowym partyjnym notablem, który piastował stanowisko dyrektora słynnego tbiliskiego centrum balneologii (nazwa Tbilisi pochodzi zresztą od „ciepłych wód”; ‘tbili’ to po gruzińsku ‘ciepły’). Matka Michaiła, Giuli Alasania, była profesorem historii na stołecznym uniwersytecie. Rodzice byli rozwiedzeni i Michaił nie kierował się wzorcami z domu. Imponowali mu raczej kumple z podobnych rodzin, spryciarze i polityczni karierowicze z Komsomołu, a zwłaszcza jego żydowski rówieśnik Dawid Żwania, późniejszy aktywista Tu kilka słów dygresji nt. owegoż Dawida Żwanii, postaci bardzo ciekawej i symptomatycznej. Ukończył w Kijowie ekonomię, a następnie wyjechał do raju podatkowego na Cyprze. Na dobre osiedlił się znów na Ukrainie dopiero w 1999 roku ale już jako dyrektor generalny zarejestrowanej na Cyprze firmy Brinkford Consulting Ltd., po czym uwłaszczył na siebie jej ukraińską filię i z jej udziałem założył kilka dalszych spółek. Majątek zrobił jednak głównie na zarządzaniu funduszami przesyłanymi na Ukrainę z Zachodu dla finansowania pomarańczowej rewolucji, co zarazem dowodzi jakim kanałem tymi wydarzeniami kierowano. To właśnie on dostarczał demonstrantom na kijowskim Majdanie (tym pierwszym, pomarańczowym) namioty, śpiwory, koce, wódkę i zakąski, a po udanej akcji nawet sztuczne ognie na całonocny festyn. Jego niezwykłe umiejętności kupiecko-logistyczne i biegłość Tymczasem Michaił Saakaszwili powrócił po studiach do Gruzji w roku 1992 jako ochotnik międzynarodowej organizacji humanitarnej. Po obaleniu Zwiada Gamsahurdii, pierwszego prezydenta poradzieckiej Gruzji, władzę objął tam b. szef KGB i b. minister spraw zagranicznych ZSRR Eduard Szewardnadze. Talenty i inklinacje młodego Michy zostały wtedy już rozpoznane i w tym samym roku dostaje on stypendium Departamentu Stanu USA w ramach Graduate Fellowship Program na mocy ustawy FSA (Freedom Support Act), senatora Edmunda Muskie (notabene syna polskiego krawca Stefana Marciszewskiego). Micha potrzebny był szybko do ważnych zadań, więc zaczyna się istny ekspres: od ręki otrzymuje obywatelstwo USA i zaledwie po roku studiów, w 1994 uzyskuje dyplom LLM (odpowiednik magisterium) wydziału prawa Uniwersytetu Columbia, a w rok później, odbywając praktykę adwokacką w nowojorskiej kancelarii Patterson Belknap Webb&Tyler, otrzymuje bez studiowania zarówno dyplom G. Washington University Law School jak i dyplom Międzynarodowego Instytutu Praw Człowieka w Strassburgu we Francji. Jak widać, nie tylko za potępianej komuny wybranym towarzyszom dorabia się w przyśpieszonym trybie dyplomy, tytuły i brakujące kwity edukacyjne. W tym samym roku 1995 werbuje go do pracy w polityce przyszły premier Gruzji Zurab Żwania, biolog, Żyd, bliski krewny (brat stryjeczny) znanego nam już Dawida Żwanii z Ukrainy, ale wówczas także bliski współpracownik prezydenta Szewardnadze. Technologii werbunku dopełnia małżeństwo Michy z Sandrą Roelofs, obywatelką Holandii, którą poznaje w samolocie. W tym miejscu nie mogę się oprzeć kolejnej dygresji. Również w samolocie poznaje przecież swą drugą żonę, przyszły „wyzwoliciel” i prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko. Urodzona w Chicago Albo inny przypadek, który jeszcze wcześniej przydarzył się też w samolocie w innej części świata. Alejandro Toledo, biedny indiański student z Peru, prosty chłopak, który zaczynał jako pucybut na ulicy w Chimbote, a który – przez zupełny przypadek, oczywiście - otrzymał stypendium rządu USA na uniwersytecie stanowym w San Francisco (UCSF) właśnie leciał na swoje drugie niemal jednocześnie ufundowane mu stypendium, w dziedzinie ekonomii, na Universytecie Stanforda. Tym razem jego towarzyszka podróży była Belgijką i etnografką, Wróćmy jednak do Gruzji i Saakaszwilego, który u boku Eduarda Szewardnadze robi tam błyskawiczną i niesłychaną karierę. Najpierw opanowuje Sakrebulo czyli Radę Miejską Tbilisi, a potem wraz z Zurabem Żwanią wchodzi do parlamentu. W tym okresie nie przeszkadza mu komunistyczna przeszłość wodza kraju: zgodnie ze starym zwyczajem azjatyckich lizusów swemu młodszemu synowi daje na imię Eduard na jego cześć, co zresztą wtedy wielokrotnie podkreślał. Stary lis Szewardnadze lawirujący pomiędzy Moskwą a Zachodem, doskonale się orientuje, jakich to wilczków podesłali mu jego nowi przyjaciele, ale lekceważy ich jako zbyt młodych, by mogli mu zagrozić, i gra nimi starając się uwiarygodnić w oczach Amerykanów. Powierza więc młodemu Saakaszwili tekę ministra sprawiedliwości z zadaniem wymiany wszystkich gruzińskich sędziów jako skompromitowanych okresem ZSRR na młodych, czystych, niepokalanych i „niezależnych”, czyli pośpiesznie dokształcanych na Zachodzie, co ten wykonuje błyskawicznie obsadzając, gdzie się da kumpli z przygotowanej wcześniej listy. Kluczową postacią, która mu tę listę zaklepała i dopomogła w opanowywaniu aparatu władzy Później, jako ambasador USA w Bułgarii (1999-2002) nadzorował powrót cara Symeona z rodziny Sax-Coburg-Gotha na fotel premiera i dokładną czystkę postkomunistycznych resztek kadrowych. I z takim oto doświadczeniem Miles przybył na decydującą rozgrywkę do Gruzji. Waszyngton, zachęcony sukcesami w demontażu Jugosławii i pacyfikacji Bałkanów przystąpił wtedy do realizacji swej strategicznej koncepcji, polegającej na otoczeniu Rosji pierścieniem państw powstałych po rozpadzie ZSRR, rządzonych przez proamerykańską agenturę instalowaną w wyniku serii kolorowych rewolucji przeciw rządzącym tam b. pierwszym sekretarzom kompartii. Od inicjałów przewidzianych do tej koncepcji państw nazwano ją GUUAM (Gruzja, Ukraina, Uzbekistan, Azerbejdżan, Mołdawia) i realizowano taśmowo w takiej właśnie kolejności. Koncepcja ta załamała się jednak na trzecim ogniwie, i z GUUAM wyszło tylko wielkie GU, kiedy po stosunkowo łatwym opanowaniu Gruzji i Ukrainy, władca Uzbekistanu Islam Karimow (b. I Sekretarz KC KPU, oczywiście) ostrzeżony przez raporty wywiadu rosyjskiego, zorientował się w grze i krwawo rozpędził uczestników pierwszych demonstracji w Dolinie Fergany, co potem długo odbijało się krwawą czkawką również w sąsiednim Kirgistanie. Także zaalarmowany władca Azerbejdżanu, wspomniany Alijew, zareagował ostro na pierwsze prowokacje i szybko przekazał władzę swemu synowi Ilhamowi, po czym sam szybko zawinął się i umarł (zresztą tak jak należy - w amerykańskim szpitalu). Pozostała Mołdawia, która jednak jest tak beznadziejnie uwikłana w konflikt z separatystyczną, rosyjską enklawą Naddniestrza, że jest do dziś raczej kulą u nogi niż rzeczywistym elementem planowanego okrążenia Rosji i pewno jeszcze się o tym wkrótce przekonamy. Jednakże wtedy, w roku 2002 nikt nie mógł jeszcze tego przewidzieć, plan GUUAM dopiero się zaczynał i wyglądał dla Ameryki obiecująco. Tu znów dygresja: pierwszym dowódcą armii rosyjskiej Telewizja pokazała po mistrzowsku, jak po złożeniu wieńca na grobie Putin Wróćmy do Gruzji. Decydującą rolę w przechwyceniu tam władzy odegrała odpowiednio wcześniej przeszkolona kadrowa organizacja pn. Kmara (Dość!), pilotowana przez ambasadę USA. Nie była to koncepcja nowa, lecz po prostu wierna kopia serbskiego ruchu „Otpor”, dzięki której przechwycono władzę w Serbii. Politycznie obie organizacje wyłonił „pozarządowy” Instytut Wolności (Liberty Institute), a socjotechnicznie całość przygotowała zarejestrowana w Belgradzie firma prywatna pn. Center for Nonviolent Resistance (Ośrodek Oporu bez Przemocy), która potem pracowała także na zamówienia z Ukrainy, Mołdawii, Azerbejdżanu, Kirgistanu itp. a na koniec objawiła się w Egipcie przygotowując tzw. wiosnę arabską. Amerykański magazyn sowietologiczny „Problems of Post-Communism” wyliczył pokaźną listę innych instytucji, które finansowo, kadrowo i organizacyjnie dopomogły w powstaniu „Kmary”. Były to głównie pozarządowe organizacje z USA - Freedom House, National Democratic Institute, National Endownment for Democracy, International Republican Institute, USAID – ale również oficjalne agendy Unii Europejskiej, Rada Europy, OSCE, no i oczywiście Fundacja Sorosa. Szewardnadze znalazł się w potrzasku: owszem, kumał, co się święci, ale nie mógł zbyt głośno przyznawać publicznie, że to Zachód pod nim ryje, bo dla gruzińskiej opinii publicznej – podobnie jak dla oszołomów w Polsce, wszystko co przychodzi z Zachodu było czyste, uczciwe i doskonałe, a jeśli Zachód nie ma do kogoś zaufania, to znaczy że i Gruzini mieć nie powinni. Nieśmiało wskazywał więc na Sorosa, pilnie bacząc, aby go ktoś nie posądził o antysemityzm, głośno zaś pomstował na to, że to Rosja mu bruździ, co dla gruzińskich oszołomów jest jedynym argumentem, jakiego chcą słuchać. Zresztą w Polsce chyba też coś-niecoś o tym mechanizmie wiemy. Kmara po mistrzowsku powtórzyła w Tbilisi scenariusz z Belgradu: przećwiczono liderów grup Tu znowu mała dygresja: Jednym z najbardziej znienawidzonych w Gruzji Rosjan jest Wasilij Nikiticz Tatiszczew, XVIII-wieczny rosyjski geograf i urzędnik carski, który w roku 1722 wytyczył granicę Europy po grzbiecie Uralu i Kaukazu, pozostawiając w ten sposób Gruzję w Azji. Azjatycki kompleks jest w Gruzji równie silny jak w Izraelu, co łatwo zauważyć np. na festiwalach Eurowizji albo podczas igrzysk sportowych. Saakaszwili wygrał także dlatego, że wydawał się być lekarstwem na ten kompleks. Ostatnim zadaniem Kmary było obalenie Asłana Abaszydze, samozwańczego prezydencika Adżarii, ładnego nadmorskiego kraiku ze stolicą w Batumi, palmami na czarnomorskich bulwarach Agenturalną czytelność rozgrywki na Zakaukaziu najbardziej dobitnie potwierdza bezpośrednie zaangażowanie żydowskich jastrzębi w przygotowanie i rozpętanie tej awantury. Nawet w praktyce kadrowej państw zupełnie uzależnionych jest czymś zupełnie niesłychanym i bardzo rzadkim, żeby ministrami i to kluczowych resortów byli obywatele obcego państwa, jak swego czasu np. Konstanty Rokossowski. A tak właśnie stało się w rządzie Gruzji, gdzie dwaj najważniejsi dla sprawy ministrowie byli Żydami i to prosto z Izraela! Ministrem obrony został gruziński Żyd, obywatel Izraela, 29-letni prawnik Davit Kezeraszwili, który zgodnie z wymogami współczesnej politycznej poprawności był tak zatwardziałym cywilem, że – podobnie jak później cała frakcja najbardziej wojowniczych jastrzębi Opisy agentury z konieczności zawierają dużo szczegółów i wymagają częstych dygresji. Również przy Patarkacyszwilim muszę pozwolić sobie na osobny akapit. Jak większość żydowskich oligarchów w b. ZSRR zaczynał on od Komsomołu i tam nawiązał pierwsze, cenne kontakty. W latach 1994-2000 mieszkał w Moskwie i stamtąd, jak wszyscy, pośpiesznie i hurtowo okradał Rosję, przeważnie na spółkę z Borisem A. Bierezowskim. Dorobił się głównie na TV ORT i TV6 oraz na gazecie Kommiersant, którą ostatecznie wykupił od niego znany prominent Gazpromu Aliszer Usmanow, z pochodzenia Uzbek, o którym się mówi, że stanowi mafijne ogniwo wiążące Moskwę W komunikacie lekarskim podkreślono ostrożnie, że denat prowadził niezdrowy tryb życia, dużo pił i palił, był otyły i nieruchawy, oraz że jego ojciec też zmarł na zawał w wieku 48 lat. Jednakże policja brytyjska, świeżo wtedy wyczulona po śmierci Litwinienki, wykryła u niego podejrzane ślady bardzo toksycznego „związku 1080” (fluorooctan sodu), który daje efekty podobne do zawału, a jest bardzo trudny do oznaczenia ilościowego, bo szybko wchodzi w reakcje tzw. cyklu Krebsa na poziomie metabolizmu komórkowego. Związek ten, odkryty w czasie II wojny światowej, był stosowany do trucia psów i lisów w Australii i Nowej Zelandii, ale obecnie wszędzie jest w zasadzie zakazany. W kontekście tego zagadkowego zgonu przypomniano sobie, że Patarkacyszwili uchodził za tego, który utorował Putinowi drogę do Borysa Jelcyna, poznając go poprzez Bierezowskiego ze słynnym intendentem Kremla Pawłem Borodinem, bohaterem jednego z największych skandali Rosji w nowym wydaniu. W twierdzeniach Okruaszwilego, który natychmiast oskarżył Tbilisi także o zamordowanie Patarkacyszwilego, widać chęć pozbawienia Saakaszwilego politycznego poparcia ze strony światowego żydostwa, a może nawet przypisania mu antysemityzmu. To bardzo interesujący zarzut, któremu warto się bliżej przyjrzeć. Punktem wyjścia jest tu bowiem mit Gamsahurdii, który Micha zaczął dość bezwstydnie eksploatować po zdobyciu prezydentury, mimo iż w stosownym okresie był współpracownikiem Szewardnadzego, który przecież Gamsahurdię obalił i pokonał zbrojnie. W tym miejscu jest konieczne, aby przypomnieć także i tę postać. Zwiad Gamsahurdia, pierwszy wybrany prezydent poradzieckiej Gruzji jest jedną z najbarwniejszych i najbardziej tragicznych postaci jej historii: wyrafinowany intelektualista o nobliwym wyglądzie, pisarz, lingwista i historyk, zasłużony i niezłomny dysydent z czasów ZSRR z jednej strony, ale z drugiej niezrównoważony psychicznie dogmatyk Doszedłszy do władzy Mikhail Saakaszwili, widać pewien poparcia Żydów i Zachodu, postanowił wykorzystać tlącą się w Gruzji oszołomską legendę Gamsahurdii. Nazwał jego imieniem jedną z głównych ulic w Tbilisi, a w 2007 r. sprowadził jego szczątki z cmentarza w Groznym do narodowego panteonu w katedrze Mamadaviti (św. Dawida) na Świętej Górze (Mta Cminda). Pierwszym z tam pochowanych jest słynny rosyjski pisarz Aleksander Gribojedow, który zginął tragicznie w Persji w 1829 r. Obok leży jego gruzińska żona Nino Czawczawadze. Panteon otwarto za radzieckiej władzy w stulecie pogrzebu Gribojedowa w 1929 r. i od tamtej pory chowa się tam wielkich synów i córki Gruzji. We wtórnym pogrzebie Gamsahurdii wzięła udział wdowa po nim, pani Manana Arczwadze, która przy tej okazji pogodziła się, przynajmniej publicznie, z Saakaszwilim. W Gruzji takie gesty mają ogromne znaczenie emocjonalne. Wróćmy jednak do agentury. Drugim niezwykle ciekawym ministrem czasu wojny w rządzie Gruzji był także gruziński Żyd i obywatel Izraela (od 1993 roku), 50-letni wzięty malarz (miał wystawy Jeśli jednak o tamtym mówiono, że był malarzem pokojowym, to ten okazał się zdecydowanie malarzem wojennym. Poza malowaniem ma on również silne powiązania z Mosadem i był zaprzyjaźniony z b. izraelskim ministrem (kilku resortów) Roni Milo (z partii Likud) oraz jego bratem Szlomo Milo, b. dyrektorem generalnym zjednoczenia Izraelskie Przemysły Zbrojeniowe, którzy reprezentowali renomowany koncern Elbit. Za ich pośrednictwem do Gruzji trafiły zaawansowane technologicznie systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, zdalnie sterowane drony, elektronika lotnicza, systemy łączności, pociski i rakiety. Ponadto wojskowym wsparciem szkoleniowym dla Gruzji kierowali przyjaciele obrotnego Temura, emerytowani oficerowie Cahalu, gen. Gal Hirsch i mjr Israel Ziv, eksperci od szkolenia sił specjalnych. Działania te, chociaż w efekcie nie na wiele się przydały (wtajemniczeni twierdzą, że mit niezwyciężonej armii Izraela to przede wszystkim sukces propagandy; w rzeczywistości dostała ona przecież tęgie baty od Hezbollahu w lipcu 2006) miały od początku autoryzację ministerstwa obrony w Tel Awiwie. Jak zatem widać nie może być wątpliwości, co do bezpośredniego udziału USA i Izraela (od dawna nazywam ten polityczny tandem USraelem) w poprowadzeniu Gruzji na wojenną drogę przeciw Rosji. Resztę można doczytać w źródłach oficjalnych. A przypominam to wszystko dlatego, że drogi obecnej rewolucji na Ukrainie i jej krwawe następstwa dziwnie blisko krzyżują się z drogami, na których zbałamucono Gruzję. Nawet szczegóły i nazwiska się powtarzają. Np. nowy rząd Jaceniuka na Ukrainie ma też koszernych ministrów z importu. O kulisach zmian na Ukrainie, Gruzji, Mołdawii itp. będę z pewnością nie raz jeszcze pisał. |