Biskup Rzymu i nasz Wowka
Wpisał: Maciej Rosolak   
04.09.2015.

Biskup Rzymu i nasz Wowka

 

Maciej Rosolak, Historia  (DO RZECZY)NR/ 8 (30)

 

Niemal półtorej godziny po umówionym terminie przybył nasz Wowka do Watykanu. Niech wie ten śmieszny człowieczek w białej sukience, który tam mieszka, z kim ma do czynienia. Nasz Wowka to nie byle kto. Cały świat przed nim drży, a już najbardziej ten zgniły Zachód, który zawsze był gotów - jak zauważył już towarzysz Lenin - sprzedać nam nawet sznur, na którym się go potem powiesi. No i przyjechał Wowka do Rzymu, do papieża, który to nazwał się Franciszkiem i rzeczywiście przypomina jakiegoś biedaczynę z Asyżu.

Nasz patriarcha Cyryl - co innego. Dostojny, zawsze w zło­cie, nawet nie podejdziesz do niego. Hierarchię w państwie zna, Wowkę na ikonach w cerkwiach umieszcza i razem z bogoboj­nym ludem czci prawie tak samo jak posągi towarzysza Lenina. Tu Wowka, tam Lenin, a w Jekaterynburgu - a jakże ! - cerkiew świętej rodzinie ostatniego cara Mikołaja poświęcona, którego to towarzysz Lenin kazał razem z żoną, córkami i synem Aleksym zastrzelić [no trochę chłopcy z GB przedtem pohulali – jakąś tozrywka im się przecież należała. MD].

Po chrześcijańsku. Bo też Moskwa nasza to przecież prawdziwy Trzeci Rzym, co stolicą powinien być całego chrześcijańskiego świata, jak tylko się on ocknie. Świat jednak śpi i obudzi się chyba wtedy, gdy kułakiem w mordę od Wowki dostanie, na co też coraz bardziej się zanosi.

Już po raz drugi nasz Wowka gościł u tego papieża. Po raz pierwszy spóźnił się raptem kilkadziesiąt minut, tak że nikt nie zauważył, a przynajmniej nie odważył się pisnąć nawet słówka. Papież też. Rozmawiał, jakby nigdy nic, taki lęk przed Wowką czuł. Wiadomo, Wowka to Wowka.

No to za drugim razem spóźnił się nasz Wowka calutką godzinę i jeszcze 20 minut dołożył. A ten nadal nic. Wita się, prowadzi na pokoje, siadać prosi. No to usiadł Wowka głęboko w fo­telu, nogi szeroko, jak to on, rozłożył, marynarkę rozpiął. Kulturalnie. Każdy rodak dumę poczuć mógł, że ma takiego przywódcę.

Tamten nawija, uśmiecha się, jakby tylko czekał, aż go Wowka do Rosji świętej zaprosi. A nasz Wowka nic. Patrzy tylko tymi swoimi oczami nieprzeniknionymi i tak błękitnymi jak niezapominajki w formalinie. Posiedział, posiedział i poszedł.

Nie pierwszy nasz Wowka do papieża na spotkania chodził. Ponad półtora tysiąclecia nazad niejaki Attyla na czele dzielnego plemienia Hunów - też ze Wschodu! - do Italii z ogniem i mieczem przyszedł Rzym zdobywać. A tu taki owaki papież Leon go nad rzeką Pad przywitał i tak biedaka omotał, zjawy aniołów i apostołów wywoływał, że Attyla grzecznie przeprosił i do siebie wrócił.

Trzy lata później podobny numer Leon wywinął niejakiemu Genzery­kowi, który z Wandalami już do samego Rzymu wtargnął i by go całkiem złupił oraz spalił, ale po rozmowie z papieżem od Watykanu odstąpił. I na tym tle dopiero widać, jak wielkim człowiekiem jest nasz Władimir Władimirowicz. Znikąd się wycofać nie zamierza i pokazał Franciszkowi, gdzie jego miejsce i jak różnią się, cokolwiek by powiedzieć, Wielkorusi od Hunów i Wandalów.

===============

[A „nasz Franek” tak się przejął, że może czegoś w czasie wizyty Wowki  nie dojrzał, że wsiadł do swego starego rzęcha - forda focusa i około 40 minut przymierzał okulary u optyka. W ramach pijarowskiej „Operacji Ubóstwo”. MD]