E. Iota Unum - Diagnoza i prognoza - Dwie końcowe hipotezy
Wpisał: Romano Amerio   
05.01.2010.

E. Iota Unum - Diagnoza i prognoza - Dwie końcowe hipotezy

            Nie sposób zakończyć naszej analizy prognozą, czyli przewi­dywaniem, jak będzie wyglądała przyszłość. Podnoszenie domy­słów do rangi nauki, nazywanej futurologią, jest czymś wulgarnym i niepoważnym. Wprawdzie istnieje ogólne prawo, zgodnie z któ­rym w porządku świata te same, głębokie przyczyny, wywołują jednakowe skutki. Jednak prawo to odzwierciedla bieg spraw wła­śnie w sposób ogólny, i nie daje podstaw do sylogizmów. W tym kontekście można mówić jedynie o rzeczach, które wydają się prawdopodobne, ale nie o prawdach. Wszak jest jeszcze to, co bie­rze się z wolnej woli człowieka. Jest przygodność i ułomność wła­ściwa naturom skończonym. A wreszcie taki czynnik, jak nadzwyczajna boska interwencja, możliwa zarówno w porządku natury, jak i w porządku łaski. Innymi słowy, niepodważalna wyda­je się teza, że "de futuris contingentibus non est determinata veri­tas". W świetle wiary katolickiej istnieje jedna, jedyna pewność co do przyszłych wydarzeń - że mianowicie całe stworzenie i bieg spraw poddane są Bożej Opatrzności, zaś ich celem jest chwała Boża. Mimo to sens ewolucji świata nie jest nam dany na każdym "zakręcie" historii. Wynika on dopiero z sumy zdarzeń - toteż nie może zostać w pełni odkryty, póki toczy się historia, a więc póki wszystko nie osiągnęło swego eschatologicznego, docelowego punktu. Niemniej zaryzykujmy parę hipotez.

            Pierwsza hipoteza jest taka, że proces rozpuszczania religii ka­tolickiej w substancji świata będzie postępował nadal i że rodzaj ludzki zmierza ku totalnym przekształceniom form politycznych, wierzeń religijnych, struktur gospodarczych, instytucji prawnych, gatunków i pojęć kulturalnych. Wszystko to dokonywałoby się pod znakiem techniki, w imię rozwoju człowieka traktowanego jako samoistny cel, przy pomocy środków czysto ziemskich. Takie kró­lowanie ludzkości, czyli, jak powiedział Roger Bacon, "rozciągnię­cie imperium człowieka na wszystko, co możliwe", stanowiłoby owo katastrofalne novum, które zapowiada nie tylko nowatorska teologia, ale też filozofia marksistowska. A więc również religijne piórka,- w jakie stroi się teologia wyzwolenia, ostatecznie zostałyby zrzucone, odsłaniając wybitnie humanitarne oblicze tej teorii, która jest de facto teorią społeczną (por. § 218 i 255).

            Powyższa hipoteza implikuje absolutny historycyzm chrześci­jaństwa, porzucenie boskiego Objawienia i wyniesienie na piede­stał ludzkiego umysłu, czyli wyeliminowanie Absolutu rozumu i rezygnację z religii. Za aktywny czynnik jej rozkładu należy uznać ateistyczny komunizm, chociaż mają w nim także swój udział wszystkie wcześniejsze doktryny, które tę ideologię zrodziły.

Pewne zapowiedzi, a raczej przeczucia, owego kryzysu świata pojawiły się u kilku myślicieli żyjących w XVIII i XIX wieku, któ­rych albo cechowała szczególna przenikliwość umysłu, albo oży­wiały idee skłaniające ich do kreślenia takich wizji. Jan Jakub Rousseau prorokował w "Umowie społecznej" (księga II, rozdz. 8): "Imperium rosyjskie będzie chciało podporządkować sobie Europę, ale samo zostanie ujarzmione. Jego poddani, Tatarzy, staną się jego i naszymi panami." A Giaccomo Leopardi nie zawahał się obwie­ścić w "Zibaldone": "Cywilizowana Europa padnie ofiarą pół-barbarzyńców, którzy zagrażają jej od Północy. A gdy najeźdź­cy sami się ucywilizują, świat odzyska równowagę." Jeszcze bar­dziej sugestywny był Jaime Balmes (zmarły w 1848 r.), który w swym eseju Protestantyzm na tle Katolicyzmu (Florencja 1882, str. 187) napisał: "Niektórzy sądzą, że Europa nie może już doznać wstrząsu podobnego do inwazji barbarzyńców i Arabów. Nie po­myśleli oni o tym, co w przypadku rewolucji może nam zgotować Azja pod wodzą Rosji." Taka zmiana cywilizacji, implikująca zmianę religii, bądź unicestwienie wszelkich religii, została ponad­to zapowiedziana przez Giambattistę Vico w zakończeniu książki pt. Nowa nauka: "Lecz jeśli spadnie na ludy to nieszczęście, i będą doznawali udręki, nie mogąc pogodzić się z narzuconą im władzą [...], wówczas pozostanie im środek ostateczny: uczynią ze swych miast lasy, a z lasów kryjówki. A po wiekach panowania barba­rzyńców zmurszeją przewrotne tezy niektórych umysłów, które czyniły z nich poczciwych dzikusów - gdy okaże się, że okrutniej­sze jest barbarzyństwo myślenia, niż barbarzyństwo zmysłów." [,,Barbarzyństwo myślenia", to rozwój rozumu w oderwaniu od jego transcen­dentnej zasady oraz od celu moralnego - co mamy dziś możność obserwować np. w świecie technologii.]

Ta pierwsza hipoteza dotycząca przyszłego rozwoju zdarzeń jest niemożliwa do pogodzenia z wiarą katolicką. Nie ma bowiem w człowieku innego korzenia niż ten, z którego wyrasta jego byt stwo­rzony, i w który wpisany jest wymiar nadprzyrodzony (por. § 53­54). A zatem niemożliwa jest jakakolwiek radykalna zmiana. Nie ma w człowieku innej nowości niż ta, którą w nim sprawia Boża łaska, i jest ona zawsze wzrastaniem ku rzeczywistości eschatolo­gicznej. To pierwszy, a zarazem ostateczny "status" człowieka. Pod naszym niebem, na tej ziemi, nie będzie nowego nieba i nowej ziemi.

Drugą zaś hipotezą jest ta, którą sformułował biskup Montini, a którą potwierdzi on już jako Papież (por. § 36). Według niej Kościół nadal będzie się otwierał i dostosowywał do świata, czyli wyzbywał się swej natury, jednak jego nadprzyrodzona istota zostanie zacho­wana, co prawda ograniczając się do pewnego minimum. Jego trans­cendentny cel będzie nadal realizowany w świecie przez resztę, która pozostanie wierna jego posłannictwu. Złudnej ekspansji Kościoła, który de facto rozpływa się w świecie, będzie towarzyszyło stopnio­we kurczenie się go do niewielkich rozmiarów: do pewnej mniejszo­ści, która będzie się wydawała nieistotna, skazana na wymarcie, lecz która składa się z wybranych i która swoją postawą daje niezłomne świadectwo wiary. Kościół będzie "garstką zwyciężonych", jak pro­rokował Paweł VI w swym orędziu z 18 lutego 1976 r.

To słabnięcie i kurczenie się Kościoła nie stoi w sprzeczności z fragmentem I Listu św. Jana Apostoła (V, 4): "Tym zwycięstwem, które zwycięża świat, jest nasza wiara (haec est victoria quae vincit mundum, fides nostra)", przeciwnie, zdaje się potwierdzać tę zapo­wiedź. Uwiąd Kościoła, o którym tu mówimy, pozostawałby niewy­tłumaczalny, gdyby odnosić się wyłącznie do płaszczyzny historycznej; ma on za to ścisły związek z tajemnicą predestynacji. Wiara nie jest "ai trionfi avvezza" (nawykła do zwycięstw), i w hi­storii Kościoła nie ma zwycięstw odniesionych, lecz jest tylko zwy­ciężanie - a więc nieustanna walka, w której nie zostaje on nigdy pokonany, ale też nie wolno mu ani na chwilę spocząć. W obecnym zaćmieniu wiary, do którego nawiązuje Ewangelista Łukasz (XVrn, 8), może dojść do regresu cywilizacji; mimo to nie spowoduje on nigdy zawrócenia Kościoła z jego drogi, która wiedzie wciąż na­przód - niezależnie od zburzenia Rzymu, tak często zapowiadanego w niekanonicznych proroctwach, od migracji Kościoła Wschodu na Zachód (być może do Ameryki, a być może do Afryki), od wspo­mnianych w Biblii zmian granic królestw, od zagłady całych naro­dów bądź ich odradzania się.

Kościół, nieraz nękany przez prześladowania i biedę, wzgar­dzony przez świat, podzieli losy "Wybrańca" Tomasza Manna: kiedy stara cywilizacja pogrąża się w barbarzyństwie, on w duchu pokuty udaje się na pustkowie - na wyspę bezludną - gdzie dzicze­je i karłowacieje, żywiąc się trawą i ziemią. Staje się jakby kłęb­kiem organicznej materii, w której żyje człowiek, choć w swej zewnętrznej postaci przypomina raczej niewielkiego gryzonia. A jednak w tym skrajnym upodleniu (czytaj: w skrajnym wyniszcze­niu chrześcijaństwa) Opatrzność odnajduje małego potwora, już tylko w niewielkim stopniu przypominającego człowieka; wysłań­cy Stolicy Apostolskiej każą mu jechać do Rzymu, gdzie zostanie posadzony na papieskim tronie, by podjąć się dzieła odnowy Ko­ścioła i poświęcić swoje siły zbawianiu rodzaju ludzkiego.

Droga od wyniszczenia do wyniesienia: oto jest niewątpliwie szlak wskazywany przez wiarę. Od ruiny - zwalonego muru, który, jak napi­sał Prorok Izajasz, ,,rozbił się tak doszczętnie, że nie dałoby się w nim znaleźć skorupy do zgarnięcia węgli z ogniska" (Iz, XXX, 14) - do nowego, niebieskiego Jeruzalem, widzianego oczyma nadziei, i tego, które ma zostać odbudowane na ziemi. Takie przejście jest niezgod­ne z prawami ludzkiej historii, lecz znajduje potwierdzenie w para­doksalnych, historycznych zmartwychwstaniach Kościoła - przede wszystkim po kryzysie  ariańskim, kiedy to groziło Kościołowi za­gubienie transcendencji, oraz po kryzysie luterańskim. To powsta­wanie z dołu zagłady "oltre la difension di senni umani" (Dante, Piekło, VII, 81) podlega prawom, przy pomocy których Opatrzność sprawuje swe rządy nad światem. Boże działanie prowadzi ze skrajności w skrajność. Stworzenie upada, doświadcza potwornego zła, by następnie wznieść się na wyżyny dobroci. Tak oto zmagania moralne kierują świat ku jego celowi, a jest nim zrealizowanie przy­gotowanej z góry ilości dobra moralnego, czy też - by posłużyć się stricte teologicznym terminem - dopełnienie liczby wybranych. Do­piero ta walka umożliwia pełny i wszechstronny rozwój stworzenia.

Co prawda nie jest tak, że zło stanowi niezbędny warunek owego rozwoju, ale pokonywanie zła i zwycięstwo nad nim jest, przynajm­niej ,,możnościowo", wpisane w przeznaczenie istoty rozumnej.

Przeto wiara w Bożą Opatrzność każe liczyć się z taką ewentualnością, że świat się opamięta i dozna uzdrowienia dzięki praw­dziwemu nawróceniu, do którego nie jest wprawdzie zdolny o własnych siłach, lecz do którego może okazać się zdolny, gdy zo­stanie mu udzielona łaska nawrócenia. W owych krytycznych momentach właściwą postawą, zalecaną przez Kościół, nie jest wypatrywanie znaków czasu (por. Mt, XVI, 4), gdyż "nie wasza to rzecz znać czasy i chwile" (Dz, I, 7), lecz odczytywanie znaków przedwiecznej woli, które zawsze są obecne, stanowiąc wyzwanie dla wszystkich epok i pokoleń.

Ale jednocześnie nie ulega wątpliwości, że kanwą dziejów jest tajemnica predestynacji. W obliczu tej tajemnicy - jak mówił z naciskiem Manzoni - trzeba myśli człowieczej "złożyć skrzydła i spaść na ziemię".

                                                              Wyrok na Edom.

Wydaje się więc, że nasze rozważania doprowadziły nas do konkluzji, która ma charakter wiedzy negatywnej, hipotetycznej, spowitej mrokiem. Tak jest istotnie. Nie można przeniknąć tej za­słony inaczej, jak posuwając się po omacku lub usiłując dojrzeć coś w niewyraźnych przebłyskach.

"Custos, quid de nocte? Custos, quid de nocte? Dixit custos: Venit mane et nox. Si quceritis, qucerite, convertimini, venite” (Izajasz, XXI, 11-12).

"Stróżu, która to godzina nocy? Stróżu, która to godzina nocy?" Odrzekł Stróż: "Przychodzi ranek, a także noc. Jeśli chcecie pytać, pytajcie; nawróćcie się, przyjdźcie. "

Zmieniony ( 08.01.2010. )