Polska poligonem doświadczalnym koncernów farmaceutycznych. | |
Wpisał: Marcin Austyn | |
15.09.2015. | |
Polska poligonem doświadczalnym koncernów farmaceutycznych. „Kontrowersyjna” szczepionka przymusowa w Polsce.
Marcin Austyn 2015-9-11 pch24
Polska od 2017 roku stanie się poligonem doświadczalnym koncernów farmaceutycznych. Pod pozorem walki z poważnym problemem zakażeń wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV), cała populacja otrzyma obowiązkową szczepionkę, której działanie jest wciąż wielką niewiadomą – zarówno po stronie korzyści, jak i skutków ubocznych. Zmianom w programie szczepień obowiązkowych towarzyszy medialna propaganda sukcesu, a szczepionka ma stać się remedium na problemy z wirusem. Tymczasem nie dość, że brakuje dowodów na jej skuteczność w kontekście zmniejszenia umieralności zaszczepionych kobiet na raka szyjki macicy, to nawet nie wiadomo jak długo szczepionka działa i czy konieczne będą tzw. szczepienia przypominające. Mimo to już liczone są korzyści płynące ze szczepień przeciwko HPV. Co więcej, Ministerstwo Zdrowia przenosząc finansowanie programu szczepień do Narodowego Funduszu Zdrowia wprost mówiło o inwestycji w zdrowie, która obniży koszty leczenia, bo przypadków zapadalności na nowotwory szyjki macicy będzie mniej. W propagandę dali się wciągnąć politycy, którzy nie wiedzieć czemu uwierzyli, że skuteczność jednej szczepionki oznacza, że inne preparaty także przyniosą same korzyści. Warto przypomnieć, że to posłanki największych klubów parlamentarnych – Lidia Gądek (PO) i Halina Olendzka (PiS) - w sposób jednoznaczny na forum Sejmu porównywały sukcesy programu szczepień przeciw pneumokokom do szczepień przeciwko HPV. Koronnym argumentem „za” są wyniki programu szczepień przeciw pneumokokom jakie wykonano w 2005 roku na kieleckich dzieciach. Okazało się, że przez kolejne siedem lat zapadalność na tego rodzaju choroby spadła aż o 96 proc. Tyle, że taki argument może tłumaczyć włączenie użytego wówczas preparatu do programu szczepień ochronnych i trudno dyskutować z tym, że ten preparat uzupełnił „listę obowiązkową”. Niestety, wbrew porównaniom, podobnych doświadczeń ze szczepionką przeciw HPV nie ma. Powód jest prosty. Na efekty trzeba poczekać około 30 lat. To wtedy okaże się jak zaszczepiona populacja wybroni się przed nowotworem szyjki macicy, który w większości wypadków powoduje wirus HPV. Tylko czy warto dla iluzorycznych zysków ryzykować zdrowie milionów ludzi? Bo póki co korzyści są wyłącznie teoretyczne. Tak! Odbębniony sukces szczepionki, to wynik wyliczeń, efekt modelowania matematycznego. To kalkulacje wskazują, że zaszczepienie populacji 12-letnich dziewczynek miałoby zredukować zachorowalność na zakażenie HPV o ok. 13 proc., wpłynąć na redukcję w zakażeniach HPV o 95 proc., czy zmniejszyć liczbę przypadków raka szyjki macicy o 62-93 proc. Tymczasem społeczeństwo otrzymało informację, że skuteczność stosowania szczepionek w zapobieganiu zakażeniom wirusem brodawczaka ludzkiego została dowiedziona w wielu badaniach klinicznych, a korzyść z ich stosowania wskazuje Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. To tylko część prawdy. Bo badania kliniczne do których odwołuje się Agencja rzeczywiście wykazały, że szczepionki są „wysoce skuteczne w zapobieganiu zmianom przedrakowym w populacji kobiet nie zakażonych wirusem HPV”, przy „znacznie niższej skuteczności u kobiet już zakażonych”. Tyle tylko, że jak podkreśliła Agencja w swoich dokumentach, okres obserwacji badań (do 5 lat) jest zbyt krótki, by ocenić rzeczywisty wpływ na zapadalność i śmiertelność z powodu raka szyjki macicy. Celowość szczepienia przeciw HPV w 2013 roku podważyła Japonia. Tamtejszy resort zdrowia wycofał swe zalecenia dotyczące stosowania preparatów Gardasil i Cervarix na skutek wielu możliwych działań niepożądanych, w tym długotrwałego bólu i drętwienia. Taka decyzja zapadła, bo eksperci nie byli w stanie wykazać, że powodem problemów japońskich dziewczynek nie była szczepionka. Co z tym rakiem? Medycyna nie zna też radykalnego sposobu leczenia zakażenia HPV, a wciąż jest on jednym z najważniejszych czynników w etiologii raka szyjki macicy. Jednak do rozwoju nowotworu przyczyniają się też takie czynniki jak wczesna inicjacja seksualna, duża liczba partnerów seksualnych, partnerzy wysokiego ryzyka, zakażenia typu HIV, czy palenie tytoniu oraz liczne ciąże i porody. Powszechna szczepionka przeciw HPV ma kategorycznie zmniejszać ryzyko powstania nowotworu. To jednak tylko nadzieje, bo wirus ma około stu odmian, a szczepionki działają na 2-4 najgroźniejsze. Agencja wprost przyznała, że preparat przeciwko HPV nie zapewnia pełnej ochrony przed rakiem szyjki macicy i zaleciła, by nie tylko nie lekceważyć programu wczesnego wykrywania raka szyjki macicy (u kobiet od 21-25 roku życia z kontynuacją badań cytologicznych co 3 lata), ale też prowadzić długoterminowe badania skuteczności i bezpieczeństwa samych szczepień. To ważne, bo wczesna interwencja zwykle bywa skuteczniejsza. Może zatem bardziej opłacałoby się nakłonić kobiety do regularnych badań cytologicznych? Rozwiązanie na pewno byłoby tańsze i bezpieczniejsze od szczepionki. Program profilaktyczny i tak funkcjonuje, tyle że nie jest obowiązkowy. Szczepionka - od 2017 roku - już tak. Pełne spojrzenie na problem szczepień przeciwko HPV budzi wątpliwość, że mają one więcej wspólnego z doświadczeniem medycznym prowadzonym na obywatelach i to z ich własnych pieniędzy, niż ze skuteczną profilaktyką. Dlatego nie mogą dziwić inicjatywy obywatelskie mające na celu doprowadzenie do ograniczenia przymusowych szczepień do preparatów, których skuteczność została potwierdzona lub wręcz do wprowadzenia szczepień dobrowolnych. Jak podało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP”, inicjatywa nie jest niczym dziwnym, bo szacuje się, że „prawie 400 milionów Europejczyków w krajach członkowskich Unii Europejskiej korzysta ze swobody wyboru lub odmowy szczepień, a około 258 mln nie”. Zasadę dobrowolności zastosowano w 16 krajach UE, np. w Hiszpanii, Holandii, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Finlandii, Szwecji, Norwegii. Nieliczne państwa utworzyły też systemy odszkodowań w przypadku wystąpienia powikłań poszczepiennych. O takie rozwiązania w Polsce upomniało się Stowarzyszenie. Fundusz odszkodowań miałby być współfinansowany przez producentów szczepionek. W ocenie Stowarzyszenia, jeśli szczepienia niosą za sobą ryzyko powikłań, to pacjent nie tylko powinien być o tym właściwie poinformowany, ale musi mieć wybór czy chce to ryzyko podjąć. Tymczasem w Polsce problem powikłań jest spychany na margines. Nie bierze się go nawet pod uwagę w bilansie korzyści i strat związanych ze szczepieniem. Co więcej, osoby wyrażające wątpliwości w kwestii szczepień traktowane są jak odmieńcy. Bywają też szykanowane. Dość przywołać tu pomysły na zamykanie placówek przedszkolnych przed niezaszczepionymi dziećmi. Dlatego szczepienia muszą być prowadzone odpowiedzialnie. Z pewnością niedopuszczalne jest odwracanie się od problemów poszkodowanych w wyniku obowiązkowych szczepień. Skoro tragedie się zdarzają, to pomoc musi być szybka i wkalkulowana w cenę zabezpieczenia populacji. Jeśli preparaty są bezpieczne, a powikłania po ich stosowaniu są nieliczne i niegroźne, jak twierdzą etatowi eksperci, to koncerny niczym nie ryzykowałyby otwierając się na potrzeby poszkodowanych. Marcin Austyn |