Administrator wychodka
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1080
Stanisław Michalkiewicz
Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl ) 6 stycznia 2010
Jaki pan - taki kram. Ryba psuje się od głowy, no a jak się psuje, to smrodem swego rozkładu zatruwa całe otoczenie. W tej sytuacji ludzie przestają zauważać, że żyją w śmierdzącym wychodku, a jego wyziewy uważają za woń cudną. I tak właśnie, za sprawą pana premiera Donalda Tuska, zaczyna wyglądać chylące się ku nieuniknionemu upadkowi nasze państwo demokratyczne państwo prawne. Jakże inaczej wytłumaczyć niesłabnącą popularność nie tylko rządu pana premiera Tuska, ale i Platformy Obywatelskiej, chociaż nie tylko nie spełnili bodaj jednej z obietnic wyborczych, ale w dodatku, przy niemal zerowym wzroście gospodarczym, w ciągu dwóch lat powiększyli dług publiczny o około 150 miliardów złotych. Co prawda w innych państwach długi publiczne są jeszcze większe; na przykład prezydent Bush w czasie swego urzędowania zrobił ponad 5000 miliardów, czyli ponad 5 bilionów (po amerykańsku – trylionów) dolarów długu publicznego, ale przynajmniej wiadomo, że roztrwonił te pieniądze na wojnę w Iraku i Afganistanie, w którą wciągnął Amerykę i inne państwa za poduszczeniem żydowskich agentów ze swego otoczenia, uważających – a przekonanie to udało im się ponoć zaszczepić prezydentowi Bushowi – że naród żydowski, jako, że tak powiem, eksportowy, powinien panować nad narodami mniej wartościowymi i bezlitośnie je eksploatować. Oczywiście teoria ta ad usum prezydenta Busha wyglądała nieco inaczej – że mianowicie zapanowanie Izraela nad światem jest warunkiem sine qua non nadejścia Królestwa Bożego, a tym samym - pokoju światowego. W imię tych wariackich urojeń świat wciągany jest w spiralę terroryzmu, co skutkuje gwałtownym kurczeniem się obszarów wolności (czy jeszcze sto lat temu jakikolwiek rząd ośmieliłby się narzucać pasażerom obowiązek rozbierania się przed wejściem, dajmy na to, na statek, czy poddawania się skanowaniu, to znaczy – prześwietlaniu do golasa?). A przecież panowanie Izraela dopiero się zaczyna, więc doprawdy strach pomyśleć, na czym się skończy! W dodatku urojenia te pociągają za sobą poważne obciążenia światowej gospodarki; wojna w Iraku i Afganistanie kosztuje USA nawet do 300 milionów dolarów dziennie, a jeśli dojdzie do tego Iran – to kto wie, czy nie sięgną miliarda. Ale mniejsza już o Amerykę; niech się o nią martwią Amerykanie. My, jak to powiadają wymowni Francuzi, powróćmy do naszych baranów. Na co premier Donald Tusk roztrwonił 150 miliardów złotych w ciągu zaledwie 2 lat – głowią się nad tym bezskutecznie najtężsi finansiści, więc musi to być jakaś wielka tajemnica państwowa, a tajemnice państwowe zna tylko, jak wiadomo, razwiedka. Czyżby ona przywłaszczyła sobie również te bajońskie sumy, które rząd premiera Tuska pożyczył u lichwiarskiej międzynarodówki? Tego wykluczyć nie można zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę przecieki z zeznań złożonych przez Petera Vogla vel Piotra Filipczyńskiego, jakoby panu generałowi Gromosławowi Czempińskiemu jakiś Turek ukradł ze szwajcarskiego konta bankowego 2 miliony dolarów, a pan generał nawet tego ubytku nie zauważył. Jeśli ktoś wierzy, że to są oszczędności uciułane z pensyjki szefa Urzędu Ochrony Państwa, to oczywiście nie można nikomu wyznawania tej wiary zabronić, bo w Polsce mamy wolność wyznania, która zarazem jednak oznacza, że nikogo też nie można do takiej wiary przymuszać.
Taka ewentualność oznaczałaby, że Platforma Obywatelska i rząd premiera Donalda Tuska idą na pasku razwiedki, która na bieżąco dyktuje mu, w jaki sposób ma się jej odwdzięczać za doraźne powierzenie zewnętrznych znamion władzy. Nie jest to zresztą jedyna poszlaka, która na to wskazuje; inną bowiem jest choćby uchwalona w stachanowskim tempie ustawa hazardowa, oddająca razwiedce faktyczny monopol w tej branży, czy przeforsowanie rozdziału funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, które w istniejących warunkach oznacza oddanie PRL-owskiemu wywiadowi wojskowemu całego pionu prokuratury. Żeby chociaż ten PRL-owski wywiad wojskowy służył polskiemu państwu, na przykład tak, jak ruska razwiedka – Rosji. Jednak próżno marzyć o tym, bo tubylcza razwiedka, wzorem swoich poprzedników – jurgieltników z czasów saskich i stanisławowskich – patrzy, jakby tu Polskę jak najszybciej rozkraść, a potem znaleźć kogoś, kto zapewniłby jej bezpieczeństwo. Dlatego Polska penetrowana jest na wylot przez państwa trzecie, wywiady ruskie, pruskie i rakuskie robią tu, co tylko chcą, zaś tubylczy mężykowie stanu z poważnymi minami przy tym statystują.
Znakomitą poszlaką potwierdzającą taką właśnie diagnozę jest sejmowa komisja śledcza pod przewodnictwem posła Mirosława Sekuły. Ten poseł Sekuła na oko sprawia wrażenie wyjątkowego niemrawca – bezbarwnego urzędnika, który nawet nie wie, dlaczego boi się własnego cienia, bo nie widać po nim, by lubił, a nawet – by znał jakieś uroki życia – ale okazuje się, że razwiedka może upodobać sobie również w takich bezbarwniakach, na których jednak – a poseł Sekuła jest tego żywym przykładem – można polegać, jak na Zawiszy. Toteż sejmowa komisja śledcza powołana teoretycznie do wyjaśnienia tzw. afery hazardowej sprawia wrażenie, jakby zajmowała się już tylko poplecznictwem, które jurysprudencja definiuje jako zabiegi zmierzające do uchronienia przestępców przed odpowiedzialnością karną. Okoliczności wskazują, że tego rodzaju zachowanie aprobowane jest w całej rozciągłości przez premiera Tuska, a skoro tak, to nie może być aprobowane przez nadzorującą go na krótkiej smyczy razwiedkę, która – udelektowana monopolem stworzonym przez ustawę hazardową – nie życzy sobie żadnego rozgrzebywania sprawy.
Na widok takiej ostentacji ze strony sejmowej komisji śledczej, a także w oczekiwaniu, jaki kierunek postępowania wyznaczy prokurator generalny podsunięty prezydentowi Kaczyńskiemu przez razwiedkę do nominacji – również prokuratorzy coraz częściej oddają się poplecznictwu. Tak się składa, że miałem ostatnio okazję zapoznania się z materiałami postępowań umorzonych ze względu na „brak znamion czynu zabronionego”. W każdym z tych przypadków policja udokumentowała nie tylko fakt popełnienia przestępstwa na szkodę interesu publicznego, ale również w sposób nie budzący wątpliwości przedstawiła wszystkie okoliczności, niedwuznacznie wskazujące na winę umyślną podejrzanych. Jednak prokuratorzy, wbrew oczywistym faktom, postępowania umorzyli, co wskazuje, iż musieli kierować się jakaś ważną przyczyną. Czy tą przyczyną mogła być okoliczność, że podejrzani należeli do lokalnych establishmentów? To oczywiście możliwe, ale jeszcze nie wyjaśniałoby takiej ostentacji. Znacznie bardziej prawdopodobne może być to, że podejrzani dlatego trafili do lokalnych establishmentów, bo wcześniej zostali tajnymi współpracownikami razwiedki – podobnie zresztą, jak prokuratorzy. Sprawa zabójstwa Krzysztofa Olewnika w całej rozciągłości, a nawet jaskrawo takie podejrzenia potwierdza, a skoro mogło tak być w tym przypadku, to dlaczego nie w innych? Warto zastanowić się tylko choćby nad kryteriami rekrutowania absolwentów prawa na aplikacje prokuratorskie lub sądowe. Za moich czasów decydująca była przynależność do PZPR. Ale teraz PZPR już nie ma, więc gdzie teraz trzeba należeć? Czy przypadkiem nie do zakonu Tajnych Współpracowników?