Energetyka, woda i eksperci. A negawaty.
Wpisał: dr J. Jaśkowski   
16.09.2015.

Energetyka, woda i eksperci. A negawaty.

 

 Z cyklu: „Państwo istnieje formalnie P-72”.

 

dr J. Jaśkowski

 Ten, kto pracuje nie dla idei, lecz dla rangi, orderu i złota, wszystko uczyni według rozkazu”.  „Listy z okopów”

 

 Pamiętaj: Demokracja - Nigdy żadne masy nie dokonały żadnego odkrycia,

żadnego wynalazku, nie napisały żadnej sztuki. Zawsze i wszędzie jest to dziełem jednostki.

 

       Po ostatnim lecie upałów i ograniczeniach w użyciu prądu, energetyka przystąpiła do ofensywy polegającej na: dajcie jeszcze więcej pieniędzy, ponieważ inaczej będą jeszcze większe ograniczenia w dostawach prądu. My wiemy jak zapewnić dostawy, ale musimy dostać więcej pieniędzy. Pojawiła się całą masa artykułów na ten temat, w starym stylu straszenia społeczeństwa.

 

       Mamy w związku z tym faktem kilka problemów.

Po pierwsze: więcej pieniędzy. Ale przecież i tak w Polsce mamy najdroższy prąd w Europie. Dlaczego więc zarządzanie energetyką jest tak złe, że trzeba wyłączać prąd? Czyżby przyczyna leżała w tym, że spółki energetyczne są w rękach zagranicznych właścicieli? Przypominam, jak to nas zapewniano, że nie ma znaczenia, czy właściciel będzie z tego, czy innego kraju, ponieważ jemu zależy tylko na pieniądzach. Że właścicielowi zależy na pieniądzach to fakt. Mamy prąd najdroższy w Europie.

 

       Czyżby wyłączenia były specjalnie, aby wytworzyć wrażenie niedoborów i zwiększyć koszty? Przypomnę, od 1990 roku zlikwidowaliśmy praktycznie przemysł w POlsce. Gdzie idą więc te moce?

       Śledzę Rynki Energii i widzę, że tam więcej trolli się wpisuje aniżeli fachowców. Innymi słowy, jest to typowy dezinformacyjny magazyn.

       Po drugie: w żadnym artykule, żaden tzw. ekspert nie poruszał sprawy wody, a wiadomo, że jest ona niezbędna do chłodzenia. Rabunkowa gospodarka wodą w Polsce na przestrzeni ostatnich 70 lat jest widoczna w każdym województwie. Najbardziej w Wielkopolsce, gdzie kopalnia Konin doprowadza do stepowienia Wielkopolski. Przysłano mi zdjęcia jezior z Kujaw. Pomosty kiedyś zanurzone w wodzie obecnie stoją kilka metrów od brzegów jeziora.

       Podobnie jest w innych regionach. Wisła miała być regulowana już w 1936 rok. Jak wiadomo, do dnia dzisiejszego nic nie zrobiono, z wyjątkiem tamy we Włocławku, która za kilka lat może runąć z powodu podmywania dnia.

       Czyli na własnym podwórku obserwujemy tragedię Jeziora Aralskiego. Tam także eksperci zapewniali, że nic się nie stanie jak wybudujemy kanały. Jakiej wartości były to ekspertyzy każdy może się przekonać. Żaden ekspert nie poniósł konsekwencji swojej głupoty. Podobnie jak w Polsce.

 

       W dodatku mądrzy inaczej chcą budować kilka elektrowni jądrowych jednocześnie, których zapotrzebowanie na wodę jest wielokrotnie większe, aniżeli elektrowni konwencjonalnych. W dodatku wszyscy oni się zasłaniają Prawami Unii Europejskiej, tak jakby były one wszechmocne.

       Mamy zainstalowane 35 000 MW mocy, plus około 5000 MW w OZE, a w szczytach energetycznych zużywaliśmy 22 000 MW.

Skąd więc te braki?

       Braki były spowodowane niskim poziomem wody i koniecznością wyłączania z tego powodu elektrowni.

       Ale żaden ekspert o tym nie wspomina. Przytoczę więc poniżej kilka danych o jednym z takich rządowych ekspertów.

 

       Na ogół nie podaje się, że zużywano w Polsce ponad 400 % więcej energii na każdą złotówkę - dolara dochodu, aniżeli na zachodzie. Innymi słowy, nasza energetyka była o 400 % bardziej kosztowna, aniżeli zachodnia. I pomimo pewnych zmian politycznych, nic się nie zmieniło. Nadal zużywamy 4 razy więcej energii na dolara dochodu, aniżeli państwa Unii Europejskiej. A energii elektrycznej mamy za dużo, odkąd nie musimy dawać na Ukrainę specjalną linią 750 000 kV.

  

       Dlaczego tak się dzieje? Otóż winni są tzw. eksperci, pracujący w energetyce praktycznie bez żadnej kontroli, zarówno społecznej, jak i merytorycznej, i ich ekspertyzy. Przykładem takich ekspertyz z sufitu jest praca prof. dr hab. inż Jacka MARECKIEGO, zamieszczona w czasopiśmie SpectrumNumer tego miesięcznika w całości był poświęcony specjalnej konferencji odbytej za nasze, społeczne pieniądze, a odbywającej się pod hasłem „Energetyka jądrowa dla Polski”. Wypada w tym momencie przypomnieć, że ci Panowie od energetyki atomowej już przed 25 laty, w stanie wojennym, zdołali „zakosić” ponad 4.5 miliarda ówczesnych dolarów na budowę elektrowni atomowej w Żarnowcu. Z pieniędzy wyprowadzonych z kasy państwowej nigdy się nie rozliczyli i do dnia dzisiejszego tak na prawdę zupełnie nie orientujemy się, ile i na co tych pieniędzy poszło. 

  

Prof. J.Marecki w omawianej pracy ( Spectrum) podaje, że po katastrofie w Czarnobylu nastąpiło zahamowanie budowy elektrowni jądrowych, szczególnie w krajach zachodnich. Jest to po prostu nieprawda. Zahamowanie budowy elektrowni jądrowych następowało od roku 1973, kiedy to analizy ekonomiczne wykazały, że ten system zdobywania energii elektrycznej jest po prostu za drogi.

W 1994 roku kraje Unii Europejskiej podjęły decyzję, że budować elektrownie atomowe można tylko na wschód od Odry, a najlepiej gdzieś w Azji (Chiny, Korea itd). Jest to możliwe, albowiem wszyscy doskonale wiemy, jak korupcyjny jest wschód i że za łapówki można tam wszystko załatwić. Przykładem jest amerykański koncern Union Carbide i jego słynna katastrofa w Bophalu [50 000 zamordowanych ludzi]. Tylko pytanie, czy Polska jest krajem  rozwijającym się w tym znaczeniu?!

 

       Obecnie żaden demokratyczny kraj nie zdecyduje się na budowę elektrowni jądrowej. Tak nagłaśniana Francja posiada co prawda bardzo rozwiniętą energetykę jądrową, ale okazuje się, że dochodowość tego działu gospodarki jest tak mała, że długi zaciągnięte przy budowie bloków elektrowni jądrowych spłacą Francuzi dopiero za dwieście lat. Zadłużenie EdF wynosi bowiem ponad 100 miliardów euro, a dochód roczny kilkaset milionów euro. Innymi słowy, aż 8 pokoleń Francuzów będzie płaciło za głupotę swoich dziadów, marzących o broni atomowej i mocarstwowości  jądrowej.

       Tylko czy w polskim interesie narodowym jest powtarzanie tego samego błędu? Wielkość zadłużenia EdF [jednej firmy!! MD] wynosząca ponad 100 mld. euro jest  porównywalna z zadłużeniem 38 milionowej Polski przez 50 lat rządów komunistycznych

 

       Kolejne wprowadzanie w błąd polega na podawaniu informacji, jakoby energetyka jądrowa była najczystszym sposobem zdobywania energii. Otóż, aby elektrownia jądrowa mogła działać, trzeba najpierw ją wybudować. Do tego celu potrzebne są normalne materiały budowlane, ale w ilościach nieporównywalnie większych, aniżeli do budowy konwencjonalnych obiektów. Tak więc, aby wybudować jedną elektrownię jądrową, musimy zużyć prawie że tyle samo paliw kopalnych, ile podczas długoletniej pracy elektrowni węglowej. Nie mówiąc o tym, że porównywanie emisji gazów ze starego, przed 50 laty kotła węglowego, z elektrownią jądrową, jest po prostu śmieszne. Nowe elektrownie węglowe z odpowiednim zabezpieczeniem, prawie nie wydzielają gazów uważanych za szkodliwe. Natomiast elektrownie jądrowe, nawet podczas bezawaryjnej pracy, stale emitują gazy promieniotwórcze

 

       Pan prof. Marecki zakłada wzrost ludności świata do ponad 10 miliardów w roku 2050 i do 11.7 miliarda w 2100 r. Jest to  typowa sufitologia. W pierwszych 50 latach ludność wzrośnie rzekomo o ponad 60 % a w następnych tylko o 20%. Wielkości te nie są poparte żadnymi wyliczeniami. Możemy problem ten prześledzić na przykładzie Polski dokładniej. W 1939 roku było nas 38 milionów, minęło ponad 60 lat i jest nas nadal, oficjalnie, tylko 38 milionów [Praktycznie natomiast, zdecydowanie mniej]. Tak więc zupełnie niezrozumiałe wydaje się być nasze zmartwienie przyrostem naturalnym kiedyś tam w przyszłości. Nie mówiąc o mieszaniu pojęć: z jednej strony energia potrzebna Polsce, a z drugiej przyrost naturalny w krajach tropikalnych. Trudno sobie wyobrazić reaktor atomowy w rikszy, lub centralne ogrzewanie w Afryce. 

 

       Jak uczy doświadczenie, brak jakiegokolwiek związku pomiędzy zużyciem energii, a dochodem narodowym i poziomem życia w danym kraju. Przykładem niech będzie Rumunia. W czasach  komunistycznych  Rumunia, mająca zainstalowaną na głowę każdego mieszkańca taką samą ilość kilowatów, co Norwegia, pozwalała włączać światło mieszkańcom tylko na 3 godziny dziennie, a dochód narodowy należał do najniższych n świecie.  

 

       Tak więc jak widać z przedstawionych danych, niekoniecznie musimy wydawać pieniądze podatnika na wyliczenia takiego EKSPERTA, ponieważ PAN ekspert lęka się przyszłości, czyli tego, co będzie [lub nie będzie.... md] za 4 pokolenia gdzieś tam na świecie.

 

       Prof. Marecki w swojej kolejnej prognozie stwierdza, że w najbliższych 20 latach Polska, aby przeżyć, musi zdecydować się na 63 % wzrost zużycia energii. W pracy opublikowanej w materiałach zjazdowych Gdańskiego Towarzystwa Naukowego w 1989 roku przewidywał konieczność wzrostu zużycia energii aż od 250%, do 350 % w okresie 35 lat. Jak możemy sprawdzić, w chwili obecnej żaden wzrost nie nastąpił i wyłączeń światła nie mamy. A w komunistycznych czasach bywały one i to wcale nie tak rzadko.

       Prof. Marecki przewidywał także, że będziemy musieli  mieć pokrycie energetyczne w roku 2000 w co najmniej 19% z energetyki jądrowej. Jak każdy może się przekonać, ta sufitologia nie znajduje żadnego oparcia w faktach. Rząd koło 2005 roku stwierdził, że do 2020 roku energetyki jądrowej rozwijać nie ma absolutnie żadnej potrzeby. Nagle za czasów prezydenta Kaczyńskiego zmienił zdanie i forsuje budowę elektrowni jądrowej, bez poparcia tego projektu jakimikolwiek rozsądnymi wyliczeniami, z wyjątkiem kasy dla swoich.

 

       Mało tego, prof. Marecki twierdził, że niedobory będziemy musieli pokrywać importem, a my sprzedajemy komu się tylko da i jeszcze mamy tej energii za dużo. Tak więc, jak to widać z powyższego założenia, czołowy ekspert SEP, nawet na 15 lat do przodu przewidzieć i zaplanować zużycia energii nie potrafił. Innymi słowy, zamiast tego co chcieli energetycy, tj. zainstalowania co najmniej 43 GW w 2000 roku i 67 GW w 2020 roku, w tym energetyki jądrowej, odpowiednio 7.9 GW w 2000 roku i 28 GW w 2020 roku, wystarcza to co mamy - z powodu braku przemysłu.

 

       Polska w 2000 roku potrzebowała nieco ponad 20 GW i jak wiadomo, w 2015 było to 22 GW, niedużo więcej w 2020 roku. Jak więc widać, Polska zupełnie nie potrzebuje elektrowni jądrowych. 

       Na przykładzie tego zestawienia możemy obliczyć, ile chcieli wyciągnąć z kieszeni społeczeństwa eksperci w rodzaju prof. Jacka Mareckiego. Otóż  w pierwszym okresie, tj. do 2000 roku, chcieli otrzymać co najmniej 10 do 15 miliardów dolarów, a w okresie następnych 20 lat co najmniej 4 razy tyle, czyli tyle samo, ile wynosi zadłużenie Polski w okresie rządów  komunistów przez 50 latach. Licząc, że co najmniej 5 % tej sumy poszłoby na rozmaitego rodzaju ekspertyzy, to można obliczyć, że do kieszeni tych panów ekspertów z SEP wpadłyby co najmniej 3 miliardy dolarów. Jak widać można spokojnie żyć i o nic się nie martwić. Wystarczy tylko wykonać odpowiednią ekspertyzę.

 

       W planach po 2000 roku ekspert prof. J. Marecki przewidywał konieczność budowy rocznie co najmniej jednej elektrowni jądrowej, o mocy 1000 MW. W cenach z 1985 roku byłby to wydatek rzędu 5 miliardów dolarów rocznie. Dla ekspertów byłoby to koło 250 000 000 dolarów rocznie. Pogratulować ekspertyzy. 

 

       Oczywiście eksperci powyżsi planowali, co ciekawsze, gonienie przez Polskę trendu jądrowego, pięćdziesiąt lat po tym fakcie. I tak, w 1985 roku całkowita moc zainstalowana na świecie w elektrowniach jądrowych wynosiła 297 GW. Jak podaliśmy, według prof. J.Mareckiego, Polska miałaby osiągnąć w 30 lat później 67 GW, czyli jedną szóstą całej światowej produkcji jądrowej. Jeszcze jeden sen o gigantomanii mądrych inaczej.

 

       Mija 15 lat i jak się okazuje nasz czołowy ekspert z SEP-u nadal marzy. Zupełnie nie bierze pod uwagę tego, że ruda uranowa to także paliwo kopalne i po roku 2020 może się okazać, że przy istniejących cenach już rudy nie będzie. Prognozy francuskie przewidują, że tylko przez dwadzieścia lat, licząc od 1985 roku, ceny tony rudy będą porównywalne z obecnymi wyliczeniami. Potem, ze względu na zmniejszanie się zasobów rudy, ceny mogą gwałtownie wzrosnąć. 

       Zupełnie nie bierze nasz ekspert pod uwagę faktów. W Szwecji i Niemczech podjęto decyzję zamknięcia wszystkich 32 reaktorów. W całej Europie istnieje tylko jeden niedokończony w budowie reaktor, we Francji ( Civaux - 2 o mocy 1450 MW). [i coś tam drga w Finlandii – ale nie chce mi się sprawdzać – tam już koszty „wybuchły” – MD] . Jedynymi krajami, które jeszcze się bawią energetyką jądrową, są kraje azjatyckie takie jak Korea, Chiny. Kraje te zawsze z 50 letnim opóźnieniem w stosunku do Europy goniły przemysł. W roku 2005 Australia wprowadziła zakaz sprzedaży australijskiego uranu poza kontynent.

       Nadal prof. J. Marecki posługuje się przymiotnikami w rodzaju „powinno być”, „planuje się” itd, czyli tylko w sferze projektów pozostaje strefa bezpieczeństwa na wypadek awarii. Pisze na przykład tak: „W stosunku do eksploatowanych obecnie elektrowni jądrowych, prawdopodobieństwo awarii powinno być zmniejszone”. Powinno być, to znaczy, że nie musi. A więc będzie tak, jak wyjdzie nam, projektantom. 

 

       Kolejny cytat tego autora: „Prawdopodobieństwo poważnej awarii w nowoczesnej elektrowni jądrowej jest jednak na tyle małe, że można go nie brać pod uwagę”. Ten cytat pokazuje całą odpowiedzialność eksperta. Jak wszyscy wiemy, katastrofy promu kosmicznego były obliczane jak 1 na 100 000 lotów. Jak też wiemy już 13 lot spowodował katastrofę i zniszczenie całego promu. [ A żadnego Czarnobyla ani Fuku nie było, prawda? MD]

 

       Dalej p. Marecki podaje swoje uwagi dotyczące wypalonego paliwa jądrowego. I pomimo powszechnie znanego faktu, że w żadnym kraju na świecie nikomu nie udało się tego problemu rozwiązać, to oczywiście „nasz” ekspert nie widzi problemu. Zapomina przy okazji wspomnieć, że tzw. średnioaktywne odpady z reaktorów jądrowych [sądzę, że z jednego ! MD] , to równowartość aktywności bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. 

 

       P. Marecki nadal podaje, że odpady radioaktywne można składować w kopalniach soli, chociaż jego nauczyciel prof. Kopecki już 30 lat temu podawał, że odpadów tych nie wolno składować w kopalniach soli. Jak widać, nauka poszła w las.

       W tej sytuacji wydaje się niecelowe dalsze analizowanie prac tego eksperta.

       Nasuwa się jednak nieodparcie pytanie. Czy Polska jest tak bogatym krajem, abyśmy mieli jako społeczeństwo finansować tego rodzaju działania? Dlaczego z pieniędzy podatnika organizuje się konferencje ludzi, którzy już zmarnowali miliardy naszych pieniędzy? Pragniemy przypomnieć, że energetykę jądrową w Polsce musimy opłacać od 1962 roku, kiedy to na czele ministerstwa „atomowego” stanął krawiec z zawodu, p. Billig, w 1969 roku emigrujący do Izraela. Jak do tej pory nikt nie wie, na co szły pieniądze podatnika. Wiadomo jednakże, że jakieś 5 lat po wyjeździe p. Billiga do Izraela, Izrael w swoim ośrodku atomowym dysponował bombą atomową. [Uś, znałem p. Billiga ! To na pewno nie z jego światłej wiedzy!! MD]

 

       Dlaczego towarzystwa zajmujące się propagandą atomową otrzymują społeczne pieniądze? Dlaczego nadal istnieje, z bogatym budżetem, Państwowa Agencja Atomowa? Agencja ta nigdy przez żadną społeczną kontrolę nie była rozliczana.

 

       Dlaczego za nasze pieniądze - podatników - uczy się w szkołach technicznych historii rozwoju energetyki, czyli atomistyki, a przeciętny absolwent politechniki nie umie skonstruować kolektora słonecznego, lub zainstalować pompy cieplnej?!!! Najlepszym przykładem jest tutaj Gdańsk. Na uczelni technicznej - Politechnice - od lat produkuje się inżynierów elektryków i pokrewnych dyscyplin. Wielu z nich mieszka w domkach jednorodzinnych. A prawdziwym wyjątkiem jest domek inżyniera z kolektorem słonecznym, nie wspominając o fotoogniwie, czy też turbinie wiatrowej. Wygląda to tak, jakby ŻADEN z absolwentów Politechniki Gdańskiej nie umiał wykorzystać wiedzy o energetyce "ekologicznej" w praktyce. Ale trudno od absolwentów PG wymagać skoro mają takich profesorów jak p. Jacek Marecki. A na południu Polski nawet oświetlenie uliczne korzysta z energii słonecznej, co każdy turysta może sprawdzić.

 

       Takich pytań nasuwa się dużo więcej. Dopóki społeczeństwo nie będzie kontrolować wydatków na pseudonaukę, to nigdy nie dorównamy krajom rozwiniętym. Energetyka jądrowa jest właśnie przykładem takiej pseudo nauki w naszych warunkach. Z równym powodzeniem możemy otworzyć katedry i zakłady naukowe sadzenia kukurydzy na Marsie. Wiadomo, że przyciąganie jest tam mniejsze, czyli rośliny powinny wyżej rosnąć. Tylko, żeby Izby Skarbowe nie opodatkowały od razu domniemanych efektów tego wzrostu plonów, podawanych oczywiście przez ekspertów!!!

        Jaka jest różnica pomiędzy nauką a przemysłem świadczy ostatni artykuł w wnp.pl z 1-/09.15. publikujący efekty działania PSE . P.prezes Henryk Majchrzak chwali się, że już osiągnięto 500 MW negawatów. Przypomnę, że inwestycje w negawaty proponował prof. M.Dakowski ok. ćwierćwieku temu przed obradami Okrągłego Stołu. Czyli wiedza z uczelni do praktyki potrzebuje 25 lat. Innymi słowy musza wymrzeć przedstawiciele starych teorii aby można było coś nowego zrobić. Czyli kontynuacja rządów całkowita.

 

Gdańsk 15.9.2015r. kontakt:jerzy.jaskowski@o2.pl