Ostatnia ekstaza "pina" | |
Wpisał: Rafał Ziemkiewicz | |
26.09.2015. | |
Ostatnia ekstaza "pina" Rafał Ziemkiewicz http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news-ostatnia-ekstaza-pina,nId,1892684
25 września Określenie „pin” to szyderczy skrót od „polski intelektualista”, a wymyślił je – zdziwicie się Państwo – Rafał Grupiński. Kiedyś, przed wielu, wielu laty, zanim się stoczył i został politykiem, napisał taką książkę „Dziedziniec strusich samic”, w której wykpił bezlitośnie i z dużą znajomością przedmiotu stadność, bezmyślność i kompleksy post-inteligenckiej formacji, którą nieocenionej pamięci Janusz Szpotański nazywał „gęgiem”, a która w III RP stała się michnikowszczyzną. Sam się pewnie potem nie za bardzo chciał tą książeczką chwalić, ale w biblioteczkach, przynajmniej u co poniektórych, wciąż ona jest... Od tamtych czasów - konferowania o "etosie Solidarności", rwania szat nad "polowaniem na czarownice" i "grzebaniem w ubeckim szambie", demaskowania Wałęsy jako "przyśpieszacza z siekierą" i beki z jego nieznajomości gramatyki - pin się nie zmienił nic a nic, ale jakby przybladł. Przekonał się boleśnie, że lud wcale nie czeka z napięciem na każde słowo, które padnie z pinowskich ust, że nie porywają opinii publicznej listy zbiorowe, w których intelektualiści dają wyraz swemu oburzeniu i potępieniu, nawet jeśli podpisy pod tymi listami liczone są na setki... Rojenia o "polityce inteligenckiej", "etosie" i wymyśleniu "czegoś, co będzie lepsze i od totalitarnego socjalizmu, i od poddania wszystkiego dyktatowi dzikiego wolnego rynku", które w czasach Unii Demokratycznej traktowane były zupełnie poważnie, rozwiał wiatr historii i okazało się, że w praktyce pin funkcjonować może tylko jako poszczekujący na Kaczyńskiego propagandysta na służbie rządzących cwaniaczków. Cwaniaczków mających w gruncie rzeczy wszystkie etosowe urojenia pina głęboko w tyle i w sumie będących tymi samymi, tak kiedyś pogardzanymi na salonach ludźmi w białych skarpetach do czarnych mokasynów, tylko przebranymi przez Tuska w europejskie garnitury. Ale ci cwaniacy bronią pina przed zlustrowaniem jego dawnych świństw przez prawicowych oszołomów i przed wysiudaniem ze stołka przez młodszych i zdolniejszych, więc pin odwdzięcza im się jak może. Fakt, może pin niezbyt wiele. Dlatego niewiele za swe usługi dostaje. Przypomnijmy choćby, jak potraktował Tusk postulaty "obywateli kultury", mimo całej ich gorliwości we wspieraniu PO. Ale z punktu widzenia propagandy pin ma cechę, która czyni go czasem dla partii bardzo pożytecznym. Otóż pin wszystko zamienia w problem moralny. "Miłością płonąc do abstraktów, najbardziej nienawidzi faktów" - by ponownie odwołać się do nieocenionego Szpota. Fakty, konkrety, praktyczne skutki - to pina odrzuca. W problemie transformacji ustrojowej u zarania III RP, na przykład, pin w ogóle nie był w stanie zobaczyć problemu dominacji nad młodym i celowo paraliżowanym oraz okaleczanym państwem para-mafijnych struktur, wytworzonych na bazie komunistycznych służb specjalnych, powiązań nomenklatury i aparatu partyjno-państwowego. Nic nie rozumiał i nie chciał rozumieć z ostrzeżeń, że uprzywilejowanie w procesie transformacji ludzi starego systemu, i to w punktach tak kluczowych, jak system bankowy, prokuratury i sądy, o służbach nie mówiąc, grozi totalnym obezwładnieniem i paraliżem państwa. Że jeśli się pozwoli komuniście bezkarnie ukraść "pierwszy milion", to on wcale się nie zmieni - bo niby czemu by miał - w bogobojnego biznesmena szanującego twarde reguły uczciwej konkurencji. Nie, zapragnie równie bezkarnie ukraść następnych dziesięć, pięćdziesiąt, sto milionów, i w tym celu większość tego, co mu pozwolono wyszabrować z masy upadłościowej po PRL, przeznaczy na korumpowanie urzędników państwowych, borowanie dziur w prawie, załatwianie korzystnych dla siebie a zabójczych dla państwa ustaw... Pin z transformacji zrobił problem "polowania na czarownice". Zamiast eksperckich konkretów przeczytał wiersz Szymborskiej o nienawiści i pławił się w potępieniu dla prób rozliczania, prześladowania byłych funkcjonariuszy PZPR i SB, w demaskowaniu zawiści tej polskiej ciemnoty, która nie mogła znieść, że ludzie poprzedniego systemu są po prostu od niej mądrzejsi, bardziej przedsiębiorczy, zasłużenie zbijają fortuny i stają się oligarchami, gdy pracownicze masy, na plecach których wyjechał Wałęsa ze swoim komitetem, biednieją i idą na bruk jako niepotrzebny już nawóz historii. Oczywiste sprawy, jak choćby to, co w krajach zachodnich nazywa się "procedurami clearingowymi", a co u nas nazwano "lustracją", w umyśle pina zmieniały się w dylematy filozoficzne: czy się godzi? I nieodmiennie mu wychodziło, że się nie godzi, że nie wolno, że zrobienie czegokolwiek służącego wspólnemu dobru, Polsce (no, może poza "zbieraniem kup po psie") jest nieetyczne i niemoralne. W wynajdywaniu moralnych wątpliwości, że cokolwiek by się chciało zrobić, lepiej tego zaniechać, pin jest naprawdę dobry. Ale jeszcze lepszy jest w czym innym: w potępianiu nienawiści. Potępianie nienawiści, zwłaszcza nienawiści rasowej, zwłaszcza polskiego szowinizmu, ksenofobii, rasizmu, w ogóle polskości, Polski, jej zacofania, jej prowincjonalizmu, jej szabelek i dusznych oparów mesjanizmu, jej martyrologii, jej powstańczej nekrofilii, jej płytkiego katolicyzmu, jej endeckiego ciemnogrodu - ta wyliczanka mogłaby nie mieć końca - w tym pin jest prawdziwym mistrzem. To jest żywioł pina, to mu zastępuje seks, kasę i rozkosze stołu, to siła, która go napędza. Gdy pin zamieni już problem praktyczny w moralny, a potem zdiagnozuje, że Polacy jak zwykle są niemoralni, ciemni i brzydcy, i może to gromko wyrazić - ooo, wtedy pin doznaje głębokiego, moralistycznego orgazmu! I oto, po chudych latach, umilanych sobie nudnymi, sztampowymi obelgami rzucanymi rutynowo na Radio Maryja i Kaczyńskiego, oto znów nastały złote czasy, przywodzące co starszym pinom heroiczne lata plucia na dekomunizację i lustrację. Uchodźcy - oto coś w sam raz dla pina. Oto wspaniała okazja, by pławić się pogardzie dla rasizmu, ksenofobii, ciemnoty, by oznajmić, że "Polska pokazuje odrażającą twarz", że "cuchnie czarną sotnią" - tarzać się Rejtanem, drzeć mordę w propagandowych szczekaczkach, wymyślać jadowite filipiki i pro-imigranckie bon moty. W typowej dla pina, kompletnej pogardzie dla jakichkolwiek faktów, dla liczb, dla oczywistości. Chcę Arabkę za sąsiadkę! Stosunek do imigracji miarą człowieczeństwa! Islam ubogaca! Imigracja to postęp, nieuchronny kierunek rozwoju, kto nie chce tego zrozumieć, na śmietnik historii z nim! Na to konto pin, od lat plujący z trzeciego piętra na religijne zabobony i zachwycony Urbanem oraz Palikotem, odkurzył nawet - nieużywane od czasu obrony esbeków przed odpowiedzialnością za ich zbrodnie - "chrześcijańskie miłosierdzie". Jak wam, ciemna polska katolicka hołoto, ten ch... "pan papież" mówi, że macie przyjmować Arabów, to kto jeszcze śmie nam pyskować?! Takiego jazgotu, klangoru, gęgania salonów, tak mało mającego wspólnego z jakimkolwiek myśleniem, z faktami i oceną zdarzeń, takiego zbiorowego orgazmu pogardy dla "polskiego ciemnogrodu" i wzmożenia w chłostaniu "narodowych przywar", nie miał pin od ćwierćwiecza. Nic dziwnego, że szaleje i korzysta z zaproszeń do rządowych mediów, by tam ulewać z siebie moralne rzygowiny, na tę tak bardzo go irytująca i męczącą polskość. Znowu się czuje jak za najlepszych, Michnikowych czasów! Ale niesłusznie. Czasy się zmieniły. Ćwierć wieku temu na tokowanie "intelektualistów" i "autorytetów moralnych" istniało autentyczne zapotrzebowanie społeczne. Tworzyła je po- perelowska, nomenklaturowa elita państwowa, umoczone w PZPR establishmenty zawodowe i korporacyjne oraz rzesza "inteligencji pracującej", mająca swoje mniejsze i większe powody obawiać się pytań o przeszłość, o okoliczności uzyskania paszportu, habilitacji czy lepszego przydziału. Dla nich Michnik, ze swą niemoralną moralistyką "wielkiego zamazania", był prorokiem, oni go wynieśli na piedestał i uczynili z mocą wsteczną największym bohaterem walki z totalitaryzmem i moralną wyrocznią wszech czasów. W sprawie imigrantów takiego zamówienia społecznego nie ma. Jest zamówienie rządowe, są oczywiście ludzie na tyle zatruci nienawiścią do PiS, że na złość Kaczyńskiemu pochwalą nawet terrorystę, i może nawet go wpuszczą pod dach w przekonaniu, że strasznie robią w ten sposób na złość znienawidzonemu Polakowi-katolikowi. Ale większość Polaków poznała Zachód, ma tam rodziny, sama wyjeżdżała, i wie, jak wygląda "integracja" muzułmanów w bogatszych od nas państwach. Ma internet, zagląda do niego, i nawet jeśli da się zakrzyczeć i nie powie ankieterowi CBOS tego, co naprawdę uważa - to myśli swoje. Tym razem pinowski gęg nie wychodzi naprzeciw potrzebom nawet zdeklarowanych lemingów, nie mówiąc już o niezdecydowanej masie, skłonnej dotąd bezkrytycznie przeżuwać telewizyjny kit. Tym razem pin, intelektualista, autorytet moralny, gęgający za imigracją, postrzegany jest jako ten, kim jest w istocie - jako głupi, nadęty pajac. Niech się nacieszy tą proislamską ekstazą - bo to już ostatnia. |
|
Zmieniony ( 26.09.2015. ) |