Słowo “apokalipsa” [...] nie oddaje skali zniszczenia Haiti http://marucha.wordpress.com/2010/01/20/haitanczycy-nie-chca-wspolpracowac-z-ratownikami/ Ze st. bryg. Pawłem Frątczakiem, rzecznikiem prasowym komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej, która wysłała ratowników na Haitii, rozmawia Mateusz Dąbrowski. Jak od strony technicznej wygląda akcja jednostek ratowniczo-poszukiwawczych na Haiti? - Obóz grup ratowniczych przebywających na Haiti jest zlokalizowany w okolicach lotniska Port-au-Prince, stolicy Haiti. Wszystkie zadania, które wykonują grupy poszukiwawcze, niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzą, są wydawane przez Centrum Koordynacji Operacji. Zawiaduje ono działaniami wszystkich grup ratowniczych. Obecnie na miejscu przebywają 54 grupy poszukiwawczo-ratownicze, to jest 1918 ratowników i 176 psów. Ile osób udało się wydobyć spod gruzowisk i jakie są największe potrzeby? - Od 17 stycznia grupy te wydobyły łącznie 73 żywe osoby. Największe zapotrzebowanie, jeżeli chodzi o pomoc humanitarną, stanowią woda i jedzenie, a także namioty, koce i pomoc medyczna oraz lekarstwa i środki opatrunkowe – tych rzeczy brakuje najbardziej. Odczuwalne jest ogromne napięcie społeczne ze strony ludności haitańskiej. Wynika to po prostu z walki o byt, o przetrwanie – tak to określają nasi ratownicy. Ludzie nie mają co jeść i pić nawet od kilku dni. Docierają do Pana sygnały o grasujących i plądrujących zrujnowane budynki bandach. Nasi ratownicy mogą czuć się bezpieczni? - Uaktywniły się liczne grupy przestępcze. Z więzień zbiegło kilka tysięcy więźniów. Panuje bardzo napięta atmosfera, ale nie ma się co dziwić. Tam trwa walka o byt, o przetrwanie. Panuje prawo silniejszego. Nie dotyczy to działalności ratowników, którzy pracują na trochę innych zasadach i mają zapewnione bezpieczeństwo. Przykładowo ich przejazd odbywa się w konwojach. Na pewno grupy poszukiwawcze nie spotkają się z niebezpiecznymi sytuacjami. Chciałbym w tym miejscu zapewnić rodziny ratowników, że mogą mieć absolutną pewność, jeśli chodzi o stan ich bezpieczeństwa. Wszystkie grupy ratunkowe, niezależnie z jakiego państwa pochodzą, działają pod osłoną żołnierzy Organizacji Narodów Bezpieczeństwa. W poniedziałek byli to żołnierze hinduscy. Teraz bezpieczeństwo naszym ratownikom zapewniają żołnierze Stanów Zjednoczonych, Brazylii oraz Chile. Rozmiar katastrofy zaskoczył naszych ratowników? - Większość z nich brała udział w wielu akcjach ratunkowych w różnych krajach świata, tj. w Indiach, Pakistanie, Algierii czy Turcji. Nie potrafią jednak określić i nazwać sytuacji, którą zastali na miejscu tragedii. Słowo “apokalipsa”, biorąc pod uwagę rozmiar tego trzęsienia ziemi, nie oddaje skali zniszczenia Haiti. Naszych ratowników zaskoczył fakt, że miejscowa ludność nie chce współpracować z jednostkami poszukiwawczymi. Istnieje taka zasada, że niezależnie od otrzymania poleceń z Centrum Koordynacji grupa ratowników otrzymuje “umownie” miejscowego przewodnika. Jest to osoba pomagająca nawiązać kontakt z miejscową ludnością. Oczywiście nie każdy budynek jest przeszukiwany. Z reguły jest tak, że w pierwszej kolejności przeszukiwane są te budynki, które zostały wskazane przez miejscową ludność jako te, w których hipotetycznie mogą przebywać uwięzieni ludzie. Nasi ratownicy po raz pierwszy zetknęli się z sytuacją całkowitej obojętności ze strony ludności miejscowej. Nie wynika ona ze stresu, sytuacji kryzysowej czy szoku powypadkowego. Takie zachowanie bardzo zaskakuje naszych ratowników. Z czego ta obojętność może wynikać? - Jest to szokujące. Wydaje się, że przyczyną takich zachowań może być, nie chcąc obrazić narodu haitańskiego, bardzo niskie morale. Z informacji, jakie docierają do nas od ratowników, nie jest to spowodowane traumą, która często występuje w takich sytuacjach. Oczywiście nikt tego nie zbadał, nie zdefiniował. Są to pewne refleksje moich kolegów i ratowników z innych krajów, którzy dają z siebie naprawdę wiele. Podkreślam, nie chcę urazić ludności haitańskiej, którą dotknęła ogromna tragedia. Możemy przypuszczać, że ta obojętność wynika z biedy i warunków, w jakich ci ludzie byli wychowywani. Nie deprymuje to ekip poszukiwawczych? - Proszę mi wierzyć, ci ludzie wyjęliby własne serce, aby uratować człowieka. To trochę boli i utrudnia działania, ale nie jest przeszkodą. Najlepszym dowodem na sens akcji ratunkowej jest fakt odnajdywania kolejnych żywych osób. Część grup, które wylądowały na Dominikanie, nadal tam przebywa, bo z różnych przyczyn nie mieli możliwości dotarcia na Haiti. Nasi ratownicy poprzez sam fakt wylądowania na Dominikanie i dalszej jazdy na Haiti przeżywali duży stres. Co niezrozumiałe, granica haitańsko-dominikańska jest zamykana od zmroku do świtu i nasi ratownicy musieli czekać na jej otwarcie. Proszę sobie wyobrazić, co czuje człowiek, który chce pomagać, a nie może. Ostatnie pięć kilometrów nasi chłopcy musieli przebyć pieszo, gdyż fatalny stan dróg uniemożliwiał przejazd samochodów. Pomoc humanitarna sprawnie dociera do poszkodowanych? - Ośrodek koordynujący rozdzielanie pomocy humanitarnej i ośrodek pomocy ratowniczej to dwie zupełnie odrębne instytucje. Kierują nimi organizacje działające w ramach ONZ. Sytuacja podziału pomocy humanitarnej jest gorsza od przeprowadzanych akcji ratunkowych. Jest jeszcze sporo do zrobienia. Aby nad tym zapanować, musi napłynąć minimum pomocy, która da gwarancje zaspokojenia podstawowych potrzeb ludzi, a więc wody, jedzenia, namiotów. Na kiedy jest planowany powrót do kraju polskich ratowników? - Powrót ratowników jest planowany w godzinach popołudniowych 23 stycznia. Dziękuję za rozmowę. Nasz Dziennik, 20.01.2009
|