Tak wstawał Golden Dawn (Złoty Brzask) Nowej Ery w Kościele... | |
Wpisał: Epiphanius | |
20.10.2015. | |
Tak wstawał Golden Dawn (Złoty Brzask) Nowej Ery w Kościele...
KOŚCIÓŁ POSOBOROWY A NARODY ZJEDNOCZONE
[z książki UKRYTA STRONA DZIEJÓW. Nowy Porządek świata. Nowy Ład Ekonomiczny. Masoneria i tajne sekty. Epiphanius, str. 379 i nn., wyd. ANTYK . W oryginale odnośniki do literatury.
Dane te i wnioski zostały sformułowane już ćwierć wieku temu – a ciągle są mało znane, czy mało akceptowane. Logika poszła w kąt, względność poglądów zaś - na piedestał.. MD]
W październiku 1984 r. ukazał się w oficjalnym organie NATO artykuł po francusku zatytułowany "Motywy oraz moralność w stosunkach międzynarodowych" autorstwa Johna Eppsteina [Współzałożyciel ,,Brytyjskiego Komitetu Atlantyckiego", w latach 1955-61 sekretarz generalny ,,stowarzyszenia Traktatu Atlantyckiego", które było jedną z organizacji poprzedzających Instytut Atlantycki założony w 1961 r. przy wsparciu wielkich Fundacji (pełniących rolę ogniw pośredniczących w relacjach z wysokimi tajnymi kręgami), europejskich i amerykańskich Instytutów Spraw Międzynarodowych oraz takich organizacji, jak NATO, EWG i OECD. Pierwszym szefem Instytutu został Henry Cabot Lodge, członek Pilgrims' Society.]
... w którym można było przeczytać:
"Ideał wspólnoty narodów zorganizowanej dla wspólnego dobra, jaki próbował osiągnąć ustrój chrześcijański z papieżem i cesarzem, jest zawarty implicite w pierwotnej koncepcji Cycerona; później został on wzbogacony przez chrześcijańskie nauczanie o uniwersalnym panowaniu prawa moralnego i braterstwa między ludźmi. Po tym, jak konstrukcja ta legła w gruzach, od XVI wieku pojawia się to tu, to tam koncepcja społeczeństwa naturalnego, wyrastającego z niepodległego bytu narodów, której pochodną będzie prawo mające na celu uregulowanie stosunków między nimi. To wielki hiszpański teolog Francisco Suarez (1548-1617) jako pierwszy sformułował tę koncepcję w swojej książce zatytułowanej "De legibus ac De Deo Legislatore". Po dwóch wiekach anarchii powróci do niej w swym dziele pt. "Esej teoretyczny oprawie naturalnym" (1846) Taparelli d' Azeglio, pierwszy redaktor naczelny "La Civilta Cattolica". Stanie się ona inspiracją i wyznacznikiem wszystkich kierunków polityki kolejnych papieży - przy czym punktem kulminacyjnym będzie encyklika "Pacem in terris" Jana XXIll, w której zaleca się wprowadzenie rządu światowego”. Podążając tym tropem w dniu 4 października 1965 r. papież Paweł VI udał się (podczas trwających w Rzymie obrad Soboru Watykańskiego II) z oficjalną wizytą do nowojorskiej siedziby Organizacji Narodów Zjednoczonych, która obchodziła 20 rocznicę swego powstania. [Obecnie w ONZ (podobnie, jak w UNESCO) działają niemal wyłącznie masoni z różnych krajów (o czym wiedział bez wątpienia papież Paweł VI, występując na słynnej sesji)." (Pierre Mariel, "Les Francs-Masons en France", wydawn. Marabout, 1972, str. 204.] Właśnie po tym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Generalnym ONZ papież Paweł VI otrzymał masoński tytuł "Obywatela Świata”.
W swym przemówieniu na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ Papież wypowiedział niecodzienne, zaskakujące zdania:
"Przyjmijcie nasze serdeczne i pełne szacunku pozdrowienia [...]; wyrazy uznania kierujemy do was osobiście, ale także w imieniu ekumenicznego Soboru Watykańskiego [...J. Jesteśmy świadomi tego, że oto nadszedł szczególny moment [...], kiedy spełnia się pragnienie, jakie nosimy w sercu od niemal dwudziestu stuleci. Nasze przesłanie ma przede wszystkim na celu moralne, uroczyste usankcjonowanie tej instytucji [...]. W charakterze "eksperta w sprawach ludzkości" niesiemy tej organizacji głos poparcia naszych ostatnich poprzedników - w przekonaniu, że organizacja ta stanowi nieodzowną drogę nowoczesnej Cywilizacji i światowego Pokoju. [...] Nowym imieniem Pokoju jest rozwój. "Ludy zwrócą się ku Narodom Zjednoczonym jako ostatniej nadziei na Zgodę i Pokój [...]." "To, co najpiękniejsze w Organizacji Narodów Zjednoczonych, to jej autentycznie ludzkie oblicze. Jest to ideał, o którym marzyła ludzkość w swej pielgrzymce poprzez dzieje; to największa nadzieja świata. Ośmielamy się stwierdzić: to odbicie Bożego zamysłu, zamysłu transcendentnego i pełnego miłości, mającego na względzie postęp społeczności ludzkiej na ziemi; odbicie, w którym dostrzegamy Przesłanie ewangeliczne, by z niebiańskiego stać się ziemskim. "Jesteście pomostem między narodami [...]; nie sposób w porządku przyrodzonym wyobrazić sobie czegoś bardziej wzniosłego, gdy chodzi o budowanie ideologicznych podstaw Ludzkości. Któż nie dostrzega konieczności doprowadzenia do ustanowienia światowej władzy zdolnej działać skutecznie na płaszczyźnie prawnej i politycznej? " "Szanowni Państwo. Realizujecie wielkie dzieło wychowania ludzkości dla pokoju. ONZ jest wielką szkołą tego wychowania [...]. I dalej: ,,[...] Wiecie, że pokój buduje się nie tylko poprzez politykę oraz równowagę sił i interesów, ale również przy pomocy ducha, idei oraz dzieł pokoju. Wy już dziś działacie w tym kierunku." Tezę tę podtrzymał również papież Jan Paweł II w styczniu 1988 r. z okazji 40 rocznicy ONZ-owskiej Deklaracji Praw Człowieka. Choć nie są to zagadnienia należące do dziedziny moralnej, a tym bardziej dogmatycznej, trudno uciec od wymogów logiki: skoro rozwój jest "nowym" imieniem pokoju, musi istnieć jakieś "stare" imię. Może Chrystus?
Wychodzi na to, że katolicy pod przewodnictwem przedsoborowych papieży mylili się do tej pory sądząc, że Chrystus i Jego Prawo są jedyną szkołą prawdziwego pokoju. A w każdym razie narzuca się wniosek, że Chrystus nie jest jedyną Drogą - jak głosiła Ewangelia i Kościół przez dwa tysiąclecia - lecz istnieją inne, alternatywne drogi, z których najważniejszą jest ONZ, która realizuje nieomal świętą misję, działając przy pomocy polityki i idei. Ideom tym poświęciliśmy wiele miejsca w tej książce - koncepcja, której autorstwo przypisuje sobie, jak wiemy, Masoneria. Na pewno nie głos poparcia Piusa XII, który w 1943 r. mówił coś zupełnie innego: ,,[...] wielkie dzieło nowego i prawdziwego ładu między Narodami nie jest możliwe bez wzniesienia naszych oczu i utkwienia naszego wzroku w Bogu, który jako reżyser wszystkich ludzkich zdarzeń jest najwyższym źródłem, strażnikiem i mścicielem każdej sprawiedliwości i każdego prawa." ("Nauczanie papieskie - Pokój międzynarodowy", wyd. Paoline, Rzym 1961, t. V, str. 378). Również papież Jan Paweł II nawiedził siedzibę ONZ. Miało to miejsce 2 października 1979 r. kiedy to przemawiając podczas specjalnego Zgromadzenia Ogólnego tej organizacji Papież stwierdził: „Deklaracja Praw Człowieka winna pozostać dla Organizacji Narodów Zjednoczonych podstawowym punktem odniesienia. z którym konfrontuje się sumienie jej członków, czerpiąc z niej nieustannie natchnienie. ..
Zaś w 40 rocznicę ogłoszenia tej Deklaracji, składając w Watykanie dnia 9 stycznia 1988 r. życzenia noworoczne przedstawicielom Korpusu Dyplomatycznego. Papież powiedział: „Jej naczelne zasady zasługują na powszechną uwagę. Można uznać ten dokument za kamień milowy ustawiony na długiej i pełnej trudów drodze gatunku ludzkiego." Odwołanie się do owych zasad przywodzi na myśl inne przemówienie Jana Pawła II. które wygłosił on 2 czerwca] 980 r. w paryskiej siedzibie UNESCO: ..Niech mi będzie wolno zacząć moje przemówienie od sięgnięcia do początków waszej Organizacji. Wydarzenia. które zadecydowały o utworzeniu UNESCO. napełniają mnie radością i wdzięcznością wobec Bożej Opatrzności [...]. UNESCO powstała więc :-. podobnie, jak Organizacja Narodów Zjednoczonych - aby Narody uznały, że u podstaw wielkich inicjatyw, mających służyć pokojowi i postępowi ludzkości na całej ziemi, leży konieczność związku między narodami, wzajemnego poważania i współpracy międzynarodowej [...]. U początków UNESCO, podobnie jak u podstaw Deklaracji uniwersalnej praw człowieka, znajdujemy więc te pierwsze impulsy ludzkiej świadomości, inteligencji i woli. Odwołuję się właśnie do tego zamysłu, tego początku, tych pierwotnych zasad. To w ich imię przybywam dziś do Paryża, do siedziby waszej Organizacji, z przesłaniem: zechciejcie pod koniec tego ponad trzydziestoletniego etapu waszej działalności zjednoczyć się jeszcze mocniej wokół owych ideałów i zasad, które leżą u jej źródeł. Jeżeli czytelnik zapoznał się uważnie z tym, co zostało dotychczas napisane, bez trudu rozpozna w tych zasadach słynne „nieśmiertelne zasady" 1789 roku - zasady humanistyczne i racjonalistyczne spod znaku gnostyckiego węża, które spychają poza nawias Boga i Chrystusa. "Pacem in terris" Jana XXIII, Sobór Watykański II, a i sam Zwierzchnik Kościoła posługują się językiem, który nie był znany krystalicznej doktrynie dziewiętnastu poprzednich stuleci, czyli okresu, który jest dziś nazywany "przedsoborowym". Jeśli więc nie mamy zamiaru zamykać oczu na fakty, musimy uznać, że Kościół dał się urzec prometejskim dążeniom sekt do zbudowania "ziemskiego miasta" w oparciu jedynie o człowieka i jego siły. "Kto może dziś jeszcze utrzymywać, że Sobór Watykański II, po którym ukazały się wszystkie te nowinki, nie był Rewolucją, która wywróciła Kościół do góry nogami? Jak można twierdzić, że wstrząsy, które z przerażeniem obserwujemy, dzieją się wbrew woli i zaleceniom bezradnych, zatroskanych Papieży? " Logiczną odpowiedź, utrzymaną w duchu miłości Kościoła, który zawsze i wszędzie poszukuje prawdy, odnajdujemy w tytule książki pewnego francuskiego autora - a brzmi on tak: " Kościół okupowany” [od wewnątrz].
[Więc to nie przypadek, że 4 listopada 1986 r. podczas uroczystości związanej z obchodami 40 rocznicy utworzenia UNESCO umieszczono na honorowym miejscu olbrzymich rozmiarów fotografię Jana Pawła II - tuż obok zdjęcia autora "Humanizmu Integralnego" Jacquesa Maritaina (1882-1973) (przypomnijmy, że to Maritain zachęcił Rene Guenona do wydania swoich pierwszych dzieł) oraz zdjęcia prezydenta Senegalu Leopolda Sedara Senghora (1906-2001); ten socjalista i mason był zagorzałym globalistą, członkiem zarządu World Center (organizacji powiązanej z Komisją Trójstronną) i honorowym przewodniczącym Światowej Federacji Miast Bliźniaczych stowarzyszenia utworzonego w 1957 r. i wyposażonego w pokaźne fundusze po to, by poprzez tzw. związki bliźniacze różnych miast na całym świecie znosić stopniowo granice między narodami. Członkami tego stowarzyszenia były znane osobistości, m.in. "wielki kapłan" lewicy robotniczej Diego Novelli (były burmistrz Turynu) i przywódcy niektórych krajów afrykańskich, w tym makabryczny Bokassa (zob. rozdział na ten temat w książce Yanna Moncomble pl. "Les vrais responsables... "). Wysoki dostojnik masonerii francuskiej, baron Yves Marsaudon, w niezmiernie pouczającej książce poświęconej pamięci Jana XXIII i Pawła VI, w kontekście zasady wolności religijnej pisał otwarcie: ,,Doprawdy, można mówić o rewolucji, która - wyszedłszy z naszych lóż masońskich - rozprzestrzeniła się tak cudownie, że zawitała pod kopułę Bazyliki Świętego Piotra”
Tak wstawał Golden Dawn (Złoty Brzask) Nowej Ery w Kościele... Trudno zakładać, by papieże soborowi i posoborowi nie zdawali sobie sprawy z intencji lóż wobec religii katolickiej. Musi to zdumiewać i rodzić dręczące pytania. Ale najbardziej zaskakuje pewna "synchroniczność" ich myśli względem niektórych koncepcji lóż. Wysoki dygnitarz masoński Julian Huxley, ateista i ewolucjonista, na sesji plenarnej UNESCO, która odbyła się dnia 20 listopada 1946 r. w Paryżu, mówił: "Nasze działanie powinno zmierzać do zunifikowania świata pod względem inteligencji i ducha [...]. Co się tyczy Kościoła katolickiego, będzie on musiał zostać stopniowo oczyszczony ze swych nieprzejednanych i szczególnych doktryn. Zachowa jedynie zasadnicze elementy religii, dzieląc je w obrębie szerszej, braterskiej wspólnoty religijno-kulturalnej, która winna mieścić w sobie wszystkie wyznania i wszystkie cywilizacje [...]. Władza boskiej synarchii w dziedzinie kultury ma obejmować ponadwyznaniową organizację religijną; ponadto w jej gestii będzie leżało inicjowanie wszelkich działań mających na celu rozwiązywanie problemów społecznych [...].,” Znów wyraźnym echem odezwało się tu stanowisko doktrynalne różokrzyżowca Comeniusa i wielkiego sekciarza Saint-Yvesa d' Alveydre. Z kolei innym razem równie szczerze wypowiedział się Wielki Mistrz Wielkiej Loży Francji, Jacques Mitterrand: ,,Jeśli postawienie na ołtarzu człowieka zamiast Boga jest grzechem lucyferowym, wszyscy humaniści, począwszy od Renesansu, popełnili ten grzech. Był to jeden z zarzutów czynionych ongiś Wolnomularzom, kiedy w 1738 r. papież Klemens XII po raz pierwszy obłożył ich ekskomuniką [...]."
Następnie, ukazując całą sprawę w świetle "prawdy masońskiej", dodaje on: ,,[...] Swoboda religijna, o której tyle się mówi, nie pozostawia miejsca dla wolności myślenia: nieodłącznie związane z nią prawo do błędu nie jest przez Rzym uznawane. Laicki charakter państwa, będący gwarantem wszelkiej swobody myślenia, nie tylko w dziedzinie religijnej, jest nadal potępiany [...]. Zresztą - jak się zdaje - nawet zasada kolegialności, która miała zdemokratyzować sposób rządzenia Rzymem, jest dziś kwestionowana. Mitterrand niecierpliwił się - a wystarczyło tylko trochę poczekać... Tezy te muszą brzmieć znajomo w uszach uważnego czytelnika niniejszej Ksiązki. Istotnie – w zlaicyzowanym społeczeństwie gdzie niepodzielnie panuje ateizm państwowy, siłą rzeczy faworyzowany jest model cywilizacji ukierunkowany niemal wyłącznie na pomnażanie dóbr materialnych, z absolutną dominacją gospodarki nad polityką i duchowością. Słowem, mamy tu do czynienia z cywilizacją na wskroś ateistyczną i materialistyczną - mimo pozornej swobody, jakiej mogą zażywać obywatele. W tym kontekście nietolerancja (pojmowana w sposób zgodny z masońską ortodoksją) jest największym grzechem, zaś tolerancja największą cnotą obywatelską. Jest to grzech tak straszny, zagrożony takim społecznym odium, że dla mas poddanych praniu mózgu ohydne stało się nawet samo brzmienie słowa "nietolerancja". Zostało ono zarezerwowane dla ksenofobów, tradycjonalistów, antysemitów i muzułmańskich fundamentalistów. Dla codziennego użytku okazało się konieczne wymyślenie nowego wyrażenia: "zero tolerancji". Toteż za wyjątkiem pospolitych przestępstw, których sprawcy muszą być pociągani do odpowiedzialności, by zapewnić jakiś minimalny porządek publiczny, wzorowy obywatel powinien dziś jak najmniej starać się odróżniać dobro od zła. W swoim sumieniu powinien on umieć zidentyfikować jeden tylko błąd, jedno tylko zło: nietolerancję dla błędów i dla zła. By uzasadnić takie podejście wzbudza się u ludzi szacunek dla opinii innych, szczególnie opinii błędnych, prowadząc tym samym sumienia do zupełnej obojętności. Zacierają ręce ci, którzy na to właśnie liczą: na brak jakiejkolwiek reakcji ze strony ludzi prawych, którzy normalnie byliby skłonni przeciwstawić się złu. Co do demokracji, wychwalanej przy każdej okazji jako nieodzowny atrybut społeczeństwa opartego na kulcie człowieka, na tolerancji i na zasadach liberalizmu masońskiego - również Mitterrand składa jej hołd: "Trudząc się jakże owocnie dla demokracji [...] Wolnomularze na całym świecie nie ustają w swym laickim boju: w lożach i poza nimi, przez demokrację i dla demokracji, nie przestają oni służyć człowiekowi - który jest ich odwiecznym utrapieniem, ale też ich najwyższą nadzieją”. Wiemy jednak, że demokracja, to równanie w dół, stawianie na miernoty, delegowanie uprawnień tym, którzy ze swej natury nie mogą ich posiadać: przekazywanie ich "temu zdziczałemu stadu" - by posłużyć się określeniem masona Waltera Lippmanna, członka najwyższych tajnych kręgów Władzy. Tym stadem manipulują zręczni iluzjoniści, potrafiący utrzymać je w posłuchu. Przypomnijmy, co stwierdził ongiś autorytet masoński, R. Guenon: "Jest aż nazbyt oczywiste, że lud nie może obdarzyć się władzą, której sam nie posiada: prawdziwa władza może pochodzić jedynie z góry (...); może być prawowita tylko dzięki usankcjonowaniu jej przez coś, co jest ponad porządkiem społecznym, czyi, przez autorytet duchowy. Zatem domaganie się spójnego rozumowania od tych, którzy opowiadają się za prawem do błądzenia, czyli czynienia zła i głoszenia nieprawdy, jest samo w sobie niedorzecznością. Inny wybitny mason 33°, Albert Lantoine, w swojej książce wydanej w 1937 roku pl. "List do Papieża" (będącej próbą zbliżenia między Masonerią a Kościołem w imię "wspólnych wartości", które powinny być wzajemnie uznawane przez obie elity - rzecz jasna po to, by móc wspólnie przewodzić ludzkości) napisał: "W świecie poddanym żądzom elitarność nie ma racji bytu. Jakiekolwiek wyniesienie Elity stanowiłoby obrazę powszechnej miernoty.,, Dla wszystkich - może za wyjątkiem Hierarchii posoborowej - jest czymś oczywistym, że od dziesięcioleci właśnie te Elity "przez demokrację ... służą człowiekowi", skwapliwie podsycając owe żądze i promując "powszechną miernotę", która w ostatnich czasach rzeczywiście bardzo się rozpleniła. |