ZNAMIENNE ZNAKI i SYMBOLE
Wpisał: Sławomir M. Kozak   
22.10.2015.

ZNAMIENNE ZNAKI i SYMBOLE

 

Sławomir M. Kozak

 

W lipcu tego roku w nowojorskiej siedzibie tak zwanej Ligi Przeciw Zniesławieniu udekorowano jej szefa najwyższym odznaczeniem Metropolitalnej Archidiecezji Krakowskiej Złotym Medalem Jana Pawła II.

Ksiądz Mirosław Król wręczył go w imieniu kapituły działającej pod przewodnictwem kardynała Dziwisza. Odznaczony, dyrektor Abraham Foxman umożliwił bowiem grupie 300 osób z Metropolii Krakowskiej wizytę w Yad Vashem w Jerozolimie. Dzięki niemu wydano również komplet dzieł naszego Papieża poświęconych judaizmowi i Żydom w ogóle.

 

Zaprawdę, obszerny to być musiał księgozbiór, albowiem żaden hierarcha Kościoła w historii nie mówił, nie pisał i nie zrobił więcej dla Żydów, aniżeli Święty Jan Paweł II. Może z wyjątkiem kardynała Augustyna Bea, masona, którego zaangażowanie w soborową deklarację „Nostra Aetate”, leżącą u podstaw degradowania Kościoła Katolickiego do postaci obecnej ruiny, jest nie do przecenienia.

Zresztą, długoletni sekretarz Papieża, od tej właśnie Ligi otrzymał z kolei „nagrodę ekumeniczną” sygnowaną imieniem owego wybitnego, masońskiego szkodnika. Kółeczko wzajemnej adoracji domknęło się więc na naszych oczach, bez większego zresztą echa w mediach nazywanych potocznie i nie wiadomo dlaczego „prawicowymi”. W informacji prasowej, podpisanej przez Waldemara Piaseckiego (31/07/2015, KAI/Nowy Jork) czytamy o wymienionych tu odznaczonych, że „obaj są laureatami Nagrody Orła Jana Karskiego, co jest znamiennym znakiem i symbolem”. Ano, niestety, jest to znamiennym znakiem i symbolem.

Być może, zbyt wielkim jest uproszczeniem teza głosząca, że gdyby w latach 60. ubiegłego wieku ówczesny ksiądz Karol Wojtyła nie zaangażował się tak ofiarnie w prace Soboru Watykańskiego II, to świat wyglądałby dziś inaczej. Uważam jednak, iż jest to teza mogąca się obronić.

I pomijam już nawet kwestię „spiskowej” teorii mówiącej o współudziale Watykanu w kształtowaniu obecnego podziału politycznego Europy, przypominając zaledwie nawoływania do współtworzenia przez Polaków unijnej struktury z misją krzewienia w niej chrześcijaństwa, wnoszenia w jej obręb znaku Krzyża.

Dziś, po dekadzie naszej misji w europejskim kołchozie, to nam, wspaniale rozwinięta, wykształcona i tolerancyjna Europa gotuje prawdziwy Krzyż Pański. Krzewi nam kulturę islamu, woła o jeszcze większą tolerancję i solidarność (!). Jest to zaiste, znamiennym znakiem i symbolem.

 

1 września, jak co roku, pełno było w radio, telewizji i prasie przywoływania pamiętnego, nie tylko przecież dla Polaków, roku 1939. Jak zwykle mówiono o mającym wówczas miejsce dramacie europejskiej kultury, tolerancji i solidarności właśnie. Ale także o krótkowzroczności ówczesnych elit.

 

Tego dnia, po południu, obejrzałem w telewizji, po raz kolejny powtarzany, film „Działa Nawarony”. Obraz ten, poza oczywistą, trzymającą w napięciu akcją, ukazuje dzielnie wspierającą w wojennych zmaganiach Brytyjczyków, grecką partyzantkę. Pomińmy w tym miejscu niezwykle złożoną kwestię greckiego ruchu oporu, ówczesne wewnętrzne podziały zwolenników monarchii i republiki, problem kolaboracji z okupantem. Film przedstawia partyzantkę grecką w świetle pozytywnym, nie wdając się w szczegóły. To głównie dzięki jej pomocy brytyjskie komando neutralizuje w filmie zagrażające alianckim konwojom tytułowe działa.

Minęło kilka godzin i tego samego dnia natknąłem się na informację mówiącą o tym, że Niemcy, kilkadziesiąt zaledwie lat od tamtych wydarzeń, przejmują grecki sektor turystyczny. Oczywiście, nie stało się to z dnia na dzień, jak usiłują nam wmówić „opiniotwórcze” media, chytrze sugerując, iż jest to naturalna konsekwencja unijnej pomocy dla żyjącej przez lata ponad stan społeczności greckiej. Premier Aleksis Cipras, podobnej „klasy” wykonawca niemieckich dyrektyw, jak i kolejni „nasi” szefowie rządu, podał się wielkodusznie do dymisji. Po tym, jak wbrew woli wyborców, obywateli swojego państwa, potomków greckich partyzantów, sprzedał kraj bez jednego wystrzału niemieckim okupantom. Unijni urzędnicy już zacierają ręce, zwłaszcza w świetle wyników wyborów, które odbyły się 20 września. Szef gabinetu przewodniczącego Komisji Europejskiej Martin Selmayr nie krył krótko przed nimi unijnych planów mówiąc, że „(...) przedterminowe wybory w Grecji mogą pomóc zwiększyć poparcie dla trzeciego programu pomocy dla Aten”. Z pewnością.

Do stołu rozmów z banksterami powrócił w ich wyniku ten, którego naród grecki próbował wyrzucić poza nawias greckiej polityki. Coraz częstsza to prawidłowość, że w „demokratycznej” Europie społeczeństwo głosuje sobie, a komisarze wybierają sobie. Stalinowskich metod „liczenia głosów” nie kryją już prawie żadne pozory przyzwoitości. A przecież już w listopadzie roku ubiegłego niemiecka spółka Fraport AG, do spółki z, mającym stanowić figowy listek, greckim (?) Copelouzos Group, „wygrała przetarg” na zarządzanie czternastoma greckimi lotniskami. Za czterdziestoletnią (!) koncesję zapłacić mają 1,2 miliarda euro. Lotniska te stanowią złote bramy do turystycznego Eldorado wartego w roku 2013 szesnaście miliardów euro! To ciężkie tysiące euro dziennie pozyskiwane od przewoźników za opłaty nawigacyjne i portowe, za obsługę terminalową, paliwo lotnicze, sklepy, restauracje, hotele. Tanio poszły.

         Obawiam się, że równie tanio „pójdą” wszelkie inne bramy w tym, niemieckim przecież kołchozie, albowiem nie ma przecież takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Zaś wszelkie kolejne „dymisje” członków europejskiego „klubu premierów” dawno w te koszty zostały wliczone. Nam, póki co, pozostaje podziwianie rozlicznych dzisiejszych i nadchodzących, znamiennych znaków i symboli.