Kilka stron o nieświętej pamięci "panu Janku". I kolegach z WSI, SLD i "Pruszkowa". | |
Wpisał: Wojciech Sumliński | |
29.10.2015. | |
Kilka stron o nieświętej pamięci „panu Janku”. I kolegach.
Wojciech Sumliński, „Czego nie powie MASA”, O polskiej mafii. Od strony 149.
Wyd. Wojciech Sumliński, REPORTER, mail: wojciech@sumliński.pl
- Kilka zdań o Janie Kulczyku, jak obiecałem. To ważne dla zrozumienia kilku rzeczy. Bez współpracy z SB i z Departamentem I MSW w latach 70. i 80. żaden obywatel PRL nie mógł prowadzić tak rozległych interesów w Europie Zachodniej, jak robił to Henryk Kulczyk, ojciec Jana Kulczyka. Dzięki szerokim kontaktom Kulczyk senior stworzył fundamenty od przyszłą działalność biznesową Kulczyka juniora, którego pierwszym wielkim interesem w III RP była dostawa w 1992 roku samochodów dla policji i Urzędu Ochrony Państwa. Kierowane przez Andrzeja Milczanowskiego MSW zamówiło volkswageny bez otwartego przetargu w firmie Kulczyka - ot tak, po prostu. Krokiem milowym w karierze Jana Kulczyka była prywatyzacja "Warty". Wiosną 1994 roku wyemitowano ponad milion akcji "Warty", których cenę emisyjną ustalono na 100 tysięcy starych złotych za akcję. Kilka miesięcy później, po ogłoszeniu publicznej emisji akcji "Warty", rada nadzorcza spółki ustaliła cenę na 800 tysięcy złotych za akcję. Kulczyk, który miał wówczas w akcje "Warty" zainwestowanych kilka milionów dolarów, zarobił krocie. Dzięki tej operacji wartość jego majątku z dnia na dzień wzrosła wielokrotnie, a dalej już poszło łatwo. Tylko ktoś naprawdę naiwny mógłby przypuszczać, że o takim sukcesie zadecydował szósty zmysł "wizjonera". W prywatyzacji "Warty" brali udział oficerowie Urzędu Ochrony Państwa, którzy chcieli zarobić na manipulacji akcjami. Zgromadzili 13 miliardów starych złotych i kupili za nie akcje "Warty" oraz Banku Śląskiego. Akta tej operacji do dziś opatrzone są klauzulą "ściśle tajne". Dlaczego Wywiad UOP postanowił zaangażować się w operację zakupu uprzywilejowanych akcji "Warty"'? Powodem była strata pieniędzy z funduszu operacyjnego, spowodowana zaangażowaniem się w interesy z Siergiejem Gawriłowem, urodzonym w Kanadzie Rosjaninem, formalnie obywatelem państwa Belize. Interesy z Gawriłowem oficerowie Zarządu Wywiadu UOP prowadzili w okresie, gdy Gromosław Czempiński był zastępcą szefa UOP, nadzorującym wywiad. Służba ta założyła spółkę "Światowe Centrum Finansów i Handlu ze Wschodem", której Gawriłow był udziałowcem, a która to spółka miała być przykrywką dla działalności wywiadu gospodarczego i legalizować pieniądze z nieoficjalnego funduszu operacyjnego. Osłoną całej operacji zajmował się kontrwywiad UOP, ale ten sam UOP pozorował też... zajmowanie się Siergiejem Gawriłowem. Do działań w tym ostatnim zakresie został oddelegowany podporucznik Piotr Pekins, młody funkcjonariusz Departamentu Kontrwywiadu, który nie miał pojęcia, że sam jest elementem rozgrywki. Do powierzonego zadania porucznik Pekins podszedł szczerze, choć sam był bardzo zdziwiony - jak twierdzą jego koledzy ze służby - że funkcjonariuszowi o tak niewielkim doświadczeniu przydzielono tak poważne działania operacyjne, odnoszące się do osoby podejrzewanej o pracę na rzecz rosyjskiego wywiadu. Dopiero później zrozumiał, że liczono zapewne, iż jego brak doświadczenia sprowadzi śledztwo na manowce. Tymczasem tak się nie stało. To właśnie Pekins odkrył, że działalność Gawriłowa możliwa była tylko dzięki temu, że patronował temu polski wywiad na czele z ówczesnym szefem UOP Gromosławem Czempińskim i politykami skupionymi wokół SLD. Sprawa była wielowątkowa, bo oprócz sprawdzania wątków współpracy z obcym wywiadem działania operacyjne w odniesieniu do Gawriłowa prowadzono w kierunku prania brudnych pieniędzy i działania na niekorzyść spółki. Co ciekawe, według porucznika Pekinsa figurant - Siergiej Gawriłow - w wyniku wynoszenia dokumentów przez funkcjonariusza kontrwywiadu był na bieżąco informowany o podejmowanych wobec niego działaniach operacyjnych prowadzonych pod kierunkiem Perkinsa. Z Gawriłowem współpracowali też funkcjonariusze policji. Potwierdzeniem "parasola ochronnego", roztoczonego nad obywatelem państwa Belize była akcja UOP w miejscowości Polaki pod Siedlcami, gdzie według wiarygodnych, wieloźródłowych informacji Gawriłow miał mieć arsenał broni. Okazało się, że zawartość magazynu została wywieziona 48 godzin przed planowaną akcją UOP, w efekcie czego znaleziono jedynie skrzynie na amunicję i pokrowce do wyrzutni przeciwpancernych, których nie zdążono wywieźć - samej jednak broni nie znaleziono. Bez poważnego patronatu politycznego taka ochrona i takie sytuacje, niweczące ściśle tajne operacje UOP, nie mogłyby mieć miejsca. Ostatecznie zarzut współpracy z obcym wywiadem przez Siergieja Gawriłowa nie obronił się, gdyż był on obywatelem Belize - nie Polski - i w efekcie skończyło się jedynie na zarzutach nielegalnego posiadania broni, którą znaleziono podczas przeszukania. Protektorzy ze służb tajnych pilnowali jednak, by Gawriłowowi nie spadł włos z głowy i ostatecznie Rosjanin z paszportem Belize został jedynie wydalony z Polski, jako persona non grata. Historia z Gawriłowem była potwierdzeniem faktu, dziś oczywistego, że w każdy poważny interes, przetarg czy kontrakt w Polsce zaangażowani są ludzie służb specjalnych, a gdyby ktoś miał w tym względzie wątpliwości, to musiałby je stracić po dokładnym przyjrzeniu się niektórym interesom Jana Kulczyka. Największy zysk Kulczyk odniósł na transakcji związanej z Polską Telefonią Cyfrową, na której zarobił ponad 800 milionów złotych: w 1996 roku zapłacił za udziały kilkanaście milionów złotych, by w 1999 roku sprzedać je za 825 milionów złotych. Ale prawdziwym majstersztykiem była prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej, w której biznesmen w ogóle nie angażując własnych środków, a jedynie kredyt, w ciągu kilku lat zarobił na czysto ponad 180 milionów złotych. Także taka "akcja" nie mogła obyć się bez swoistego patronatu ważnych figur ze służb specjalnych, w tym ostatnim przypadku bez osobistego "patronatu" byłego szefa UOP, generała Gromosława Czempińskiego. Generał w całej tej sprawie doradzał Kulczykowi i działał na rzecz jego interesów - oczywiście także swoich własnych interesów - szkopuł w tym, że wiązało się to ze szkodą dla interesu publicznego. Skutek był taki, że - jak zawsze w takich sytuacjach - biznesmeni i specsłużby zyskiwały, państwo traciło. Dokładnie tak samo, jak w przypadku "Zielonego Bingo", operacji UOP, która odbywała się za kadencji Gromosława Czempińskiego w tej służbie, ale tę historię - jak słyszałem - już pan zna. Gnębi mnie niejasne, niesprecyzowane przeczucie, że ta historia, i wszystko to, co tu dziś panu powiedziałem, nie jest całkiem pozbawione związku z dokumentami dotyczącymi "Pruszkowa", które pan opublikował, a które stały się przyczyną pańskich problemów - spointował Nowak. - Jaki jest to związek'? - spytałem, bo z kolei ja miałem nie jasne i niesprecyzowane przeczucie, że zbliżamy się do sedna. - Taki, że kluczową rolę w operacji "Zielone Bingo" odegrał Grzegorz Żemek. Ten sam, który współpracował z Leszkiem Cichockim w operacjach dotyczących obrotu specjalnego firmy NAT. Ten sam, który odegrał kluczową rolę w aferze FOZZ, matce wszystkich afer III RP, a z której pieniądze stały się fundamentem dla powstania mafii paliwowej i wielu innych przedsięwzięć polityków, Wojskowych Służb Informacyjnych, Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ten sam, który prowadził interesy z najbliższymi współpracownikami "starych" pruszkowskich, Wojciechem Paradowskim i Stefanem Pokorskim, a którzy finansowali większość partii politycznych, oraz z Wiktorem Kubiakiem, wspierającym finansowo Kongres Liberalno-Demokratyczny, na bazie którego powstała Unia Wolności. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej! Gdyby komuś chciało się poszperać trochę głębiej i np. zbadać powiązania pułkownika Jerzego K., doszedłby do jeszcze ciekawszych rzeczy. Obok oficjalnego życiorysu człowieka biznesu, istnieje druga twarz K. - człowieka, który przez całe lata utrzymywał zażyłe kontakty z przestępcami z "Pruszkowa", miał duże wpływy w WSI i korzystał z nich udzielając pomocy zarówno "starym" pruszkowskim, jak i Jeremiaszowi Barańskiemu ps. "Baranina", przedstawicielowi "Pruszkowa" w Wiedniu. Pułkownik pełnił ważne funkcje związane z bezpieczeństwem państwa w Sztabie Obrony Cywilnej Kraju i z tego tytułu miał duży zasób wiedzy na temat obronności państwa oraz na temat działań podejmowanych przez oficerów służb specjalnych. "Baraninę" poznał pod koniec lat 80. i od tego czasu spotykał się z nim systematycznie. Uczestniczył m.in. w zorganizowanym przez Jeremiasza Barańskiego "spotkaniu integracyjnym" policjantów i prokuratorów oraz w spotkaniach szkoleniowych i towarzyskich w Komendzie Stołecznej Policji. Jego bliskim znajomym był m.in. Dariusz Janas, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Wiedzę uzyskiwaną przy okazji podobnych spotkań pułkownik K. wykorzystywał na rzecz "Pruszkowa", m.in. skontaktował "Baraninę" z naczelnikiem wydziału operacyjnego Komendy Stołecznej Policji oraz z Andrzejem Płaskim, policjantem z Biura Przestępczości Zorganizowanej Komendy Głównej Policji. Przede wszystkim jednak K. przekazywał na zlecenie "Baraniny" i "starych" pruszkowskich zadania przeznaczone dla policji i służb specjalnych. W tamtym czasie K. bywał systematycznie w klubie bilardowym "Baraniny" w Mińsku na Białorusi, luksusowej restauracji często odwiedzanej przez dyplomatów, która była jednym z najlepszych lokali w stolicy Białorusi. Po zabójstwie ministra sportu Jacka Dębskiego pułkownik wielokrotnie kontaktował się telefonicznie z "Baraniną" i przekazywał mu informacje ze śledztwa. Informacje krążyły też w drugą stronę - "Baranina" mówił K., że szef Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu miał zginąć w wyniku porachunków mafijnych dotyczących narkotyków. Według "Baraniny" narkotyki miały być przemycane w płynach infuzyjnych używanych w szpitalach, a śmierć Dębskiego miała być związana z przemytem o wartości 50 milionów marek niemieckich. W kręgu znajomych K. znajdował się Wiesław Huszcza, o którym zrobiło się głośno w 1991 roku, gdy wyszło na jaw jego tajemnicze spotkanie z Borysem Pugo, byłym ministrem spraw wewnętrznych Związku Radzieckiego. Wraz ze Zbigniewem Siemiątkowskim, Tadeuszem Iwińskim, Zbigniewem Sobotką oraz funkcjonariuszami UOP i WSI Wiesław Huszcza zasiadał w radzie fundacji Instytutu Problemów Strategicznych, założonej w 1998 roku przez działaczy SLD, i lokował pieniądze nieboszczki PZPR w firmach oraz fundacjach, przez które przewinęła się czołówka polityków Sojuszu. Huszcza był łącznikiem pomiędzy politykami SLD i osobami z branży automatów do gier, no i bardzo dobrze znał Henryka Niewiadomskiego ps. "Dziad", Ryszarda Szwarca "Kajtka" oraz Leszka Danielaka "Wańkę". Inną barwną postacią z otoczenia pułkownika Jerzego K. był Robert Poczman, przedsiębiorca, zajmujący się m.in. handlem bronią, który w 1997 roku zgłosił się do firmy PHZ Cenzin w towarzystwie dwóch obywateli Rosji, składając zapotrzebowanie na sprzęt wojskowy produkcji polskiej, przeznaczony na eksport na rynek afrykański. Cztery lata później uczestniczył w równie zastanawiającym przedsięwzięciu - był pośrednikiem pomiędzy Rosją i Pakistanem w rozmowach z dyrektorem rzeczonej firmy NAT Import-Eksport, Leszkiem Cichockim, w sprawie transakcji na samoloty Su-30. W trakcie takich spotkań i negocjacji Poczman powoływał się na szerokie koneksje polityczne i kontakty w WSI. Miał autentyczne koneksje w Rosji i współpracował z oficerami z bezpośredniego otoczenia generała Pawła Graczowa, odpowiedzialnymi za transakcje specjalne, w tym zaangażowanymi w utworzenie Stoko Banku w Szwajcarii, który kontrolował i obsługiwał transakcje specjalne. Dobrym znajomym zarówno K., jak i "Baraniny" był Zdzisław Herszman, utrzymujący wieloletnie i trwałe relacje z generałem Wojciechem Jaruzelskim, Jerzym Urbanem i Czesławem Kiszczakiem. Herszman z żoną "Baraniny" Krystyną oraz Markiem Minchbergiem założył Fundację "Bezpieczna Służba", która stanowiła "przykrywkę" dla robienia interesów członków grupy pruszkowskiej, m.in. dla handlu spirytusem. Przy powstaniu fundacji Herszman wykorzystywał swoje koneksje w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. W efekcie na polecenie ministra Jana Widackiego statut Fundacji opracował Jerzy Nóżka, ówczesny wicedyrektor biura prawnego MSW, a później wiceszef UOP. Z "Bezpieczną Służbą" związani byli także Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel, współwłaściciele firm "Billa Poland" i "Polmarck". W tej ostatniej zatrudniony był rosyjski szpieg, Władimir Ałganow. Herszman znał również Wojciecha Paradowskiego, Nikodema Skotarczaka, Andrzeja Kolikowskiego i wielu innych członków "grupy pruszkowskiej". Z kolei Kuna i Żagiel z jednej strony spędzali urlopy ze "starymi" i "Baraniną" - z drugiej strony prezesem zarządu w swojej spółce "Concordia Development" mianowali Wojciecha Czerniaka, byłego szefa Wywiadu UOP. W interesach Kunie i Żaglowi pomagał też Ireneusz Sekuła - wiceminister w rządzie Mieczysława Rakowskiego, poseł SLD i szef Głównego Urzędu Celnego, który zniósł cło na zboże w czasie, kiedy handlowali nim Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel. Teraz pan rozumie, dlaczego na wstępie tej rozmowy przypomnieliśmy historię Sekuły, że miał w ciele trzy kule, że lekarz i policja orzekli samobójstwo, a śledztwo umorzono. Historia zatoczyła krąg. Resztę znajdzie pan w tych raportach. Człowiek w czerni pchnął przez stół w moją stronę opasłą teczkę. Musiałem się odsunąć, by uciec od nadciągającej chmury kurzu. - Mówimy mafia, myślimy służby tajne i politycy, bo "Pruszków" to tylko jej zbrojne ramię. Wszystko się ze sobą łączy. Nawet jeśli nie można pójść tropem powiązań personalnych, to zawsze można pójść tropem forsy. W 1998 roku zastrzelono Wiesława Niewiadomskiego pseudonim "Wariat". W kieszeni miał notes, a w nim nazwiska polityków; ludzi służb tajnych, dane z przelewów. Zapiski potwierdzają informacje zawarte w licznych dokumentach i wyciągach bankowych znalezionych podczas przeszukań. Tylko w 1997 roku politycy, oficerowie służb tajnych i gangsterzy przetransferowali do rajów podatkowych co najmniej kilkaset milionów dolarów - do Luksemburga, Belize, na Kajmany. Od tamtej pory sieć się rozrasta. Z transferów widać, jak wszyscy ze sobą współpracują. Z każdym rokiem wiadomo coraz więcej: kto z kim rozmawia, kto kradnie,. kto morduje, wszystko trzyma się kupy. Ale nikt nie jest zainteresowany, żeby pójść tym tropem i to wyjaśnić. - Zainteresowani może by się znaleźli, ale dotąd brakowało wiedzy. - Nie o wiedzę tu idzie, a przynajmniej nie tylko. - Nie rozumiem. - Czy ma pan jakieś poparcie'? - Nikt za mną nie stoi, jeśli o to pan pyta. I jestem sam. - To już pan wie, dlaczego zamiast dostać Pulitzera za ujawnienie faktów, które powinien ujawnić każdy rasowy dziennikarz na pana miejscu, za chwilę może pan trafić za kratki. W zapiskach i przelewach, o których mówiłem, są nazwiska policjantów, urzędników, prokuratorów. Do niektórych z nich można spróbować się dobrać. - I do polityków. - O nie, ten czas jeszcze nie nadszedł. Zablokują i zniszczą każdego, kto będzie choćby próbował. Tymczasem musi pan wywiesić białą flagę, pokazać, że ma dość. Pan odpuści - może oni też panu odpuszczą, nie potrzebują rozgłosu. Jaki jest sens kopać się z koniem? - Bo jeśli ich nie zdemaskujemy, nigdy z tym nie skończymy. Musimy dotrzeć do prawdy. - I dotrzemy, jeszcze nie dziś i raczej nie jutro. Ale któregoś dnia ktoś to zrobi. Może nawet pan, a może dopiero pańscy następcy - ale przyjdzie dzień, gdy ktoś pokaże całą prawdę. Także o tym, jak potwornie w 1989 roku oszukano nas wszystkich. Proszę mi wierzyć - tak się stanie, bo ludzie chcą znać prawdę, a prawda jest po naszej stronie! |
|
Zmieniony ( 30.10.2015. ) |