Zapal świeczkę za przyszłość Uniwersytetu | |
Wpisał: Jerzy Przystawa | |
25.01.2010. | |
Jerzy Przystawa Zapal świeczkę za przyszłość Uniwersytetu W mieście*** (prawda w oczy kole) Pomnik studenta stoi na cokole… ……………………….Odzian letko, agrafką spina przewiewne paletko, a pod paletkiem, w miejscach dolno-tylnych, nie rozwiązany ma problem tekstylny…
Od kilku miesięcy korytarze Uniwersytetu Wrocławskiego oplakatowane są hasłami „Doktorant głodny albo biedny”, „Za 1050 złotych nie da się we Wrocławiu godnie żyć”, „Podziel się jedzeniem ze swoim doktorantem” itp. W środę 27 stycznia, pod słynnym pomnikiem „Szermierza”, zbierają się doktoranci pod hasłem „Zapal świeczkę za przyszłość Uniwersytetu”. Nie mam wątpliwości, że przyszłość uniwersytetów, to przede wszystkim doktoranci. Nauka światowa, w szczególności takie dyscypliny, jak fizyka, chemia czy matematyka rozwija się głównie dzięki pracowitości, inteligencji, geniuszowi ludzi w wieku dwudziestu kilku lat, przed trzydziestką lub w pobliżu trzydziestki. Aby to wiedzieć nie potrzeba studiować statystyk, wystarczy zapoznać się z biografiami laureatów Nagrody Nobla, z życiorysami ludzi, którzy pozostawili w nauce ślad największy. W fizyce to są w przeważającej większości młodzi chłopcy, czasem dziewczęta, którzy nie ukończyli trzydziestu lat. A więc to jest wiek naszych doktorantów. Stwierdzenie tej oczywistości powinno skutkować kolejną oczywistością: jeśli państwo chce się rozwijać, jeśli chce, aby jego możliwości i talenty uczestniczyły w wyścigu cywilizacyjnym, naukowym i technologicznym, to musi tym młodym zdolnym ludziom zapewnić warunki umożliwiające ich wykorzystanie. Sytuacja, w której w tym najważniejszym, najbardziej płodnym okresie ich życia, zmuszeni są do poszukiwania pieniędzy na przeżycie, na zapewnienie najbardziej elementarnych potrzeb jest karygodna, jest marnotrawstwem potencjału, sił i talentów narodowych. I piszę tutaj o doktorantach w szczególności, a nie o studentach i ludziach kształcących się w ogóle. Nie ma nic specjalnie złego w tym, że studenci, aby się utrzymać na studiach, muszą, często-gęsto, zajmować się dorywczą pracą zarobkową, aby dorobić do stypendium, czy nawet wręcz je zastąpić. Trudne warunki studiowania mogą być dodatkową mobilizacją i sprzyjać rozwojowi ukrytych talentów. Co innego doktorant. Doktorant, w tym najbardziej twórczym okresie swego życia, winien mieć możliwość pełnej koncentracji, żeby ze swego talentu zrobić najlepszy użytek. W żadnym wypadku nie da się powiedzieć, że ludzie rządzący Polską od 1945 roku rozumieli te oczywiste prawdy. Ani przez prawie półwiecze PRL, ani przez dwudziestolecie III RP. Zarówno w jednej, jak i w drugiej ani nauka polska, ani pracownicy nauki – w szczególności najmłodsi – nie mogli się uskarżać na nadmiar opieki i troski. Różnicę widziałbym głównie w propagandzie: w PRL-u nieodmiennie należeliśmy do czołówki światowej postępu i dynamicznego rozwoju, w mediach państwo zawsze było wychwalane. W III RP nasza pozycja w rankingach naukowo-cywilizacyjnych jest pod obstrzałem krytyki, Polska wypadła z światowej czołówki i znalazła się w ogonie. Okazuje się nagle, że najlepsze polskie uniwersytety nie mieszczą się nawet w pierwszej pięćsetce czołowych uczelni na świecie, a wkładu polskich uczonych w dorobek światowy trzeba szukać ze świecą. Przejrzałem spisy wybitnych uczonych, jakie można znaleźć w Internecie, np. w Wikipedii. Na prawie 800 nazwisk najbardziej znanych fizyków jest tylko jedno (JEDNO!) nazwisko fizyka, który po wojnie przez jakiś czas pracował na polskich uczelniach i tu skończył studia. To prof. Marek Abramowicz, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, poza tym od wielu dziesięcioleci na uczelniach zachodnich, ostatnio w Szwecji. Na liście sławnych chemików nie ma ani jednego polskiego nazwiska, lepiej jest wśród astronomów, gdzie wymienia się Bohdana Paczyńskiego i Aleksandra Wolszczana, którzy, nota bene, całe życie naukowe spędzili w USA. Elita polityczna III Rzeczypospolitej z reguły pomija dorobek PRL i odwołuje się, jako do swojej poprzedniczki do II RP. III Rzeczpospolita w tych statystykach niczego ciekawego nie wniosła. Abramowicz, Paczyński, Wolszczan to PRL, żaden z fizyków, chemików astronomów III RP do tej szerokiej czołówki światowej jeszcze nie doskoczył. Stanowczo wyżej, z tego punktu widzenia, ocenić wypada wkład II RP: przynajmniej w fizyce znajdujemy tam nazwiska Kazimierza Fajansa, Józefa Rotblata i Stanisława Ulama, którzy swoje szlify naukowe zdobyli w pracy na polskich uniwersytetach. Ale dlatego, skoro III RP ma być spadkobierczynią i kontynuatorką Drugiej, popatrzmy jak inaczej traktowała swoje talenty II RP i porównajmy to z praktyką Trzeciej. Pracownicy nauki, nauczyciele szkolni i akademiccy, byli opłacani, tak jak dzisiaj, z Budżetu Państwa. „Ustawa z 9 października 1923 roku o uposażeniu funkcjonariuszów państwowych i wojska” (Dz.U.R.P. Nr 116 z r. 1923, poz.924)[1] dzieliła wszystkich pracowników na 16 grup uposażenia. Do każdego stanowiska przypisana była pewna „mnożna”, którą następnie mnożyło się przez kwotę, jaką każdego miesiąca określał Minister Finansów. Doktorantowi w tej tabeli odpowiadało stanowisko starszego asystenta, których ta Ustawa przypisywała do szczebla VIII b i przypisywała im mnożną 520. Do tej samej kategorii należeli podkomisarze Policji Państwowej i oficerowie w randze porucznika. Profesorowie zwyczajni należeli do grupy IV z najniższą mnożną 1400, co odpowiadało uposażeniu Komendanta Głównego Policji, a w wojsku uposażeniu generała brygady i kontradmirała. Posterunkowi PP zaczynali od grupy XIII, a więc z mnożną 210, a wojskowi zaczynali od grupy XIV z mnożną 180. Najniższe uposażenie, a więc PŁACA MINIMALNA, wynosiło 120. Jak z tego wynika uposażenie doktoranta (starszego asystenta) było 4,3 raza wyższe od płacy minimalnej. Wg najnowszych danych, w styczniu 2010 urzędowa płaca minimalna w III RP wynosi 1 317 złotych. Zakończmy więc słowami Poety, który tak się w tej sprawie wypowiedział: A napis taki na pomniku świeci; TEN POMNIK NARÓD WZNIÓSŁ DLA SWOICH DZIECI, DROGICH STUDENTÓW, KTÓRZY Z RÓZNYCH WZGLĘDÓW NIE UKOŃCZYLI STUDIÓW. I ja się tu wcale nie dziwię. Bo żywy student to jest kłopot dziki, A my, Polacy, my lubim pomniki. (K.I.Gałczynski, 1947) Wrocław, 25 stycznia 2010 [1] Więcej na ten temat i tekst tej Ustawy w książce J. Przystawa „Nauka jak Niepodległość”, SPES, Wrocław, 1999 |