UE: Nie ma żadnej integracji. Unią rządzą marne, podejrzane figury. Chłopcy z ferajny. | |
Wpisał: Pink Panther | |
22.11.2015. | |
Chłopcy z ferajny czyli wojna z Polską.
Nie ma żadnej integracji. Unią „rządzą” marne, podejrzane figury i oportuniści a przynajmniej – ktoś pozwala im rządzić.
Pink Panther
Od kilku miesięcy przedziera się przez greckie wyspy do Austrii, Niemiec i do Francji fala młodych mężczyzn z Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, a od kilku tygodni premier Węgier Orban i Polacy jako naród są wywoływani od tablicy przez prominentnych polityków kawiorowej lewicy – pod kierunkiem niemieckiej „chrześcijańskiej demokratki” i podczaszego z Wielkiego Księstwa Luxemburskiego.
W Polsce zauważyliśmy groźne potrząsanie dzidą niemieckiego ministra spraw wewnętrznych, synka tatki z bunkra Hitlera w 1945 r. pana Thomasa de Maiziere. Jean Claude Juncker to ciekawa postać europejskiej polityki . Tatko Józef, hutnik ze stalowni w Luxemburgu, w czasie IIWW odnalazł się już w roku 1940 – w Wehrmachcie. Oczywiście „przymusowo” i jak pisze złośliwy The Guardian , Juncker –syn miał się żalić w Kijowie na jakimś „szczycie”, że tatko „został ranny zdobywając Odessę”. Jean Claude ożenił się z córką „nazisty, szefa propagandy nazistowskiej w okupowanym Luxemburgu”. Jakoś to nie zaszkodziło i Juncker z ramienia Christian Social People’s Party zostaje wybrany parlamentu Luxemburga i NATYCHMIAST otrzymuje posadę ministra pracy i zatrudnienia u premiera Jacques’a Santera, którą trzyma do roku 1999. Warto o tym pamiętać, bo po wyborach 1989 r. Santer dorzuca zdolnemu Junckerowi drugie ministerstwo, znacznie ciekawsze: ministerstwo finansów, które ten z kolei trzyma do roku 2009. Jest to w tak wielkim kraju jak Luxemburg chyba całkiem możliwe. Chłopak okazał się taki zdolny, że kiedy w 1995 r. Jacques Santer zostaje szefem Komisji Europejskiej, Juncker dostaje posadę premiera. W latach 1995-1999 zajmował jednocześnie trzy rządowe posady, z których dwie były kluczowe. Ale to nie było wszystko, bo kiedy „brał” ministerstwo finansów, to w 1989 r. „wziął” posadę Gubernatora Luxemburga przy Banku Światowym, a kiedy został premierem w 1995 – to jednocześnie dołożył sobie roboty w charakterze „gubernatora Luxemburga” w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Facet niejednokrotnie trzymał 5 posad naraz, a brytyjskie gazety dzisiaj się dziwią, dlaczego on jest tylko czasem trzeźwy. Ktoś spyta, jak to się stało, że wielcy tego świata dawali Junckerowi z kraju wielkości znaczka pocztowego posady związane z przepływem tak wielkich pieniędzy i ważnych informacji? Otóż pracowity Juncker , który 18 lat pełnił funkcję premiera Luxemburga , zmienił oblicze tego kraju w sposób radykalny. Na obrzeżach miasta Luxemburg, gdzie kiedyś dymiły huty i stalownie, stoją dzisiaj betonowe budynki a w nich setki tysięcy szuflad czyli „siedziby firm”, które nie życzą sobie płacić wygórowanych podatków w krajach, w których prowadzą realną działalność. Tutaj mogą zapłacić 1% (albo i mniej) tego, co musiałyby zapłacić we własnym kraju. Jako premier Luxemburga zawierał tajne umowy z największymi firmami świata umowy pozwalające im uniknąć standardowego opodatkowania we własnym kraju. Jedno małe śledztwo dziennikarskie ujawniło 370 firm o miliardowych obrotach jak: IKEA, Disney, Koch, Deutsche Bank, Amazon i wiele, wiele innych. Dzięki temu genialnemu posunięciu, GDP na mieszkańca wyniosło w 2014 r. w Luxemburgu – 92.400 USD na głowę, gdy tymczasem dochód na głowę obywatela Wielkiej Brytanii, gdzie wiele z firm wymienionych w Luxleaks ma siedzibę i działalność – zaledwie 37.700 USD/głowę (44 miejsce). Odpowiednio: Singapur - 81.300 USD, Norwegia - 65.900 USD a USA zaledwie 54.800 USD . Co to jest Luxleaks? To jest koszmar Junckersa od 2014 r. – efekty śledztwa 80 dziennikarzy w sprawie raju podatkowego dla najbogatszych firm świata. Wg prasy światowej a brytyjskiej w szczególności premier Juncker uczynił z Wielkiego Księstwa Luxemburga – złoty tajny sejf a jego tajne służby mają dostęp do tajnych kompletów akt finansowych i innych ok. 300.000 firm z różnych krajów. I osób zajmujących najwyższe stanowiska w różnych państwach. Taki sukces i taka wiedza może doprowadzić człowieka do znacznego stresu a nawet uzależnień. I doprowadziła. Jean Claude podobno ciągnie gorzałę od poranka a jego zachowanie „zmęczonego weselnika” staje się sławne w całej Europie: jest to najbardziej „bezpośredni” człowiek kontynentu. Potrafi klepnąć w policzek premiera Węgier i niezobowiązująco zagadnąć: ”O , idzie dyktator” albo spontanicznie pocałować błyszczącą łysinę ważnego oficjela siedzącego przy stole konferencyjnym. Niby wszyscy o tym już pisali, ale nikt nie zadał pytania, jaki to on musi być niezastąpiony ten Juncker, skoro nawet w pijanym widzie –komuś się przydaje. Ano „przydaje się”. Kiedy parlament Luxemburga w roku 2008 niewielką większością przegłosował przepis o legalizacji eutanazji a Wielki Książę Luxemburga , Książę Nassau – Henryk odmówił zalegalizowania jej własnym podpisem a premier Juncker doprowadza do zmiany art.34 konstytucji Luxemburga w taki sposób, że słowo „approve”(zatwierdzić) – wyrzuca a wprowadza słowo „promulgate”(ogłosić, rozpowszechnić). Podpis Wielkiego Księcia pod każdym nowym przepisem jest uznawany za złożony przez sam fakt przegłosowania przez parlament. Zanim „awansował do Brukseli”, zdążył przeprowadzić w 2012 r. wdrożenie prawa do „aborcji na życzenie” w dowolnych okolicznościach życiowych kobiety i w dowolnym czasie. Tzw. jednopłciowe związki rejestrowane w urzędzie – Juncker zalegalizował już w roku 2004. Po nagłośnieniu afery LuxLeaks przez Wielką Brytanię i przypomnieniu „tatki z Wehrmachtu”, Juncker się nie pokajał, tylko wyciągnął przed ludzkie oczy „tatkę lat 92”- z domu starców, gdzie go wcześniej upchnął i zaczął zawodzić, że te niesłuszne oskarżenia „ranią starego człowieka”. Człowiek z kraju wielkości powiatu Biała Podlaska - stoi na czele rewolucji instytucjonalnej i obyczajowej Europy , jednocześnie zajmując się praniem kasy na skalę przemysłową, za co jest nagradzany i chroniony. Jest mściwy i pamiętliwy, więc za Luxleaks na serio zaczął przymierzać do wykopania Wielkiej Brytanii z UE a obecnie publicznie atakuje Węgry i Polskę. Wspomagają go gracze mniejszej rangi i zasług. Odezwał się mało w Polsce znany kanclerz Austrii Werner Faymann. Publicznie przyrównał transporty pociągów z Budapesztu z uchodźcami , jakie wysłał do Wiednia Orban do „transportów nazistowskich” . Wzmocnił to wywiadem dla Spiegla a w nim powiedział m.in.: „…Wtłoczyć uchodźców do pociągów w nadziei, że oni odjadą daleko, daleko przywołuje wspomnienia najczarniejszego okresu na naszym kontynencie. Urodzony w Polsce „historyk” z Princeton Jan Gross poszedł nawet dalej w artykule dla Die Welt, kiedy twierdził, że wschodnie państwa EU udowodniły, że są nietolerancyjne, kołtuńskie i ksenofobiczne: społeczeństwo niemieckie, które stało się świadome swoich historycznych zbrodni nauczyło się Z NICH JAK postępować w sytuacji wyzwań moralnych i politycznych jak obecny napływ uchodźców. Europa Wschodnia , z drugiej strony musi jeszcze pogodzić się ze swoją morderczą przeszłością..”. Wiemy teraz, czemu miał służyć wywiad pana socjologa Grossa, ale pan Faymann nie znalazł specjalnego poklasku w Austrii, gdzie skutki „polityki otwartych drzwi” są dotkliwie. Austriacka opinia publiczna zaczyna wyciągać takie sprawy , jak niemożność uzyskania odpowiedzi na pytanie, co kanclerz Werner Faymann, ur. 1960, działacz Młodzieżówki i partii socjaldemokratycznej – robił w latach 1978-1985. Facet ma białą plamę w życiorysie a złośliwi podpowiadają, iż może spędził je na Kubie, w ZSRR lub w Nikaragui. Co prawda pojawia się w mediach w roku 1981 – jako organizator protestów przeciwko pielgrzymce Papieża Jana Pawła II w Austrii pod nazwą: „Anti-Papst-Festes“ (Alternative zum Papst-Besuch). Do tego dorzucają pytanie o wykształcenie, które skończyło się na pierwszym roku prawa uniwersytetu wiedeńskiego, gdzie miał oblać WSZYSTKIE egzaminy a według innych, nie można nawet doszukać się śladów zdania przez niego matury. W oficjalnym życiorysie polityka jest info, że „ukończył Studium der Rechtswissenschaften an der Universität Wien” . A potem był „konsultantem” jednego z największych banków Austrii i był taksówkarzem. Aktywność w Młodzieżówce Socjaldemokratycznej i ataki na Papieża opłaciły się i niewykształcony Fayman awansował w latach 90-tych w strukturach samorządu wiedeńskiego . W 2002 r. znów „coś się stało” w sprzedaży mieszkań komunalnych dla prywatnych firm i Fayman znika. Ale już po 2-3 latach został nagrodzony posadą w Urzędzie Infrastruktury przy Urzędzie Prezydenta Austrii Alfreda Gusenbauera . A Fayman z dziurami w życiorysie został w 2006 ministrem transportu i infrastruktury, akurat wtedy, gdy nad Austrią nadciągnęło śmiertelne niebezpieczeństwo: Jorg Heider i jego partia, która m.in. nie chciała w Austrii imigrantów. Ale Heider „zginął w wypadku”. No i był jeszcze „kryzys referendalny”. Partia Faymanna żądała referendum w sprawie Traktatu. I nagle 7 lipca 2008 r. kanclerz Gusenbauer ogłosił, że nie będzie się ubiegał o reelekcję a 9 lipca parlament ogłosił przyspieszone wybory i we wrześniu Faymann nowy szef partii miał tworzyć nowy rząd. Zapewne ceną była rezygnacja z referendum i od grudnia 2008 r. Faymann był już kanclerzem.
Jak na faceta bez matury całkiem niezła posada. Jak się ma tyle zdjęć w towarzystwie Junckera czy Angeli Merkel czy z Martinem Schulzem nie mówiąc o panu Putnie, to droga do kariery politycznej jest szeroka. Brak tylko zdjęć z Bilderbergu, na które to „spotkanie mędrców świata całego” został zaproszony. Ale tam się chyba nie robi zdjęć. Niewykluczone, że dobrą opinię o kandydacie wypowiedział prominentny działacz Partii Socjaldemokratycznej multimilioner w nieruchomościach doktor nauk medycznych pan Ariel Muzikant.
Pan Martin Schulz – kolejny syn żołnierza Wehrmachtu. Też –Ostfront. W czasach niemieckiego boomu gospodarczego „po Erhardzie”, kiedy każdy niemiecki chłopak był na wagę złota i mógł zrobić olśniewającą karierę, Martinowi wyraźnie nie szło. W Niemczech jest kult nauki i tytułów naukowych- Martin wymęczył małą maturę. W Niemczech jedną ze świeckich religii jest piłka nożna – Martin próbował, ale mu nie wyszło. Utrzymywał się ze sprzedaży książek, ale poza popadnięciem w kult historyka-stalinisty Erica Hobsbawma z Wielkiej Brytanii, który zasłynął brawurowym usprawiedliwieniem zbrodni komunistycznych stwierdzeniem, że jeśli celem jest budowa lepszego ustroju, to „koszty ludzkie są usprawiedliwione” – Martin nie zrobił dużych pieniędzy.
Zapewne pod wpływem głębokich książek Hobsbawma Martn Schulz wstąpił do młodzieżówki Partii Socjaldemokratycznej i tam otworzyły się dla niego drzwi do wielkiej kariery. Najpierw z ramienia Partii został wybrany na burmistrza Würselen, gdzie miał księgarnię a w 1994 r. został wybrany do Parlamentu Europejskiego i zaraz załapał się na koordynatora Partii Europejskich Socjalistów . A w tej Partii Europejskich Socjalistów była np. Socjaldemokratyczna Partia Austrii , w której miał niebawem błysnąć pan Faymann i Socjalistyczna Partia Francji, której I Sekretarzem już od roku 1997 był pan Holland i aż 3 lewicowe partie Italii, w tym jedna, Demokratyczna Partia Lewicy – bezpośrednia spadkobierczyni Komunistycznej Partii Włoch. Właściwie niczym szczególnym w tym PE nie zasłynął poza pociągiem do trunków i awanturą z premierem Berlusconim Potem były inne awantury, w których Martin zawsze otrzymywał wsparcie swojej partii, innych Niemców w Parlamencie UE a nawet profesora Buzka, nie mówiąc o niemieckiej prasie. Teraz Martin Schulz jest na pierwszej linii frontu obrony pani Merkel, grożąc Polsce ostrymi sankcjami za „nie przyjęcie gości, których zaprosiła kanclerz”. I to jest klucz do istnienia takich figur jak Martin Schulz – w Niemczech z uwagi na brak kompetencji mógł liczyć na posadę burmistrza w jakieś dziurze, a w PE jest bardzo często widziany w towarzystwie np. pana Junckera i pani Merkel , co oznacza, że bierze istotny udział w „operacji Wielkie Niemcy”. Do starych wrogów Polski i Węgier, co ja mówię, do grona konstruktywnych zatroskanych krytyków – dołączył premier Włoch (od lutego 2014) pan Matteo Renzi, który już w czerwcu 2015 r. , kiedy liczba uchodźców sięgała zaledwie 70 tysięcy i z tego próbowano upchnąć 40 tysięcy w całej Europie, na odmowę Polski, Węgier i Litwy zareagował słowami: „… Jeśli nie zgodzicie się na 40 tysięcy, nie jesteście warci, aby nazywać was Europejczykami!”. A kim jest Renzi? Urodzony w 1975 r. w katolickiej rodzinie, w latach 90-tych działał w komitetach poparcia Romano Prodi, który niedługo potem został ujawniony w Aktach Mitrochina jako agent KGB, co potwierdził Litwinienko. Ponieważ po zakończeniu finansowania Włoskiej Partii Komunistycznej na początku lat 90-tych i agresywnego wejścia na scenę Berlusconiego, „który łapówki dawał a nie brał”, całe rozproszone w dziesiątkach partii i organizacji lewactwo najpierw się rozproszyło i oddało pole prawicy. Ale w roku 2007 doszło do ich scalenia przy jednoczesnej zmianie paru szyldów, kojarzących się z partią komunistyczną. Do tego czasu Renzi działał w partii o wyjątkowo ekscentrycznej nazwie „Margherita” – a pełna nazwa to „Demokracja to Wolność – Stokrotka DL”. To ciekawy wybór partii jak na byłego katolickiego harcerza, bowiem jej liderem był pan Francesco Rutelli, kiedyś Zielony, zwolennik m.in. legalizacji marihuany, aborcji i „jednostronnego rozbrojenia”. I tak się przyjemnie złożyło, że zupełnie nowiutka Partia Demokratyczna weszła w Parlamencie Europejskim do Europejskiej Partii Socjalistów, która ma 8 komisarzy w Komisji Europejskiej. A jednym z najważniejszych komisarzy jest była minister rządu pana Matteo Renzi – pani Frederica Mogherini, była działaczka Młodzieżówki Komunistycznej Włoch i członkini Partii Demokratycznej. Zupełnie bez związku „ze wszystkim” jest fakt, iż jej mąż to pan zatrudniony w firmie lobbującej dla GAZPROM. Np. bez związku z faktem, że we własnym kraju jest krytykowana za zbyt bliskie stosunki z Kremlem i że jako Komisarz Unii do Spraw Zagranicznych i Bezpieczeństwa robi wiele dla uczynienia symbolicznych sankcji wobec Rosji – praktycznie – nieistniejącymi. Pan Renzi był szefem pani Mogherini od lutego do października 2014 r. i nie słychać o jakichkolwiek konfliktach. Przeciwnie, zapewne dzięki „mężowi koleżanki” – pan Renzi pielgrzymował śladem pana kanclerza Faymanna do pana Putina, aby zapewnić go, jak należy rozumieć, iż żaden „prawdziwy Europejczyk” nie słucha tych dzikusów ze Wschodniej Europy. I przy okazji sprawdzić, jak wyglądają te fikuśne włoskie sofki i stoliki w apartmą rosyjskich oligarchów, które stanowią sporą część eksportu włoskiego do Rosji. Już we wrześniu tego roku pan premier Renzi postanowił być jeszcze bardziej wymowny: udzielił wywiadu dla The Wall Street Journal, w którym „bezceremonialnie” jak to nazwała gazeta, ”skrytykował Kraje Wschodnioeuropejskie, które otrzymywały przez lata dużą pomoc- pieniądze dawane przez bogate kraje , takie jak Włochy , a które teraz odmawiają w uczestniczeniu w rozwiązywaniu spiralnie rozwijającego się kryzysu emigracyjnego”. Jakie wnioski? Chyba czas pozbyć się złudzeń. Nie ma żadnej integracji. Unią rządzą marne, podejrzane figury i oportuniści a przynajmniej – ktoś pozwala im rządzić. Tacy „chłopcy z ferajny”. Nie ma szans, aby ludzie o takiej kondycji moralnej i intelektualnie kiedykolwiek stali się lojalnymi partnerami Polski. Cena zapłacona za złudzenia jest niezwykle wysoka. Działanie państw Europy Wschodniej w rozproszeniu – czyni nas bezbronnymi. No i najważniejsze: czas zacząć stawiać własne interesy na pierwszym miejscu. https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/rankorder/2004rank.html#lu |