Jeszcze o kwestii prawdy  Free Your Mind
Wpisał: Free Your Mind   
27.11.2015.

Jeszcze o kwestii prawdy –

 Free Your Mind

 

[Z uporem przypominam jedyną definicję Prawdy: Veritas est adequatio rei et intellectus. Doktor Anielski]

 

2015-11-26 http://www.bibula.com/?p=84265

 

Moja niniejsza notka powstała z inspiracji postem Piko, który w kontekście „smoleńskim” przeprowadza krótki wywód dotyczący prawdy [ piko ]. Piko wszelako, wymieniając różne koncepcje prawdy, nie uwzględnia jednej, która (świadomie lub nieświadomie) wykorzystywana jest zarówno przez „wypadkowców”, jak i „wybuchowców” – chodzi o „koherencyjną koncepcję prawdy”. Koncepcja ta uznaje za kryterium prawdy zgodność zdań – należących do jakiejś teorii – między sobą, ewentualnie wewnętrzną spójność danej teorii.

Nie trzeba dodawać, że przy takim podejściu nie stawia się już pytania o prawdziwość samej teorii (na którą składają się „zgodne ze sobą” zdania), gdyż tę (prawdziwość) się z góry zakłada. I z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w przypadku narracji wypadkowej oraz wybuchowej. Przedstawiciele środowisk wiernych tymże narracjom z podziwu godną konsekwencją potrafią od lat odsyłać (osoby stawiające zbyt wnikliwe pytania) do dokonanych „ustaleń”, „wyliczeń”, „wizualizacji”, „zapisów urządzeń”, „danych” itd., a w ostateczności jedni badacze odsyłają do prac swych kolegów (ci zaś do następnych kolegów trzymających się tego samego paradygmatu) i tak to się kręci.

Z jak błędnym kołem w dowodzeniu i wyjaśnianiu mamy tu do czynienia mógł się niedawno na własnej skórze przekonać Grzegorz Braun, który na IV smoleńskiej konferencji ośmielił się zadać parę podstawowych pytań zebranym[2] i miał w dodatku czelność przypomnieć im, że – wbrew temu, co głoszą, a ściślej, co tłuką ludziom (nieznającym się na nauce) do głowy – poruszają się wyłącznie w obszarze hipotezy, a nie faktografii.

Zacytuję może fragmenty wystąpienia Brauna, które w pewnym momencie zostało po prostu przerwane, co dodatkowo świadczy o kulturze dyskusji w ramach smoleńskich konferencji[3] (do tej kwestii jeszcze wrócę.):

„(…) Do protokołu dyktuję: pytania, które zadałem tutaj dzisiejszego ranka, nie zyskały żadnej sensownej, uczciwej intelektualnie, wyczerpującej odpowiedzi. Zostały natomiast zbyte, zmanipulowane w przekazie. Wyjątek stanowi patrzący na mnie w tej chwili p. prof. Nowaczyk, który udzielił mi odpowiedzi, która w całości potwierdza moją diagnozę. (…) Na pytanie, na czym opieracie państwo swoje przeświadczenie o tożsamości części rozrzuconych na pobojowisku smoleńskim z płatowcem, który wzniósł się z lotniska okęckiego rankiem 10 kwietnia ’10 r. pan profesor odpowiada, że dowód, jaki na to posiada, jest pośredni. Z całą pewnością użył pan profesor tego słowa i powołał się pan profesor na protokół TAWS, tak? A zatem nie słuchajcie państwo mnie, słuchajcie prof. Nowaczyka, który niniejszym stwierdził, że wszystko, co mówicie tutaj państwo, formułując scenariusz pozytywny zdarzeń, jest hipotezą li tylko, a nie stwierdzeniem faktu.

I kiedy otwierając dzisiejszą (…) konferencję p. prof. Witakowski powiedział dwukrotnie, używając tej formy w nauce bardzo kategorycznej, powiedział o fakcie nastąpienia wybuchów, o fakcie zainstalowania instalacji detonującej na pokładzie tego płatowca, to pan profesor wykroczył poza granice przez was samych, szanowni państwo, zakreślone dla waszej tutaj działalności. Pan profesor bowiem stwierdził fakt, gdy tymczasem uprawniona jest tylko hipoteza. Powiedziałem, że moja wypowiedź została również zmanipulowana, ponieważ minęło parę godzin, a w mediach, czy, powiedzmy, w środkach masowej dezinformacji, pojawił się taki oto przekaz, że ja insynuuję, że na pobojowisku smoleńskim nie ma części tupolewa Tu-154M, gdy tymczasem ja pytam, na jakiej podstawie twierdzicie państwo, że to są części tego samego tupolewa o numerze bocznym 101, a nie jakiegoś innego.

O faktach nie dyskutuję, to jest złom niewątpliwie, niewątpliwie pochodzący od płatowców tego typu, ale czy istotnie od tej konkretnej jednostki. Tego nie wiecie, szanowni państwo. Tego nie wiecie, ponieważ nie ma na to żadnych dowodów i nie pojawiły się one, z całym szacunkiem, w żadnym z referatów czterech odbytych konferencji. A zatem tak, jak to powiedziałem rankiem, byłoby zaprawdę lepiej, gdybyście państwo poprzestawali na tym, co jest waszym ogromnym sukcesem.

Na tym, żeście sfalsyfikowali skutecznie wersje oficjalne, wersje Millera i Anodiny – i te cztery konferencje w zupełności kompromitują te publiczne, oficjalne, rządowe komunikaty. I moskiewskie, i warszawskie. I to jest wasz ogromny sukces, i używam zdań z licznymi superlatywami, żeby wam za to podziękować.

Ale nie budujcie państwo na tym scenariuszy pozytywnych. Nie wypowiadajcie z kategoryczną, naukową pewnością, do której na gruncie faktów tu przytoczonych nie jesteście uprawnieni. Nie budujcie państwo wersji pozytywnych: jak było. Wdajecie się państwo w bardzo detaliczne rozważania, które szalenie mi imponują – o trajektorii lotu tych części, o tym, jak się spala które paliwo (…) czy materiał wybuchowy – to są hipotezy. To są hipotezy. Nie przeanalizowaliście materiału wizualnego z tego wrakowiska dostatecznie wnikliwie, chociaż jak mi wiadomo skądinąd część przynajmniej z państwa zna analizy tego materiału, które nasuwają bardzo wiele powodów, żeby kwestionować tożsamość tych elementów, urządzeń, części płatowca z tupolewem o numerze 101.

Zapytałem rano o „śnieg pana profesora Cieszewskiego”. Bardzo proszę to odnotować. Nie zadaję tu pytań z kosmosu. Nie wprowadzam do waszego dyskursu elementów, których sami nie wprowadziliście. P. prof. Cieszewski przecież i dzisiaj występujący tu wśród nas nie osobiście, ale jako współautor jednego z referatów – 2 lata temu (…) po raz drugi odwołał się do pokazanego już wcześniej zdjęcia z 5 kwietnia i zaznaczył reasumpcję własnych wniosków pierwotnych. Stwierdził, że za pierwszym razem prezentował to zdjęcie jako uwieczniające ostatni śnieg na przyszłym (…) pobojowisku smoleńskim, a w 2013 r. powiedział: „to nie śnieg – to coś ludzką ręką uczynionego”.

I teraz państwo abstrahujecie od tego faktu. Jeszcze raz powtórzę, to nie jest element z kosmosu, tylko to profesor, wasz kolega i uczestnik tego procesu badawczego, wprowadził ten element. Bardzo proszę nie abstrahować od tej sytuacji. Kontury tego śniegu ludzką ręką uczynionego w sposób zaiste zastanawiający pokrywają się z miejscami, w których 5 dni później znajdą się wszystkie duże szczątki wraku.

Ale państwo bardzo drobiazgowo obliczacie właśnie trajektorię ich lotu po wybuchu jednym, dwóch, trzech – nie udzielacie natomiast odpowiedzi na pytanie, co zatem widnieje na tym zdjęciu satelitarnym z 5-go kwietnia. I popełniając takie zaniedbanie, brniecie państwo w scenariusz pozytywny, nieuprawniony. (…)”

Truizmem byłoby powiedzenie, że poszukiwanie prawdy winno się rozpocząć od zebrania prawdziwych danych. Poszukiwanie prawdy jest w istocie niezwykle prostym zajęciem (jeśli prawdę traktuje się jako ideę regulatywną badań), ponieważ wystarczy nie zadowalać się wynikami ani danymi niepełnymi, niepewnymi, podejrzanymi, wątpliwymi, a szczególnie, co podkreślę, wystarczy nie wychodzić z danych fałszywych.

To jest twarda podstawa poszukiwań, o jakie nam winno chodzić. Dysponując prawdziwymi danymi, możemy dążyć do prawdy w ramach jakichś badań, opracowywania teorii itd. Jeśli zaś nie mamy pewności, co do prawdziwości danych, albo, co gorsza, wcale nie przejmujemy się tym, czy wyszliśmy od prawdziwych danych, czy nie – na nic są nasze obliczenia, rachunki, prezentacje, teoretyzowanie itp. Piszę to z całkowitym przekonaniem i znów w nawiązaniu do celnej i cennej notki Piko.

W pewnym jej miejscu bowiem autor odnosi się do historycznego (na kilka miesięcy przed IV KS) spotkania paru blogerów z prof. P. Witakowskim i innymi naukowcami, o którym to spotkaniu mało kto wie: „W czerwcu tego roku uczestniczyłem w roboczym spotkaniu zorganizowany przez prof. Witakowskiego dotyczącym inwentaryzacji szczątków samolotu. Jednym z zaproszonych gości był 3zet, który miał okazję zaprezentować swoje analizy potwierdzające fakt inscenizacji katastrofy TU 154 101 na Siewiernym. Prezentacja zamiast planowanych 20 minut trwała 120 minut. Na koniec ze strony oglądających padło zdanie – „i co, parę lat pracy do kosza?”.”

 

Na to ostatnie pytanie odpowiedź jest twierdząca w sytuacji, w której nie dysponuje się (ze stuprocentową pewnością) prawdziwymi danymi. I byłoby dla nauki katastrofalne, gdyby tylko z racji „wysłużonych lat”, że się tak wyrażę, miały zyskiwać na wartości czyjeś prace albo gdyby „ilość (prac) przechodziła w jakość”, tzn. gdyby obowiązywała nas zasada tego typu, że im więcej ludzi napisało coś na jakiś temat, tym pewniejsze (i zarazem prawdziwe) jest to, co na piśmie głoszą[4].

A przecież z takim typem myślenia mamy do czynienia w przypadku „konferencji smoleńskich”. Wyraził to zresztą ostatnio na IV KS wprost dr K. Nowaczyk, który stwierdził, że tyle już prac napisano, iż osiągnięto 99,9% pewności, co do przebiegu zdarzeń w Smoleńsku[5]. Zapomniał jedynie dodać, że żaden z piszących prace „badawcze” i prezentujących je na przestrzeni lat na kolejnych KS nie postawił nogi na „terenie katastrofy”, nie mógł osobiście zbadać „wraku prezydenckiego tupolewa” ani też nie miał dostępu do oryginalnych zapisów poszczególnych urządzeń tudzież do samych urządzeń pokładowych (przypisywanych PLF 101).

Niby drobiazg, a chyba dość istotny w prowadzeniu badań. Ale na tym nie koniec. W nie tak dawnym czasie prof. W. Binienda w jednym z wywiadów przyznał, że niektóre dane (wykorzystywane do badań katastrofologicznych) mogą być zmanipulowane, ale w żaden sposób nie wyjaśnił, jak badacze „smoleńscy” oddzielają/oddzielili dane prawdziwe od tych zafałszowanych. Tymczasem ta kwestia powinna być postawiona w punkcie wyjścia tak kompleksowych (za jakie chcą/mają uchodzić w gronie eksperckim) badań.

A jakżeż te badania (a może BADANIA) się zaczęły? Z jakiego źródła albo pnia wyrosły? Z ruskiego „raportu MAK” przecież. Jeśli ktoś nie pamięta, to przypomnę. To tamże, w ramach badawczych prac ekspertów Zespołu Parlamentarnego znaleziono „informację” o „zamrożeniu danych FMS-a na wysokości 15 m”, co stanowiło swoistą „bazę danych” dla dalszych „badań” (wybuchowców) – niedowiarków odsyłam do lektury legendarnej „Białej księgi” ZP, w której właśnie ten wątek jest po raz pierwszy zasygnalizowany i rozwinięty. To był „archimedesowy punkt oparcia” całej wybuchowej „teorii”, która wychodząc od lakonicznej ruskiej informacji w ruskim „raporcie”, podążała dalej w poszukiwaniu „dowodów” na wybuch na pokładzie „prezydenckiego tupolewa” (którego pierwszy dowód znalazł się w „raporcie MAK”).

Skoro bowiem FMS „zastygł” na wysokości 15m, snuli wywód eksperci, to coś wcześniej, a więc jakiś czas przed „zderzeniem z ziemią”, musiało się z PLF 101 stać. I dalej, jak doskonale pamiętamy, już poszło badaczom. Poszło im, jak z górki, bo „dane wyjściowe”, jak się okazało potem, „potwierdził TAWS”. Autorem tego ciągu myślowego był, rzecz jasna, Nowaczyk, nie kto inny. Ten sam Nowaczyk, który przed pierwszą KS stał na czele „krucjaty” przeciwko hipotezie dwóch miejsc, grzmiąc, że nawet na poziomie hipotezy nie wolno dopuścić tego rodzaju rozważań na forum konferencji.

Przypominam to nie tylko dlatego, że na parę miesięcy przed I KS moja „Czerwona strona Księżyca[6] widniała na stronie KS jako jeden z materiałów „źródłowych” obok takich klasycznych publikacji jak „raport MAK” i „raport KBWLLP” (nim została zdjęta po „protestach” wybuchowców) – ale dlatego, by uzmysłowić Piko, z jakiego rodzaju uprawianiem nauki mamy tu do czynienia. I z jaką kulturą dyskusji. I jakim szacunkiem dla prawdy.

=================================

Na Sralonie FYM zadał pytanie: 

swoją drogą, ciekawe, jakby prof. Dakowski skomentował dorobek czterech KS. Może uda się go wywołać z lasu :)

FREE YOUR MIND

 

Ależ proszę bardzo. Nie wiedziałem, że Panowie tak sobie dyskutują...


O IV Konferencji, jak i o poprzednich:
"CH,DiKK"

DAKOWY

 

Zmieniony ( 27.11.2015. )