Terrorysta na piedestale - Bandera Ewa Siemaszko "Bandery duch UPA wede" (Bandery duch prowadzi UPA) to wers jednej z pieśni Ukraińskiej Powstańczej Armii, formacji utworzonej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Obie w imię "walki o niepodległość Ukrainy" wymordowały w latach 40. XX wieku, i to przeważnie stosując barbarzyńskie okrucieństwo, ponad 120 tys. bezbronnych Polaków. "Dlaczego zabiliście go, tak już starego i jego chorą żonę" - pytał winnych mordu jego dziadków w kolonii Kadobyszcze w byłym powiecie kostopolskim po 55 latach Henryk Łoś. "Bo byli Polakami" - padła odpowiedź - szczera, bez zażenowania, bez wstydu... Nawet sami mordercy przyznają, że popełnili zbrodnię ludobójstwa, bo chcieli mieć "Ukrainę dla Ukraińców". Zgodnie z programem OUN, w którym do osiągnięcia celu zalecano nawet największą zbrodnię. Wprowadzał ten program w życie już w latach 30. Stepan Bandera, czołowy ideolog, działacz i przywódca OUN - inspirujący, organizujący i wykonujący dziesiątki akcji terrorystycznych, w których ginęli Polacy (m.in. minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki) oraz Ukraińcy - rzecznicy porozumienia polsko-ukraińskiego. Terror OUN i UPA wobec Ukraińców był określany przez ideologię nacjonalizmu ukraińskiego jako tzw. twórcza przemoc, czyli dyktatura elit - samozwańczych, bo przecież nie wybieranych przez społeczeństwo. Ani środowiska nacjonalistyczne na Ukrainie (czy nacjonaliści ukraińscy na emigracji), ani ich rzecznik prezydent Wiktor Juszczenko, nie chcą przyznać, że OUN i UPA są obciążone zbrodniami nad zbrodnie, czyli ludobójstwem, dla którego w świetle prawa międzynarodowego nie ma usprawiedliwienia. Terror też nie znajduje akceptacji w cywilizowanym świecie i jest zwalczany. Tymczasem od początku swej prezydentury Juszczenko (wypromowany zresztą przez nacjonalistów ukraińskich) robił z powodzeniem wszystko, by zbrodnicze organizacje i ich reprezentantów wynieść na piedestał. Uczestniczył w zjazdach i uroczystościach nacjonalistycznych, wygłaszając mowy gloryfikujące terrorystów i ludobójców, patronował stawianiu pomników mordercom z OUN-UPA, wydał dekret uznający UPA za ruch wyzwoleńczy, nadał tytuł Bohatera Narodowego Ukrainy Romanowi Szuchewyczowi, głównodowodzącemu UPA. W 2004 r., na krótko przed "pomarańczową rewolucją", która naszych polityków i elity wprawiła w histeryczną euforię, na zjeździe OUN Juszczenko powiedział: "OUN zawsze była na czele walk o umocnienie idei narodowej (...). OUN przeszła surową praktykę walk w latach dwudziestych i trzydziestych XX stulecia, w burzliwych latach II wojny światowej [oczywiście z Polakami]. Wasze unikalne doświadczenie i umiejętności łączenia twardej postawy narodowej z giętkim konstruktywizmem dziś nie tracą na aktualności (...). Dlatego OUN może być chwalebnym przykładem dla wielu politycznych i społecznych sił Ukrainy. Jestem przekonany, że wasza organizacja nadal pozostanie jednym z kamieni węgielnych budowy państwa ukraińskiego". Toteż nadanie przez Juszczenkę tytułu Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze jest tylko ukoronowaniem spaczonych starań o budowanie ukraińskiej świadomości narodowej. Posunięciem, które nie sprzyja potrzebnej refleksji moralnej na terenach zachodniej Ukrainy, gdzie działały ludobójcze formacje OUN i UPA, ale narzuca całemu społeczeństwu ukraińskiemu kompromitujące wzorce "walki o niepodległość". Te przejawy wielkiego zaangażowania Juszczenki w heroizację zbrodniczych organizacji i metod ich działania, w dodatku antypolskich, odbywały się przy niezrozumiałym milczeniu, a więc z aprobatą polskich władz. Polscy politycy obdarzali Juszczenkę szczególnymi względami, a Polska występowała w roli adwokata Ukrainy na arenie międzynarodowej, podczas gdy Juszczenko nie robił nic, by swoje państwo dostosować do zachodnioeuropejskich standardów. Teraz także polskie władze nabrały wody w usta, a w mediach niektórzy komentatorzy po polskiej i ukraińskiej stronie zapewniają fałszywie, że uznanie Bandery za bohatera nie ma wymowy antypolskiej, i sprowadzają problem tylko do tego jednego aspektu. Bywają też inne pokrętne wytłumaczenia tej nieszczęsnej dla polsko-ukraińskich stosunków sytuacji z "bohaterem" Banderą. Otóż, profesor Jarosław Hrycak z Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie wyjaśniał przed kamerami "naturalność braku akceptacji" Ukraińców dla Romana Dmowskiego i Polaków dla Bandery, nie zauważając, że narodowiec Dmowski nie miał nic wspólnego z ideologią i praktyką ludobójczą - w przeciwieństwie do Bandery. Miejmy nadzieję, że większość Ukraińców odrzuci takiego "bohatera" i znajdzie godniejsze postaci do narodowego panteonu, niż podsunął im Juszczenko, niestety doktor honoris causa KUL.
|