Gdy nawet Irak nie życzy sobie interwencji Zachodu... Se anche l'Iraq
Wpisał: Gianandrea Gaiani   
07.12.2015.

Gdy nawet Irak nie życzy sobie interwencji Zachodu...

 

Se anche l'Iraq "licenzia" l'Occidente.

 

[to jest przypuszczalnie “orkiestra putinowska”, ale ciekawe.. md]

 

Gianandrea  Gaiani    5 grudzień 2015  tłum. RAM.

http://www.lanuovabq.it/it/articoli-se-anche-liraq-licenzia-loccidente-14599.htm

 

Niejasność, puszczanie oka do jihadistów,  ukrywane kolaboracje z państwami Zatoki Perskiej, z milicjami Al-Qaedy i z salafitami zredukowały wiarygodność Stanów Zjednoczonych i Europy prawie że do zera. (...)

 

Premier Iraku, Haidar al - Abadi potwierdził w środę, że jego kraj nie potrzebuje misji obcych wojsk lądowych i że ewentualne zaistnienie tego rodzaju zajścia będzie uważane jako "napaść" na niepodległość narodową Iraku.

W komunikacie, Al -Abadi  wyraził jego "bezwzględną odmowę w stosunku do tego typu propozycji ze strony krajów je oferujących, jako łamiące suwerenność Iraku", nawet gdy ich celem jest walka z Państwem Islamskim.

 

Powyższe oświadczenia, wydające się być niebezpośrednią odpowiedzią na ogłoszenie przez Pentagon zamiaru wysłania na Bliski Wschód oddziału 50 żołnierzy sił specjalnych, na wzór analogicznego oddziału amerykańskiego już aktywnego, współdziałającego z milicjami Kurdów syryjskich w celu "jednostronnych operacji" przeciwko ISIS.

Byłyby to więc jednostki wojskowe niezależne tak od wytycznych tak Bagdadu, jak i Damaszku (który zresztą nigdy nie prosił koalicji państw Zachodu o interwencję na swym terytorium, a jedynie Moskwę) podlegające tylko i wyłącznie dyrektywom z Waszyngtonu, oficjalnie wysłane do zidentyfikowania i wskazania celów bombowcom, organizowanie wypraw w celu uwolnienia zakładników lub zabicia przywódców Państwa Islamskiego.

            Siły specjalne, wyjaśnił sekretarz obrony Ashton Carter "będą mieć za zadanie realizowanie ataków, uwalnianie zakładników , zbieranie informacji dla wywiadu, są również przygotowane do łapania leaderów Kalifatu". W Iraku miały by one działać w koordynacji z wojskiem lokalnym i Kurdami Peshmerga. Zastosowanie w Iraku sił specjalnych, które w części kwestionuje deklarowaną wolę Białego Domu nie wysyłania tam  “boots on the ground” (chociaż w Iraku jest ich ponad 3.500 i w wielu wypadkach brali udział w walkach), ma na celu odepchnięcie krytyk ze strony Partii Republikańskiej, w której senator John McCain, prezydent komisji ds. sił zbrojnych zaproponował zmobilizowanie przeciwko „Państwu Islamskiemu” 10.000 żołnierzy amerykańskich.

 

"Irak nie potrzebuje obcych wojsk", powiedział Saad al Hadithi, rzecznik prasowy irackiego premiera, precyzując, że Bagdad prosił natomiast kilka razy USA aby te zintensyfikowały pomoc lotniczą w celu ułatwienia ataków wojsk irackich na ISIS.

W ostatnich miesiącach rząd Iraku ostro skrytykował opieszałość Stanów Zjednoczonych w dostarczeniu Irakijczykom broni ciężkiej, o jaką prosili, łącznie z zamówionymi 36 myśliwcami bombardującymi F-16, z których dostarczono Irakowi jedynie 4 egzemplarze.

Al-Abadi powiedział, że zobowiązuje się do niepozwolenia na obecność w Iraku jakiejkolwiek obcej siły i dodał, że władze w Bagdadzie nie prosiły nikogo o wysłanie do Iraku wojsk, tj. ani państw regionu, ani koalicji międzynarodowej. Była to odpowiedź na apel amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry, który mówił o konieczności znalezienia wojsk lądowych do walki z ISIS, jako że wg. niego wojny z Kalifatem nie można wygrać używając jedynie lotnictwa. "Wiemy, że bez zdolności użycia wojsk lądowych, gotowych do stawienia czoła ISIS-owi, nie będzie możliwe całkowite jego wyeliminowanie" - powiedział Kerry na szczycie ministrów spraw zagranicznych OCSE w Belgradzie i sprecyzował, że myśli on, że powinny być to siły "syryjskie lub arabskie"

            Wypowiedzi te  jeszcze bardziej martwią tak Damaszek, jak i  Bagdad po deklaracji z 1 grudnia Anwara Qarqasha, viceministra ds. zagranicznych Emiratów Arabskich, który oznajmił, że jego kraj jest gotów do wzięcia udziału w misji naziemnej w Syrii, jak również w interwencji bezpośredniej w ramach koalicji międzynarodowej, z preferencją kierowania nią przez kraje arabskie. "Modelem do tego może być sojusz arabski kierowany przez Arabię Saudyjską jaki obecnie interweniuje w Yemenie" przeciwko milicjom szyickim Houthi - dodał minister.

Jest  to jednak opcja, którą rządy szyickie w Syrii i w Bagdadzie uważają za prawdziwą groźbę inwazji. Rząd Assada obawia się, że może dojść do jednoczesnego wejścia do Syrii sił arabskich z południa, od granicy z Jordanią i wojsk tureckich z północy.

 

Byłaby to ofensywa milcząco wsparta przez anglo-amerykanów (jako że również Londyn chce wysłać doradców wojskowych do Syrii) i nie hamowana przez pozostałe państwa europejskie ( których rola jak zawsze jest marginesowa), która miałaby na celu jedynie na papierze pokonanie Państwa Islamskiego, a która w rzeczywistości, wspierając rebeliantów sunnickich  usiłowałaby obalić Assada, a także dać odpór niepodległościowym aspiracjom Kurdów i na koniec zmusić do wycofania się z Syrii siły rosyjskie.

            Inwazja arabska na Syrię miałaby także poważne reperkusje na Irak, w którym rządowi szyickiemu wspieranemu przez Iran groziłaby definitywna utrata kontroli nad terytoriami sunnickimi, okupowanymi przez Państwo Islamskie.

            Ta ostatnia rozgrywka między szyitami i sunnitami  podczas totalnego konfliktu mogłaby stanowić  najbardziej niszczącą ale i najbardziej prawdopodobną degenerację syryjskiego konfliktu domowego, właśnie za sprawą dwuznacznej postawy Zachodu, któremu zresztą obydwie grupy nie wierzą.

            Co do zmiecenia z powierzchni ziemi szyitów, to był to główny cel Musayba al-Zaqawi, przywódcy Al-Qaedy w Mezopotamii i "guru" ideologicznego Państwa Islamskiego.

            W tym kontekście, mówienie o prawie międzynarodowym wydaje się być śmieszne, obserwując, że ONZ nie spieszy się z ogłoszeniem rezolucji gwarantującej Damaszkowi niepodległość jego obszaru powietrznego. Tu, należy przypomnieć, że wszystkie operacje zrealizowane przez samoloty  koalicji i izraelskie w Syrii są nielegalne.

            Podkreślił to wczoraj irański viceminister ds. zagranicznych Hossein Amir-Abdollahian, przypominając, że Damaszek o pomoc poprosił jedynie Rosję i Iran.

            Są to jednak "szczegóły" o których nikt nie chce pamiętać, włącznie z ONZ-em.