Proroctwa nas wspierają
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
03.02.2010.

Proroctwa nas wspierają

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1218

Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl ) 3 lutego 2010

         W Londynie, w wielkiej loży, już postanowiono... Siedem pieczęci kładą masoni pod dekret. Nad skrwawionym Talmudem żółte świece płoną. W płachtę zwinęli szczątki i przysięgli sekret” – pisał bodaj jeszcze w latach 20-tych Julian Tuwim w wierszu „Anonimowe mocarstwo”, pomyślanym jako parodia publicystyki Adolfa Nowaczyńskiego. Ale, jak to często bywa, autor myśli jedno, a demon, czy jak kto woli – Duch, który „flat ubi vult”, czyli tchnie kędy chce – nadaje utworowi inny sens, na przykład - proroczy. Bo popatrzmy, jak się ten wiersz zaczyna: „Już w podziemiach synagog wszystko złoto leży. Amunicję przenoszą czarni przemytnicy. Naradzają się szeptem berlińscy bankierzy. Dzwoni tajny telefon w warszawskiej bóżnicy”. Mniejsza już o telefony w warszawskiej bóżnicy, bo prawdę mówiąc - nawet nie wiem, czy jest tam jakiś telefon, albo o berlińskich bankierów - czy naradzają się „szeptem”, czy głośno. Mniejsza nawet o czarnych przemytników przenoszących amunicję – dla kogo i przeciw komu ją przenoszą - ale przecież żaden normalny człowiek nie zaprzeczy, że złoto świata praktycznie w całości znalazło się w podziemiach – co prawda nie tyle synagog, co banków, ale to w końcu przecież na jedno wychodzi. W obiegu znajduje się już wyłącznie pieniądz „gorszy”, czyli papierowy Scheiss, którego i Rezerwa Federalna, i Europejski Bank Centralny we Frankfurcie nad Menem nikomu nie żałuje, bo przecież wartość tego Scheissu zależy od wiary w jego wartość i dlatego jej płomień w niewolnikach banków podtrzymują rządy całego cywilizowanego świata. Zresztą – całe ryzyko i tak spoczywa na nich, bo jeśli stracą tę wiarę, to jednocześnie – wszystkie lokowane w papierowym Scheissie oszczędności.

         Ale wróćmy do wiersza, bo dalej też jest ciekawie: „Smok olbrzymi od morza do morza się wije. Nocą widzą go w ogniu najśmielsi lotnicy. Ciemny łopoce w miastach i na trwogę bije. Sygnał strzelił rakietę znad pruskiej granicy.” Czyż to takie odległe od obrazu II wojny światowej w Europie, która przecież zaczęła się właśnie od „sygnału znad pruskiej granicy” i to akurat w postaci „rakiety”? Kiedy zwrócimy uwagę, że Tuwim pisał to w początkach lat 20-tych ubiegłego wieku, to w porównaniu, dajmy na to, do niektórych proroctw starotestamentowych, uderza wyjątkowy realizm i precyzja tej wizji. A skoro tak, to dlaczego nie uznać za proroczą również informacji, że „W Londynie, w wielkiej loży już postanowiono...”?

         No dobrze – ale co właściwie „postanowiono”? Na odpowiedź na to pytanie naprowadza nas list, jaki pan Jerzy Jaskiernia, podówczas minister sprawiedliwości w polskim rządzie, wysłał w roku 1995 między innymi do niżej podpisanego w odpowiedzi na zapytanie, kto właściwie w 1988 roku podjął decyzję o wprowadzeniu w Polsce tzw. moratorium na wykonywanie kary śmierci? Moratorium to polegało na zaprzestaniu wykonywania prawomocnych wyroków sądowych, jeśli ich przedmiotem była ta właśnie kara. Otóż pan Jaskiernia odpowiedział, że „nie można ustalić autora tej decyzji”. To dopiero rewelacja! Decyzji nieznanego po dziś dzień Dobroczyńcy Ludzkości posłusznie podporządkowały się wszystkie organy naszego „demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”! Więc jakże w takich okolicznościach nie wierzyć w istnienie „anonimowego mocarstwa”, skoro to pewnie właśnie ono wydało wtedy naszemu państwu taki rozkaz?

         Wracam zaś do tej sprawy w związku z płomiennym kazaniem, jakie podczas radiowej Mszy świętej wygłosił przewielebny ksiądz Andrzej Mulka w warszawskim kościele Św. Krzyża. Było ono w całości wymierzone w karę śmierci, co jest o tyle dziwne, że od roku 1998 kara ta została nawet wykreślona z Kodeksu karnego, w związku z czym nie jest ani orzekana, ani wykonywana, a tym dziwniejsze, że Katechizm Kościoła Katolickiego nadal uważa ją za dopuszczalną. W tych okolicznościach przyczyną tak emocjonalnej filipiki przeciwko karze śmierci, mogła być informacja, że co najmniej 70 procent Polaków opowiada się za jej przywróceniem. Ale nawet i to nie wyjaśnia sprawy do końca. Co innego, gdyby kara śmierci była grzechem. Z grzechem trzeba walczyć i to tym bardziej emocjonalnie, im bardziej byłby rozpowszechniony. Ale przecież popieranie kary śmierci grzechem nie jest, skoro Katechizm Kościoła Katolickiego ją dopuszcza, podobnie jak dopuszczał przez ostatnie 2 tysiące lat! Co więcej – wśród zestawu argumentów, jakie przewielebny ksiądz Mulka przytoczył przeciwko karze śmierci nie było nawet zarzutu, że jest ona niesprawiedliwa.

         A przecież na dobrą sprawę od tego należałoby zacząć. Kary bowiem nie są samowolnymi sadystycznymi udręczeniami niewinnych ludzi, tylko dolegliwościami stosowanymi wobec winowajców w procesie określanym jako wymierzanie im sprawiedliwości za czyny, jakich się dopuścili. Dlatego najważniejszą sprawą wydaje się odpowiedź na pytanie, czy kara jest sprawiedliwa, czy nie, bo nie ulega wątpliwości, że stosując niesprawiedliwą karę, żadnej sprawiedliwości przy jej pomocy nie wymierzymy. Jeśli zatem kara śmierci nie jest sprawiedliwa, to należy ją usunąć z arsenału kar i tyle. Jeśli jednak jest sprawiedliwa, to właściwie w imię czego państwo miałoby się jej pozbywać? Pamiętając, że państwo jest monopolem na przemoc, pamiętamy również, że jedynym moralnym uzasadnieniem tego monopolu jest okoliczność, że przemoc ta ma być używana w służbie sprawiedliwości. Jeśli zaś państwo, pozbawiając się narzędzi wymierzania sprawiedliwości, zaczyna się od służenia sprawiedliwości wymigiwać, to nie ma już najmniejszego powodu, byśmy państwowy monopol na przemoc moralnie akceptowali.

         Próbując odpowiedzieć na to fundamentalne pytanie warto odwołać się do definicji sprawiedliwości, żebyśmy wiedzieli, o czym mowa. Według starożytnego rzymskiego prawnika Ulpiana „iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi”, co się wykłada, że sprawiedliwość jest to niezłomna i stała wola oddawania każdemu co mu się należy. Co się zatem „należy” mordercy, który z premedytacją, a także z niskich pobudek, na przykład – z chęci zysku, pozbawił życia innego człowieka? Redde quod debes, czyli oddaj, coś winien. A czego jest winien? Winien jest życia, to chyba oczywiste. Kto samowolnie odbiera cudze życie, powinien być gotów oddać własne. W przeciwnym razie rachunek się nie bilansuje i zamiast sprawiedliwości mamy pobłażliwość. Zatem – w świetle definicji Ulpiana Domicjana, kara śmierci wydaje się sprawiedliwa.

         Ale przewielebny ksiądz Mulka mógłby na to powiedzieć, że Ulpian był poganinem i taka pogańska definicja sprawiedliwości nie jest dla chrześcijanina miarodajna. Ulpian, o ile mi wiadomo, rzeczywiście był poganinem, ale podobnie, jak nie ma „pogańskiej” i „chrześcijańskiej” matematyki, tak też nie ma odmiennej logiki. Na wszelki jednak wypadek, gdyby się okazało, że jakaś odmienna logika jednak jest, spróbujmy znaleźć chrześcijańskie potwierdzenie sprawiedliwego charakteru kary śmierci. Cóż jest największym autorytetem dla chrześcijanina? Niewątpliwie Ewangelia, to znaczy - zapisane tam wypowiedzi Pana Jezusa. Otóż w Ewangelii św. Łukasza znajduje się opis egzekucji Pana Jezusa, a w nim – scena jego rozmowy z ukrzyżowanymi wraz z Nim łotrami. Jeden z nich, jak wiadomo, zaczął Pana Jezusa lżyć, na co drugi zwrócił mu uwagę, że oni, w odróżnieniu od Niego, odbierają „słuszną” karę za swoje uczynki, podczas gdy On przecież nic złego nie zrobił. „Słuszną” – w znaczeniu – sprawiedliwą. I kiedy ów „dobry łotr” zwrócił się do Chrystusa Pana, by wspomniał na niego w raju, Pan Jezus natychmiast go kanonizował – bo tak przecież należy rozumieć obietnicę, że „dziś jeszcze będziesz ze mną w raju”.

         To jest bodaj jedyna niewątpliwa, a na pewno pierwsza kanonizacja w historii chrześcijaństwa, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że ów „dobry łotr” jest człowiekiem zbawionym, a więc – świętym? A za co Kościół kanonizuje świętych? Wiadomo – za praktykowanie cnót chrześcijańskich w stopniu heroicznym. Jedną z tych cnót jest sprawiedliwość i „dobry łotr” złożył dowód przywiązania do cnoty sprawiedliwości w stopniu niewątpliwie heroicznym, ponieważ uznał sprawiedliwość kary w warunkach własnej egzekucji. A przecież Pan Jezus nie wynagrodziłby go kanonizacją za poświadczenie nieprawdy? Zatem wygląda na to, że i z czysto chrześcijańskiego punktu widzenia kara śmierci jest sprawiedliwa. Dlaczego zatem przewielebny ksiądz Andrzej Mulka z takim zaangażowaniem tę karę potępia? Przypuszczenie, że o tym wszystkim nie wie, byłoby nietaktowne, więc doprawdy trudno powiedzieć, bo przecież chyba nie dlatego, że „W londyńskiej wielkiej loży już postanowiono...”

Stanisław Michalkiewicz