Pan ciężarny
Wpisał: Mirosław Dakowski   
07.02.2010.

Pan ciężarny

MD

            Po „błysku” pomysłu na opisanie Ważnej Sprawy następuje powolny „wzrost”, gromadzenie obserwacji i wniosków. Często bezwiedne. Męczy, uwiera. Ale pisać niczego wtedy nie można. Chciałoby się - a to śledzika pod wódeczkę, a to ogóreczka czy marynowanych prawdziwków, a to piwa z jajem. Ucieczka w lekturę.

            Potem – czuję ucisk, jakby mały się wiercił, kopał. Wreszcie - ciężar taki, że muszę już formułować części, działy czy rozdziały. A prawdziwy poród - to łączenie tych części w logiczną całość, dodawanie opuszczonych wątków (zaklejanie szpar). Potem - kolejne wersje, poprawki. Zwykle dopiero po czwartej wersji mogę oddać noworodka niani do kąpieli (pani redaktor - do poprawek). ONA bardzo się burzy niedokładnością, powtórzeniami. Gdy chcę, by tekst był mniej ulizany, bardziej „mój’, unikam pani redaktor. Wtedy i w poważnym teksie jakieś „orgazmy” się przemkną...

            Ale to już samodzielnie oddychający niemowlak, więc ulga i radość. Potem szybko wklejam na stronę. Zawsze za szybko. Drukuję kopię. I... po nocy czy dwóch... czytam na świeżo. Wiele poprawek, wstyd, że taki niedorobiony tekst umieściłem na stronie. Tak ze dwa razy; wklejam wersje poprawione. Na szczęście na swej stronie to łatwe. Tylko żal mi tych pierwszych, najwierniejszych czytelników, iż czytali niedoróbkę.

            Piszę to nie z ekshibicjonizmu, lecz dla zachęty dla ludzi, którzy skarżą mi się, że „pisanie ciężko im idzie”, że „nie warto”.. Piszcie! Oczywiście to subiektywne, tak jest u mnie. Inni piszą łatwiej. A są tacy „gadacze”, którzy w rozmowach formułują ważne tezy, formułują je również pięknie. Ale nie napiszą, paskudy! Panie Wojciechu, do pióra! Ech....