KI Fermo, TW Prorok, a dramat Kuklińskiego | |
Wpisał: Aleksander Ścios | |
13.02.2010. | |
[bolesna rana: nie znamy jeszcze najgroźniejszych agentów w t.zw. neo-„S”, a, co gorsze, osób kryjących się za ksywami KI Fermo, TW Prorok i paru innych przy Papieżu JPII. Czas na ujawnienie! md] Aleksander Ścios Skazany przez III RP – Rzecz o pułkowniku 2009-12-29 <http://cogito.salon24.pl/146499,skazany-przez-iii-rp-rzecz-o-pulkowniku-1> <http://cogito.salon24.pl/146820,skazany-przez-iii-rp-rzecz-o-pulkowniku-2> <http://cogito.salon24.pl/147650,skazany-przez-iii-rp-rzecz-o-pulkowniku-3-zakonczenie> Są w najnowszej historii Polski postaci, których III RP nigdy nie uzna za heroiczne i nie przydzieli im miejsca w panteonie narodowych bohaterów. Niezależnie – kto i w jakiej konfiguracji rządzi państwem, powstałym na mocy porozumienia „okrągłego stołu” – te postaci pozostaną w cieniu, a ich czyny będą skazane na zapomnienie i przemilczenie. Nie może być inaczej, bo państwo zbudowane na sojuszu ze zdrajcami musi bać się każdej, autentycznej wielkości – głównie dlatego, że obnaża ona zaprzaństwo i nędzę tych, którzy państwo to utworzyli. Jak w żadnym innym przypadku, stosunek III RP wobec postaci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest dowodem, że państwo to stanowi kontynuację PRL-u, a ludzie je tworzący – nawet po śmierci pułkownika, odczuwają strach przed przyznaniem mu godnego miejsca w polskiej historii. Podobnie – jak istnieje milcząca „zmowa elit”, w sprawie wyjaśnienia okoliczności mordu na księdzu Jerzym, – tak w przypadku pułkownika Kuklińskiego mamy do czynienia z systemowym dezawuowaniem tej postaci. Mają w tym udział wszyscy beneficjanci III RP – począwszy od partyjnej nomenklatury i ludzi policji politycznej, po koncesjonowaną opozycję i hierarchów Kościoła. Miano postaci „kontrowersyjnej” jest, w przypadku pułkownika najmniej obraźliwym epitetem. Gdybyśmy chcieli dociec przyczyn tego stosunku, trzeba wskazać kilka istotnych przesłanek. Najważniejsza wydaje się ta, iż działalność pułkownika Kuklińskiego dowiodła prawdziwej roli ludzi takich jak Jaruzelski czy Kiszczak i pozwoliła zrozumieć, czym naprawdę był twór zwany PRL-em. To jedna z fundamentalnych kwestii, o których twórcy III RP nie zechcieli poinformować Polaków. „ Jedna z naczelnych zasad naszej doktryny operacyjnej stał się pogląd, że broń jądrowo - rakietowa jest obecnie głównym środkiem rozwiązywania zadań… W przyszłej wojnie światowej walka toczyć się będzie w sensie politycznym o istnienie lub nieistnienie jednego ze światowych systemów społecznych...”. Taką zasadę głosiła „Doktryna Obronna Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”, a faktycznie doktryna wojenna Układu Warszawskiego – supertajny dokument przeznaczony jedynie dla wąskiej grupy kilkunastu generałów. W rzeczywistości – nie była ani obronna, ani polska, podobnie jak cały tzw. Układ Warszawski, którego dowództwo składało się bez wyjątku z sowieckich marszałków i generałów, a siedzibą była Moskwa. Szczegóły planów nuklearyzacji Polski znalazły się m.in. wśród materiałów, które dostarczył Amerykanom pułkownik Ryszard Kukliński. Jako szef Oddziału Planowania Obronno- Strategicznego w Sztabie Generalnym WP, Kukliński miał wgląd w strategiczne plany Układu Warszawskiego. Znał dyslokację wojsk i trasy ich przemarszu, przez jego ręce przechodziło mnóstwo dokumentów, a resztę potrafił sobie sam dopowiedzieć. Dariusz Jabłoński – twórca filmu „Gry wojenne”, w rozmowie z niezależną.pl przypomniał, że 1979 roku wszystkie kraje Układu Warszawskiego przyjęły statut na wypadek wojny. Dokument ten stanowił, że w wypadku konfliktu dowództwo przechodzi w ręce dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych, którym był trzeci wiceminister obrony narodowej ZSRR. „Polskim” frontem działań byłaby Dania i Hanower. Generałowie polscy dostaliby koperty z Moskwy i musieliby wykonywać rozkazy, niezależnie od swoich chęci i poglądów. Połowa polskiej armii poszłaby w pierwszym rzucie na świetnie uzbrojone Niemcy Zachodnie i Danię – pamiętajmy, Ŝe były tam m.in. pasy min jądrowych – straty byłyby kolosalne. Druga połowa zginęłaby na terenie kraju w odwetowych nuklearnych atakach amerykańskich, próbując osłonić drugi rzut Armii Czerwonej przechodzący przez Polskę. A razem z nimi miliony Polaków-cywili.” – twierdzi Jabłoński. „Celem ataku byłby ten drugi rzut wojsk radzieckich poruszający się na terenie Polski. Układ Warszawski zakładał, a Amerykanie zdawali sobie z tego sprawę, Ŝe przez Polskę ruszy na zachód masa wojsk i sprzętu – milion pojazdów i dwa miliony ludzi. Nawet, jeśli nie byliby dobrze wyszkoleni, to ich masa byłaby przerażająca. Szliby przez Polskę 26 wytyczonymi trasami. Amerykanie wiedzieli, że muszą ich zatrzymać. Najlepiej w miejscu powstawania zatorów – czyli na przeprawach mostowych. Cel osiągnięto by, bombardując miasta położone nad Wisłą i Odrą… Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław… Wszystkie główne polskie miasta poszłyby z dymem, a właściwie wyparowałyby.” Informacje te oznaczają, Ŝe polskie dowództwo ludowej armii świadomie akceptowało fakt, iż Sowieci skazali Polskę na zagładę, a Polaków na fizyczną eksterminację. Znaczyło to również, że wojska polskie miały walczyć poza granicami Polski i posuwając się do przodu, powinny dojść aż do Atlantyku. Równocześnie, w ciągu pierwszych trzech dni, na teren Polski miał wkroczyć drugi rzut sił Układu Warszawskiego – to jest ok. 2 mln żołnierzy Armii Czerwonej i kilkaset tysięcy czołgów i pojazdów opancerzonych. Dokument „Doktryny Obronnej PRL” potwierdza te informacje i nie pozostawia złudzeń, jaką rolę przewidziano Polakom: „Doktryna operacyjna polskich sił zbrojnych jest podporządkowana ogólnej doktrynie strategicznej socjalizmu. Nie negując znaczenia obrony, oddajemy priorytet działaniom zaczepnym. Operacyjne zadania Polski w ramach Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego przewidują, Ŝe po wybuchu konfliktu zbrojnego Wojska Polskie mają rozwinąć operację zaczepną na północno-nadmorskim kierunku operacyjnym, operacyjnym, na głębokości 500 do 800 km, w pasie 200 do 250 km, w tempie 60 do 80 kilometrów na dobę. [...] Trzeba przewidywać, że przeciwnik będzie dążył do wykonania strategicznych barier jądrowych. Za przypuszczalne obiekty uderzeń jądrowych należy, wydaje się, uznać: Śląski Okręg Przemysłowy, Warszawę, rejon Trójmiasta, Łódź oraz Poznań, Szczecin, Wrocław, Kraków. Uderzenia na komunikację najbardziej prawdopodobne w rejonie granicy polsko-radzieckiej. Dokładna prognoza skali uderzeń jest trudna. Jeżeli jednak przyjąć dla pierwszych dni wojny przybliżoną liczbę 50 do 60 uderzeń jądrowych o ogólnej mocy 25 do 30 megaton, to straty spowodowane tymi uderzeniami miałyby wynieść milion dwieście, do 2 milionów ludzi, a bardzo rozległy obszar kraju uległby skażeniu promieniotwórczemu.” Plany sowieckie przewidywały, że uderzenia atomowe spowodują straty do 50 proc. w dywizjach tak zwanego pierwszego rzutu strategicznego sił Układu Warszawskiego – czyli głównie wśród polskich żołnierzy. Ważne informacje, dotyczące doktryny sowieckiej i roli LWP ujawnił przed kilkoma laty Józef Szaniawski – pełnomocnik pułkownika Kuklińskiego. Przypomniał wówczas, że ludowa armia PRL miała wystawić do ataku na Zachód dwie armie – pancerną i zmechanizowaną. Wspierać je miały tak zwane ABROT, czyli Armijne Brygady Rakiet Operacyjno-Taktycznych oraz myśliwce bombardujące. Od 1964 r. Polska dysponowała odrzutowcami Su-7, zgrupowanymi w Bydgoszczy, które zakupiono specjalnie z myślą o atakach jądrowych. ARBOT-y uzbrojone w rakiety R-170, a potem R-7 i R-300 oraz 5. pułk lotniczy z Bydgoszczy, wyposażony w samoloty Su-7 teoretycznie powinny otrzymać od Rosjan głowice atomowe i bomby nuklearne na wypadek wojny. Polaków jednak nigdy nie dopuszczono do ćwiczeń z prawdziwą bronią jądrową, a wojsko trenowało jedynie na atrapach. Procedurę przekazania głowic i bomb otaczała jedna z najściślej strzeżonych w PRL tajemnic. Sekrety nuklearyzacji Polski zawierały zalakowane koperty przechowywane w sejfach kolejnych pierwszych sekretarzy PZPR, opatrzone inskrypcją: Otworzyć w przypadku wojny. Koperty te zniszczono w 1989 r. na rozkaz gen. Jaruzelskiego. Gdy dziś, roztrząsa się rzekomo sporną kwestię odpowiedzialności Jaruzelskiego za wprowadzenie stanu wojennego, nikt w III RP zdaje się nie zwracać uwagi na fakt, że ten człowiek i podległe mu dowództwo tzw. ludowego wojska – w imię okupacyjnej „doktryny strategicznej socjalizmu” wyrażali zgodę na zagładę własnego społeczeństwa i uczynienie z polskiej armii „mięsa armatniego”. Żaden inny dokument – jak cytowana tu „Doktryna” stanowi bezpośredni dowód, że LWP było wasalną formacją zbrojną podporządkowaną całkowicie interesom sowieckim, a rzekomo „polscy oficerowie” spełniali rolę pospolitych namiestników Kremla. Wielu z generałów ludowego wojska, kontynuujących kariery w III RP i chlubiących się swoją „żołnierską przeszłością” chciałoby żeby Polacy zapomnieli, jaki los ci „polscy patrioci” przeznaczyli własnemu narodowi. Już tylko z tego powodu, nienawiść wyższej kadry dowódczej LWP do pułkownika Kuklińskiego, wydaje się całkowicie zrozumiała. Czyn pułkownika, w sposób bezwzględny obnaża rolę sowieckich zdrajców, skazujących własnych rodaków na zagładę. To dzięki działaniom Kuklińskiego i przekazanym przez niego informacjom prezydenci USA Carter i Reagan wdrożyli skuteczny program modernizacji wojsk konwencjonalnych i przewartościowali dotychczasową strategię wobec ZSRR. W ogromnym stopniu, to dzięki Kuklińskiemu, zapoczątkowany przez Sowietów „wyścig zbrojeń” skończył się militarną i ekonomiczną porażką „Imperium zła”. Richard Pipes, doradca Reagana, i Zbigniew Brzeziński, doradca Cartera, zgodnie twierdzą, że raporty Kuklińskiego miały kluczowy wpływ na zmianę amerykańskiej polityki. Nie może zatem dziwić, że ludzie wykonujący rozkazy Kremla, traktować będą czyn pułkownika jako akt zdrady. III RP – jako kontynuatorka „tradycji” generałów LWP musiała wypracować cały system tez propagandowych, by zniekształcić i zakłamać prawdę o pułkowniku Kuklińskim. Istnieje kluczowy dowód, że kłamstwa na jego temat, powtarzane wielokrotnie przez „autorytety” tego państwa, mają swoje źródło w propagandzie komunistycznej i są inspirowane przez ludzi policji politycznej PRL. Tym bezpośrednim dowodem są dokumenty zachowane w zasobie archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, w zespole akt byłego rzecznika prasowego Urzędu Rady Ministrów Jerzego Urbana (sygnatura URM BPR 403). Dotyczą one propagandowego przeciwdziałania wywiadowi udzielonemu przez Ryszarda Kuklińskiego w kwietniu 1987 r. paryskiej „Kulturze”, pt. „Wojna z narodem widziana od środka”. Pierwszy z dokumentów został sporządzony w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, drugi w Ludowym Wojsku Polskim. Przedstawił je Grzegorz Majchrzak w publikacji „Zneutralizować Kuklińskiego”, zamieszczonej w Biuletynie IPN nr.3 (38) z marca 2004 r. Oba dokumenty miały dostarczyć Jerzemu Urbanowi argumentów, służących zdezawuowaniu Ryszarda Kuklińskiego i przedstawionej przez niego wersji wydarzeń. Cel był oczywisty – wykazać, że „zdrajca” Kukliński jest niewiarygodny. Pierwszy z dokumentów, pochodzący z Zespołu Analiz MSW nosił datę 14.04.1987 r. i zawierał m.in. bardzo ważne tezy związane z planowanym przez komunistów „porozumieniem narodowym”. Już wówczas „ludzie honoru” zdawali sobie sprawę, jakie zagrożenie dla ich planów niosły wypowiedzi Kuklińskiego i ewentualne ujawnienie roli, jaką w PRL spełniali sowieccy namiestnicy w polskich mundurach. Analitycy z SB zatytułowali ten dokument „Notatka dot. argumentów i tez kontr-propagandowych wobec wywiadu R. Kuklińskiego dla „Kultury”. Czytamy tam m.in: „1. Podstawowym pytaniem w związku z ukazaniem się wywiadu Kuklińskiego w „Kulturze” jest pytanie – dlaczego akurat teraz? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Oto przesłanki dla wypracowania takiej odpowiedzi: – tekst jest wymierzony personalnie przeciw tow. gen. armii Wojciechowi Jaruzelskiemu; – drugi cel dywersyjny – to odnowienie i nasilenie nastrojów antyradzieckich w sytuacji oczywistego i powszechnie komentowanego zbliżenia Polski i ZSRR w trakcie przeprowadzania wewnętrznych reform; – wyprzedza i utrudnia otwarcie w publicystyce i historycznych pracach naukowych i popularyzatorskich tzw. trudnych tematów dot. wspólnej historii Polski i ZSRR – co przygotowywano; – pojawia się tuż po „spektaklu amerykańskim” przeznaczonym dla opinii międzynarodowej i własnych wyborców, jakim było zniesienie restrykcji; – stwarza przeciwwagę, odnawia negatywne emocje za granicą wobec polskich władz w sytuacji prowadzonej z powodzeniem ofensywy dyplomatycznej dla przebicia sztucznej izolacji naszego kraju; – pojawia się przed wizytą papieża, w kontekście jego pobytu m.in. w Chile i stwarza oczekiwania oraz psychologiczną presję na odnowienie problemu „Solidarności” i jej „spacyfikowania” podczas pobytu papieża w Polsce; – uderza w procesy polaryzacji politycznej tzw. opozycji, a zwłaszcza [w] takie próby rozszerzenia praktyki porozumienia narodowego jak utworzenie Rady Konsultacyjnej oraz efekty polityczno-psychologiczne, zwolnienia tzw. więźniów politycznych; – pojawia się w trakcie podjęcia w Polsce próby radykalnej efektywizacji gospodarki, co daje jedyną szansę trwałej stabilizacji wewnętrznej i umocnienia socjalizmu.” Następnie, fachowcy z SB zamieszczają „kilka dalszych tez i chwytów kontr-propagandowych, mogących posłużyć w kampanii na tle wywiadu Kuklińskiego”. Pojawiają się twierdzenia o „teczce agenta CIA” i wszystkie inne kłamstwa, powielane wielokrotnie w III RP. „– Część danych wzięto z „teczki agenta” prowadzonej pewnie gdzieś w rezydenturze CIA, a w tym ze szczegółowego życiorysu, który musiał napisać dla swych pryncypałów, łącznie z takimi detalami, jak to gdzie i z kim chodził do szkoły podstawowej, ulice, na których [sic!] kolejno mieszkał, charakterystyka znajomych, współpracowników, sąsiadów…[...] – Megalomania i besserwiserstwo K[uklińskiego] są wręcz odrażające: on się zorientował, że akcja [wojsk] U[kładu] W[arszawskiego] w Czechosłowacji to „inwazja”, on wiedział, że jest to sprzeczne z interesem narodu polskiego, on chciał „ostrzec świat”! – tyle że „było to trudne w jego sytuacji”. – Zdrajca Kukliński ironizuje przy tym i naśmiewa się z faktu, że polscy wojskowi byli dumni, iż w operacji 1968 roku obyło się bez strat, że pod gąsienicami polskiego czołgu zginęło jedno czechosłowackie [sic!] dziecko – i to przez absolutny przypadek, że polscy żołnierze spełniali najlepiej pojmowany obowiązek, pamiętając o tym, że są w zaprzyjaźnionym kraju, aby go chronić, a nie pacyfikować. – Rzekomy „ideowiec”, zbawca Polski, super-szpieg Kukliński ubolewa, że w 1970 roku nie było nikogo, kto odmówiłby wykonania rozkazu strzelania na Wybrzeżu. Wylewając te krokodyle łzy dziś, gdy partia ma obiektywną ocenę konfliktu 1970 roku, gdy oficjalnie składa się kwiaty przy pomniku poległych w Gdańsku – Kukliński się budzi ze swym dość cuchnącym morale. [...] – W 1980 roku Kukliński „po prostu powiedział NIE” – cóż za „skromność” i „bohaterstwo”. Pozostaje pytanie – za ile $ i komu powiedział to swoje prywatne, cichutkie „TAK”? – Kłamstwem jest stwierdzenie Kuklińskiego, że „od początku kryzysu Związek Radziecki zajął publicznie stanowisko, że to, co dzieje się w Polsce, jest kontrrewolucją”. Liczy on na niewiedzę i niepamięć. Nawet znany, zdecydowany w tonie list KC KPZR nie zawiera takich ocen globalnych – wprost przeciwnie, podkreśla konieczność uporządkowania spraw w Polsce w w[edłu]g koncepcji polskich komunistów i samodzielnie, ostrzega przed próbami ingerencji w polskie sprawy wewnętrzne – Kukliński twierdzi, Ŝe gdyby polscy przywódcy powiedzieli w 1980 roku Rosjanom „NIE” to wtedy „Solidarność” zmieniłaby front i zajęła się „obroną suwerenności”. Kukliński jest więc w dalszym ciągu prymitywnym prowokatorem i dowodzi, że istotnie chodziło mu o powtórzenie scenariusza czechosłowackiego, który wiązał się z próbą wystąpienia z U[kładu] W[arszawskiego] i RWPG i świadomego naruszenia w ten sposób równowagi sił w Europie. Po drugie – Kukliński opluwa i szkaluje „Solidarność”, która jako całość nigdy nie dałaby się wciągnąć w tak samobójcze dla narodu poczynania. Najprostszy fizyczny robotnik – członek „S” był politycznie mądrzejszy od eks-pułkownika.” W drugim z dokumentów, nazwanym „Koncepcją zdyskontowania publikacji R. Kuklińskiego w czasie konferencji prasowej” zawarto tezy które do chwili obecnej zdają się obowiązywać w dyskusji publicznej na temat pułkownika. Zalecano tam bowiem m.in.: – „W żadnym wypadku nie polemizować ze szczegółowymi informacjami zawartymi w materiale. Ewentualne działania propagandowe ustawić w ten sposób, aby wykazać jego ogólny, dywersyjny i antypolski charakter. – W każdym przypadku brać pod uwagę ewentualne międzynarodowe reperkusje naszego przeciwdziałania. Trzeba uwzględnić fakt, iż jak dotychczas – międzynarodowa opinia publiczna jest w minimalnym stopniu o tym materiale poinformowana. – Wydaje się, iż słuszne będzie zminimalizowanie wszelkiej reakcji z naszej strony w odniesieniu do tego materiału”. Postać pułkownika miała być przedstawiana według następującego wzorca: – Kukliński jest amerykańskim szpiegiem, zdrajcą narodu skazanym prawomocnym wyrokiem na karę śmierci. Z agentem obcego państwa pozbawionym praw obywatelskich nie uchodzi dyskutować nie tylko przedstawicielowi rządu, ale nawet prawemu obywatelowi naszego państwa, – w odniesieniu do treści materiału można a priori stwierdzić, iż amerykańscy mocodawcy szpiega Kuklińskiego spreparowali materiał w celu siania dywersji i destrukcji wśród społeczeństwa w okresie postępującej stabilizacji w Polsce. W takich okolicznościach szersze ustosunkowywanie się do materiału jawnie wrogiego wobec Polski jest bezprzedmiotowe.” Źródła: http://www.niezalezna.pl/article/show/id/28928 Józef Szaniawski – „Układ Warszawski czy Moskiewski” Kurier Codzienny 3-5.02.2006r. http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/24/1350/nr_32004.html * * * Do chwili obecnej, w dyskusji o pułkowniku Kuklińskim obowiązują zasady ustalone przez esbeckich propagandystów w roku 1987, a następnie spożytkowane w wystąpieniach JerzegoUrbana. To w dokumentach, których fragmenty wcześniej zacytowałem można znaleźć określenia, jakimi dziś całe rzesze mniej lub bardziej świadomych oszczerców opisują postać pułkownika. „Zdrajca”, „agent i szpieg CIA”, „megaloman”, „prowokator”, „rzekomy ideowiec i zbawca Polski”, człowiek który „opluwa i szkaluje „Solidarność” – to tylko niektóre z epitetów, zaproponowanych Urbanowi przez SB. Również z esbeckiej „Koncepcji zdyskontowania publikacji R. Kuklińskiego w czasie konferencji prasowej” pochodzą wskazówki sugerujące, w jaki sposób przedstawiać działalność pułkownika. Zaleca się w nich, by „nie polemizować ze szczegółowymi informacjami zawartymi w materiale”, ponieważ z „agentem obcego państwa pozbawionym praw obywatelskich. nie uchodzi dyskutować nie tylko przedstawicielowi rządu, ale nawet prawemu obywatelowi naszego państwa”. Postuluje się również, by „brać pod uwagę ewentualne międzynarodowe reperkusje”. Gdyby ktoś zadał sobie trud dokonania analizy publikacji Adama Michnika na temat Kuklińskiego, bez trudu dostrzegłby, jak redaktor „Gazety Wyborczej” korzysta ze wskazówek peerelowskiej propagandy, by zdyskredytować postać pułkownika. Ponieważ celem tego tekstu nie jest propagowanie prymitywnych paszkwili, ograniczę się do wskazania jednej tylko publikacji z maja 1998 roku, w której można wskazać liczne przykłady zastosowania urbanowskiej retoryki: „Sam fakt pracy dla amerykańskich służb specjalnych nie jest jeszcze żadnym tytułem do chwały w Polsce. Przecież wielu było u nas amerykańskich szpiegów. Z niektórymi z nich siedziałem w więzieniu. Byli to zwykle wstrętni i podli ludzie. Natomiast oczywiście byli oni użyteczni dla CIA.”, „Nic więc dziwnego, że płk Kukliński, tak bardzo zasłużony dla CIA, został przez nią obdarzony wysokim odznaczeniem.”, „Porównanie Kuklińskiego z Łukasińskim, Wysockim czy Trauguttem jest nieporozumieniem. Problem nie polega na formalnym stosunku do przysięgi. Rzecz w szpiegowaniu dla obcego mocarstwa, dla cudzego państwa.”, „Kukliński cały czas działał na własną rękę albo na polecenie swych amerykańskich przełożonych. Oddawał amerykańskim służbom wywiadowczym usługi i nie miał żadnego wpływu na to, jaki z tego Amerykanie zrobią użytek. Pracował na rzecz amerykańskich służb specjalnych i tylko one korzystały z owoców jego pracy”. „Jeśli przyjąć, że Kukliński działał w stanie »wyższej konieczności«, podejmując współpracę z CIA, to trudno już zgodzić się z tezą, Ŝe to on obronił ludzkość przed III wojną światową. Czy Zbigniew Brzeziński wierzy, że w epoce prezydentury Cartera Breżniew szykował inwazję na Europę Zachodnią? Brzmi to jak nonsens”, „[...] najbardziej nawet totalna opozycja wobec władz PRL, którą uważali za dyktaturę podległą Moskwie, nie może prowadzić do współpracy ze służbami obcego wywiadu. W tym momencie bowiem kończy się lojalność wobec własnego państwa – choćby było ono niedemokratyczne i niesuwerenne – a zaczyna się lojalność wobec państwa obcego, choćby było ono demokratyczne i sprzymierzone z wartościami, o które chciało się walczyć”. „[...] płk Kukliński pozwolił zrobić z siebie sztandar nie tych sił, które chcą pojednania i szerokiego konsensu w drodze Polski do NATO i UE. Przeciwnie. Kukliński stał się instrumentem tych, którzy prą do kolejnych awantur i wojen na górze. Trudno mi sobie wyobrazić bardziej kontrowersyjnego “jednoczyciela”, „[...] stało się coś niedobrego w stosunkach polsko-amerykańskich. Polska winna być dla Stanów Zjednoczonych sojusznikiem i partnerem, ale Polska nie powinna sugerować, że stanie się w przyszłości kolektywnym pułkownikiem Kuklińskim”. Przytoczenie tych sofizmatów było konieczne, ponieważ są one reprezentatywne dlapoglądów ludzi, uznających Kuklińskiego za postać „kontrowersyjną”. Zwykle, osoby te nie posiadają żadnej wiedzy o faktycznej działalności pułkownika, a ich znajomość najnowszej historii opiera się wyłącznie na przekazie medialnym. Cała ich argumentacja sprowadza się zatem do stosowania kilku stereotypów pojęciowych, wspartych na zasadach, jakie powyżej wskazałem. Podobnie więc, jak kłamstwa Urbana, tak sofizmaty Michnika znajdują podatny grunt wśród tej grupy odbiorców i mogą być bezkarnie powielane od ponad 20 lat. Jak w każdym przypadku, – tak i w tym – fakty demaskują prawdziwy charakter oszczerstw. Dość przecież przypomnieć, że wszystkie dokumenty sowieckiego sztabu generalnego, które Kukliński przez prawie dziesięć lat przekazywał Amerykanom, były pisane w języku rosyjskim, były to sowieckie plany podboju Europy. Nie sposób zatem twierdzić, że „Kukliński zdradzał Polskę”, nawet tę „niedemokratyczną i niesuwerenną”. Tajemnice wojskowe PRL były de facto tajemnicami sowieckimi i nie miały nic wspólnego z ochroną bezpieczeństwa Polaków. W tym kontekście, żadne inne wydarzenie, jak wyrok śmierci wydany przez komunistyczny sąd kapturowy w stanie wojennym udowadnia, że Kukliński walczył o wolną i niepodległą Polskę. W tym haniebnym procesie polskiego obywatela skazali na śmierć nie Rosjanie, tylko Polacy, za przekazywanie tajemnic nie polskich, lecz sowieckich, dotyczących interesów nie państwa polskiego, ale obcego, wrogiego Polsce okupanta. Wspominam o tym również dlatego, że każdy, uczciwy człowiek odczuwa naturalną potrzebę zaprzeczenia kłamstwom, a mając nadzieję na sprawiedliwy osąd, chce przeciwstawić im prawdę i fakty. Jak mocne, u pułkownika Kuklińskiego musiało być poczucie krzywdy i świadomość fałszu michnikowskich publikacji, skoro przygotowując na początku 2004 roku odpowiedź na kolejny paszkwil „Gazety Wyborczej”, doznał wylewu krwi do mózgu. To zdarzenie, zdecydowało o przedwczesnej śmierci pułkownika. Prócz peerelowskiej propagandy, istnieją oczywiście inne przyczyny negatywnego stosunku do postaci Kuklińskiego. W wielu wypadkach mają one podłoże osobiste : urażone ambicje, nienawiść do wroga, poczucie porażki, lęk przed kompromitacją. One – w ogromnej mierze tłumaczą stosunek wysokich funkcjonariuszy PRL do Kuklińskiego, owych wojskowych i cywilnych namiestników sowieckich. Tym również można wyjaśnić sowiecką operację „Lalkarz”, podjętą przez generała Wasilija Ryliewa – attaché wojskowego sowieckiej ambasady. To właśnie Ryliew zaprosił Kuklińskiego 7 listopada 1981 roku na bankiet z okazji rocznicy rewolucji październikowej. Dzięki temu, w powstałym po bankiecie zamieszaniu Kukliński mógł się urwać kontrwywiadowi i uciec przed aresztowaniem. Ponieważ ośmieszył tym sowieckiego generała, Ryliew rozpowszechniał pogłoski, jakoby Kukliński był podwójnym agentem GPU i CIA. Z tych samych powodów, – szef bezpieki Kiszczak, skompromitowany ucieczką pułkownika, którego darzył zaufaniem – rozpowiada dziś bajki o „podwójnej agenturze” Kuklińskiego. Ale motywacje, leżące u podstaw stosunku do postaci pułkownika mogły być jeszcze bardziej osobiste. W roku 1998 podczas pobytu w Zakopanem pułkownik Kukliński wyznał: „Te 9 lat niepodległości wyniszczyło mnie zupełnie. Ja jeszcze mowie, staram się dać z siebie wszystko, ale właściwie to już jest tylko skorupa. Może nie dlatego, ze straciłem dwóch synów, ale ze było mi ciężko znieść tak potworne oskarżenia, jakie tutaj płynęły z kraju. Gdy właściwie nie dano mi szansy bronić się. Nawet wysłannik pana prezydenta Wałęsy powiedział mi: “Pan jest zdrajca. Wszystko, co możemy dla pana zrobić, to niech Pan napisze podanie do Pana prezydenta o ułaskawienie. Pan prezydent obiecał, że rozpatrzy”. Postawa Wałęsy wobec Kuklińskiego zasługuje na uwagę głównie z jednego powodu. Dziś, gdy za sprawą publikacji historyków IPN dysponujemy już wiedzą o przeszłości byłego prezydenta, wolno jego zachowanie wobec Kuklińskiego oceniać poprzez pryzmat tej wiedzy. Podczas tego samego wystąpienia w Zakopanem, w roku 1998 pułkownik Kukliński wypowiedział niezwykle ważne słowa: „A jeśli idzie o agenta we władzach “Solidarności”. To jest bardzo wrażliwy temat. Ja jego nie rozwiąże. To sama “Solidarność” i społeczeństwo musi rozwiązać. Nadszedł już czas, ze my musimy wiedzieć, kto jest kto. To nie może być tak, jak na filmie Zorro. Pojawia się Zorro, a okazuje się, że to nie ten Zorro, to jest zupełnie inny Zorro. Te maski trzeba zdjąć. Z tym smrodkiem – przepraszam za użycie takiego stwierdzenia – można Ŝyć, bo od tego nikt jeszcze nie umarł. Ale to jeszcze nie jest świeże powietrze. Nas stać na to, żeby te sprawę powoli do końca wyjaśnić. Warto wspomnieć, co mówił gen. Kiszczak, ze społeczeństwo byłoby zaszokowane, gdyby wiedziało, kto faktycznie jest… Ponieważ moje wiadomości pochodzą nie z archiwów, nie chciałbym kogoś skrzywdzić i nie mogę sobie pozwolić na to, by obciążać kogokolwiek wina, która opiera się tylko na jakimś kontekście, okolicznościach czy też informacjach, które miałem wówczas z MSW z Zarządu I od pułkownika Pawlikowskiego i jego pomocników. Ale uważam, ze ten kraj będzie w końcu wiedział. A jeżeli nie, to będzie wielka strata.” Ponieważ te słowa Kukliński wypowiedział tuz po tym, jak wspomniał o zachowaniu wysłannika Wałęsy, a wiedza pułkownika musiała dotyczyć osoby wysoko postawionej w hierarchii władz „Solidarności” – wolno domniemywać, że mówiąc o agencie, miał na myśli osobę Lecha Wałęsy. Niewykluczone, że świadomość, iż pułkownik Kukliński posiadał pełną (lub niemal pełną) wiedzę na temat agentury ulokowanej w „Solidarności” i wśród ludzi tzw. opozycji demokratycznej stanowi jedną z podstawowych przesłanek, które zdecydowały, iż III RP skazała tę postać na zapomnienie i odmówiła należnych honorów. Jest rzeczą pewną, że Kukliński – szef Oddziału Planowania Obronno-Startegicznego w Sztabie Generalnym WP, przyjaciel i znajomy wielu wyższych oficerów LWP, mający z nimi na co dzień doskonałe kontakty towarzyskie – musiał posiadać wiedzę (niekoniecznie uzyskaną w sposób oficjalny) o ludziach wysoko ulokowanych w strukturach opozycji, współpracujących z komunistyczną policją. Choć nie była to – jak przyznawał sam pułkownik – wiedza pochodząca z archiwum, musiała być dostatecznie szeroka i ugruntowana, by w wielu „spizowych” postaciach III RP wzbudzać nienawiść i lęk. Jak spróbuję wykazać w ostatniej części tego cyklu, również hierarchowie Kościoła w Polsce mogli odbierać obecność Kuklińskiego, jako zagrożenie dla swoich pozycji, umocnionych paktem z komunistami. Myślę, że wolno brać pod uwagę tę okoliczność, gdy chcemy zrozumieć przyczynę zachowań ludzi zasiadających przy „okrągłym stole”. Być może, to właśnie wiedza pułkownika Kuklińskiego stanowiła najważniejszą przeszkodę, iż ten człowiek – pułkownik armii amerykańskiej z biegłą znajomością rosyjskiego i angielskiego, wysoki oficer Sztabu Generalnego, doskonale zorientowany w sprawach sowieckich – był niepotrzebny w wolnej Polsce. Jan Nowak-Jeziorański – jeden z nielicznych Polaków, potrafiących doskonale ocenić dzieło pułkownika Kuklińskiego, powiedział o nim w roku 2004: – Nazywanie go zdrajcą jest nonsensem. Każda konspiracja polega na wprowadzaniu w błąd wroga. To wprowadzanie w błąd staje się koniecznością w walce z wrogiem zdecydowanie potężniejszym. Ocena Kuklińskiego zależy od tego, kogo uznamy za wroga – czy Stany Zjednoczone, czy Związek Sowiecki? Znając dokumenty i relacje takich ludzi, jak Zbigniew Brzeziński nie ma wątpliwości, że Kukliński współpracował z wywiadem amerykańskim dla Polski a nie przeciwko niej. Przekazywał informacje po to, żeby ją ocalić, a nie po to, by ściągnąć na nią jakieś niebezpieczeństwo. Józef Piłsudski, walcząc o niepodległość Polski, współpracował z wywiadem austriackim przeciwko Rosji. Żołnierze AK współpracowali z wywiadem angielskim przeciwko Niemcom. Ja osobiście z żadnym wywiadem nie współpracowałem, ale jestem dumny, że przenosiłem w swojej poczcie raporty polskiego wywiadu, wspierającego wysiłek sprzymierzonych przeciwko Niemcom. Tylko ci ludzie, którzy w obronie swoich życiorysów, wciąż powtarzają, że Związek Sowiecki był sojusznikiem, a Polska była suwerenna, albo miała, jak to mówią, ograniczoną suwerenność, uważają Kuklińskiego za zdrajcę. Ale jedno i drugie jest fałszem. Polska nie była krajem suwerennym. Związek Sowiecki był zagrożeniem i wrogiem“. Źródła: http://wyborcza.pl/1,76842,138526.html http://www.videofact.com/mark/Kuklinski/zakopane.html http://www.opoka.org.pl/varia/dzienmatki/9szczescie.html. * * * Gdy, w 1975 r. pułkownik Kukliński został oddelegowany na elitarny kurs dowódczy do Akademii Radzieckich Sił Zbrojnych w Moskwie, tzn. “Woroszyłówki”, pewnego dnia pokazano mu dom, w którym przed aresztowaniem mieszkał Oleg Pieńkowski – oficer GRU, który w latach 60-tych podjął współpracę z Amerykanami. Opiekun z KGB poinformował Kuklińskiego, Ŝe Pieńkowski po aresztowaniu, torturach i procesie sądowym został spalony żywcem przez swoich dawnych towarzyszy. Skrępowanego, obnażonego do połowy wsuwali do hutniczego pieca z surówką, robiąc to bardzo powoli i kręcąc przy tym film, pokazywany następnie nowym rocznikom Akademii. Miało to odstraszyć ewentualnych naśladowców Pieńkowskiego. Pułkownik Kukliński musiał wiedzieć, że w przypadku zdemaskowania podzieliłby los oficera GRU, a w najlepszym przypadku mógł liczyć na rozstrzelanie w podziemiach Rakowieckiej, czy na moskiewskiej Łubiance. Z tą świadomością żył przez blisko 10 lat, do czasu ucieczki z Polski w dniu 7 listopada 1981 roku. “Z okien swego gabinetu w Sztabie Generalnym przy ulicy Rakowieckiej widziałem osławione więzienie mokotowskie. Zdawałem sobie sprawę, Ŝe gdyby wykryła mnie bezpieka, dostałbym się do tego więzienia i żywy nigdy bym z niego nie wyszedł. Chyba, Ŝe przekazaliby mnie KGB do Moskwy, na Łubiankę…” – wspominał Kukliński. Wiemy, że ucieczka z Polski nastąpiła w momencie, gdy Sowieci posiadali już informacje, że ktoś ze ścisłego kierownictwa Sztabu Generalnego przekazuje ich plany Amerykanom. W książce “Generał Kiszczak mówi prawie wszystko”, szef policji politycznej PRL przyznaje, że wiedza na ten temat pochodziła od agenta ulokowanego wysoko w hierarchii Watykanu. Podobnie, Dariusz Jabłoński, twórca filmu „Gry wojenne” pytany – czy prawdą jest, że informacje dotarły do polskich służb ze źródeł w Watykanie – odpowiada twierdząco: „Tak mówią ludzie z CIA i potwierdzają to polscy generałowie. Przeciek przyszedł z Rzymu. Kukliński miał świadomość, że jego informacjami dzielono się z Watykanem. To było niesamowite – w kraju przez dziesięć lat udało mu się zachować tajemnicę, a przeciek z Watykanu omal nie kosztował go życia.” Fakt ten potwierdza również sam pułkownik. W książce “Ryszard Kukliński. życie ściśle tajne” Benjamina Weisera z przedmową Jana Nowaka-Jeziorańskiego, amerykańskireportażysta, opierając się na tajnych dokumentach wywiadu oraz na prowadzonych przezwiele lat rozmowach z Kuklińskim i oficerami CIA, ujawnia m.in. kulisy ucieczki pułkownikaz Polski w listopadzie 1981 r. Wiadomość, jaką Kukliński przekazał Amerykanom 2 listopada 1981 roku brzmiała: “Dzisiaj [Skalski] powiadomił wąską grupę osób, że władze odebrały wiadomość od informatora z Rzymu, iż CIA dysponuje najnowszą wersją planów dotyczących wprowadzenia stanu wojennego. Zwracam się z pilną prośbą o instrukcje w sprawie ewakuacji z kraju mnie i mojej rodziny. Proszę wziąć pod uwagę, ze granice państwowe są już prawdopodobnie dla nas zamknięte”. Dotykamy tu niezwykle ważnej sprawy działalności agentury ulokowanej w polskim Kościele, a w kontekście niniejszego cyklu – kwestii wpływu, jaki na sytuację płk. Kuklińskiego w III RP mógł mieć fakt, że agentura ta nigdy nie została do końca ujawniona i rozliczona. Ponieważ nasza dzisiejsza wiedza pozwala stwierdzić, że niektórzy ludzie Kościoła, współpracujący w czasach PRL-u z policją polityczną, byli jednocześnie animatorami porozumienia „okrągłego stołu”, a do chwili obecnej układ ten korzysta ze wsparcia wielu hierarchów Kościoła – wolno domniemywać, że negatywny stosunek do postaci pułkownika Kuklińskiego, narzucony esbecką propagandą Jerzego Urbana jest konsekwencją również tej, systemowej aberracji. Warto na początek wyjaśnić, – w jaki sposób informacje zdobyte przez pułkownika mogły trafić do Watykanu? Gdy w 1978 roku Karol Wojtyła został wybrany na papieża, doradca prezydenta USA prof. Zbigniew Brzeziński przyjechał do Rzymu i w imieniu prezydenta Cartera obiecał papieżowi, Ŝe będzie miał dostęp do wszystkich spraw, które mogą go interesować, w tym do spraw dotyczących Polski, o których Ameryka będzie tylko w stanie go poinformować. Wśród dokumentów, które otrzymywał papież, były prawdopodobnie raporty Kuklińskiego. Oczywiście Ojciec Święty nie mógł wiedzieć, kto jest ich autorem. Życzeniem pułkownika Kuklińskiego było, by zdobyte przez niego plany wprowadzenia w Polsce stanu wojennego zostały przekazane osobom, których wpływ i autorytet mógł uchronić społeczeństwo polskie przed eskalacją wewnętrznego konfliktu. W słusznej ocenie pułkownika, bezpośrednie ostrzeżenie członków „Solidarności” przed stanem wojennym mogło spowodować totalny opór całego społeczeństwa lub zbrojne powstanie, co skończyłoby się przelewem krwi i wejściem do Polski armii sowieckiej. Dlatego w październiku 1981 roku, dokumenty zdobyte przez Kuklińskiego zostały przekazane osobiście przez ówczesnego szefa CIA Williama Caseya, osobie najwyższego zaufania – Papieżowi Janowi Pawłowi II. W Polsce dostęp do tych dokumentów miała jedynie wąska grupa osób. Materiał określany mianem “ostatecznej wersji” był najbardziej kompletnym zbiorem planów dotyczących operacji wprowadzenia stanu wojennego, zawierającym ostatnie poprawki wniesione przez Jaruzelskiego. Istniały tylko dwie jego kopie i jedynie kilku oficerów miało do nich dostęp. Kukliński opracowywał oryginalną wersję u siebie i przechowywał w swoim sejfie. Druga kopia leżała w sejfie gen. Puchały. Dotarcie do osoby, która przekazała plany Amerykanom, było tylko kwestią czasu. Z tego względu – informacja od watykańskiego agenta, była faktycznie wyrokiem na pułkownika Kuklińskiego i w krótkiej perspektywie musiała doprowadzić do zdemaskowania jego roli. Przed kilkoma miesiącami były oficer amerykańskiego wywiadu John Koehler, autor książki “Chodzi o papieża. Szpiedzy w Watykanie” przypomniał, ze peerelowska policja polityczna – zarówno wojskowa, jak cywilna miała doskonałe źródła w Watykanie. Postawił również tezę, ze w zamach na Jana Pawła II zamieszani są także polscy duchowni. Wskazywać na to miały informacje zdobyte przez watykańskiego jezuitę o. Roberta Grahama, który od czasu II wojny światowej zajmował się demaskowaniem szpiegów, działających w otoczeniu papieży. Po śmierci o. Grahama w 1997 roku, jego archiwum – na wyraźne życzenie Jana Pawła II zostało złożone w watykańskim Sekretariacie Stanu i utajnione. Niewykluczone, że dokumenty zgromadzone przez jezuitę zawierają również informacje dotyczące działalności agenta w najbliższym otoczeniu papieża. Ja twierdzi Koehler, praca Roberta Grahama musiała być skuteczna, skoro w około dwa lata po zamachu z maja 1981 roku raporty z wewnątrz Watykanu do sowieckich służb przestały płynąć. „Wiele wskazuje więc na to – twierdzi Koehler, – że papież Jana Paweł II, który wiedział jak działają służby specjalne, doprowadził do zdemontowania kanału informacyjnego. Po prostu pozbył się kretów, czyli szpiegów. I w tym niewątpliwie jest zasługa o. Grahama.” Jeśli chcemy poznać okoliczności, w jakich agent peerelowsko– sowieckich służb dowiedział się o działalności pułkownika Kuklińskiego, nie sposób pominąć relacji zawartej w liście, jaki do Benedykta XVI i wielu polskich osobistości skierował prezes polonijnego Światowego Kongresu Polaków Katolików. W liście tym czytamy m.in.: [...] Piątą prawdą związaną z działalnością pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest sprawa agentury komunistycznej w polskim Episkopacie. Pan Pułkownik przekazał Amerykanom pełne plany wprowadzenia w Polsce stanu wojennego wraz z życzeniem by zostały one przekazane jako ostrzeżenie dla władz »Solidarności«. Władze USA prośbę pułkownika Ryszarda Kuklińskiego spełniły. Te dokumenty zostały dostarczone Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II w październiku 1981 roku. Przywiózł je osobiście wspomniany ówczesny szef CIA William Casey. Niestety – trafiły do rąk najważniejszego sowieckiego szpiega w Watykanie, uprzednio agenta SB i IW, polskiego księdza działającego w najbliższym otoczeniu Jana Pawła II – i stały się przyczyną zadenuncjowania Sowietom faktu, że istnieje polski oficer mający dostęp do najtajniejszych sowieckich tajemnic wojskowych. Ten agent w sutannie ponosi też odpowiedzialność jako pierwotna przyczyna sprawcza za wymordowanie członków rodziny pułkownika Kuklińskiego. Jak amoralnym był jego czyn pokazuje, że nie było możliwe, by nie miał świadomości, ze wydaje polskiego bohatera i naraża go na straszne tortury i śmierć. Sprawa ta pokazuje, jak w soczewce, czym była komunistyczna agentura, jaki był stopień jej zbrodniczości i szkodliwości dla Polski, pokoju i świata. My Polacy żyjący poza granicami ojczyzny mamy nieco inną optykę widzenia wielu spraw. Zdajemy sobie sprawę, że komuniści, gdyby nie mieli pewności, że całkowicie kontrolują Episkopat Polski, nigdy by nie podpisali tzw. układu okrągłego stołu. Sprawa wydania pułkownika Kuklińskiego woła nie tylko ku tronowi Bożej Sprawiedliwości, zgodnie ze słowami Pisma Świętego: »Krew sprawiedliwych głośno woła do Mnie z ziemi!« – ale też przypomina o konieczności skutecznego przeprowadzenia dzieła oczyszczenia i polskiego Kościoła i Polski z tej agentury. W sprawie ustalenia tożsamości agenta, który wydał Sowietom pułkownika Kuklińskiego prowadzimy od ponad roku korespondencję z Jego Świątobliwością Benedyktem XVI. Powołaliśmy także własny zespół roboczy, który ustalił ważne fakty. Nie ulega wątpliwości, że chodzi tu o osobę nadal pełniącą jedną z najwyższych godności w Kościele polskim”. W pełnej wersji tego listu, znalazły się również inne, ważne informacje: „Amerykanie szybko dowiedzieli się o »watykańskim przecieku«. W sprawie tej było prowadzone śledztwo. O ile nam wiadomo, również Ojciec Święty Jan Paweł II był zainteresowany wyjaśnieniem tej sprawy. Pewne informacje na temat tych dochodzeń mamy w Chicago. Wskazują one na zabójstwa oficerów Gwardii Szwajcarskiej, którzy byli bliscy ujawnienia prawdy, lub, na których próbowano zrzucić winę. Agent »Krew na rękach« był prawdopodobnie bardzo cenny dla Sowietów i dla ochrony jego tożsamości byli gotowi zabijać…” W liście do Benedykta XVI znajdujemy wzmiankę o innym, tragicznym wydarzeniu z życia pułkownika Kuklińskiego - stracie dwóch synów. Warto przypomnieć, że w cytowanym już wywiadzie, jaki Dariusz Jabłoński, twórca filmu „Gry wojenne” udzielił niezależnej.pl znalazł się następujący fragment: „ – Amerykanie w Pana filmie twierdzą, że śmierć synów była nieszczęśliwym wypadkiem. – Zaskoczyło mnie, że ludzie ci mówili bardzo otwarcie o wszystkich sprawach do momentu, kiedy pojawiała się sprawa śmierci synów. Miałem wtedy wrażenie, że natrafiłem na jakiś mur. Kamera to wychwytuje. Tak samo reagował generał Kiszczak. Nie udało mi się tej tajemnicy wyjaśnić. Nie wiem, czy komukolwiek się uda.” By wskazać na faktyczny kontekst tych tragicznych zdarzeń, trzeba przedstawić opinię Józefa Szaniawskiego, zawartą w artykule „Nieznany list pułkownika Ryszarda Kuklińskiego”. Autor opisuje w nim okoliczności, związane z zaproszeniem pułkownika do Polski w roku 1993. To wówczas, prezes Porozumienia Centrum Jarosław Kaczyński – jako pierwszy polityk III RP wystosował w imieniu opozycyjnych partii i organizacji prawicowo-niepodległościowych zaproszenie, by pułkownik przyleciał na obchody rocznicy agresji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 roku. „Sytuacja Ryszarda Kuklińskiego – pisał Szaniawski – była wówczas dramatyczna. Od 12 lat przebywał w Stanach Zjednoczonych, ale nawet tam musiał się ukrywać. Był pilnie chroniony przez służby specjalne USA, aby nie dosięgnęła go zemsta KGB. [...] nadal bowiem ciążył na nim haniebny wyrok sądu stanu wojennego, skazujący go na karę śmierci, degradację, pozbawienie praw publicznych oraz utratę całego mienia. Kolejni prezydenci III RP – Wojciech Jaruzelski i Lech Wałęsa, publicznie wypowiadali się o pułkowniku, nazywając go zdrajcą, a »Gazeta Wyborcza« publikowała liczne wypowiedzi opluwające Kuklińskiego. Trudno się więc dziwić, że był on wtedy bardzo głęboko rozgoryczony”. Reakcję Kuklińskiego na zaproszenie do Polski, Szaniawski przedstawia w krótkich słowach: „Zaproszenie od Jarosława Kaczyńskiego wręczyłem pułkownikowi Kuklińskiemu w Chicago 29 lub 30 lipca 1993 roku. Pamiętam, Ŝe po przeczytaniu z miejsca zapowiedział -lecę! Był jak uskrzydlony, tak jakby oczekiwał tego zaproszenia od Kaczyńskiego już od dawna. Mówił, jakimi liniami będzie leciał, a nie mógł to być z oczywistych względów LOT, a także jak będzie się musiał przesiadać ze względów konspiracyjnych i logistycznych, zanim doleci do Warszawy. Wrócił też natychmiast do Waszyngtonu, aby załatwić niezbędne formalności. I nagle w kilka dni później, dosłownie ze łzami w oczach (!) oświadczył mi zduszonym głosem: “Zabronili mi”. Więcej miejsca, poświęca Szaniawski odpowiedzi na pytanie – jak doszło do tego, że Ryszard Kukliński nie przyjechał do Warszawy w 1993 r. i dopiero pięć lat później mógł pojawić się po raz pierwszy w Ojczyźnie: „To wprawdzie Amerykanie – Departament Stanu oraz CIA – przekonali pułkownika, aby nie leciał do Polski, ale na Amerykanów zupełnie niesłychaną wywarł presję ówczesny rząd Hanny Suchockiej i ugrupowania z nim związane, głównie Unia Wolności. Ambasada USA w Warszawie otrzymała kilka nieoficjalnych sugestii oraz oficjalną interwencję od szefa Urzędu Rady Ministrów ministra Jana Rokity, że rząd polski będzie uważał wizytę pułkownika Kuklińskiego za prowokację polityczną, a sam pułkownik może zostać aresztowany na lotnisku Okęcie, nadal bowiem ważny jest wyrok sądu i listy gończe za nim ze stanu wojennego. Potwierdził to publicznie minister sprawiedliwości i prokurator generalny Jan Piątkowski. Trzeba podkreślić, Ŝe tego typu interwencje dyplomatyczne są wyjątkowe i mają miejsce jedynie w sprawach szczególnie istotnych dla interesów państwa.” Kilka zdań dalej, Józef Szaniawski przypomniał bardzo ważną hipotezę dotyczącą zabójstw synów pułkownika Kuklińskiego: „Niecałe pół roku później, w nocy z 31 grudnia 1993 r. na 1 stycznia 1994 r. zaginął w Key West na Florydzie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach pierwszy z synów pułkownika - Bogdan. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Kilka miesięcy później, we wrześniu 1994 r. w podobnie dziwnych okolicznościach zginął drugi syn – Waldemar. Został śmiertelnie potrącony przez samochód. W porzuconym aucie służby amerykańskie nie wykryły odcisków palców kierowcy… O sprawstwo w obu przypadkach podejrzewano Sowietów, ale pojawiła się też hipoteza, że mogły w tym uczestniczyć wojskowe służby polskie, “nietknięte” po 1989 r., uznające Kuklińskiego za wroga i zdrajcę. Polityka prezydenta Wałęsy i rządu Suchockiej wobec Kuklińskiego była aż nadto jednoznaczna. Śmierć synów miała być dla Kuklińskiego czytelnym sygnałem: siedź w Ameryce i nie wracaj do Polski.” Zapewne – nikt z nas nie potrafi ocenić, – na ile prawdziwe są to przypuszczenia; czy i na ile mają związek z zachowaniem, na które zwraca uwagę Dariusz Jabłoński, gdy mówi o „natrafieniu na mur”? Podobnie – nikt (mimo istnienia wielu hipotez) nie może dziś jednoznacznie stwierdzić: kim był agent z najbliższego otoczenia Jana Pawła II, który przyczynił się do ujawnienia działalności pułkownika Kuklińskiego? Te kwestie nadal są okryte ponurą tajemnicą, na której straży stoi państwo, zwane III RP. Wolno zatem powiedzieć, że – jak zabójstwo księdza Jerzego było mordem założycielskim, na którym zbudowano „historyczny kompromis” z 1989 roku – tak wskazane wyżej okoliczności, dotyczące życia pułkownika Kuklińskiego, są wspólnym depozytem ludzi sowieckich megasłużb i tej części elit, która zasiadła z mordercami do „okrągłego stołu”. III RP nigdy nie ujawni tajemnic skrywanych w archiwach i w ludzkiej pamięci. Nie może tego uczynić, ponieważ prawdziwym dysponentem tych tajemnic są władcy Kremla, posiadający pełną wiedzę o sprawach, które tu poruszyłem. Ta wiedza – niczym depozyt zbrodni – ma jednoczącą moc… Chciałbym ten tekst o pułkowniku Kuklińskim zakończyć opisem zdarzenia, które w relacji faktów nie ma zapewne istotnej wagi historycznej. Wierzę jednak, Ŝe zawarty w tym opisie obraz zawiera niezwykłą moc, zrozumiałą dla każdego, kto zechce patrzeć głębiej, niż pozwala na to perspektywa doczesności. Przytaczam go również dlatego, że w moim przekonaniu tkwi w nim nadzieja, iż życie i działalność pułkownika Ryszarda Kuklińskiego będą już wkrótce przez Polaków ocenione w prawdzie. Kilka lat temu, Józef Szaniawski w rozmowie z Łukaszem Kazimierczakiem, zamieszczonej w „Przewodniku Katolickim” przywołał taki obraz: Po śmierci drugiego syna Kukliński został zaproszony do Watykanu. Jan Paweł II spotkał się z nim w Bibliotece Watykańskiej, ja w tym czasie siedziałem z ks. Dziwiszem w poczekalni. Rozmowa miała trwać dziesięć minut. Kiedy mijała dwunasta, ks. Dziwisz zaczął nerwowo spoglądać na zegarek, mijały kolejne minuty, a w tym czasie jakaś delegacja już czekała na spotkanie z Ojcem Świętym. Nikt jednak nie śmiał wejść do prywatnej biblioteki papieskiej. Po 50 minutach wyszedł zapłakany Kukliński, z zaczerwienionymi oczami, Papież też był wyraźnie poruszony. Okazało się, że w trakcie rozmowy - właśnie gdy Kukliński wstawał w tej dziesiątej minucie – Ojciec Święty zapytał: „A może pan pułkownik chciałby traktować tę rozmowę jako spowiedź?” W ten sposób Papież przy swoim biurku wyspowiadał Kuklińskiego.” Aleksander Ścios bezdekretu.blogspot.com Źródła: Leopold Terlicz-Witkowski – „Pamięci Pułkownika” Kurier Codzienny 27-29.01.2006r. http://www.dziennik.pl/opinie/article502932/Kiszczak_byl_szefem_plutonu_egzekucyjnego_.html?page=5 http://www.kuriercodziennychicago.com/images/list.pdf |