Wszyscy WON czyli opcja zerowa
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
03.02.2016.

Wszyscy WON czyli opcja zerowa

 

Stanisław Michalkiewicz 1 luty 2016 Wszyscy won czyli opcja zerowa

 

Nie jest żadną tajemnicą, że jedną ze stron wojujących w politycznej wojnie, jaka toczy się w naszym nieszczęśliwym kraju, jest RAZWIEDUPR.

Wprawdzie już wyjaśniałem znaczenie tego skrótu, ale z komentarzy wynika, że wielu Czytelników nadal tego nie wie. Wyjaśniam więc, że RAZWIEDUPR jest dokonaną modo sovietico zbitką dwóch rosyjskich słów: Razwiedywatielnoje Uprawlienije – co po polsku oznacza Zarząd Wywiadu. RAZWIEDUPR za pierwszej komuny był najtwardszym jądrem bezpieki, a w połowie lat 80-tych stoczył pierwszą wojnę o inwestyturę ze Służbą Bezpieczeństwa.

         Chodziło o to, kto w charakterze hegemona sceny politycznej w naszym bantustanie będzie pertraktował z naszymi nowymi sojusznikami – bo wiadomo było, że po ewakuacji imperium sowieckiego ze Środkowej Europy, nastąpi odwrócenie sojuszy.

W tej pierwszej wojnie o inwestyturę zwycięzcą został RAZWIEDUPR i – jak oznajmił panu Maciejowi Zalewskiemu rezydent CIA - „wszyscy oni mieli być odwróceni i zostali odwróceni”. Jak dalece i czy naprawdę – tego nikt oczywiście nie wie, bo – jak powiadają wymowni Francuzi – on revient toujours a son premier amour – co się wykłada, że zawsze wraca się do pierwszej miłości, a wiadomo, że pierwszą miłością RAZWIEDUPR-a było sowieckie GRU (Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlienije), więc kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat – jak dodają wymowni Francuzi – nawet jeśli w tak zwanym międzyczasie miewał rozmaite miłostki i romanse.

18 czerwca ubiegłego roku, podczas międzynarodowej konferencji naukowej „Most”, RAZWIEDUPR zaoferował Amerykanom usługi przy utrzymywaniu w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego, w zamian za pozwolenie na kontynuowanie okupacji naszego nieszczęśliwego kraju – i dlatego właśnie mamy polityczną wojnę, która w przeciwnym razie nie byłaby w ogóle możliwa, bo wtedy każdy dygnitarz RAZWIEDUPR-a ratowałby się na własną rękę.

Dla potrzeb tej politycznej wojny RAZWIEDUPR mobilizuje całą swoją agenturę, rozmaitych pieszczochów „układu” w rodzaju pani Krystyny Jandy, którą reżim futrował szmalcem pod pretekstem „wspierania kultury” - bo pani Janda prowadzi teatrzyk – za co ona ćwierka z właściwego klucza, no i oczywiście – pożytecznych idiotów, których w naszym nieszczęśliwym kraju nie brakowało ani za pierwszej komuny, ani teraz. W ten sposób utworzony został Komitet Obrony Demokracji z wysuniętym na fasadę filutem „na utrzymaniu żony”, dlatego tylu mamy nieutulonych w żalu z powodu zlikwidowania przez państwową telewizję gospodarstwa pomocniczego w postaci Hodowli Lisów Farbowanych i tak dalej.

Teraz, po ponownym połączeniu funkcji ministra sprawiedliwości z funkcją prokuratora generalnego, z niezależnej prokuratury odeszło już co najmniej stu prokuratorów, a inni podobno się „wahają”. Kiedy to słyszę, przypomina mi się kabaretowy monolog pijaka, który w swej wędrówce natyka się na wisielca i przemawiając do niego w pewnym momencie stwierdza: „pan się waha!”.

Ale mniejsza z tym, bo ważniejsze jest oczywiście co innego – ilu prokuratorów spośród tej setki jest agentami RAZWIEDUPR-a i zrezygnowało na rozkaz swego oficera prowadzącego, a ilu z innych przyczyn?

Warto przypomnieć, że w książce „Długie Ramię Moskwy”, poświęconej właśnie RAZWIEDUPR-owi, dr Sławomir Cenckiewicz podaje informację, że w roku 1990 RAZWIEDUPR dysponował agenturą w liczbie 2500 konfidentów. Moim zdaniem dzisiaj tę liczbę możemy śmiało pomnożyć co najmniej przez dziesięć, a w tej sytuacji byłoby dziwne, gdyby RAZWIEDUPR nie miał konfidentów akurat w niezależnej prokuraturze. Tam przede wszystkim, podobnie jak w niezawisłych sądach – bo dzięki temu może śmiało rozkradać zasoby naszego nieszczęśliwego kraju, a nawet oszczędności lekkomyślnych obywateli bez obawy o jakąkolwiek odpowiedzialność.

Przykładem niech będzie „Ambergold”. Jak pamiętamy, niezależna prokuratura podjęła wobec „Ambergoldu” energiczne kroki dopiero wtedy, gdy wszystkie aktywa zostały z niego bezpiecznie wyprowadzone w nieznanym kierunku. Wkrótce okazało się, że jedynym winowajcą w tej sprawie jest pan Marcin Plichta, który – jak podejrzewam – od samego początku pełnił rolę „słupa” w służbie RAZWIEDUPR-a.

Wymiar sprawiedliwości naszpikowany jest agenturą, niczym wielkanocna baba rodzynkami i właśnie dlatego tylu szubieniczników unika kary. RAZWIEDUPR bowiem nie taki głupi, żeby dzielić się forsą ze swoimi konfidentami. Ponieważ jednak musi ich jakoś wynagradzać, to wartościowych konfidentów lokuje na stanowiskach w prokuraturze czy niezawisłych sadach, zaś konfidentów drobniejszego płazu wynagradza bezkarnością, którą gwarantują konfidenci w wymiarze sprawiedliwości. W tej sytuacji demonstracja, jaką – jak podejrzewam - na polecenie RAZWIEDUPR-a przeprowadziła setka prokuratorów, może być dobrą wiadomością. Wszyscy w prokuraturze powinni się pozwalniać, podobnie jak w niezawisłych sądach i w ten oto sposób w wymiarze sprawiedliwości przeprowadzona zostałaby opcja zerowa, bez której jakakolwiek poprawa wydaje się mało prawdopodobna.

Zmieniony ( 03.02.2016. )