"Baby Bloom Gay-Surrogacy"... "W ten oto sposób zamówiłam sobie dziecko doskonałe".
Wpisał: Lucetta Buoncuore   
12.02.2016.

«Baby Bloom Gay-Surrogacy»

 

"W ten oto sposób zamówiłam sobie dziecko doskonałe".

 

«Così ho prenotato il figlio perfetto»

http://www.avvenire.it/Politica/Pagine/Ho-affittato-una-mamma-140mila-euro-per-un-beb-.aspx

 

Lucetta Buoncuore            9 luty 2016    tłum. RAM

 

Instytucja, którą pokrótce opiszę nazywa się «Baby Bloom Gay-Surrogacy» i jest agencją międzynarodową z siedzibą w Londynie, oferującą pełny pakiet usług w zakresie macierzyństwa zastępczego.

 

29 stycznia "Baby Bloom" zorganizowała w Brukseli sesję informacyjną na temat własnej działalności - określoną przez belgijskie media jako "wystawę", pomimo tego, że organizatorzy sesji byli nadzwyczaj ostrożni, bojąc się ciekawości dziennikarzy i reakcji aktywistów ruchów przeciwnych tego rodzaju tendencjom.

http://www.babybloom.co.il/en/gay-surrogacy/

Nie przez przypadek, "wystawa" faktycznie ofiarowała możliwość zaliczenia sesji informacyjnej ale jedynie w formie prywatnej.

            W takiej sytuacji, nic więc nie przeszkadza, aby udać potencjalnego klienta, w celu zorientowania się na czym cała rzecz polega.

            Załatwienie sobie podobnej sesji okazuje się jednak skomplikowane, jest czymś w rodzaju slalomu dla kogoś, kto nie należy do środowiska dla którego pracuje agencja - jedynym sposobem na ustanowienie kontaktu jest prośba o rozmowę  na ustanowionej do tego celu stronie Facebooka.

            Używając wielu wybiegów, udaje mi się wreszcie umówić się na spotkanie z pracownikiem agencji w holu luksusowego hotelu w centrum Brukseli, na spotkanie nikt jednak nie przychodzi. W barze widzę kilka par gejów z zagubionym wyrazem twarzy kręcących się nerwowo.

            Wracam do domu wojowniczo nastawiona i wysyłam żądający wyjaśnień e-mail. Odpowiedź jest natychmiastowa, zawiera przeprosiny a także obietnice zniżek, jeżeli pomimo incydentu zdecyduję się zawierzyć praktykę agencji.

            Ponadto pracownica usprawiedliwia swą nieobecność mówiąc, że dziennikarze i "ekstremiści" byli gotowi do wtargnięcia do hotelowego holu i w tej sytuacji pracownicy agencji musieli się ze spotkania wycofać.

            Kobieta, z którą się umówiłam i która do końca pozostanie moim kontaktem z "Baby Bloom", dodaje: "Próbowano nas nawet sfilmować przy pomocy ukrytej kamery video...". Z jej wypowiedzi wynika, że jestem jedyną dziennikarką, która wydryblowała ochronę agencyjnych osobistości, które przedstawiają się jako dążące tylko i wyłącznie do "pozwolenia każdemu na posiadanie rodziny".

            Wygląda na to, że moja rola kobiety, która nie jest już w wieku rozrodczym i która zbyt dużo czasu poświęciła na pracę zawodową a w tej chwili chce mieć dziecko, okazała się godna ich zaufania.

            Proponują mi więc skontaktowanie się z agencją przy pomocy Skype, w przyszłym tygodniu i rzeczywiście, 3 lutego, po południu odbywa się upragniona przeze mnie rozmowa.

            Moja rozmówczyni jest młodą i ładną kobietą, z pochodzenia Hiszpanką. W sposób bardzo serdeczny zgłębiamy temat - przedstawiam się jako osoba pragnąca dziecka, która nie jest niestety w wieku do tego odpowiednim

i która ma przyjaciela geja chcącego pomóc jej w zrealizowaniu marzenia o dziecku, ofiarującego spermę.

            Xiomara, bo takie jest imię pracownicy agencji, wyjaśnia mi w szczegółach cały proceder jaki realizuje "Baby Bloom" i podkreśla, że dawczynie komórek jajowych i matki zastępcze są tylko i wyłącznie Amerykankami i że agencja nie współpracuje z Indiami, Tajlandią, Nepalem czy innymi krajami ubogimi.

            Tłumaczy mi, że: "Pojawia się sporo problemów - wiele dzieci rodzi się chorych, ponieważ matki są niedożywione lub też żyją w złych warunkach higienicznych". Pytam więc, co dzieje się z chorymi dziećmi?  W odpowiedzi pada: " Ze smutkiem muszę powiedzieć, że są porzucane".

            Zadaję sobie pytanie czy przebłyski człowieczeństwa nie zdarzają się również realiach "Baby Bloom"?  To wrażenie zanika jednak stopniowo, w miarę jak pracownica agencji wyjaśnia mi się kolejne fazy procederu.

            "Współpracujemy z dwiema klinikami, jedna znajduje się w Kalifornii, a druga w Nevada - mówi Xiomara i wyjaśnia dalej - kliniki posiadają własne dawczynie komórek jajowych i wybranie jednej z tych klinik sprawia, że koszt jest niższy. Jeżeli natomiast, ma pani szczególne życzenia w tej sprawie i woli współpracować z kliniką własnego wyboru, cena wzrasta".

            Cena komórki jajowej waha się od 6 000 do 20 000 dolarów, jeżeli chce się komórkę należącą do grupy A, tzn. pochodzącą od kobiet o wybitnej inteligencji i urodzie. To dawczyni komórki decyduje o jej cenie. Co do matki zastępczej, są one selekcjonowane w sposób bardzo surowy - tylko jedna na dziesięć uzyskuje pozwolenie na członkostwo w  équipe matek zastępczych.

            Jednorazowy koszt wynajęcia matki zastępczej wynosi od 25 000 do 40 000 dolarów. Najdroższe są te, które były już wcześniej matkami zastępczymi ponieważ "mają doświadczenie" - kontynuuje wyjaśnienia moja rozmówczyni.

            W tym momencie pytam prosto z mostu: "Ale w jaki sposób możecie zagwarantować mi, że dziecko urodzi się w pełnym zdrowiu?  Nie chcę dziecka upośledzonego...".

            Słyszę odpowiedź: "Zawrze pani umowę z kliniką i otrzyma pani gwarancję na piśmie, że dziecko urodzi się zdrowe. Niebezpieczeństwo urodzenia się dziecka chorego po prostu nie istnieje".

            "Ale gdyby pomimo wszystko doszło do poczęcia dziecka chorego?" - nalegam. Na to Xiomara zapewnia mnie, że: "Zarodek niepełnowartościowy nie zostanie wszczepiony do macicy, a gdyby jakaś wada pojawiła się później, przerywa się ciążę. Pani będzie dysponowała stuprocentową gwarancją, na to, że otrzyma pani zdrowe dziecko".

            Poczym pyta: "Pragnie pani wszczepienia jednego embrionu czy dwóch?" "Myślę, że lepiej będzie wszczepić dwa, wydaje mi się to rozwiązaniem pewniejszym" - odpowiadam. Xiomara mówi na to, że: "Cena oczywiście wzrośnie".

            "A co się dzieje kiedy rodzi się dziecko?" - pytam. "W momencie narodzin musi pani być obecna, jeżeli chce, może pani być także świadkiem porodu" - odpowiada kobieta. "Natychmiast po porodzie, dziecko oddajemy w pani ręce, bez obecności matki zastępczej. Dziecko należy do pani!" - zapewnia mnie z uśmiechem.

            "Trzeba aby pozostała pani w USA co najmniej miesiąc, na czas konieczny do wystawienia dziecku paszportu". W tym momencie ryzykuję pytanie: "Jeżeli tak, to czy mogę otrzymać mleko matki zastępczej dla dziecka?" -"Ależ tak, jeżeli matka zastępcza zgodzi się na to, może pani kupować jej mleko. Ale ten szczegół musi być zawarty w kontrakcie. W przeciwnym razie, istnieją banki mleka kobiecego, w Ameryce jest ich bardzo dużo".

            Na zakończenie rozmowy usiłuję zażartować: "Niebywałe, gwarancja na dzieci doskonałe... to nie do uwierzenia!".

Moja rozmówczyni odpowiada niezwłocznie: "Z pewnością. Problemy mogą się pojawić jedynie w przypadku poczęcia naturalnego i nie dotyczą naszych dzieci.

Jeżeli zajdę w ciążę w normalny sposób, nie mam żadnej gwarancji, że problemy się nie pojawią, tj. że dziecko będzie zdrowe. Jasne?" - "Tak, rozumiem"  - odpowiadam i dodaję z przekonaniem w głosie - "Taka będzie reprodukcja w przyszłości...  - " Słusznie!" - odpowiada pracownica agencji z promiennym uśmiechem.

            Trzeba jednakże dysponować 140 000 dolarów. Tyle że, kiedy wzrośnie zapotrzebowanie, również i ceny staną się przystępniejsze... - "Przyślę pani natychmiast kopię umowy" - obiecuje Xiomara, a ja kończę spotkanie i odchodzę.

            W tym momencie czuję, że muszę napić się czegoś mocniejszego.

Zmieniony ( 12.02.2016. )