Elementy komiczne i tragikomiczne, czyli groteskowe, wojny. "Fołksfront" przeciwko "sanacji" | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
13.02.2016. | |
Elementy komiczne i tragikomiczne, czyli groteskowe, wojny. „Fołksfront” przeciwko „sanacji”
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3582 Felieton • tygodnik „Polska Niepodległa” • 13 lutego 2016
Wprawdzie antypolskie działania, do których wciągane są instytucje Unii Europejskiej, mogą spowodować groźne następstwa zarówno dla państwa, jak i dla narodu polskiego – bo państwo może zostać rozebrane, zaś naród polski – we własnym kraju zepchnięty do roli narodu drugiej kategorii, ale mimo całej powagi sytuacji, obfituje one w niezamierzone elementy komiczne i tragikomiczne, czyli groteskowe. Wojna polityczna, jaką przeciwko Prawu i Sprawiedliwości prowadzi RAZWIEDUPR, wykorzystujący w tym celu wykreowane przez bezpiekę Platformę Obywatelską i Nowoczesną oraz konfidentów, masowo zmobilizowanych do Komitetu Obrony Demokracji, którzy na polecenie i pod dyskretną kontrolą oficerów prowadzących co sobotę kicają jak nie w obronie demokracji, to w obronie praworządności, jak nie w obronie praworządności, to w obronie wolności – bo wiadomo, że nikt nie obroni wolności skuteczniej od ubowców, którzy już w poprzednich pokoleniach ubeckich dynastii nieśli Polakom wolność i demokrację ludową. Kolaboruje z RAZWIEDUPR-em żydowskie lobby zarówno w Polsce, jak i za granicą, pokazując w ten sposób, że na naszych oczach odtworzył się sojusz „Chamów” z „Żydami”. Jak pamiętamy, polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, z którą historyczny naród Polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe, w 1955 roku, pragnąc uniknąć odpowiedzialności za zbrodnie okresu stalinowskiego, podzieliła się na dwie polityczne frakcje, które właśnie tak się nawzajem przezywały i próbowały tę odpowiedzialność zrzucić na siebie nawzajem. Sprytniejsze „Żydy” natychmiast przywdziały kostiumy szermierzy wolności i nieubłaganym palcem wskazały na „Chamów”, jako winowajców wszystkiego. Rozwścieczone tą bezczelnością „Chamy” podkreślały, że owszem – mordowały i łamały kości – ale przecież na polecenie „Żydów”, którzy im rozkazywali, jako ubecka elita. Ten konflikt miał kolejną odsłonę w marcu 1968, kiedy to „Chamy” odegrały się na „Żydach”, którzy sprytnie skorzystali z okazji, by wymieść się z cudnego raju na Zachód, gdzie od razu przywdziali szaty męczenników reżymu – tym bardziej wybielone, im większe łotrostwa w okresie dobrego fartu popełniali. Ktoś może się zżymać, że przypominam tamte dawne sprawy, ale jakże tu nie przypominać, kiedy obecna wojna polityczna w Polsce przypomina historyczną rekonstrukcję? Nie jest chyba dla nikogo żadną tajemnicą, że – o ile pan prezes Jarosław Kaczyński ma jakieś ideały - jego ideałem jest II Rzeczpospolita, ale pod rządami „sanacji”. Był to rodzaj autorytaryzmu, ale polskim zwyczajem – bardzo safandulskiego, więc na przykład z demonicznym autorytaryzmem hitlerowskim w ogóle nie porównywalnego. Ale chociaż safandulski, dla żydokomuny stanowi znakomity pretekst, by na tę historyczną rekonstrukcję odpowiedzieć swoją, a właściwie nie tyle „swoją”, co stalinowską rekonstrukcją historyczną w postaci tzw. „fołksfrontu”. W latach 30 Ojciec Narodów obmyślił bowiem strategię przechwytywania przywództwa politycznego w krajach Europy Zachodniej przez partie komunistyczne pod pretekstem robienia „no pasaran” faszyzmowi. W tym celu faszyzm, chociaż był jedną z radykalnych postaci socjalizmu, został uznany za „prawicę” i to w dodatku „skrajną”, dla której przeciwwagą miały być „fronty ludowe”, czyli tak zwane „fołksfronty”, w których role politycznego kierownika miała pełnić żydokomuna. Dla postkomuny, która po uwłaszczeniu utraciła wszelką wiarygodność wśród „proletariatu” (symbolicznym tego wyrazem była scena, gdy do manifestacji bezrobotnych przez Sejmem wyszła posłanka Izabela Sierakowska, w futrze do kostek, uciułanym ze „społecznej wrażliwości”, podobnie jak wystawny dwór w Radawcu koło Lublina), uczestnictwo w „fołksfroncie” jest znakomitym wyjściem z patowej sytuacji ideologicznej tym bardziej, że utraciwszy wiarygodność w środowisku tradycyjnego proletariatu, musi odwoływać się do proletariatu zastępczego w postaci sodomitów, gomorytek, no i oczywiście Żydów, którzy , jeśli tylko trzeba, mogą odegrać każdą rolę i wcielić się w cokolwiek – jak to pokazał Woody Allen w filmie „Zelig”, kiedy to tytułowemu Zeligowi, jak tylko znajduje się wśród Murzynów, zaraz czernieje skóra, a gdy jest wśród kobiet w ciąży – rośnie brzuch. „Żydy” mają oczywiście swoją kalkulację, obliczoną na doprowadzenie mniej wartościowego narodu tubylczego do stanu psychicznej, a potem i fizycznej bezbronności, by go tym łatwiej ograbić pod pretekstem tak zwanych „roszczeń”. Skoro jest do zrobienia taki znakomity interes, to czemuż nie odegrać historycznej rekonstrukcji w postaci „fołksfrontu”, który dodatkowo uzyska wsparcie ze strony Niemiec, zainteresowanych przecież załatwieniem remanentów oczekujących na to już od 70 lat! Na tym tle groteskowo wygląda celebrowanie przez część katolickiego duchowieństwa w Polsce „Dnia Judaizmu”, w ramach którego – niezależnie od wymyślanych każdego roku kabotyńskich haseł – Kościół katolicki w Polsce wprzęgany jest nie tylko w służbę żydowskiej polityki historycznej, która co najmniej od kilkunastu lat jest ściśle skoordynowana z polityką historyczną niemiecką, ale również w służbę żydowskiego przemysłu rozrywkowego. Chociaż niektóre aspekty obchodów „Dnia Judaizmu” wywołują niezamierzony efekt komiczny, to generalnie sprzyjają one doprowadzaniu historycznego narodu polskiego do stanu psychicznej bezbronności. Czym kieruje się żydofilska część katolickiego duchowieństwa w Polsce – trudno zgadnąć, bo jeśli liczy na to, iż po uzyskaniu ekonomicznej, a co za tym idzie – społecznej i politycznej dominacji w Polsce, Żydzi w stosunku do Kościoła, a zwłaszcza – duchowieństwa, zachowają się tolerancyjnie, to z pewnością się przeliczy. Przestrogą niech będzie żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika. Kreuje się ona na przeciwniczkę przypominania byłym konfidentom SB ich zaangażowania, ale kiedy tylko trzeba kogoś zdyscyplinować, bez najmniejszego wahania sięga po lustracyjny miecz. Tak było w przypadku JE abpa Henryka Muszyńskiego, któremu przy okazji pogrzebu którejś ofiary katastrofy smoleńskiej wypsnęło się w kazaniu zdanie o potrzebie „kontynuowania misji zmarłego prezydenta”. „Gazeta Wyborcza” przywróciła go do rzeczywistości dwoma słowami: „lustracji też?” i tak jest teraz w przypadku JE bpa Wiesława Meringa, którego, kiedy tylko ośmielił się skrytykować atakującego Polskę niemieckiego niedouka Schulza, rzucona przez redakcyjny Judenrat na religijny odcinek frontu ideologicznego pani red. Katarzyna Wiśniewska, zlustrowała bez żadnych ceregieli. |