Video meliora proboque, deteriora sequor (KRUS)
Wpisał: Iza Falzannowa   
02.03.2010.

Video meliora proboque, deteriora sequor

IF

            Wcale się nie dziwię ani gorszę, że Rafał Ziemkiewicz korzysta z KRUS. Tak jak nie dziwię się, że Ojciec Rydzyk, choć występował przeciwko UE teraz występuje o unijne dotacje.

            Ja też, choć jestem przeciwna wszelkim przywilejom i choć stać mnie na płacenie za przejazdy, wykupiłam za 40 zł przysługujący mi bilet roczny dla seniora. Przede wszystkim dla wygody - nie muszę teraz pamiętać o kasowaniu biletu. Mogłabym broniąc swego postępowania zasłaniać się ubogimi staruszkami, których bez tego przywileju nie byłoby stać na dojazd do lekarza. Albo twierdzić, że odbieram sobie w ten sposób zagrabiony mi przez komunistów majątek koło Pińska. Albo wyliczać, że starcze przywileje nie rujnują zbytnio budżetu. Albo wreszcie postulować, że przywilej płacenia 40 złotych rocznie za przejazdy trzeba rozciągnąć na cale społeczeństwo. Jak wiadomo nie ma takiego świństwa, do którego nie dałoby się dobudować teorii. Wiem jednak dobrze, że postępuję tak wyłącznie na prymitywnej zasadzie: „jak dajom to bier”.

            KRUS jako system jest nie do obrony. Ubezpieczają się w nim biedni i bogaci, tacy, których stać na prywatnego lekarza (mam nadzieję, że Ziemkiewicz do nich należy) i tacy, których nie stać na bilet na autobus żeby dojechać do lekarza państwowego. Nie jest normalną sytuacja, w której jeden obywatel kraju, niezależnie od statusu materialnego, płaci 150 złotych kwartalnie za ubezpieczenie całej rodziny, a inny 800 złotych od osoby.

            Dopóki KRUS nie zostanie zlikwidowany lub zreformowany korzystanie z tej formy ubezpieczenia jest jednak tylko sprawą sumienia. Natomiast obrona tego systemu jest kwestią smaku.

            Stefan Kisielewski mieszkał w osławionym domu przy Szucha 16 zrabowanym przedwojennej spółdzielni. Wstydził się tego tak bardzo, że podobno wysiadał z taksówki na rogu Litewskiej, żeby nie podawać kierowcy kompromitującego adresu. Jednak nie do tego stopnia, żeby opuścić ukradzione komuś mieszkanie. Przyznam zresztą obiektywnie, że taki gest nie miałby większego sensu. Nikt i tak nie oddałby mieszkania prawowitemu właścicielowi. Otrzymałby je jakiś komunistyczny aparatczyk. Na marginesie - obecni mieszkańcy tego domu, dzieci komunistycznych aparatczyków, teraz prawie w 100% elita opozycji, którzy wykupili za grosze cudze mieszkania, czują się oczywiście pełnoprawnymi właścicielami i gromko sławią święte prawo własności ukradzionej.

            Gdyby jednak Stefan Kisielewski bronił swego czasu rabunku mieszkań argumentując, że dzięki temu lud pracujący miast i wsi realizuje prawo do dobrych warunków mieszkaniowych (oczywiście przez swych najlepszych przedstawicieli), wyrzuciłabym wszystkie jego ksiązki do kosza.

Zmieniony ( 16.08.2010. )