Nie jesteśmy kanibalami
Wpisał: Izabela BRODACKA   
28.02.2016.

Nie jesteśmy kanibalami

Izabela BRODACKA  

W mojej kamienicy mieszkała agentka wywiadu Jolanta Gontarczyk podejrzewana o zamordowanie księdza Blachnickiego. Jolanta Gontarczyk zarejestrowana była jako TW Panna, a jej mąż Andrzej Gontarczyk jako TW Yon.  Zadaniem Gontarczyków było między innymi rozpracowywanie i dezintegracja polonijnych ruchów niepodległościowych w Niemczech. Na ich celowniku znalazła się przede wszystkim Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów utworzona przez księdza Franciszka Blachnickiego. Para szpiegów zdobyła zaufanie księdza. Powierzył Jolancie kierowanie organizacją, a Andrzej był sekretarzem księdza. Gontarczykowie byli ostatnimi osobami, które widziały księdza Blachnickiego żywego. Po rozmowie z nimi wrócił bardzo zdenerwowany po czym zasłabł i zmarł. Lekarze sugerowali zator tętniczy, wielu świadków widziało jednak nietypowe dla zatoru objawy ataku księdza - na jego ustach pojawiła się piana sugerująca otrucie.

Wkrótce po tym, zagrożeni aresztowaniem przez niemiecki Bundes Kriminalamt  Gontarczykowie uciekli do Polski. Za swoją działalność, poza wysokimi poborami, Gontarczykowie dostali na własność luksusowe mieszkanie w Śródmieściu Warszawy, które służyło przedtem SB jako lokal kontaktowy. Ujawnienie agenturalnej działalności Gontarczyków nie przeszkodziło Jolancie w obejmowaniu ważnych stanowisk w administracji państwowej. Dla towarzyszy z SLD jej opinia nie miała znaczenia. Sekretarz generalny SLD Krzysztof Janik publicznie oświadczył, że „przeszłość Joli Gontarczyk jest wewnętrznym problemem Joli Gontarczyk”. Nie wydaje  się jednak, żeby dla tej pani jej przeszłość była jakimkolwiek problemem. Po prostu była profesjonalistką działającą po drugiej stronie barykady. We własnych  oczach jest być może bohaterką a nawet polską patriotką. Tak jak za patriotę i bohatera uważa się słynny szpieg, autor bardzo ciekawej autobiografii pod tytułem „ Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski”, którą niedawno przeczytałam przecenioną z kilkudziesięciu złotych na niespełna osiem.

 Wszystko to wynika z faktu, że komunizm w przeciwieństwie do nazizmu nie został uznany za system zbrodniczy i nie miał swojej Norymbergii.  Niezależnie od tego co sobie w duchu myślą niedobitki niemieckich nazistów i o czym dyskutują w swoim gronie, żaden z nich nie ośmieliłby się tak jak pani Kiszczakowa twierdzić, że jej mąż był wielkim polskim patriotą, którego głupi  Polacy nie potrafili docenić i krzywdzili jakimiś procesami, zamiast za życia stawiać mu pomniki. Pomniki za to wszystko co wraz z Wałęsą uczynił. A mianowicie dzięki okrągłemu stołowi, który razem zmontowali, bezpiecznie przeprowadzili czerwoną nomenklaturę przez Morze Czerwone oddolnej solidarnościowej rewolty ,zapewniając tej nomenklaturze zachowanie wszelkich przywilejów i pierwsze miejsce w wyścigu do złotonośnych działek rozkradanego majątku narodowego.

Jednocześnie puścili w skarpetkach społeczeństwo, to znaczy zamienili je w białych Murzynów Europy co ze sporą przenikliwością raczył zauważyć i przy ośmiorniczkach sformułować jeden z solidarnościowych beneficjentów przemian.

Pikanterii dodaje fakt, że w uznaniu ogromnych zasług Wałęsy dla „tego kraju” pani Kiszczakowa, podobno pisarka i doktor nauk humanistycznych, jak prawdziwy Leon zawodowiec  próbowała zarobić parę złotych na jego teczce. Jest to moim zdaniem wyraz największego szacunku Kiszczakowej dla Wałęsy.  Tak jak zjedzenie kogoś wśród kanibali. Na przykład wśród ludu Fore z Nowej Gwinei wyrazem najwyższego szacunku dla zmarłych krewnych  jest rytualne spożywanie ich zwłok. A przecież jak twierdzi Claude Lévi-Strauss w wydanym ostatnio zbiorze jego dojrzałych ( czyli starczych) tekstów-  „wszyscy jesteśmy kanibalami”. 

Wszyscy byliśmy uwikłani w komunizm”- twierdził kiedyś Michnik. Chociaż przypisywanie całemu polskiemu społeczeństwu uwikłania w komunizm ma dokładnie taki sam sens jak oskarżanie o uwikłanie w nazizm więźniów obozu w Oświęcimiu, ta próba napisania synkretycznej historii, choć oparta na rozmyciu odpowiedzialności, zawierała jednak krytyczny osąd komunizmu.

Teraz jak widać przyszedł czas na postawienie wszystkiego na głowie. Okazuje się, że agenturalna działalność Wałęsy, o której- jak twierdzi Bujak- przecież wszyscy wiedzieli to drobiazg wobec jego zasług dla kraju i historii. Za chwilę okaże się, że największą zasługą Wałęsy było właśnie donoszenie. Faktycznie dla Onych było zasługą, a dla nas przestępstwem. Nie sposób tu uzgodnić  punktów widzenia.

Kilka lat temu spędzałam ferie zimowe w pewnym pensjonacie nad Jeziorakiem. Jeden z gości pensjonatu pan Jan Skrodzki opowiadał, że jego ojciec, akowiec zastrzelił Żydówkę. Chwalił się, że zgłosił się z tymi rewelacjami do Anny Bikont i do Agnieszki Arnold czym zyskał ich przyjaźń. Swoją drogą paniom trafił się niezły frukt- mogły obwozić go jak żywą skamieniałość dokumentującą zbrodniczy polski antysemityzm.

Goście pensjonatu byli jednak dociekliwi. „Zastrzelił tak bez powodu?”- powątpiewali. „ No nie, przyszła go aresztować” „ Sama?” „ Nie było ich sześcioro” „ No to chyba musiał się jakoś ratować” „ Ale przecież te żydziaki nawet nie umiały obchodzić się z bronią” podsumował pan Skrodzki dając tym wyraz swemu odruchowemu antysemityzmowi. Zebrani ryknęli śmiechem, oburzony pan Skrodzki rezygnując z posiłku trzasnął drzwiami. Wymowa tego co mówił jest jednak prosta. Skuteczna samoobrona, czyli zabicie przestępcy dla jego rodziny i przyjaciół zawsze będzie morderstwem i zbrodnią. Niezależnie od stopnia winy tego przestępcy.

W kawiarni Parana pracowała kiedyś kelnerka z wyraźnym ubytkiem czaszki. Została ranna w czasie powstania. Kiedy po wojnie poszła załatwiać sobie rentę, w organizacji kombatanckiej przyjął ją człowiek, który przesłuchiwał ją kiedyś w gestapo. „ Wszyscy walczyliśmy, a po jakiej stronie to obecnie nie ma najmniejszego  znaczenia” –powiedział.

Otóż z tym właśnie nie możemy się zgodzić. Nie jest obojętne czy byliśmy w AK czy w SS, nie wszyscy byli uwikłani w komunizm i nie wszyscy jesteśmy kanibalami.

tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie