Luter myślał, że był boski !
Wpisał: Plinio Corręa de Oliveira   
02.03.2016.

Luter myślał, że był boski !

 

Plinio Corrêa de Oliveira 2016-3-2  pch24

 

Nie rozumiem, jak dzisiejsi ludzie Kościoła – nie wyłączając niektórych spośród tych najbardziej kulturalnych, wykształconych i znamienitych – mogą mitologizować postać herezjarchy Lutra. W swojej gorliwości chcą przysłużyć się w ten sposób ekumenicznemu zbliżeniu z protestantami, a pośrednio ze wszystkimi religiami, szkołami filozoficznymi, etc. Czy nie dostrzegają oni jednak niebezpieczeństwa czyhającego na nas wszystkich na końcu tej drogi, niebezpieczeństwa polegającego na utworzeniu – na skalę światową – ponurego supermarketu religii, filozofii i systemów różnego rodzaju, w którym prawda i błąd będą rozsypane w kawałkach, wymieszane ze sobą w kakofonicznym zamęcie?

 Jedyną rzeczą, której brakowałoby w tym świecie byłaby – jeżeli moglibyśmy osiągnąć taki stan – cała prawda, jaką jest rzymska, katolicka i apostolska wiara, bez żadnej plamy i rysy.

 Dziś zaprezentuje trochę faktów o Lutrze jasno wskazujących, że swąd tego buntownika unosiłby się nad takim supermarketem religii, lub raczej: kostnicą religii, filozofii i ludzkiej myśli. Do niego należy, z pewnego punktu widzenia, rola punktu wyjścia w tym marszu ku całkowitemu zamętowi.

 Wyjątkowo charakterystycznym elementem nauczania Lutra jest jego nauka o usprawiedliwieniu przez samą wiarę. Mówiąc prościej, nieskończone zasługi Chrystusa, same z siebie zapewniają wieczne zbawienie człowiekowi, bez jakiejkolwiek współpracy z jego strony. Stąd też człowiek może na tym świecie grzeszne życie bez żadnych wyrzutów sumienia bądź bojaźni przed sprawiedliwością Bożą. Dla Lutra głos sumienia nie był głosem łaski, ale raczej... diabła!

 Z tego powodu napisał on do przyjaciela, że człowiek dręczony przez diabła powinien od czasu do czasu „więcej pić, uprawiać hazard, zabawiać się, a z nienawiści i pogardy do diabła popełnić jakiś, aby uniemożliwić mu nękanie sumienia drobiazgami. Cały Dekalog powinien być wymazany sprzed naszych oczu i z naszych dusz, bo tak bardzo jesteśmy prześladowani i dręczeni przez diabła” (M. Luther, „Briefe, Sendschreiben und Bedenken”, ed. De Wette, Berlin, 1825-1828 – Cf. op.cit., s.199-200).

 Idąc po tej samej linii Luter pisał również: „Bóg zobowiązuje cię tylko, abyś wierzył i wiarę wyznawał. We wszystkich pozostałych rzeczach pozostawia ci swobodę jako panu i władcy, abyś robił cokolwiek zechcesz. Co więcej, jeśli o Niego chodzi, nie ma żadnego znaczenia to, czy zostawisz swoją żonę, uciekniesz od swojego pana albo to, czy łamiesz wszystkie swoje zobowiązania. Jakie ma dla Niego znaczenie to, czy robisz lub nie robisz takich rzeczy?” (Werke, Weimar ed., XII, s.131 nn – Cf. op. cit., s. 446).

 Zachęta do grzechu dana w liście do Melanchtona z 1 sierpnia 1521 jest chyba jeszcze bardziej wymowna: „Bądź grzesznikiem, grzesz mocno (esto peccator et pecca fortiter), ale wierz i raduj się tym bardziej w Chrystusie, zwycięzcy grzechu, śmierci i świata. Podczas tego życia musimy grzeszyć. Wystarczy, że dzięki miłosierdziu Boga znamy Baranka, który gładzi grzechy świata. Grzech nie oddzieli nas od Niego, nawet jeślibyśmy popełnili dziennie tysiąc morderstw i tysiąc cudzołóstw” („Briefe, Sendschreiben und Bedenken”, ed. De Wette, II, s.37 – Cf. op. cit., s. 439).

 Ta nauka jest tak dziwna, że nawet samemu Lutrowi z trudem udawało się w nią wierzyć: „Nie ma żadnej religii na całym świecie, która naucza takiej doktryny o usprawiedliwieniu; ja sam, choć jej nauczam publicznie, mam wielkie trudności, aby prywatnie w nią wierzyć” („Werke”, Weimar ed., XXV, s.330 – Cf. op. cit., s.158).

 Sam Luter dostrzegał niszczące skutki jego – jak przyznawał – nieszczerego nauczania: „Ewangelia znajduje dziś zwolenników przekonanych, że jest ona niczym innym jak tylko nauką służącą zapełnianiu ich brzuchów i dającą nieograniczoną władzę wszystkim ich impulsom” („Werke”, Weimar ed., XXXIII, s.2 – Cf. op. cit., s.212) Luter dodawał, odnośnie swoich ewangelickich zwolenników, że „są oni siedem razy gorsi niż byli przedtem. Po głoszeniu naszej nauki ludzie oddali się rabunkowi, kłamstwu, oszustwu, rozpuście, pijaństwu i wszelkim innym nałogom. Wypędziliśmy diabła (papiestwo), a siedem gorszych przyszło na to miejsce”. („Werke”, Weimar ed., XXVIII, s.763 – Cf. op. cit., s.440).

 „Po tym jak zrozumieliśmy, że dobre uczynki nie są konieczne dla usprawiedliwienia, stałem się znacznie bardziej opieszały i oziębły w czynieniu dobra... i jeżeli moglibyśmy wrócić do starego stanu rzeczy i jeżeli nauka o konieczności dobrych uczynków dla bycia świętym mogłaby zostać ożywiona, to nasz entuzjazm i pośpiech w czynieniu dobra byłby inny” („Werke”, Weimar ed., XXVII, s. 443 – Cf. op. cit., s. 441).

 Wszystkie te szaleństwa wyjaśniają, jak Luter wpadł w szał szatańskiej pychy mówiąc o sobie: „Czy Luter nie wydaje ci się być dziwakiem? Tyle razy, ile nad tym się zastanawiam, myślę, że jest Bogiem. W przeciwnym razie, jak jego pisma lub jego imię mogłoby mieć moc przemieniania żebraków w panów, uczniów w doktorów (nauk), oszustów w świętych, szlamu w perły!” (Ed. Wittenberg, 1551, t.IV, s.378 - Cf. op. cit., s.190).

 W innych sytuacjach opinia Lutra o samym sobie była znacznie bardziej obiektywna: „Jestem człowiekiem narażonym i uwikłanym w społeczeństwo, rozpustę, cielesne odruchy, zaniedbania i inne niepokoje, do których dodane są te wynikające z mojego urzędu” („Briefe, Sendschreiben und Bedenken”, ed. De Wette, I, s.232 – Cf. op. cit., s.198).

 Luter, ekskomunikowany w Wormacji w 1521 r., oddał się próżniactwu i lenistwu. 13 lipca pisał do innego protestanckiego przywódcy, Melanchtona: „Znajduję siebie tutaj niewrażliwego i ociężałego, tkwiącego w próżniactwie. Modlę się mało i przestaję opłakiwać Kościół Boży, ponieważ moje nieokiełznane ciało płonie w wielkim płomieniu. Krótko mówiąc: ja, który powinienem mieć żar ducha, mam żar ciała, rozwiązłości, lenistwa, próżniactwa i ospałości” („Briefe, Sendschreiben und Bedenken”, ed. De Wette, II, s.22 – Cf. op. cit., s.198).

 W kazaniu wygłoszonym w 1532 roku powiedział: „Co do mnie, to wyznaję i wielu innych mogłoby niewątpliwie uczynić takie wyznanie, że nie dbam o dyscyplinę i gorliwość. Teraz bardziej jestem niedbały niż za czasów papiestwa; nikt nie ma teraz takiej żarliwości dla Ewangelii jak to widywało się w przeszłości” („Saemtiliche Werke”, Plochman ed. – Irmischer, XVIII2, s.353 – Cf. op. cit., s. 441).

 Jaką zatem można odnaleźć rzecz, która łączyłaby tę moralność z moralnością świętego, apostolskiego Kościoła Rzymskokatolickiego?

Plinio Corrêa de Oliveira „Folha de S. Paulo”, 1.10.1984 r.