Anna Maria Costa vel Anders kandydatką PiS do Senatu! Gęsia skórka na plecach? | |
Wpisał: Pokutujący Łotr | |
04.03.2016. | |
Anna Maria Costa vel Anders kandydatką PiS do Senatu! Czy Jarosław Kaczyński połknął haczyk? Gorzej : obciach i żenada. Pokutujący Łotr 29 stycznia 2016=================== Anna Costa vel Anders i prezydentowa Anna Komorowska, Londyn 2014. Ach, te wpatrzone w siebie źrenice… ten żarliwy uścisk rąk… ---------- Wiele faktów przemawia za tym, że prezes PiSu Jarosław Kaczyński zrobił falstart upatrzywszy sobie nikomu nieznaną Amerykankę, za to „noszącą historyczne nazwisko”, panią Annę Marię Costa vel Anders na senatora RP. Podobne fakty bywały w przeszłości, przypomnijmy Joannę Kluzik-Rostkowską, odzianą w 2010 r. na potrzeby kampanii prezydenckiej PiSu w kowbojski kapelusz – chyba na pośmiewisko Prezesa, tak to należy dziś postrzegać – albo tytana intelektu „Misia” Kamińskiego, czy szkodliwą efemerydę polityczną, Marka Migalskiego. Prezes najpierw uczynił z nich dygnitarzy, po czym ci odpłacili mu zdradą. Ba, żeby tylko zdradą! – uzyskawszy nowych opiekunów, zaczęli działać PRZECIW swemu dobroczyńcy, aby nie został nawet cień podejrzenia, że mogliby mieć pro-PiSowskie sympatie. Szkody, jakich w polskim życiu umysłowym narobiła Kluzik-Rostkowska jako PO-wski minister edukacji, czy zajadłe prowadzenie przez Kamińskiego nieszczęsnej platformerskiej egerii Ewy Kopacz „do zwycięstwa” nad PiSem – jedynie dzięki zrządzeniom Bożym, nieudane – ukazały bezmiar utrapień, jakich mogą przysporzyć Polsce takie pośpieszne wybory. Nie przesądzam, że i tym razem tak będzie, mamy jednak obowiązek przypominać o niepokojących faktach związanych z tą osobą, które albo są ignorowane, albo nieznane zarówno Prezesowi PiSu, jak pani Premier Szydło. * Niewiele wiemy o pani Annie Marii Anders, choć od parunastu miesięcy trwa jej istny festiwal w mediach. Pomimo rzeki słów, które płyną nieprzerwaną falą tak z ust p. Anny Marii Anders, jak i wdzięczących się przed „sławną córką generała” dziennikarzy, nadal prawie nic nie wiadomo o szkołach, które kończyła, gdzie pracowała i co, poza nazwiskiem tatusia, upoważnia ją do starania się o zawrotnie wysokie, jak na debiutantkę, stanowiska polityczne w naszej Ojczyźnie. Co więcej, do niedawna zupełnie nie obnosiła się ani z „miłością” do kraju jej Ojca, ani ze swym nazwiskiem. Była nikomu nieznaną Mrs. Ann Costa – żoną amerykańskiego Rumuna, pracującego, zdaje się, w niezbyt wysokich kręgach amerykańskiej dyplomacji. Ma syna Roberta, który studiuje w szkole oficerskiej i mówi, zdaje się, zaledwie parę słów po polsku (wnuk generała Andersa!). Piszę o tych faktach „zdaje się”, gdyż skazani jesteśmy na to, co sama mówi o sobie w wywiadach, gdzie bardziej wylewna bywa w sentymentalnych opowiastkach z dzieciństwa, aniżeli istotnych informacjach o jej życiu w Ameryce, jej uwikłaniach politycznych, profilu światopoglądowym czy religijnym. (Np. o swej pracy w Paryżu mówi – i wręcz humorystycznie to brzmi – że pracowała w „pewnej firmie”, a dziennikarz – Krzysztof Ziemiec – łyka to bez mrugnięcia okiem; pewnie, aby nadmierną dociekliwością nie zakłopotać osoby „o legendarnym nazwisku”). Zresztą również tych wspomnień z dzieciństwa jest jak na lekarstwo. Widać, że Anna Maria Costa vel Anders nie czuje swej przynależności do emigracji i nie pała do imponderabiliów polskich większym sentymentem, niż np. do Korei. „Dla niej jest to uczucie narzucone, jako spadek po ojcu, ‘polskość obowiązkowa’ ” – pisze Ewa Berberyusz w swej książce „Władysław Anders. Życie po Monte Cassino” (W-wa 2012). Głębię „myśli polskich” p. Anny Marii Anders dobrze ilustruje też jej radiowa wypowiedź o Polsce rządzonej przez Tuska i jego hałastrę, z 15 listopada 2014 r.: „Ojciec marzył o wolnej Polsce. Jak widzę Polskę teraz, to uważam, że ona jest wolna. Jestem osobą absolutnie niepolityczną… Wiem, że ludzie narzekają, że może być tak czy inaczej. Ale ja muszę powiedzieć, że jako osoba światowa, bo mieszkałam we Francji, Anglii, we Włoszech itd., to dla mnie Polska jest wolna. Ojciec na pewno by się cieszył”. http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-anna-maria-anders-ojciec-marzyl-o-wolnej-polsce-zawsze-mial-,nId,1552236 Anna Maria Anders jest owocem związku gen. Władysława Andersa z Ukrainką, Iriną Jarosewycz. Była ona urodzoną w Czechach córką duchownego grecko-katolickiego i siostrą starszej od siebie Tatiany – działaczki ruchu banderowskiego – a także piosenkarką rewiową. Występując z polską orkiestrą Henryka Warsa w okupowanym przez sowietów Lwowie i na tournées po ZSRR czasu wojny, posługiwała się polsko brzmiącym pseudonimem Renata Bogdańska (odkąd w 1940 r. zawarła związek małżeński z polskim aktorem kabaretowym, Gwidonem Boruckim). To jemu – gdy Borucki już był żołnierzem 2 Korpusu – Anders odbił we Włoszech, już po bitwie pod Monte Cassino, jego ślubną małżonkę, posługując się, jako kuplerką, jej koleżanką z teatrzyku 2 Korpusu – popularną przed wojną warszawską piosenkarką, Zofią Terné. Mówiono wtedy o nowej miłostce generała, spośród członkiń jego „haremu”. Jednak romans przemienił się we wspólne pożycie na oczach całej armii, która podzieliła się na wyrozumiałych wobec tych „wojennych obyczajów” oraz na krytykujących generała i współczujących pozostawionej w Kraju jego ślubnej żonie, też Irenie (!). Pochodząca z rodziny ziemiańskiej Irena Jordan-Krąkowska, dla przystojnego Władysława, oficera i absolwenta Politechniki w Rydze, rozwiodła się ze swym pierwszym mężem, ziemianinem Prószyńskim, mimo, że miała z nim syna Macieja. Wzięli ślub w 1923 r. i mieli dwoje dzieci: Annę i Jerzego. Jeden z internautów prawicowych, celnie skomentował los zdradzonej Ireny Pierwszej: że, niestety, „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”…. Kiedy bowiem Renata Bogdańska pławiła się w oficerskich salutach i wożona była po Włoszech generalskim autem, poprzedzanym przez adiutantów na motocyklach (jest to jedno ze wspomnień, do których w późniejszych latach będzie z lubością wracała), prawowita Irena Anders, utraciwszy w Kampanii Wrześniowej 1939 r. pierworodnego syna, Macieja Prószyńskiego, cierpiała nędzę w okupacyjnej Warszawie. Wspomagali ją przedwojenni przyjaciele Andersa, tzw. filistrzy z korporacji Arkonia, do której generał przystąpił podczas studiów na Politechnice Ryskiej i której pozostał wierny do końca życia. Co gorsza, jako żona generała, który organizował w ZSRR wojsko polskie, Irena Anders była poszukiwana przez Gestapo. Ukrywała się pod nazwiskiem Miłosz, porzuciwszy mieszkanie w Al. Niepodległości i nie kontaktując się z dziećmi, które również zmieniły nazwiska (ukochana córka generała, Anna Anders I voto Nowakowska, zapisała piękną kartę podczas Powstania Warszawskiego). Gdy w 1945 r., dzięki pomocy braci „filistrów” z Arkonii, Irenie Anders udało się opuścić komunistyczną Polskę i wraz z dziećmi, w najnędzniejszym przebraniu, dotrzeć do Włoch i do ukochanego „Właduńcia” – jaki czekał ich wstrząs, gdy ujrzeli przy nim młodą i pewną siebie aktoreczkę, do tego żonę jego oficera! Piękna Ukrainka nie zamierzała dzielić się generałem „z tą drugą” i kiedy tylko dostrzegła u ukochanego objawy słabości, słała mu przez adiutantów łzawe liściki z wyznaniami miłosnymi i błaganiami. Prawowita Irena Anders – która przed spotkaniem z mężem, aby ukryć ślady okupacyjnej biedy, wydała resztki pieniędzy na remont swego uzębienia – nie zamierzała brać udziału w tej komedii. Zdruzgotana, prosiła tylko, aby „Właduńcio” pomógł jej urządzić się na emigracji. Załatwił jej pracę w Czerwonym Krzyżu i wyjechała z dziećmi do Londynu. Odtąd już się nie widywali, również córka Anna ograniczyła spotkania z ojcem tylko do okazji oficjalnych, zaś syn Jerzy, który najboleśniej przeżył zdradę ojca, zerwał z nim wszelkie kontakty i wyjechał do Kanady. Jednak kiedy polski Czerwony Krzyż zakończył działalność w Londynie, Irenie Anders znów bieda zajrzała w oczy. Ta, do końca swych dni, prawdziwa dama – co przyznają wszyscy, którzy ją spotkali – zabrała się więc za krawiectwo i dzięki przyjaciołom, zdołała zarobić na utrzymanie. Wkrótce, po zakończeniu działań wojennych, generał Anders w glorii opatrznościowego „męża na białym koniu” zjechał z kochanką do Londynu. Odtąd były w mieście dwie generałowe Anders, i obie Ireny: jedna prawowita, druga podrabiana i z trudem tolerowana przez emigracyjny Londyn. Niepewna swej pozycji, postanowiła na dobre generała przywiązać do siebie. Przedtem, w 1946 r. uzyskała formalny rozwód z Boruckim. Generał również zabiegał o rozwód, na który Irena Anders nie wyrażała zgody, mimo to, zaledwie trzy lata po wojnie, sąd brytyjski uznał trwały rozkład małżeństwa. W 1948 roku odbył sie ślub, po którym Renata zaczęła oficjalnie używać imienia Irena – w połączeniu z nazwiskiem Anders stwarzało to wrażenie istnienia jedynej „prawowitej” Ireny Anders. Jakby było tego mało, dała na imię nowo narodzonej córeczce Anna, jakby pragnąc zatrzeć pamięć o „tamtej” Annie, dawniej ukochanej córce generała. Zmieniła też wyznanie z unickiego na rzymsko-katolickie, idąc w ślad męża, który uczynił to jeszcze w czasie wojny (z urodzenia, Anders był protestantem). Na skutek ich, zaiste, karcianych zagrywek matrymonialno-religijnych, ślub Renaty Bogdańskiej z Władysławem był rzymsko-katolicki, bowiem jako greko-katoliczka, która zawarła pierwszy związek małżeński przed władzami sowieckimi, Bogdańska była w oczach Kościoła katolickiego osobą wolną. Również generał – przyjęty do Kościoła katolickiego przez biskupa Gawlinę w dniu jego imienin 27 czerwca 1942 r. w Jangi Julu w Uzbekistanie – był też „wolny”, bo jego ewangelicki ślub z Ireną Prószyńską, która w oczach Kościoła katolickiego była mężatką, również nie był ważny... W ten sposób wracamy do osoby Anny Marii Costa vel Anders, której niejednoznaczność i dziwne polityczne zwroty, nabierają w świetle wydarzeń z życia jej rodziców innej wymowy i nie powinny nas dziwić. Anna Maria Costa wielce się wahała, czy do wyborów w Polsce wystartować jako kandydatka PiS czy PO. Zwłaszcza, że jej ukraińska matka, po zbrodni smoleńskiej 2010 r. przystąpiła do komitetu wyborczego Bronisława Komorowskiego, a nawet pofatygowała się z Londynu, by osobiście uczcić jego zaprzysiężenie 6 sierpnia 2010 r. Pamiętamy, jaki to był cios dla wielu patriotów polskich, obolałych po masakrze smoleńskiej i w trakcie trwającej wciąż ordynarnej i bezwzględnej walce nowego „prezydenta” Polski i jego kliki z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Czy córka takiej osoby i nosząca jej nazwisko, na pewno jest odpowiednią kandydatką na stanowisko przewodniczącego Rady Ochrony Pamięci i Męczeństwa? Dodatkowo, ma ona być sekretarzem stanu w Kancelarii Rady Ministrów i, jakby było mało tych wiernopoddańczych laurów dla jej „historycznego nazwiska”, pełnomocnikiem ds. dialogu międzynarodowego… W wywiadzie z 19. 11. 2014 r. http://www.gazetagazeta.com/2014/11/anna-maria-anders przyszła sekretarz stanu w rządzie PiS, opisuje serdecznymi słowami „swą przyjaciółkę” Ligię Krajewską, posłankę PO w poprzednim Sejmie. Tak, tę samą, która o prezydencie Andrzeju Dudzie wyrażała się na Twitterze „plastik… nie ma mózgu”, co tzw. opozycja do dziś powtarza jako główną obelgę wobec naszego Prezydenta („plastikowy prezydent”, „plastuś” itp). Ta „serdeczna przyjaciółka” Anny Marii Anders jest również autorką obecnego na jej profilu i równie słynnego określenia „Putinowski PiSlam”. Natrząsała się też na Twitterze z leworęczności prezydenta Dudy oraz sugerowała interesowność małżeństwa Elbanowskich w ich obronie 6-latków. http://niezalezna.pl/67122-nie-ma-mozgu-seanse-nienawisci-poslanki-po Za przyjaźń, Ligia Krajewska odpłaca Anni Marii Anders równie ciepłymi słowami: Anna Anders jest osobą bardzo otwartą, sympatyczną, życzliwą i postępową, więc jeśli faktycznie wystartuje w wyborach parlamentarnych z ramienia PiS, będę zaskoczona, bo jej poglądy do poglądów tej partii zupełnie nie pasują.” [w oryg.: zdjęcie. Serdeczne przyjaciółki: Anna Maria Costa vel Anders oraz Ligia Krajewska: Czy Pani Premier znane są przyjaźnie „postępowej” pani Costy vel Anders? I co znaczy to dwuznaczne określenie kandydatki na wysokie stanowiska w prawicowym rządzie, które padło z ust jej lewicowej przyjaciółki? Czy chodzi o liberalny stosunek do aborcji? Do eutanazji? Do tabletki „dzień po”? Do edukacji seksualnej dzieci i pseudonauki gender? Niestety, na żadne z tych pytań nikt z Polaków nie usłyszał dotąd z ust Anny Marii Anders żadnej odpowiedzi. W cywilizowanym kraju, takie kompromitujące kontakty towarzyskie dyskwalifikują kandydata do wszelkiej poważniejszej kariery politycznej. Wprawdzie, za postawy naszych rodziców najczęściej nie odpowiadamy, ale za dobór przyjaciół – owszem. Po przykrych doświadczeniach PiSu z takimi okazami dwulicowości i cwaniactwa, jak wspomniani Kluzik-Rostkowska czy „Miś” Kamiński, oby Prezes Kaczyński czy zazwyczaj rozważna pani Premier Szydło, nie pożałowali swego wyboru. Wydaje się on być powodowany raczej snobistycznym zauroczeniem, niż chłodną oceną zalet i kompetencji kandydatki do tak wysokich stanowisk politycznych w naszej Ojczyźnie. [w oryg.: zdjęcie. Bronisław Komorowski i Anna Maria Anders: A jeśli fakty z jej biografii nie wystarczą, proponuję zadumać się nad „głębią” wypowiedzi politycznych przyszłej pani Senator. Oto trzy cytaty z rozważań „serdecznej przyjaciółki” posłanki Krajewskiej, zaczerpnięte z jej rozmowy z równie bystrym dziennikarzem radia RMF FM. http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-anna-maria-anders-ojciec-marzyl-o-wolnej-polsce-zawsze-mial-,nId,1552236 Na temat Putina: „Hitlera można użyć jako przykładu tego, co się dzieje teraz z Rosją i na Bliskim Wschodzie (…) Był przecież taki okres, że w Rosji protestowano przeciw Putinowi, a teraz to jakoś nie wiem. Czy to jakaś propaganda czy co. Wszystko się ucieszyło i raptem wszyscy niby w Rosji są za nim”. Na temat NATO: „Wiem, że tutaj w Polsce bardzo się boją tego, że będzie jakaś inwazja. My w Ameryce jakoś w to nie wierzymy. Ja chcę wierzyć że NATO by w takim wypadku pomogło”. I dalej: „Trzeba to NATO jakoś wspierać, finansować, żeby wszyscy razem z Ameryką pracowali”. (podkreślenia moje PŁ) Gęsia skórka na plecach? To mało. Pokutujący Łotr |