Konfidenci i błyskotki | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
12.03.2016. | |
Konfidenci i błyskotki Stanisław Michalkiewicz Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 11 marca 2016 Wprawdzie odpowiadając na pytanie słuchacza: czy będzie wojna - Radio Erewań ponad wszelka wątpliwość stwierdziło, że wojny nie będzie – ale czy to można dzisiaj wierzyć mediom? Jasne, że nie można, bo jakże tu im wierzyć, kiedy tam konfident na konfidencie siedzi i konfidentem pogania? Inna rzecz, że Radio Erewań wprawdzie wykluczyło wojnę, ale jednocześnie wyjaśniło, że nastanie taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Toteż dzisiaj nie ma wojen i nawet w Syrii, z której uchodzą uchodźcy, trwa walka o zwycięstwo demokracji i praworządności. Ciekawe, że to zupełnie tak samo, jak u nas, z tym, że u nas walka o zwycięstwo demokracji i praworządności wkracza dopiero w fazę wstępną, w której główną rolę odgrywają krętacze, to znaczy pardon – żadni tam „krętacze”, tylko renomowani prawnicy. Sam nie wiem, dlaczego skojarzyli mi się z krętaczami; być może z powodu pana sędziego Wojciecha Łączewskiego, którego autorytety moralne nie mogą się nachwalić zwłaszcza od momentu, gdy został wmieszany w aferę lisową. Sędzia Łączewski wyjaśnia, że jest niewinny („ja, ludzie kochani, jestem niewinny” - tłumaczył się dobry wojak Szwejk), że tylko podszył się pod niego jakiś sobowtór. Ciekawe, że podobnie tłumaczy się były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa, co skłania rozmaitych podejrzliwców do podejrzeń, że obydwaj wykonują tę samą instrukcję na wypadek dekonspiracji – a skoro wykonują tę instrukcję, to być może również instrukcje inne? Oczywiście ta atmosfera podejrzeń staje się nieznośna, więc nic dziwnego, że w obronie Lecha Wałęsy wystąpił JE abp Tadeusz Gocłowski, JE abp Józef Kowalczyk i JE bp Tadeusz Pieronek. Nic dziwnego tym bardziej, że JE abp Gocłowski był podejrzewany o udział w aferze Stella Maris, JE abp Kowalczyk – że został zarejestrowany przez SB pod pseudonimem „Cappino”, no a JE bp Pieronek zawsze wiedział, gdzie leży prawda – bo czy w przeciwnym razie powołaliby go do Rady Fundacji Batorego, za pomocą której finansowy grandziarz Jerzy Soros przerabia mniej wartościowe narodu tubylcze na nawóz historii dla „społeczeństwa otwartego”? Ale mniejsza z tym, bo przecież chodzi o to, kiedy walka o zwycięstwo demokracji i praworządności wejdzie u nas w fazę drugą, kiedy to – jak przewidział Włodzimierz Majakowski - głos zabierze „towarzysz Mauzer”: „tisze oratory; wasze słowo tawariszcz Mauser”. Jak bowiem przenikliwie zauważył Mao Zedong, „władza wyrasta z lufy karabinu”, więc prędzej czy później „towarzysz Mauzer” będzie musiał zabrać głos. Na razie jednak popisują się „oratory” - ale nawet i oni zaczynają komponować groźne telegramy. („Ja wiem; groźne telegramy i na fotosach kolega Atylla...”). W tej sytuacji palącej aktualności nabiera pytanie – jak w momencie, gdy w obronie demokracji i praworządności głos zabierze już „towarzysz Mauzer”, który zresztą może przedstawić się nam jako „Parteigenosse Mauser”, ewentualnie – jako „Bagliiter Mauser” - bo tak to chyba brzmi w jidysz - otóż jak w takim momencie zachowa się nasza niezwyciężona armia? Czy od razu stanie murem za świętą sprawą demokracji i praworządności i zacznie energicznie zwalczać wszelkie ataki na niemieckie dzieło odbudowy – bo chyba wrócimy wtedy do retoryki stosowanej przez Hansa Franka, z którego synem, Niklasem Frankiem, żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika namawia się, jakby tu „powstrzymać ten rząd” - a w chwilowo nieczynnym obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu zostaną odosobnieni wrogowie demokracji i praworządności, których partia wskaże – oczywiście po skompletowaniu profesjonalnej załogi spośród aktywistów Komitetu Obrony Demokracji – czy też zachowa postawę wyczekującą, pilnując tylko, by pociski „towarzysza Mauzera” miały prawidłowe kalibery? Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, zwłaszcza z 13 grudnia 1981 roku, nie robiłbym sobie specjalnych złudzeń, a już na pewno – że nasza niezwyciężona armia przed kimkolwiek nas obroni. Jakże tu bowiem żywić jakieś złudzenia, kiedy nawet teraz muszą jej pilnować specjalistyczne firmy ochroniarskie? Ale tak to możemy sobie myśleć entre nous, czyli do wewnątrz, natomiast na zewnątrz, a zwłaszcza – wobec naszych sojuszników – powinniśmy udawać, że nawet z naszą niezwyciężoną armią wszystko jest w jak najlepszym porządku – jakby nigdy nic – i przedstawiać im, a zwłaszcza Naszemu Największemu Sojusznikowi, nasze prośby wzajemne. Obecnie bowiem, po zresetowaniu przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach z Rosją, Stany Zjednoczone chyba na dobre powróciły do aktywnej polityki w Europie, a zwłaszcza – w Europie Wschodniej. Polska, jak wiadomo, ponownie podjęła się w związku z tym roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią, co może się dla nas skończyć rozmaicie, zwłaszcza gdyby zimny rosyjski czekista Putin został sojusznikiem naszych sojuszników – co po konferencji w Monachium zaczyna nabierać żywych rumieńców. Ale niezależnie od tego Stany Zjednoczone wykorzystują terytorium naszego nieszczęśliwego kraju do swoich gierek z Moskalikami. Nie na tym jednak polega problem, tylko na tym, że próbują wykpić się za to błyskotkami. Przewidział to już dawno Juliusz Słowacki lamentując: „Polsko! Ciebie błyskotkami łudzą!” Obecnie „błyskotki” przybrały postać „rotacyjnej obecności” w Polsce symbolicznego kontyngentu amerykańskiego wojska, które nie będzie przecież wykonywało poleceń polskiego rządu, tylko rządu własnego, który w razie czego może kazać im wrócić do domu, a my zostaniemy w obliczu konsekwencji amerykańskich przekomarzań z Moskalikami, podobnie jak Chińczycy, czy Wietnamczycy z Południa. Skoro tedy udostępniamy Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi nasze terytorium, które w ten sposób narażamy na zniszczenie, to powinniśmy zażądać od niego stosownej zapłaty w dwóch postaciach: po pierwsze – solennej obietnicy, że nie będzie żadnych nacisków na Polskę w sprawie tzw. roszczeń żydowskich, po drugie – że USA będą traktowały Polskę tak samo, jak inne państwo frontowe, czyli Izrael, co przekładałoby się na finansową kroplówkę w wysokości 4 mld dolarów rocznie dla naszej niezwyciężonej armii, plus udogodnienia wojskowe, podobne do tych, z jakich korzysta Izrael i wreszcie – by Waszyngton przestał politykować w Polsce za pośrednictwem starych kiejkutów, czyli swojej agentury, tylko zachowywał przynajmniej pozory partnerstwa. Tego właśnie otwartym tekstem domaga się turecki premier Erdogan, mówiąc Amerykanom, by się zdecydowali: albo z Kurdami, albo z nami. Nasza sytuacja jest trudniejsza, bo my mamy problem z Żydami, przeciwko którym żaden amerykański rząd nie odważy się podskoczyć – ale przecież możemy oczekiwać, że jeśli nawet Amerykanie muszą dogadzać Żydom – to nie kosztem Polski. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”. |